Schizofrenia w kolorowych barwach

BLOG RECENZJA GRY
926V
Schizofrenia w kolorowych barwach
montana | 28.04.2013, 02:04
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

„Psychonauts” to wręcz podręcznikowy przykład gry, która zgarnęła bardzo pozytywne recenzje, ale której gracze nie do końca docenili. A przynajmniej tak jak każdy twórca by chciał, czyli nie docenili portfelem. Wydawcą gry początkowo miał być Microsoft, co chyba nie muszę tłumaczyć oznaczałoby dla posiadaczy PS2.

W końcu po latach nieświadomości dowiedziałem się, że jakimś cudownym zrządzeniem losu ktoś inny przejął obowiązki wydawcy, a „Psychonauts” po kilku miesiącach od swojej premiery trafiło także na drugą stacjonarną konsolę Sony. Mimo premiery na 3 platformy wyniki sprzedaży wciąż były kiepskie. Wysoki budżet nie zwrócił się, poleciały głowy, a o sequelu nie mogło być mowy. Dopiero po kilku latach cyfrowa dystrybucja ukazała swoją jasną stronę mocy i dzięki edycjom na X360 oraz PS3, twórcy gry mogli podreperować swoją kieszeń i wyjść nieco z dołka finansowego, w którym tkwili od 2005 roku.

 

No dobra, ale powiecie o co to całe halo i czemu ma służyć ten przydługi wstęp, który de facto nie mówi o grze zbyt wiele poza tym, że się nie sprzedała? W „Psychonauts” wchodzimy w buty młodego chłopca imieniem Razputin, który swojego imienia nie wziął od XIX wiecznego rosyjskiego szarlatana, ale ma z nim jedną wspólną cechę. Chłopak ubrany jak pilot do startu z wielkimi goglami na oczach jest niezwykle utalentowany. Żeby ujarzmić swój talent trafia na specyficzny obóz, gdzie wraz z innymi dzieciakami uczy się trudnej sztuki kontrolowania swojego umysłu. W pewnym momencie odkrywa, że coś jest nie tak. I kiedy Raz, bo tak każe się nazywać, oznajmia jednej z koleżanek, że ich wspólny znajomy jest „brainless”, czyli po prostu „mózgu bez”, ta odpowiada, że „on już tak ma”. Humor i charyzmatyczne postacie zarówno pierwszego, jak i drugiego planu to niezaprzeczalne zalety „Psychonauts”.

 

 

Połączenie platformówki i gry przygodowej z otwartym światem to w tym przypadku strzał w absolutną dychę. Gwarantuję, że każdy, kto z grą będzie obcował w pewnym momencie porzuci wykonywanie zadań z głównego wątku, a skupi się na eksploracji niezwykle ciekawego obozu. Obóz jest ciasny, ale własny. Nie jest ogromny ani nawet duży, ale zorganizowany z głową. Każdy, kto choć raz był na kolonii (a ktoś nie był?) poczuje się tu jak w domu. Piękne zielone połacie terenu, drewniane chatki, przelatujące motyle czy ćwierkające ptaszki. Jest nawet namiastka jeziorka, plaży i molo, ale do wody nie polecam wchodzić, gdyż już po kilku sekundach wciągną nas do siebie tajemnicze łapska. Po obozie warto pokręcić się nie tylko dla ładnych widoczków czy w celu zbierania różnych przedmiotów, ale również dla arcyciekawych rozmów, które prowadzą ze sobą nasi towarzysze broni. Niemal każdy dialog podszyty jest sporą dawką ciepłego humoru. Bo jak inaczej niż nie śmiechem zareagować na sytuację, kiedy jeden z naszych kolegów twierdzi, że wiewiórki każą mu zabić wszystkich dookoła? Bądź jesteśmy świadkiem sytuacji, kiedy dwoje „chłopaczków” trzyma głową w dół swojego kolegę i zastanawia się czy najpierw spuścić z niego krew, czy jeszcze go chwilę torturować (tak to dalej kolorowa platformówka). Dobra, może na piśmie nie wygląda to na potężną dawkę humoru, ale w grze prezentuje się na kawał niezłej polewki. Dialogów w „Psychonauts” jest zresztą pokaźna ilość i zmieniają się w zależności od naszych postępów. Zaleca się więc jak najczęstsze wędrówki po kampusie.

