I'm still here
Kolejne wpisy wieczorową porą w celu pozbycia się zbędnych myśli ...
Ostatni tydzień był dla mnie naprawdę intensywny, przede wszystkim za sprawą PPE, ale i nie tylko w wolnych chwilach pracuję na kompie, co by mieć chociaż na piwo i jedzenie. Ojciec ma mnie już dość hehe nie dziwie mu się za długo już mnie widzi. Czasami tak ma. Wiem, że każdy ma inny kontakt z rodzicami nasz jest, nazwijmy go lekko alternatywny i choć potrafię z nim pogadać na rożne tematy nic w sumie nas nie łączy ( po za tym, że jest moim ojcem) nigdy nie rozmawia o tym co czuje i myśli nie lubi okazywać słabości typowy człowiek starszej daty, żeby nie było już blisko mu do 60. Nigdy nie słyszałem by mówił o sobie w kontekście starzenia się pewnie nikt nie chce tak myśleć, szkoda tylko, że ciągle ma głupie pomysły jak za dzieciaka co mnie czasami zastanawia czy człowiek tak naprawdę kiedyś dorasta i całkowicie się zmienia.
Podam lekki przykład moja mama wszystko za niego robiła. Dobrze, że sam się chociaż golił, ale od jakichś 10 lat rodzina się trochę rozjechała i moja mama jest zajęta inną pracą i doszło do kryzysu bo mój staruszek musiał w wieku ok 50 lat nauczyć się tego co każdy z nas uczy się na studiach, czyli polowania w hiper, super marketach w celu nabycia tego co nam potrzebne w najniższej cenie z zachowaniem jakości by starczyło jeszcze na picie do końca miesiąca. Może brzmi to dziwnie albo śmiesznie, ale mój dedi nie potrafił robić zakupów tzn. nie chodzi mi w kontekście dokonywania zakupu, a zaplanowania co może być potrzebne, gdzie najlepiej to kupić i czego może brakować w domu. Przeważnie kupował to o czym myślał zupełnie nie patrząc na cenę (pewnie nawyk z młodych lat) Śmieszne sytuacje jak rano wychodził na zakupy i wracał z tym co nie było akurat potrzebne hehe, ale kto powiedział, że stary pies nie uczy się nowych sztuczek. Moja sis osoba racjonalna do granic możliwości od razu wzięła go w obroty. Naprawdę zabawna sytuacja jak dziewczyna lat 20 napierdala 50 letniego faceta, że nie potrafi zakupów zrobić, ja oczywiście nie mieszałem się w dyskusje tylko stałem z boku i obserwowałem, mając przy tym nieziemski ubaw :)
W sumie to nie o tym chciałem napisać, ale jakoś tak wyszło. Pod skrzydłami mojej sis można powiedzieć, że stał się prawdziwym "szczurem z supermarketu" jednak podchodząc do wszystkiego z dystansem i rezerwą. Mój ojciec nigdy nie lubił stać w kolejkach pewnie dlatego zawsze brał pierwsze lepsze, rzeczy i do wyjścia. Domyśliłem się tego i wielu innych rzeczy obserwując go, było to zawsze bardziej pouczające, niż zapytanie wprost co zawsze kończyło się unikiem. Choć znam go wszystkie lata swojego życia nigdy nie słyszałem by powiedział, że mnie kocha czy coś takiego, to nigdy nie było w jego stylu, zawsze okazywał to w "oryginalny" sposób napierdalając mnie o późne przyjście do domu, czy burdel w pokoju. Gdy byłem młody myślałem, że po prostu się czepia. Teraz wiem, że to był przejaw starania jego ojciec tzn. mój dziadek nigdy się nawet nie starał. Co sprawiło, że mój staruszek sam nie wiedział co i jak ma mi powiedzieć. Dopiero teraz mając 26 lat nieskończone studia i doświadczenie w przeszło 30 miejscach pracy w ciągu 5 lat mogę zrozumieć go tylko przez kaprysy, czy tzw. odburknięcia lub donośny śmiech gdy opowiadam mu jakiś zbereźny kawał. Nie mamy za sobą kontaktu, nigdy z nim nie rozmawiałem na 100% poważnie, zawsze ktoś podnosił w końcu głos lub unosił się dumą. Nie raz padały ostre słowa, raz się nawet pobiliśmy :P Bo mój ojciec zachowuje się bardziej jak mój kumpel, niż ojciec, chyba jeszcze do niego nie dotarło, że ma 4 dorosłych już dzieci. Zawsze pyta tylko o konkrety i oczekuję szybkiej konkretnej odpowiedzi, tylko parę razy w życiu za gówniarza usłyszałem od niego " Jak tam było w szkole synu, pomóc Ci w pracy domowej?" Bo lekcje nigdy nie były jego mocną stroną, nudził się szybciej nad zeszytami niż ja. Nadrabiał zabawą tzn. chodził się bawić i mnie zabierał ze sobą, może bo nie miał wyjścia może bo chciał kto go tam wie.
