GameFrame #15 -> Hakowanie Rzeczywistości, czyli świat Watch Dogs.
O poprzednim blogu słów kilka...
Naprawdę ogromnie się cieszę, że seria o postapokalipsie spotkała się z tak pozytywnym odbiorem. Był to projekt, który od dawna chciałem zrealizować, i fakt, że przypadł wam do gustu, sprawia mi ogromną radość! Sam mocno wkręciłem się w ten temat, na tyle, że zacząłem przechodzić całą trylogię Stalkera – ale o tym opowiem innym razem. Tymczasem przejdźmy do podsumowania!
Podsumowanie ankiety z GameFrame #14 na dzień 17.12.2024, w której łącznie wzięło udział 72 użytkowników.
Czy odpowiada Tobie, gdy blogi są podzielone na kilka części?
- Tak, pozwala to na bardziej szczegółowe omówienie tematu i wpisy nie są wtedy aż tak długie. -> 31.94%
- Zależy od tematyki – niektóre wpisy powinny być jednoczęściowe, nawet mimo ich potencjalnej wielkości. -> 9.72%
- Nie, wolę, gdy całość jest dostępna od razu, bez znaczenia od tematu. -> 58.33%
Odpowiedź, która zdobyła zdecydowanie najwięcej głosów, to preferencja, aby dostawać od razu pełną treść w jednym wpisie. Dzięki wielkie za udział w ankiecie! Dzięki temu wiem, jak działać lepiej i jak dostosować bloga do waszych oczekiwań. Postaram się, aby wpisy były bardziej zwarte i kompletne, a jeśli kiedyś zdecyduję się wrócić do jakiegoś tematu, to pojawi się ewentualnie dodatkowa część – ale będą to raczej rzadkie wyjątki i publikowane w większych odstępach czasu. Wasze opinie są dla mnie bardzo ważne, więc biorę je sobie mocno do serca. Dziękuję raz jeszcze! ❤️
Hakowanie Rzeczywistości, czyli świat Watch Dogs.
Premiera pierwszego Watch Dogs była naprawdę specyficznym wydarzeniem w świecie gier. Gra budziła ogromne zainteresowanie już od momentu ogłoszenia, a wszystko za sprawą zapowiedzi, które sugerowały zupełnie nową jakość w grach open-world. Wiele osób czekało na premierę z nadzieją na tytuł, który łączyłby klasyczną rozgrywkę w stylu GTA, z dynamicznymi pościgami, strzelaninami i gangsterką, ale z zupełnie nowym elementem – hakowaniem. Mechanika ta miała wyróżnić Watch Dogs na tle innych gier o podobnej formule. Gracze mieli mieć możliwość kontrolowania miasta, wpływania na sygnalizację świetlną, wyłączania prądu w różnych dzielnicach, profilowania ludzi wokół nich, czy nawet kradzieży pieniędzy z kont bankowych itd. Wszystko to zapowiadało się naprawdę obiecująco. Jak jednak potoczyły się sprawy? Czy te obietnice udało się spełnić?
Widzimy to na jednym z pierwszych materiałów pokazanych podczas targów E3 2012. Na filmie widać rozgrywkę, która wywołała prawdziwą fascynację graczy. Mieszanka nowoczesnego wyglądu, interakcji z otoczeniem stworzyła wrażenie, że mamy do czynienia z przełomową grą. Wszystko wyglądało fantastycznie, a sama koncepcja hakowania w grze, w połączeniu z wielką, otwartą metropolią Chicago, wzbudzała ogromne oczekiwania. Z każdą kolejną zapowiedzią, jak ta z E3 2013, napięcie rosło, a gracze byli coraz bardziej przekonani, że Watch Dogs to będzie coś wyjątkowego.
Kiedy jednak gra w końcu trafiła na rynek 26 maja 2014 roku, reakcje graczy były mieszane. Zdecydowana większość z nich zauważyła ogromny downgrade wizualny w porównaniu do materiałów promujących grę, co wywołało niemałe rozczarowanie. Niektóre obietnice nie zostały spełnione, a wrażenie, jakie gra robiła na premierze, okazało się znacznie mniejsze od tego, co obiecywano w materiałach promujących. To właśnie wtedy w branży pojawiły się teksty o tym, że Watch Dogs „uczy”, czyli przestrzega przed zbytnim zaufaniem do zapowiedzi gier. Oczywiście, można by sięgnąć po inne przykłady gier, jak choćby downgrade Rainbow Six Siege, które również przeszły długą drogę od pierwszych zapowiedzi.
Mimo to, nie wszyscy byli rozczarowani. Część graczy, choć spodziewała się cięć graficznych, mimo wszystko znalazła przyjemność w rozgrywce i historii. Watch Dogs nie okazał się grą idealną, ale zyskał rzeszę wiernych fanów, którzy docenili pomysłowość świata gry oraz oryginalne mechaniki. Zresztą sama sprzedaż, która już po pierwszym tygodniu wyniosła ponad 4 miliony egzemplarzy, a w sumie osiągnęła 10 milionów, świadczy o sukcesie, jakim był ten tytuł.
Ja sam nie grałem w Watch Dogs na premierze, po prostu nie miałem wtedy odpowiedniego sprzętu. Zignorowałem grę na początku, ale kiedy na rynku pojawiła się druga część, to właśnie od niej zaczęła się moja przygoda z serią. Do pierwszej części wróciłem 3 tygodnie temu, chcąc dowiedzieć się, co było na tyle wyjątkowego w grze, że wywołała tyle zamieszania 10 lat temu. Moje zainteresowanie wzbudził także główny bohater, Aiden Pearce, który zawsze wydawał mi się interesującą postacią. Tak więc teraz, po latach, postanowiłem sprawdzić, od czego zaczęła się cała seria i jakie były początki Watch Dogs.
No i co, świat mnie pochłonął w całości. Historia zaczyna się niezwykle ciekawie. Aiden wraz z innym hackerem, Damianem Moreau, napadają na hotel Merlaut, wykorzystując do tego luki w zabezpieczeniach. Za pomocą smartfona Aidena i komputera Damiena, hackerzy czyszczą konta bankowe ludzi znajdujących się w lobby, niczego nieświadomych. Jednak coś w pewnym momencie poszło nie tak – pojawił się inny hacker, co zmusiło ich do szybkiego odwrotu, a akcja została nieco stracona. Niestety, nie wszystkim podobały się wydarzenia, które miały miejsce w hotelu, więc pewni ludzie zlecili zabójstwo Aidena.
Podczas wykonywania zlecenia przez grupę najemników, w tym przez strzelca Maurica Vege, dochodzi do tragicznego incydentu. Strzelec trafia w koło samochodu, którym podróżuje Aiden, co powoduje wypadek. W wyniku tego zdarzenia ginie siostrzenica Aidena, Lena. Zrozpaczony i pełen gniewu Aiden postanawia nie odpuszczać – rozpoczyna śledztwo, by znaleźć strzelca i odpowiedzialnych za śmierć swojej siostrzenicy. Jego celem staje się zemsta, a droga, którą obiera, będzie pełna niebezpieczeństw, pościgów i moralnych dylematów.
I w ten sposób zaczynamy grę, znajdując na stadionie w Chicago Maurica i próbując go przesłuchać, aby wyciągnąć z niego informacje, kto był jego zleceniodawcą. W międzyczasie całej przygody uczestniczymy w relacji brata z siostrą, czyli Nicole, pomagamy naszemu siostrzeńcowi Jackowi, spotykamy starych znajomych, między innymi Damiana, i współpracujemy z ludźmi odpowiedzialnymi za stworzenie całego systemu CTOS, jak Raymond Kenney. Ludzi jest sporo, a z każdym ukończonym aktem wątek zemsty przeradza się w strach przed utratą bliskich, walkę o wpływy i wewnętrzną walkę, czy nadal jesteśmy tymi, kim jesteśmy. Aiden to skomplikowana postać, z jednej strony kieruje nim żądza zemsty, z drugiej strony w Chicago ludzie widzą go jako bohatera, który ratuje ludzi z opresji, a jeśli zabijamy niewinne osoby, postrzegają go jako anarchistę – wszystko zależy od naszego szacunku w mieście.