 

Włóczenie się po obozie to nie jest jednak główny cel gry. Zastanawialiście się kiedyś, co też innym może chodzić po głowie czy kryć się w zakamarkach ich chorych umysłów? Jako Raz przyjdzie nam odwiedzić każdy ważniejszy umysł każdej ważniejszej postaci w grze. Odwiedzanie umysłów innych i szalenie interesujących światów, które się w nich kryją, stanowi właśnie o potędze „Psychonauts”. Próbując rozwikłać zagadkę tajemniczych zniknięć dzieci i ich mózgów Raz będzie musiał zagłębić się w umysły osób, które mogą coś wiedzieć na ten temat. Wejście do czyjegoś umysłu odbywa się dzięki specjalnemu portowi – drzwiom umieszczanym na czole nieszczęśnika. Brzmi absurdalnie? Przyzwyczajcie się, bo takie właśnie jest „Psychonauts” i za to je kocham. Za to i za niepowtarzalność, której tak brakuje mi w grach. Każda misja, jeżeli można je tak nazwać, jest unikalna, a świat, w którym przyjdzie ją nam wykonać – jedyny w swoim rodzaju. Co powiecie na pustoszenie metropolii jako wielki i potężny odpowiednik Godzilli ostrzeliwany przez wojskowe czołgi? A co na świat, który wygląda dosłownie jak jedno wielkie dzieło sztuki, w którym musimy pomóc załamanemu malarzowi znaleźć kolejne elementy do jego domku z kart? Jest też wreszcie rozgrywka w bardzo oryginalne szachy z samym Napoleonem Bonaparte! Wyobraźnia twórców zdaje się, że nie miała granic, a przemierzanie całkowicie zmyślonych światów daje niewyczerpane pokłady fun'u.

 

 

Oryginalność tych światów przejawia się nie tylko w ich dizajnie, ale i innowacyjnych rozwiązaniach. Aby pchnąć akcję do przodu trzeba czasami wytężyć swój rzeczywisty umysł. Od początku nie jesteśmy oszczędzani, kiedy można pogubić się w gąszczu nowinek, którymi jesteśmy zasypywani. PSI Cards, cobwebs, arrowheads czy Merit Badges – nic z tego nie mówi nam nic na początku, a brzmi jak chaotyczny bełkot. Te ostatnie to najważniejszy element w grze – odznaki, które dają nam określoną umiejętność. Umiejętności jest aż 8, a każda z nich niezwykle pożyteczna i interesująca. Lewitacja, strzelanie, telekineza czy niewidzialność to tylko połowa z nich, która zapewne nie potrzebuje reklamy. Wszystko zdobywamy krok po kroku i w ograniczonym zakresie możemy ich używać, co nikogo nie powinno dziwić. I tak na początku niewidzialność dostępna jest jedynie przez kilka sekund, a ilość energii, którą możemy wystrzelić też jest znacznie uszczuplona. Dopakowywanie posiadanych przez nas umiejętności odbywa się w wyniku zbieractwa wszelkiej maści. Każdy poziom posiada określoną liczbę „itemów” do zebranie, a zebranie ich określonej ilości podbija naszą rangę. Wszystko możemy śledzić w bardzo przejrzystym menu wywoływanym „startem”.

 

 

Pod względem trudności „Psychonauts” co do zasady nie powinno stanowić dla przeciętnego gracza żadnego wyzwania, ale nie w tym rzecz. Ta gra to doświadczenie, a nie wyzwanie. Nie warto albo wręcz nie można przewijać dialogów w tej grze, skipować filmiki czy robić inne brzydkie rzeczy. Trzeba dać się jej ponieść. Jak na platformówkę przystało jest trochę chodzenia po linach czy przeskakiwania po poziomach. Ultrapłynne ruchy Raza znacznie ułatwiają nam jednak sprawę i pozwalają maksymalnie cieszyć się z rozgrywki. Pod tym względem przesadzony został nieco ostatni poziom, gdzie występuje obrzydliwie spore zagęszczenie skakanych czasówek. W dodatku dostajemy tam postać pod opiekę, co także nie poprawia sytuacji. Pojedynkować się można zarówno na pięści, jak i np. rzucić przeciwnika przedmiotem uniesionym dzięki sile naszej woli. Kiedy uderzają w grupie lepiej zdecydowanie zastosować szybką i skuteczną piąchopirynę. Nawet, kiedy zginiemy to po błyskawicznym zmartwychwstaniu przenoszeni jesteśmy w niemal to samo miejsce, gdzie polegliśmy. Twórcy gry nie kryją się z faktem, że ich celem nie było uprzykrzanie życia graczowi, a dostarczenie możliwie jak najwięcej frajdy. Zresztą niemożliwe jest chyba nawet ujrzenie klasycznego napisu „game over”, który powoli odchodzi do lamusa. Każda z postaci okraszona została doskonałym głosem, które zostaje długo po wyłączeniu gry. Nie będę się nad tym dłużej rozwodził, bo nie ma nad czym. To trzeba usłyszeć, każdy głos jest dobrany idealnie. Podobnie z muzyką, która pasuje jak ulał do obrazu i niejedna osoba przyzna mi rację np. w trakcie niecodziennego pojedynku z Napoleonem.

 

Czy „Psychonauts” jest więc grą idealną? Dla mnie jest na pewno bliska tego stanu rzeczy. To, co oprócz nagłej zwyżki poziomów skakanych pod koniec, mnie irytowało to niestety loadingi. Każdy z ekranów ładowania trwa kilkanaście sekund i jest dosyć częstym widokiem w wersji na PS2. Po skończeniu gry byłem także nieco zdziwiony innym faktem. Po ujrzeniu napisów końcowych nie mamy bowiem dostępu do obozu! W dalszym ciągu możemy zwiedzić któryś z około 10 wyimaginowanych światów, ale brak obozu z całym jego klimatem to niepowetowana strata. Ma to swoje logiczne wyjaśnienie w fabule i dlatego nie ganię za to aż tak mocno, żeby miało wpłynąć na moją ocenę. Całe szczęście twórcy znaleźli i na to rozwiązanie, bo dostajemy zapis na karcie pamięci, który nawet po zakończeniu głównego wątku możemy załadować i cieszyć się pięknem obozu sprzed kilku godzin naszej rozgrywki.

 

 

„Psychonauts” to niezwykle oryginalna przygoda dla osób, takich jak ja, złaknionych innowacji. Kurczę, w tej grze nawet menu jest nietypowe – chodzimy po obracającym się mózgu i wybieramy interesującą nas pozycję. Spisek mleczarza, lamentujące walizki czy psy malarze – nie sposób opisać całego surrealistycznego klimatu tej gry. Zakończenie nasuwa jasne skojarzenia na sequel gry i ja taki sequel brałbym w ciemno. A jeżeli się nie pojawi to z wielką przyjemnością wrócę nie jeden raz i nie dwa do gry sprzed lat.

 

 

Głosowanie na recenzję tygodnia odbywa się w jaskini  Montany.

Ostatnie głosowanie — część 58

Oceń bloga:
0

Atuty

  • niesamowity humor w każdej postaci
  • oryginalny pomysł i lokacje
  • Napoleon Bonaparte

Wady

  • wszechobecne loadingi
  • brak kampusu po skończeniu gry
montana

Radosław Wasilewski

„Psychonauts” to niezwykle oryginalna przygoda dla osób, takich jak ja, złaknionych innowacji. Spisek mleczarza, lamentujące walizki czy psy malarze – nie sposób opisać całego surrealistycznego klimatu tej gry.

10,0

Komentarze (16)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper