Reklama
Wojna Krwi: Wiedźmińskie Opowieści – recenzja gry. Wiedźmin to nie tylko Geralt

Wojna Krwi: Wiedźmińskie Opowieści – recenzja gry. Wiedźmin to nie tylko Geralt

Wojciech Gruszczyk | 18.10.2018, 17:00

Najlepsze gry potrzebują wielu lat. Twórcy muszą dłubać, tworzyć, rozwijać, wyznaczać nowe standardy, więc jak żyć po takich premierze jak Wiedźmin 3: Dziki Gon w oczekiwaniu na Cyberpunk 2077? Dla CD Projekt RED odpowiedzą są „Wiedźmińskie Opowieści”, bo pierwsza historia – Wojna Krwi – w intrygujący sposób pokazuje, że Polacy są gotowi do jednoczesnego tworzenia dwóch produkcji.

Wojna Krwi to pierwsza wiedźmińska opowieść, w której główną bohaterką została Meve, królowa Lyrii i Rivii, a krewna Foltesta z Temerii i Calanthe z Cintry. Kobietę poznajemy, gdy wraca do rodzinnych stron, ale zamiast wypoczywać i wziąć kilka gorących kąpieli, nie może nawet w spokoju wrócić do komnaty, bo na jej ziemiach panuje niespotykany wcześniej chaos. Podczas nieobecności na włościach rozpętało się prawdziwe piekło, przez które kobieta została zmuszona do natychmiastowych działań - Meve wyrusza do walki z rabusiami plądrującymi tereny i chędożącymi okoliczne kobiety. Pierwsza godzina w Wojnie Krwi pokazuje, że pierwotnie zarysowany problem to dopiero początek. Królowa ma zdecydowanie dotkliwszy ból głowy, przez który zostanie zmuszona do wielkiej podróży, poszukiwania sprzymierzeńców i walki z kolejnymi siłami Cesarstwa Nilfgaardu.

Dalsza część tekstu pod wideo

Zdrada i walka? Typowe trudne sprawy

Słowem kluczowym pierwszej wiedźmińskiej przygody jest „zdrada” - liczne walki stępiły zmysły Meve, która nie potrafi znaleźć w najbliższym otoczeniu prawdziwych szczurów-krętaczy, a uczestnicząc w 12 godzinnej historii kilkukrotnie byłem świadkiem naprawdę interesujących zwrotów akcji, które w dodatku są przeładowane trudnymi wyborami. W trakcie opowieści bardzo często wybieramy pomiędzy „złem a gorszym złem”, choć nie wszystkie konsekwencje są widoczne po zakończeniu rozmowy – czasami z miejsca pogarszają nam się relacje z żołnierzami, ale zdecydowanie częściej pokłosie wydarzeń pojawia się w najmniej oczekiwanym momencie.

Wojna Krwi

Wojna Krwi

Za Wojnę Krwi odpowiadają scenarzyści Wiedźmina 3: Dziki Gon i nie są to wyłącznie nazwiska w napisach końcowych – deweloperzy zapewniają atmosferę znaną z „dużych historii”, a choć od pewnego momentu wiedziałem, jak wszystko się zakończy, to po drodze zostałem jeszcze kilkukrotnie bardzo pozytywnie zaskoczony. Twórcy dobrze manewrują wydarzeniami, potrafią pobudzić wrzucając w wir akcji ciekawych bohaterów niezależnych i w zasadzie jedynie ostatni akt odstaje od całej przygody – miałem wrażenie, że historia powinna zakończyć się w efektowniejszy sposób. Dużym plusem pracy CD Projekt RED jest zaprezentowanie świata Sapkowskiego w odrobinę innych okolicznościach – to nie jest kolejna opowieść Geralta, podczas której wcielamy się w Białego Wilka, a mamy okazję poznać uniwersum z innej strony. Wiedźmin jest przepełniony arcyciekawymi osobistościami, na które zabrakło czasu podczas znanych nam przygód, jednak Wiedźmińskie Opowieści pozwolą poznać nowych bohaterów, których trudno nie polubić. Tak właśnie jest z Meve, gdyż to naprawdę interesująca postać spotykająca na swej drodze wielu protagonistów, którzy w najmniejszym calu pasują do świata Sapkowskiego – przynajmniej trzy postacie mogłyby otrzymać własne „Wiedźmińskie Opowieści”.

Trochę Heroes of Might and Magic? Nie zaszkodzi

Wojna Krwi była pierwotnie zapowiedziana jako dodatek do Gwinta, jednak w ostatnich miesiącach projekt został znacznie rozbudowany, więc w rezultacie CD Projekt RED zdecydowało się na samodzielną przygodę. Nie jest to przypadek, ponieważ produkcja nie jest wyłącznie karcianką. Tytuł oferuje eksplorację rodem z Heroes of Might and Magic, podczas której zbieramy surowce, napotykamy NPC, by następnie za pomocą złota, drewna i żołnierzy móc rozbudowywać swoją bazę oraz armię. Gra jednak nie rezygnuje ze wszystkich elementów karcianki i wszelkie wydarzenia związane z akcją – walka, zagadki, ciekawe miejsca – opierają się już na rozgrywce z użyciem kart. Nie możemy mimo wszystko mówić o wiernym przeniesieniu systemu znanego z Dzikiego Gonu lub sieciowego Gwinta, ponieważ autorzy dosadnie przebudowali zmagania.

Wszystkie starcia odbywają się w czterech rzędach (po dwa dla gracza) i choć nadal obowiązuje zasada do dwóch wygranych rund, to jednak bardzo często napotykamy na skrócone pojedynki, w których widnieje stan jeden do jednego, a my musimy zwyciężyć w decydującym starciu. Niejednokrotnie nie możemy opierać się na swojej talii, ponieważ przykładowo w zagadkach otrzymujemy „predefiniowany” zestaw kart – przykładowo zaledwie 7 żołnierzy - i za ich pomocą musimy rozwiązać problem. Nie zawsze trzeba pokonać rywala, bo deweloperzy wpadli na fantastyczne pomysły: od czasu do czasu musimy przepchać postać na wybrane pole, wyeliminować tylko jedną z kilku kart, zniszczyć zaporę... Pomysłowość twórców zaskakiwała mnie niemal do końca. Należy tutaj na pewno podkreślić jedno – nawet najwięksi fani Gwinta będą zmuszeni do nauczenia się nowych zasad rozgrywki, bo dodano lub zmieniono ponad 250 kart. To niezbędne działanie, by zachować zdrowy balans i nie pojawiły się zestawy, które potrafią zmiażdżyć każdy układ na planszy.

Wojna Krwi

Wojna Krwi

Podczas całej opowieści odwiedzamy sześć miejscówek – Lyria, Aedirn, Mahakam, Angren, Rivia, Aldersberg – i zawsze możemy liczyć nie tylko na świeże zagadki, skarby do odnalezienia, ale również kolejnych przeciwników do pokonania oraz nowych sprzymierzeńców. Najbardziej spodobała mi się część w pasmie górskim zamieszkiwanym przez krasnoludy – nie tylko pod względem fabularnym zimowa kraina potrafi zaskoczyć, lecz prezentuje się po prostu świetnie. W zasadzie każdy teren ma „to coś” - twórcy doskonale potrafią zaprezentować atuty oraz aurę miejsca. Za każdym razem wchodząc do nowej miejscówki możemy spojrzeć na panoramę. Nie jest to oczywiście oprawa godna Dzikiego Gonu, jednak bez wątpienia pasuje do całej koncepcji. Pewnym nie do końca przemyślanym działaniem jest dla mnie problem z czyszczeniem terenów, bo deweloperzy dość niespodziewanie usunęli możliwość powracania do wcześniej wyczyszczonych krain. Ma to sens pod względem fabularnym, jednak nawet po zakończeniu opowieści nie możemy swobodnie skakać pomiędzy rejonami. W rezultacie choć moją przygodę z Wojną Krwi zakończyłem po 12 godzinach, to wiem doskonale, że poznanie tytułu na 100% zajmie dobre 20... A może nawet 30-35 godzin? Trzeba oczywiście w tym wypadku wziąć pod uwagę jeden ważny czynnik – CD Projekt RED stworzyło karciankę, w której sporo zależy od naszych kart lub rozgryzienia łamigłówki, więc trudno tak naprawdę stwierdzić ile godzin zajmie ukończenie wszystkich zadań.

Muszę w tym miejscu wspomnieć, że CD Projekt RED słucha opinii o swoim produkcie i jeszcze miesiąc temu gra posiadała wyłącznie dwa poziomy trudności. Teraz przed rozpoczęciem historii wybieramy spośród trzech poziomów, a dodatkowo stale możemy w opcjach dopasować wyzwania do swoich potrzeb. Gracze pragnący poznać wyłącznie historię bez problemu mogą skupić się wyłącznie na fabule, choć nawet wtedy należy podejść do walki, w której przeciwnik może nas zaskoczyć – po porażce można jednak minąć starcie i kontynuować poznawanie historii.

 

Gameplay? Nie tylko dla fanów Gwinta

Wojna Krwi potrafi mocno wymęczyć, bo na najwyższym poziomie trudności trzeba nie tylko umiejętnie wykorzystać swoją talię, ale na początku trzeba ją stworzyć. To właśnie z tego powodu w tytule znajduje się ponad 75 dodatkowych wydarzeń, które pozwalają zdobyć dodatkowe surowce i rozbudować swoją formację. Na mapie znajduje się wiele niefabularnych walk, jednak na dobry początek warto poznawać zagadki, których poziom trudności się nie zmienia – zawsze stajemy oko w oko z tym samym problemem. Decydując się jednak na test umiejętności niezbędny jest rozwój armii, więc trzeba zbierać wspomniane surowce, które następnie inwestujemy w bazie.

W obozie mamy dostęp do sztabu, gdzie układamy talię i tworzymy karty, w namiocie królewskim czytamy listy, raporty, oglądamy mapy, zebrane klucze i fragmenty kart, w kantynie rozmawiamy z bohaterami i zbieramy dodatkowe informacje dotyczące fabuły, plac ćwiczebny pozwala wypróbować zestawy, a warsztat umożliwia rozbudowę bazy. W tym ostatnim miejscu mamy dostęp do rozwoju w zasadzie każdego wymienionego elementu obozowiska, a dzięki zainwestowanym surowcom otrzymujemy dostęp do nowych kart, ulepszamy aktualne, a możemy nawet sprawić, czy nasza armia będzie wypełniała mniej limitu, Meve otrzyma dostęp do większej liczby elementów rynsztunku, a nawet zwiększy prędkość poruszania się po mapie. Opcji jest naprawdę sporo, bo podczas kreowania armii musimy zwracać uwagę na specjalne karty, systematycznie otrzymujemy mocnych sprzymierzeńców i nie ominie nas kombinowanie, by ułożyć odpowiedni układ na kolejne wyzwania. 

Deweloperzy postanowili opowiedzieć wydarzenia za pomocą narratora, który czyta wszystkie listy, przedstawia wydarzenia, a dodatkowo od czasu do czasu mamy okazję spojrzeć na dwuwymiarowe animacje, podczas których Meve rozmawia ze sprzymierzeńcami broni oraz przeciwnikami – w tym wypadku do głosu dochodzą aktorzy, którzy ożywiają postacie i jest to bez wątpienia smakowity kąsek. Bohaterów dobrze się słucha, a pełny dubbing jest dopełnieniem udźwiękowienia – muzyka jest spokojniejsza, odpowiednio dobrana do karcianej rozgrywki, choć podczas przygody natraficie na kilka znanych, żywszych utworów.

Wojna Krwi

Wojna Krwi

Wojna Krwi

Wiedźmin przed Wiedźminem do Wiedźmina? To ma sens

Wojna Krwi: Wiedźmińskie Opowieści to początek zupełnie nowej serii, która choć potrzebuje pewnego ożywienia, to jednak potrafi w wielu miejscach zachwycić. Wiedźmińska atmosfera jest wyczuwalna od początku do końca, fabuła potrafi wielokrotnie zaskoczyć, a gameplay zainteresuje nie tylko fanów Gwinta. Deweloperzy znaleźli sposób na świetne rozbudowanie uniwersum oraz przedstawienie nowych przygód, w których Geralt nie będzie odgrywał pierwszych skrzypiec. Chętnie poznam kolejne opowieści, bo jest to idealna przystawka przed daniem głównym... Na porządnego schabowego od CD Projekt RED w tym uniwersum zaczekamy pewnie kilka lat, ale Wiedźmińskie Opowieści umilą nam to oczekiwanie.

 

Gra recenzowana na GeForce GTX 1080, i7-8700 (3.20 GHz), 8GB ramu – w trakcie przygody nie natrafiłem na błędy, a produkcja działała płynnie. Premiera na konsolach odbędzie się 4 grudnia.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Wojna Krwi: Wiedźmińskie Opowieści

Atuty

  • Historia pełna ciekawych wydarzeń,
  • Świetne łamigłówki,
  • Wysoki poziom trudności (jeśli chcesz),
  • Kilka smaczków dla fanów uniwersum,
  • Interesujące postacie

Wady

  • Na końcu brakuje fabularnego trzęsienia ziemia,
  • Gameplay pod koniec zaczyna odrobinę nużyć

Must-have dla fanów Gwinta. Ciekawostka dla fanów Wiedźmina. Pozostali mogą spróbować... A ja czekam na kolejną historię.
Graliśmy na: PS4

Wojciech Gruszczyk Strona autora
Miał przyjść do redakcji zrobić kilka turniejów, ale cytując klasyka „został na dłużej”. Szybko wykazał się pracowitością, dzięki której wyrobił sobie pozycję w redakcji i zajmuje się różnymi tematami. Najchętniej przedstawia wiadomości ze świat gier, rozrywki i technologii oraz przygotowuje recenzje gier i sprzętu. Jeśli jest zadanie – Wojtek na pewno się z nim zmierzy. 
cropper