Kac Vegas 3
Najpierw dla malkontentów - tym razem historia nie kręci się wokół dziury w pamięci spowodowanej przechlaniem się na czyimś wieczorze kawalerskim. Reżyser, Todd Phillips wziął sobie do serca krytykę fanów i tym razem mamy do czynienia z pełnoprawną kontynuacją. Bohaterowie już na wstępie bogatsi są o doświadczenia wyniesione z poprzednich przygód, a Phill (Bradley Cooper) nie startuje po raz kolejny jako skończony ch#j, żeby pod koniec móc przejść ponowną przemianę w sympatycznego gostka. Ok, to o co chodzi tym razem?
Alanowi odbiło. Od ponad pół roku nie bierze leków psychotropowych i przepuszcza kasę rodziców na swoje dzikie fanaberie. Jego najnowszym pomysłem jest zakup żyrafy, którą mógłby przytulać i karmić ze swojego domku na drzewie (przypomnijmy, że Alan ma 42 lata). Obejrzyjcie sobie powyższy trailer. Powiem tylko tyle - to nie jest koniec tej sceny.
Jakby tego było mało, serce ojca w końcu nie wytrzymuje ciągłego użerania się z Alanem, więc już po dziesięciu minutach filmu mamy pogrzeb. Przygnębiająco? Nic z tego! Po wszystkim rodzina i przyjaciele Alana postanawiają urządzić mu interwencję i wysłać do ośrodka New Horizons, skąd wróciłby jako odmieniony człowiek. Niestety po drodze Wataha zostaje zepchnięta z drogi przez jakichś gangsterów, a Doug (tak, znowu Doug) zostaje porwany. Szef (w tej roli Fred Flintstone, tfu! John Goodman) mówi, że odda im kolegę, pod warunkiem, że znajdą i przyprowadzą mu kolejnego starego znajomego - Pana Chowa (Ken Jeong). Jak się okazuje, "mały" Azjata ukradł Goodmanowi całkiem konkretną sumę i gdzieś się ukrył, a jedyny ślad po nim, to wysyłane do Alana maile. Zaczyna się wyścig z czasem... Dziko? Dalej jest już tylko mocniej.
Może na pierwszy rzut oka tego nie widać, ale Phillips nakręcił całkiem porządną historię o dorastaniu. Nie fizycznym oczywiście, ale duchowym. Przez cały seans obserwujemy jak nasi główni bohaterowie powoli dochodzą do wniosku, że zaczynają się starzeć, a zwariowane życie bywalców Vegas przestaje im odpowiadać. Reżyser serwuje nam powrót do Vegas i znanego z jedynki Caesar's Palace, a my powoli topimy się w nostalgii, czując jednak, że to już nie te same emocje co za pierwszym razem. Nawet zwariowany pan Chow ukazuje swoją bardziej wrażliwą stronę, a śpiewany przez niego w barze karaoke "Hurt" w wersji Johnny'ego Casha sprawił, że kawałek ten już od tygodnia nie schodzi z mojej youtube'owej playlisty. Ostatnie minuty filmu serwują nam króciutkie flashbacki pozwalające zobaczyć przemianę Watahy na przestrzeni lat i... na tym koniec. Wszystko byłoby ładnie, pięknie, gdyby nie jedna krótka scena po napisach. Nie będę mówił co, gdzie i jak, bo to całkiem zabawne kilka minut. Nie wiem, może Phillips chciał trochę załagodzić lekko nawet wzruszającą końcówkę filmu ostatnim grubym żartem. Jeśli tak, to trzeba przyznać, że mu się udało. Kac Vegas 3 zdecydowanie powinien być ostatnim z serii, więc miejmy nadzieję, że tak zostanie. Historia dobiegła końca, a reżyserowi udało się domknąć trylogię z klasą... i mocarnym soundtrackiem. ;)
Czyli co, film idealny? Oj nie! Zdecydowanie nie wszystko zagrało tak, jak powinno. Mój największy zarzut to BRAK MIKE'A TYSONA! Nie no, żartuję, choć nie powiem, że nie byłem ciut zawiedziony jego brakiem. Najbardziej zakuło mnie odejście od formuły prostej buddy comedy w stronę mroczniejszej komedii sensacyjnej. Oglądasz sobie lekką komedyjkę, a tu nagle BUM! headshot! I to nie w żadnej komediowej sytuacji! Druga sprawa to niewykorzystanie potencjału postaci. Już w pierwszych dwóch filmach pierwsze skrzypce ewidentnie grał Alan, ale już w trójce Stu i Phill są chyba tylko bo muszą.
Koniec końców nie uważam Kac Vegas 3 za zły film. Todd Phillips posłuchał głosu fanów i zmienił formułę scenariusza. Pytanie tylko, czy nie za bardzo? Dublując swoją ocenę z filmwebu, daję temu filmowi solidne 6 - niezły. Jeśli natomiast jesteś mega-fanem poprzednich części, możesz spokojnie dorzucić jeszcze jedno oczko. Czy warto iść do kina? Meh. Lepiej poczekać na DVD.