Dajemy się też wplątać w wątki jednej z największych grup hackerskich, która będzie miała duży wpływ w dalszych częściach serii, czyli DedSec. Gra jest pełna zawiłych postaci i motywów, ale najważniejsze jest to, że nie zapomina o tym, że Aiden nie jest postacią jednoznaczną. Mimo że kieruje nim chęć obrony bliskich, potrafi z zimną krwią zabić, wykonywać zlecenia, okradać czy torturować, jeśli sytuacja tego wymaga. Ta część gry ma naprawdę mroczny klimat, który bardzo mi odpowiadał. Mimo że historia nie jest nowa, to w tej grze udało się stworzyć wyjątkowy, intrygujący świat, który trzymał mnie w napięciu. Śledziłem losy Aidena i jego bliskich z zapartym tchem. Jeśli chodzi o ten aspekt, mogę bardzo pochwalić grę i zdecydowanie ją polecam.
Dodatkowo, wyszedł krótki dodatek Bad Blood, który rozwija trochę historię Raymonda Kenneya, osoby odpowiedzialnej za współtworzenie CTOS oraz za to, że w ramach buntu w początkach lat 2000 wyłączył system, przez co zginęły niewinne osoby. To kolejny kawałek historii, który dopełnia całość i daje nieco głębszy wgląd w świat Watch Dogs.
Miasto w Watch Dogs jest drugim bohaterem gry w moich oczach, a jego wyjątkowy klimat jest czymś, co naprawdę przyciąga. Choć wiele z aktywności pobocznych, jak nudne misje typu fedex, kontrakty czy znajdźki, mogą rozczarować, to jednak sama wizja Chicago jest absolutnie urzekająca. Zamiast tylko suchych zadań, które tylko wypełniają czas, gra tworzy też wrażenie miasta, które żyje – jest pełne ludzi, pojazdów, dźwięków, a każde skrzyżowanie, każda ulica ma swoje unikalne cechy. Odciśnięte na tym tętniącym życiem mieście jest piętno technologii, bo – jak pokazuje fabuła – każda postać ma coś na sumieniu, każdy działa w jakiejś sieci, czy to kryminalnej, czy technologicznej. Profilowanie osób w grze to zabieg, który wciąga i dodaje głębi temu, co dzieje się w tle, sprawiając, że miasto staje się nie tylko przestrzenią do eksploracji, ale także miejscem pełnym ukrytych historii.
Szkoda jednak, że niektóre aktywności w grze, jak wyścigi czy barowe wyzwania, były dość płytkie i nudne, sprawiając, że stanowiły tylko mechaniczne wypełniacze między głównymi misjami. Można się poczuć zniechęconym do tych elementów, szczególnie że powtarzają się one zbyt często. Dobrze, że mimo tego cała reszta gry, zwłaszcza fabuła i hackowanie, robiły tak duże wrażenie, bo bez nich gra mogłaby wpaść w rutynę. To jednak nie zmienia faktu, że te aktywności poboczne są jednym z najmocniejszych punktów krytyki.
Jednak, mimo tych mankamentów, miasto Chicago w grze jest naprawdę wyjątkowe. Twórcy zadbali o każdy detal – ciemne, wąskie uliczki, mosty, kolejki nad miastem, czy nawet podziemne przejścia, które stwarzają unikalny klimat. Czuć, że miasto jest żywe, tętni energią, nie tylko w sensie wizualnym, ale również fabularnym. Nawet drobne szczegóły, jak rozmowy, które możemy podsłuchać, czy SMS-y, które przeczytamy, dodają jeszcze większej głębi miastu. Wydaje się, jakby każda postać, którą spotykamy na ulicach, miała swoje życie, jakieś cele, powody, dla których jest w tym miejscu.
Jedno z najwspanialszych doświadczeń, które zapadło mi w pamięć, pochodzi z zupełnie nieoczekiwanej strony: multiplayera. Początkowo nie byłem zainteresowany tym trybem – w końcu gra ma już swoje lata, a na konsolach Sony, zwłaszcza w tamtym czasie, nie było zbyt wielu graczy, którzy mogliby zaoferować jakąkolwiek rywalizację. Tak przynajmniej mi się wydawało, ale bardzo się myliłem. Odkryłem, jak bardzo ten tryb potrafi wciągnąć. Może to były moje wrażenia z samego pomysłu na hakowanie innych graczy, ale naprawdę zrobiło mi to ogromną frajdę. System hackowania, w którym wchodzisz do sesji innego gracza, którego nie wie, że jesteś w jego świecie, jest niesamowicie emocjonujący. Zbliżasz się do niego na tyle, by przejąć kontrolę nad jego urządzeniem, po czym musisz ukryć się w mieście, jak zwykły NPC, próbując nie zostać zauważonym. To coś zupełnie nowego, co sprawia, że nawet małe, pozornie niewinne elementy gry, stają się pełne napięcia.
W dodatku fakt, że gracz, którego hakujesz, może cię odnaleźć, sprofilować twoje urządzenie i pozbyć się Ciebie, nadaje całej zabawie rywalizacji. To nie tylko kwestia zdobywania punktów, ale także zaspokajania wewnętrznej satysfakcji z „wygrywania” starcia z innymi. W pewnym momencie to ja zostałem zaatakowany, kiedy już doświadczyłem tego na własnej skórze, zacząłem szukać okazji do „hakowania” innych graczy, bo to naprawdę dostarczało wyjątkowych emocji.
Graficznie Watch Dogs na PS5 jest w porządku– miasto wygląda olśniewająco oraz jest pełne detali. Choć gra na premierę rozczarowała część graczy, którzy widzieli inne prezentacje (wspomniane filmy z E3), to dziś, dla mnie personalnie, grafika prezentuje się naprawdę dobrze. Jednak to, co najbardziej zapada w pamięć, to nie tylko wizualna strona miasta, ale także ogólna atmosfera – ciemna, brudna, wciągająca, jakby stworzyła własną historię, w której jesteśmy tylko jednym z wielu jej elementów.
Pod względem muzycznym, soundtrack nie wyróżnia się jakoś szczególnie. Choć utwory takie jak Day 'n' Night autorstwa Kid Cudi to klasyka, reszta może pozostawiać trochę do życzenia. Większość kawałków jest dość przeciętna, co może nie odpowiadać każdemu. Bardzo często wyłączałem muzyke w samochodzie, i uruchamiałem spotify z konsoli.
Najciekawsze zostawiłem sobie na koniec, czyli hackowanie. Aiden Pearce może uzyskać dostęp do prawie wszystkiego, co otacza go w mieście, zarówno podczas chodzenia, jazdy samochodem, jak i w trakcie walki.
System hackowania w Watch Dogs według mnie został stworzony naprawdę świetnie. Już w pierwszej części mieliśmy do czynienia z bardzo solidnym fundamentem, który w kolejnych odsłonach gry był systematycznie rozwijany. Z każdą częścią dodawano nowe możliwości, które jeszcze bardziej urozmaicały rozgrywkę i pozwalały na jeszcze bardziej kreatywne podejście do hakowania, od prostych działań po naprawdę zaawansowane operacje. To, co zaczęło się od manipulowania kamerami i pojazdami, z biegiem czasu rozwinęło się w pełnoprawny system, w którym hackowanie stało się niemal sztuką. I to właśnie to uczucie, że wszystko jest pod naszą kontrolą, jest jednym z głównych powodów, dla których Watch Dogs tak bardzo mnie wciągnęło.
Co do samej gry, Watch Dogs na pewno na długo pozostanie jedną z moich ulubionych produkcji. Świetnie się bawiłem, a satysfakcja z wbicia platynowego trofeum była ogromna, mimo że niektóre trofea, zwłaszcza te związane z trybem online (którzy próbowali, ten wie, o czym mowa, zwłaszcza jeśli chodzi o picie w barach – zdecydowanie nie moja bajka!), sprawiły mi nie lada trudność. Mimo to, cała przygoda była naprawdę udana. Gra nadal trzyma poziom, mimo że ma już 10 lat na karku, a kontrowersje, które ją otaczały na początku, zostały już dawno zapomniane. Cieszę się, że Watch Dogs odniosło sukces, bo dzięki temu otrzymaliśmy dwie kolejne odsłony. Choć nie brakowało kontrowersji, a niektóre decyzje twórców pozostawiają wiele do życzenia, to z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że pierwsza część była czymś wyjątkowym. A co z kolejnymi częściami? To już temat na inny blog, ale na pewno warto się nad nimi pochylić.
Zachęcam was do dzielenia się swoimi doświadczeniami z gry, dajcie znać, jak wam się podobało! I jeśli macie jakieś ciekawe zdjęcia z gier, śmiało podeślijcie – chętnie je zobaczę. Życzę wam udanego dnia!
Bywajcie!
(Wszystkie zdjęcia zostały zarejestrowane przeze mnie na plarformie Playstation 5)