Battlefield: Bad Company 2
„Chłopaku, ubiłem dziś 32 fragi w BC2 !”, „Będą nowe mapy do BC2 !”, „Wbijaj na serwer to pykniemy meczyk w BC2”. Aaaaa ! Nie wiem jak wy, ale ja już nie mogę słuchać o trybie multi w nowej grze z serii Battlefield od szwedzkiego zespołu DICE. Ja wiem że jest fantastyczny, wyznacza nowe standardy i w ogóle zmienia ludzi na lepszych, ale co z Singlem ? Dlaczego kiedy pytam kogoś w którym momencie kampanii się znajduje, ten patrzy na mnie jakbym próbował zniweczyć pamięć jego babci ?
Tryb dla pojedyńczego gracza zasługuje na taką samą uwagę, jak sławetny tryb sieciowy. I dlatego opowiem wam o mojej jakże interesującej przygodzie z Parszywą Kompanią Właściwie to skłamałem. Nie będzie żadnej przygody. Do Bad Company 2 podszedłem jak do średnio wyczekiwanego tytułu, co najwyżej lekko podsypanego niezłym hypem, ze szczyptą zainteresowania rodzimym dubbingiem (X360). Podejrzewam że moje przygody i tak was gówno obchodzą więc wszystkim to wyjdzie na zdrowie. Nowy Battlefield kontynuuje historię znanej z poprzedniej części tytułowej kompanii zlożonej z największych przygłupów, oszołomów i debili. Jakkolwiek byś jednak ich nie nazwał, mają jedną bardzo ważną cechę. Sa zajebiście skuteczni w swoim fachu. Pytasz w czym ? Czy ty na pewno wiesz w co chcesz zagrać ? W wojaczce czlowieku ! W sianiu ołowiu na polach pełnych anonimowych żołnierzy, bojówkarzy i najemników w kominiarkach których głównym zadaniem jest umrzeć od samego chyba dźwięku karabinów naszych bohaterów. W wesołym niszczeniu wieloletniego dobytku cywili kiedyś zamieszkujących twoje obecne pole bitwy. W owej kompani znajduje się wioskowy głupek Haggard mający manię destrukcji, komputerowy mądrala Sweetwater, uosobienie amerykańskiego twardziela – sierżant Redford, no i oczywiście Ty – Marlow Preston. W tej części wypadający trochę blado. Gra zaczyna się kilka lat po wydarzeniach części pierwszej, choc najpierw czeka cię bardzo klimatyczny prolog. Jeśli jeszcze nie doczytałeś się w recenzjach o czym ten prolog traktuje, to dobrze bo to fajna niespodzianka. Ja jej na pewno nie zdradzę. Wkrótce zostaniesz przerzucony do Ameryki południowej, gdzie spędzisz większa część gry. Nic w tym złego ! Ponieważ kontynent ten jest bogaty w wiele różnorodnych terenów. Przyjdzie ci więc zwiedzić (i przy okazji pewnie kompletnie rozpierprzyć) gęstą dżunglę usianą posterunkami pełnymi bojówek, śnieżne zbocza Andów, rozległe pustynie i wiele innych. Niestety w samej fabule nie czujemy powiewu świeżości . Ot źli rosjanie starają się zdobyć broń skalarną (coś w rodzaju impulsu elektro-magnetycznego) którą Japończycy stworzyli podczas II Wojny Światowej, skazując tym samym USA na powrót do średniowiecza (przez tyle lat rozwoju i ekspansji terytorialnej nie byli w stanie stworzyć własnej wersji takiej głowicy ? Hmmm…).