Zawsze wiedziałem, że moi rodzice chcieli dla mnie jak najlepiej jak każdy rodzić dla swojego dziecka. Ja zawsze starałem się im pomóc. Teraz pomoc finansowa z mojej strony jest niewielka, a moja mama nie chce brać ode mnie pieniędzy, że niby moja przyszłość dom czy samochód. Dziwne bo robię to co chcę i żyję jak chcę z dnia na dzień idąc tam gdzie zarobię i jeść tam gdzie lubię ( choć i tak wolę sam gotować, tak branża gastronomiczna itp) Paradoksem jest to, że moi rodzice chcą mojego dobra, a ja chcę ich dobra. Powiedziałbym, że mamy konflikt interesów :P Wiem, że w każdej chwili mogę iść do pracy i zapierdalać tylko dla hajsu po 12 godzin na dobę ciągle na nogach, by zyskać respekt mając dużo hajsu bo może wezmę kredyt na mieszkanie i poznam w końcu jakaś kobietę która ze mną wytrzyma i może wtedy moi rodzice poczują, że są ze mnie dumni. Nigdy mi nie powiedzieli czego ode mnie oczekują chciałbym by byli szczęśliwy wtedy kiedy ja jestem szczęśliwy wracając raz na jakiś rok max dwa do domu, nawet bez dużych pieniędzy (wiadomo życie w większych miastach kosztuje) czy nowego samochodu, by wiedzieli, że żyję jak chcę nawet bez pieniędzy.
Może piszę herezję, jak można żyć be pieniędzy, ale można gdy masz na jedzenie i na dach nad głową czasami na nowe gry czy ubrania po co chcieć więcej, mam jakąś lokatę coś tam odkładam jak nie przepiję, ale nie dla siebie. Odkładam bo może kiedyś komuś się przydadzą może mi może komuś innemu. Straszne jest to, że w kraju cała sytuacja podatki itp wszystko to jest szalone, a ja czuję się jakbym był na spacerniaku w ogóle nie myśląc o wyścigu szczurów, o gonitwie za hajsem wiem, że nie dożyję do emerytury zadaję sobie sprawę z wszystkiego co może mnie czekać jednak nadal nie uważam by dwu piętrowe mieszkanie z tarasem i basenem mówiło jakim jesteś człowiekiem i czy czujesz się szczęśliwy w życiu. Moje podejście ma niestety jedną wadę gdy każdy się od ciebie odwraca i zostajesz sam na lodzie nie masz na kogo zwalić winny, myśląc, że może dało by się to odkręcić albo co zrobiłem źle i jak złym jestem człowiekiem. Bo w życiu można polegać tylko na sobie i zauważyłem, że innym zależy tylko na hajsie dokładnie twoim hajsie, gdy hajs się kończy wszystko się kończy... znajomości się urywają, dziewczyny znikają, a alkohol przestaje płynąć, lądujesz na umownym dnie, umownym bo według mnie każdy określa swoje dno i jak nisko chce spaść. Gdy byłem bez hajsu, perspektyw, przyjaciół i mieszkania z dala od domu w nagle jak obcym mieście zdałem sobie sprawę, że osiągnąłem swoje dno. Prawda jest taka, że nigdy nikomu nie życzę tego co przeszedłem, brak miejsca na sen to naprawdę ciężka sprawa bo człowiek nie odpoczywa, nigdy nie przechodzi w stan relaksu, co prowadzi o męczarni fizycznych i umysłowych...
Jednak nic mnie tak nie męczyło jak okłamywanie swoich rodziców, że wszystko jest ok i daję sobie radę ... nie można tego porównać do żadnego innego doświadczenia i bólu w życiu ... nie mogłem prosić ich o pomoc nie w takim stanie ....
... każdy pisze swoją historię, każdy ma w sobie czystą książkę podpisaną swoim imieniem i nazwiskiem, tylko od nas zależy gdzie zaprowadzi nas historia zapisywana na białych stronicach i czy zrozumiemy jej sens w porę zanim będzie za późno...
Dzięki za uwagę i do przeczytania.