Powrót do przeszłości
Encyklopedia gier PPE zmusiła mnie do zlustrowania dawno zakurzonych memorek z PS2. I tak dorosły mężczyzna znalazł się spowrotem w czasach, gdy trofea, funkcje online i multi w każdej nowej grze było abstrakcją rodem z obrazów Kandynskiego.
Przebijam się przez minimalistyczne menu PS2 i wchodzę w menu kart pamięci i widzę fotki foczek z MGS2, które cykałem Snake'm na tankowcu.... w 2002 roku. Wtedy dla dorastającego młodziana kawałek cycka japońskiej modelki nie powodował uśmiechu politowania poczuciem humoru Kojima-san, ale utwierdzał w nieprzeniknionym geniuszu japońskiego twórcy.
Dalej widzę dużą czerwoną kostkę ze stanami gry z Gran Turismo 3 i w oczach pojawia się widok jednego z bardziej traumatycznych wydarzeń w mojej karierze gracza-amatora: niesławna próba czasowa Fordem GT 40 na torze w Seattle i ta cholerne szykany. To już 12 lat, a ja pamiętam nadal każdy metr tego pieprzonego wirtualnego asfaltu w świetle zachodzącego słońca; te setne sekundy uciekające przede mną niczym Bolt przed konkurencją. Młodsi stażem gracze, którzy narzekają na niski poziom trudności w grach wyścigowych powinni mieć możliwość poznania goryczy porażki w starciu z licencyjnymi wyzwaniami GT3 i widok listy niedostępnych zawodów, z tego powodu (a było tego od cholery i wiązało się też z brakiem dostępu do wielu fur). Dziś nikomu do głowy, by nie przyszło karcić gracza-racera za brak umiejętności w tak dosadny i bezwględny sposób.
Przeglądam dalej i fala wspomnień coraz mocniej próbuje mnie utopić w oceanie nostalgii. To raz ponownie widzę przed oczyma bulwary Vice City, to znowu staję bezimiennym chłopcem mordującym kolosy, by poznać cenę miłości, a to pochłania mnie świat rajdów, który był mi tak bliski przy WRC II Extreme (ach te zaśnieżone oesy w Szwecji i bezkresne wertepy Kenii, gdzie w końcu opanowałem sztukę kierowania auta przy pomocy lewego analoga zasuwając wysłużoną Octavią WRC). Te wszystkie obrazy krążą mi głowie, w uszach słyszę startową sekwencję ZOE po czym przeskakuję w świat szokująco dobrego Virtua Fightera IV. Widzę ostatni save z MGS III, a obok stan z nadal niedokończonego Burnouta 3.
I w tej chwili uzmysławiam sobie, iż to nie są tylko zapisane stany z dawnych gier, ale save'y mojego życia, bo przecież te tysiące godzin, które spędziłem przed tv to przecież nie byłą tylko rozrywka, ale jak najbardziej realne emocje, doświadczenia, które pomogły ukształtować moją osobowość. Cholera, szkoda, że tak nie można z resztą życia.....