Logicznym posunieciem ze strony rządu jednego z najpotęzniejszych krajów na świecie, byłaby mobilizacja jednostek specjalnych i wysłanie jak największej ich liczby na poszukiwania owej broni. Otóż nie… Z jakiegoś powodu postanowiono iż najlepszym wyjściem będzie wysłanie 4 żołdaków, uzupełniając ich o jednego pilota-pacyfistę i udawanie że problem nie istnieje. Będzie radość, dramat, zdrada i zemsta. W dużym skrócie – dupy nie urywa. O wiele lepiej wychodzi tu przedstawienie głownych postaci. Znane z poprzedniej części pogaduszki pomiędzy naszymi towarzyszami broni i tym razem rozśmieszają, a i rzucanego mięsa nam nie szczędzono. Brzmi to tymbardziej efektownie iż wersja na X 360, poddana została fantastycznemu dubbingowi. Cezary Pazura wcielający się w Sweetwatera, idealnie oddaje pewnego rodzaju „pierdołowatość” tej postaci. Mirosław Baka natomiast, mimo iż nie dokońca pasuje do obrazu zarośnietego wieśniaka z teksańskim akcentem, wykonał kawał solidnej roboty. Największym problemem było zapewne podłożenie glosu pod sierżanta Redforda, ze względów oczywistych. Mimo to głos tego aktora pasuje fantastycznie ! Marlow w tym towarzystwie wypada dość standardowo. Lokalizacja to zdecydowany plus. „O co tu chodzi ?” zapyta laik patrząc na Bad Company 2. „O konkretny rozpierdol !” odpowie każdy gracz. Nie oszukujmy się, w nowej grze DICE, podobnie jak w poprzedniej jej odslonie, głownym celem gry jest zamiana wszystkiego co wystaje 2 metry ponad ziemię w perzynę. I na tym polu gra nie zawodzi. Amatorom destrukcji, na widok tego co dzieje się na ekranie, z ust pocieknie cienka strużka śliny. Umowność zniszczenia znana z poprzedniej części, w BC2 poprawiona została o budynki które tym razem możemy zrównać z ziemią. Tak, są to wybrane przez developerów budynki , ale uwierzcie, tychże nie zabraknie wam przez całą rozgrywkę. A niszczyć je możemy na wiele sposóbów. Jeśli przestanie was bawić strzelanie w oczojebne czerwone beczki, jak zwykle wygodnie ustawione w strategicznych miejscach, użyć możecie podwieszanego grantnika, lekkiej wurzutni rakiet, granatnika automatycznego zamontowanego na pojeździe, masywnego czołgu, działka pokładowego w helikopterze, czy też po prostu starych dobrych granatów. A jeśli to wam nie wystarczy, developerzy zadbali abyśmy mogli zrównać z ziemią całe miasto za pomocą nalotów dywanowych. Beton rozlatuje się na wszystkie strony, chmury pyłu przesłaniają nam widok, kule świszczą koło uszu podnosząc przyjemnie adrenalinę.
Na brak akcji nie będziecie narzekać. Jako amator uzbrojenia jednak, musze powiedzieć że pomimo całkiem pokaźnego uzbrojenia, czegoś mi w tym temacie brakowało. Ale to moje osobiste zboczenia więc te wynurzenie możecie olać. Oprawa graficzna nie zawodzi. Jeśli już miałbym porównywać ją z dziełkiem od Infinity Ward, powiedziałbym że ten drugi wygrywa o długość lufy. Podstawowym problemem w BC2 jest, ironicznie, wartka akcja. Akcja nie pozwalająca nam na cieszenie oka przepięknymi wręcz krajobrazami jakich możemy tu uświadczyć. W jednej chwili śmigamy czołgiem po dolinach o podnóży gór, by za dosłownie 10-15 minut znów znaleźć się pośród zgliszczy zbombardowanego miasta, i po chwili jesteśmy na pustyni. Nie mogłem się przyzwyczaić do jednego terenu gdy momentalnie przerzucano mnie do innego. Ale cóż. Taki jest koszt dynamiki jaką wprowadzili twórcy gry. A ta jest znacznie większa względem pierwszej części. Ograniczono nam więc tym samym dużą swobodę ale nuda jaka przy tym wiała w pierwszym BC sprawia iż wcale nie tęsknię za rozległymi terenami. Zdecydowanie jednym z najmocniejszych punktów jest dźwięk. M-I-Ó-D ! Przezajebista ścieżka dźwiękowa autorstwa Mikaela Karlssona, z najlepiej oddanymi dźwiękami strzałów i wszelkiego rodzaju wybuchów, tworzy w połączeniu z konkretnym nagłośnieniem istną Kama Sutrę dla uszu.
Podsumowując, Nowe dzieło DICE nie zawiodło. Zaspokoiło ono oczekiwania fanów, ale i nie powaliło na kolana. Mimo iż czułem wielką satysfakcję z ogólnej destrukcji, nie wciągnąłem się kompletnie w opowiadaną tu historię. Przez to tez nie miałem uczucia iż uczestniczę w ważnej dla mnie bitwie. Kolejne potyczki traktowałem jako świetną rozpierduchę. Rozpierduchę sprawiającą mnóstwo frajdy. Ale wciąż tylko rozpierduchę. (RECENZJA DOTYCZYŁA TYLKO TRYBU SINGLE PLAYER)
zalety: oprawa, dźwięk, destrukcja, polska lokalizacja
wady: fabuła, krótki czas gry
ocena: 8
Przeczytaj również
Komentarze (26)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych