Kolejny dzień, kolejna szansa... phi

BLOG
434V
Kolejny dzień, kolejna szansa... phi
Iron | 23.04.2013, 22:41
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Myślałem co umieścić w kolejnym wpisie, temat growy wydaję się na miejscu jednak jeszcze nie mam odpowiedniej weny, wiec dziś też będzie trochę o mnie, jeśli ktoś nie lubi sentymentalnych melodramatów zalecane jest opuszczenie strony :)

Od czego by tu zacząć ... Urodziłem się w .... nie za dużo pisania, może za górami za lasami .... hmm też nie jeszcze ktoś napisze, że wkręcam bajki. Może po prostu zacznę pisać bez przemyślenia jak zawsze. Wiem, że wydaję się to być niedbalstwem ale szczerze całe moje życie tak wyglądało, wiec raczej teraz z dnia na dzień tego nie zmienię.

 

Każdy na pewno w życiu przechodził ciężkie chwile i nie mówię tu o niechęci do odpalenia gierki czy brak apetytu. Wiadomo życie nie jest łatwe każdy ma swoje problemy, gorzej jak samemu sobie z nimi nie radzisz, a ja raczej nie polegam na innych raczej ich wykorzystuję, życie pasożyta ma swoje zalety ale czy to w pracy czy w domu człowiek dochodzi do chwili kiedy zastanawia się nad tym kim jest naprawdę i kim się stał przez pracę czy innych ludzi, mała podpowiedź np. cynicznym draniem, manipulatorem bez skrupułów z chęcią dominacji. Przyznam szczerze, że nigdy o tym nie myślałem do czasu gdy zacząłem pracować, z jednej strony poświęcasz siebie i swój czas by zarobić pieniądze, z drugiej musisz ciągle dogadzać szefowi metaforycznie. Stres w pracy i z współpracownikami którzy boją się o swoje stołki, a na każdym kroku udowadniają Ci swoją wyższość. Jak to się mawia "jeśli wszedłeś między wrony... " ale kurde mi to zawsze nie pasowało nie dla tego, że nie umiem całować dup czy nie umiem wykonywać swojej pracy i zbieram baty. Irracjonalne sytuacje w pracy odbijają się na tobie i sam zauważyłem, ze zmieniam się w inną osobę. Pytanie na ile się zmieniasz czy Ci to odpowiada i czy zdajesz sobie z tego sprawę bo nie raz widziałem jak się manipuluje ludźmi w pracy, czy to pracownikami czy klientami i choć moje sumienie są raczej tylko lekko uwidocznione to zawsze mnie to jakoś gryzło. Wiec czy to mój światopogląd jest chory czy to ludzie są wypaczeni? Pracujesz by mieć pieniądze i stajesz się czymś czym gardzisz czy starasz się znaleźć swoją drogę na której mogą spotkać Cię gorsze rzeczy niż nadskakiwanie szefowi i współpracownikom. Zaryzykować i wskoczyć na nieznane wody czy jak małpa trzymać się jednej gałęzi. Wiadomo w niektórych sytuacjach nie ma jednoznacznych odpowiedzi. Może za bardzo byłem rozpieszczonym dzieckiem ale zawsze chciałem postępować i żyć według własnych zasad i wierzeń, nie obchodzi mnie czy ktoś gardzi moim życiem, wiarą czy pracą jeśli sam idę w swoim kierunku nikt nie narzuca mi za co mam płacić, ile jeść, spać czy jak pracować. Chęć zasmakowania utopijnej wolności w korporacyjnym świecie. Z owej pracy na której opieram się w tym przykładzie zrezygnowałem ... postanowiłem, że to zbyt duża cena do zapłacenia, może zachowałem się jak wybredny gówniarz, ale tylko czasami tak myślę.

 

Mówi się, że nieszczęścia chodzą parami, osobiście w to nie wierzę, nie wierzę też w tarota, wróżby i przeznaczenie. Jednak wypadek na treningu w koszę trochę mną wstrząsną. Małe sprostowanie dla osób które mnie nie znają, jeśli nie wyję pobiegać na rower albo pograć w piłę czy w zimnie nie zrobię serii ćwiczeń to mnie krew zalewa, lubię się męczyć lubię wysiłek i sport. Wracając do sytuacji na treningu podczas meczu skręciłem pierwszy raz w życiu kolanu, rozerwałem torebkę stawową i uszkodziłem łąkotkę z nadciągnięciem więzadła krzyżowego.... Jedyne co pamiętam z tego treningu to ból jakiego nigdy w życiu nie czułem. Wiadomo Lekarz i te sprawy jednak tu się rzeczy komplikują gdyż po zwolnieniu z pracy nie chciało mi się iść do urzędu pracy by zarejestrować się jako bezrobotny myślałem, że szybko znajdę nową pracę i co właściwie może mi się stać. Pamiętam jak tak dokładnie myślałem. Nie mogłem iść do lekarza bo nie miałem ubezpieczenia, a to co dowiedziałem się prywatnie raczej nie nastawiało optymistycznie bo po prawdzie nie było by mnie stać na leczenie prywatnie. 3 tygodnie zeszło z papierkami, ofkoz chodziłem o kulach i ledwo siadałem na klopie. Gdy już poszedłem się leczyć jakiś miesiąc po, nie było jakiś rewelacji noga w kolania prawie mi się nie zginała, została jeszcze operacja na którą szczerze nie chciałem się zgodzić ze względu na zwiększoną podatność na zwyrodnienia, a jak pisałem bez sportu nie umiem żyć. Wiec podjąłem intensywną rehabilitację, laser, basen, rower, ćwiczenia i jest lepiej mogę chodzić, ale nie mogę grać ani biegać, czasami jak siedzę sam zastanawiam się czy jeszcze kiedyś zrobię wsada na koszu ( co udawało mi się tylko kilka razy jak byłem młody) teraz starość i kontuzja... Nie czułem się z tymi myślami dobrze wiec przyznam szczerze chodziłem pić, myślałem, że moje życie straciło sens kochałem koszykówkę, a teraz boją się podskoczyć. Nie mówię, że alkohol pomagał, bo było by to wielką bzdurą, ale nie myślałem o swoim stanie. Pomagało, bo z tym myśleniem, to taka gehenna czasami wolałbym mniej myśleć i mniej analizować. Nie napiszę, że się pozbierałem w 100%, bo chyba już nigdy nie będzie jak kiedyś, najgorsze jest to gdy człowiek pisze sobie czarne scenariusze w głowie, bo nawet nie ma się bardzo do kogo odezwać. Wiadomo każdy ma jakiś kumpli i znajomków ale ja nie mam osoby na której mógłbym polegać pewnie dla tego, że byłem dupkiem i zawsze odpychałem bliskie mi osoby, samotność mi nie przeszkadza, ale czasami człowiek nie jest w stanie poradzić sobie z wszystkim sam.

 

Nie obwiniam Boga, czy nawet kolegi który przyczynił się do mojego stanu zdrowia, obwiniam tylko siebie, że nie byłem wystarczająco przygotowany. Nawet jakbym chciał to nie mogę na nikogo zwalić swojej winy tylko co zrobić z rozgoryczeniem, człowiek zawsze znajdzie sposób by uciec od swoich problemów ja stwierdziłem, że nie mogę całe życie uciekać, jeśli już nigdy nie zagram będę musiał z tym żyć, zawsze mogę poświęcić się karierze muzycznej choć śpiewać nie potrafię, a gitarzysta ze mnie słaby. Czasami siedzę w nocy w pokoju i słucham muzyki tylko ona potrafi mnie ukoić i uśpić nie licząc serialu The Universe :P i myślę czy gdzieś po drodze miałem szansę by wyrwać się z otaczającego mnie gówna, czy ta szansa jeszcze istnieje, czy już ją zmarnowałem i moje życie wygląda teraz jak sim w basenie bez drabinki.

 

Kawałek na dziś to:

 

Oceń bloga:
1

Komentarze (10)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper