W co gracie w weekend? #109

BLOG
896V
W co gracie w weekend? #109
squaresofter | 30.07.2015, 14:33
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

 W ten weekend nie gram w nic nowego, ale też nie mogę powiedzieć, że nic nie wiem o opisywanych tu produkcjach. Wróciłem do Soul Calibura IV i gram dalej w Tales of Symphonię HD (oba tytuły na PS3). A Wy w co gracie tym razem?

Soul Calibur IV (PS3, Namco Bandai, 2008r.).

Isabella Valentine lub Ivy w skrócie, czyli seksowna alchemiczka z angielskim rodowodem.

 

  Dawno nie grałem w Soul Calibura IV. Na niedawnym zlocie użytkowników ppe miałem co prawda do czynienia przez chwilę z SCV, ale po wyśmianiu mnie tam przez Daaka i Irona postanowiłem wrócić na stare śmieci. 

  Spędziłem z czwórką raptem 200 godzin od momentu zakupu gry, czyli w 2009r., ale jakoś nie miałem okazji poważniej przysiąść do tego tytułu. Wynika to po części z gorszego singla niż w SCII oraz z multiplayera, którego zasady nie odpowiadały mi do końca, więc sobie go darowałem. Przeszkadzał mi mianowicie fakt, że przy każdej porażce traci się zdobyte doświadczenie a ja niezbyt lubię, gdy ktoś zabiera mi coś, co udało mi się wywalczyć ciężką pracą. Postanowiłem zatem skupić się na poznaniu słabych i mocnych stron zawodników, którzy debiutowali w tej części oraz tych, których nie poznałem przy okazji SCIII. Oczywiście moje postanowienie diabli wzięli i gra wylądowała na półce dawno temu i tkwiła tam aż do powrotu ze zlotu.

 

Kiedyś trochę pograłem w Soul Calibura II. Nie zaprzeczam.

 

  Oprócz poznawania nowych dla mnie zawodników, gram jaz zwykle obdarzoną obfitym biustem Ivy, która jest moją główną postacią. Nie żałuję wyboru dokonanego przy okazji drugiej części Legendy, która nigdy nie umrze, gdyż dzięki niej zająłem kiedyś drugie miejsce w turnieju SCIV. Nie był on może zbyt mocno obstawiony, ale nic nie odbierze mi satysfakcji, jaką miałem, pokonując graczy, którzy parę godzin przed tym turniejem cisnęli mnie w Tekkena 6. Zwycięzca ograł mnie w finale 1:3, ale wcześniej wygrałem z nim 3:2. Gdybyśmy stanęli dziś do rewanżu, to musiałbym się sporo napocić, aby urwać mu chociażby jedną rundę. Był dobry i nic na to nie poradzę.

 

  Poza wyglądem i strasznie ponurą przeszłością uwielbiam w Ivy jej sadystyczne podeście do przeciwników. Jako broni używa ona Ostrza Ivy, a więc miecza, który transformuje się w bicz i tylko od gracza zależy to, jakiej broni chce używać. Wiąże się to oczywiście z ciosami dostępnymi podczas walki.

 

Ivy ma trzy pozycje:

  • gdy jej broń przypomina skręcony bicz,
  • gdy używa miecza,
  • gdy używa bicza.

  Najlepsi gracze stosują te pozycje wedle własnego upodobania i w zależności od zaistniałej sytuacji podczas walki, jednak ja skupiłem się na walce biczem a ciosy w innych pozycjach wykonuje sporadycznie. Lubię trzymać swoich oponentów na dystans, a gdy biuściasta Angielka dzierży w swym dłoniach bicz, to jej zasięg jest ogromny i nawet Kilik, Astaroth, czy Nighmare muszą się mieć na baczności.

  Co więcej, inną zaletą skąpo ubranej szlachcianki jest to, iż przoduje ona jeśli chodzi o ilość rzutów z atakiem w całym uniwersum Soul Calibura. Rzuty służą jako doskonałe narzędzie na graczy nadużywających bloku, natomiast rzut z atakiem od zwykłego rzutu różni się tym, że można go zablokować blokiem, ale w ferworze walki, gdy oponenci starają się skupić na ataku, to mogą o tym zapomnieć a gracz może to wtedy wykorzystać i złapać ich biczem z dużej odległości, chwytając za nogę i przewracając na ziemię albo związując ich wokół pasa i obracając przeciwnika plecami do nas, co wystawi go na kolejne ciosy.

  Ivy może również dusić swoich wrogów, gdy Ci klęczą przed nią tyłem, wystrzeliwać swój bicz niczym strzałę w ich kierunku, wbić go w ziemię, tworząc przy okazji trzy szybkie kolce z niej wychodzące a nawet rozwinąć go jak dywan w kierunku oponenta.

  Zwykły blok nie jest jedynym rodzajem bloku w grze. Jest to jedynie najprostszy sposób na nie doznanie obrażeń. W serii SC występuje również blok uderzeniowy (guard impact), czyli niezwykle techniczny blok, który można wykonać jedynie na ułamek sekundy przed tym, zanim dosięgnie nas cios. Jest to ryzykowna zagrywka, ale jeśli wykonamy ją perfekcyjnie, to nasz przeciwnik jest na chwilę wytrącony z równowagi i taki moment trzeba jak najlepiej wykorzystać.

  Dlaczego piszę o tej formie bloku, skoro jego niepoprawne użycie często kończy się poważnym ubytkiem zdrowia? Ano dlatego, że każda postać w grze ma ciosy z wbudowanym blokiem uderzeniowym. Nie zawsze zadają one obrażenia, ale każdy atak przeprowadzony na postać używającej tej techniki jest równoznaczny z automatycznym kontratakiem wobec napastnika i skończy się dla niego obrażeniami.

Również Ivy posiada takie ciosy. Są to m.in.:

Spiralna Kara (Spiral Punishment): 14x14A+B, B (gdzie A oznacza kwadrat a B oznacza trójkąt). Wykonuje się go z biczem w ręku. Należy wtedy nacisnąć kierunek do tyłu w stosunku do przeciwnika oraz nacisnąć jednocześnie kwadrat z trójkątem a na koniec nacisnąć jeszcze raz sam trójkąt. Angielka kręci wtedy śmigłem blokującym ciosy a potem uderza wydłużającym się biczem przypominającym trochę kręcącą się śrubę w kierunku wroga na wysokości jego głowy. Jest to doskonały cios na odsunięcie przeciwnika do tyłu.

Azyl (Asylum): A+B. Ten cios także można zrobić trzymając bicz w ręku, ale trzeba jeszcze podnosić się do góry ze schylonej pozycji. Ivy kręci się wtedy czterokrotnie wokół własnej osi na jednej nodze a razem z nią jej ostrze trzymane nad głową a skoro ma wtedy formę bicza, to chroni przez chwilę całą jej postać.

Podczas tych ciosów lepiej jej nie atakować zwykłymi atakami. W grę wchodzą co najwyżej ciosy nie do zablokowania, ale o tym opowiem innym razem, chyba, że gra mi się znudzi do tego czasu.

 

Daaku, spróbuj teraz ze mną wygrać bez używania rąk. Przez ostatnie dwa tygodnie sporo sobie przypomniałem i dziś już byś tak łatwo ze mną nie miał.

 

Tira. Nie miałem okazji poznać jej podczas gry w Soul Calibura III, więc robię to dopiero teraz.

 

O SCIV postaram się jeszcze coś kiedyś napisać.


 

Tales of Symphonia HD (PS3, Namco Bandai, 2013r.).

  Demon's Souls, Dark Souls, Dark Souls II i Bloodborne. To cztery gry od jednego developera, które ukończyłem w ciągu ostatnich pięciu lat. Dla dwóch ostatnich kupiłem nawet PS4. Gdzieś na horyzoncie majaczy jeszcze Dark Souls III, ale przyznam się szczerze, że granie w kolejne gry oparte o jeden i ten sam schemat powoli zaczyna mnie nużyć. W tym momencie chyba tylko tryb dla wielu graczy trzyma mnie przy rpgach od From Software.

  Jednak te wszystkie rpgi nie mają grywalnych bohaterów jak te bardziej tradycyjne jrpgi. Ciągle gramy jednym awatarem i zmieniamy co najwyżej klasę postaci, ekwipunek, zestaw umiejętności i nasze podejście do postaci w grze lub do spotykanych graczy.

  Jednak po ograniu Steins:Gate zdałem sobie sprawę z tego, że to zbyt mało. Od czasu pierwszego MGSa szukam bohaterów w grach, których wypowiadane przez nich kwestie będę chłonął jedna po drugiej, takich, z którymi żal będzie się rozstać, takich, z którymi będę się śmiał, smucił a nawet płakał.

  To śmieszne, że dwa spośród kilku najlepszych rpgów dostępnych na PS4 w tym roku to zbyt mało, żeby wygrać u mnie nagrodę na rpga roku. Jest jeszcze Wiedźmin 3 (czekam na wersję GOTY), będzie Xenoblade Chronicles X (nie wiem na co czekam?) a może i Persona 5 (osobiście nie wierzę w europejską premierę tej gry w 2015r.) a i tak największe wrażenie robi na mnie remaster hd jedenastoletniego jrpga, w którego chciałem zagrać kiedyś na GameCubie. Nigdy mi się to jednak nie udało. sprzedałem kiedyś Kostkę, żeby mieć pieniądze na naprawę PS2 a konsolę Nintendo kupiłem ponownie dopiero cztery lata temu. Przez ten czas Symphonia osiągnęła koszmarne ceny na aukcjach, co wcale nie pomagało mi w finalizacji mojego postanowienia.

 Dlatego bardzo ucieszyło mnie, gdy pojawiła się informacja, że ToS wyjdzie na PS3 w hd za jakieś normalne pieniądze. Kupiłem ją rok temu, ale zbyt dużo czasu z nią nie spędziłem. Tak bywa, gdy masz dziesięć sprzętów do grania i chcesz grać jednocześnie w kilkadziesiąt gier naraz. Dlatego zawsze czekam na moment, gdy jakiś tytuł wciągnie mnie tak mocno, że zapomnę o wszystkim innym. Tak też się stało jakieś półtora miesiąca temu i trwa do dziś. Inne gry włączam tylko w ramach odskoczni od Symphonii a nawet jak w nią nie gram, to i tak słucham muzyki z tego jrpga podczas surfowania po sieci.

   Z początku nic tego nie zapowiadało. Sztampowa historyjka o ratowaniu świata oraz grafika niezbyt wysokich lotów, nawet w zestawieniu z najlepszymi jrpgami szóstej generacji, ale ten ostatni fakt mnie ucieszył. Ileż razy byłem świadkiem gdy pogoń za grafiką deptała wspaniałe systemy w seriach rpg? Final Fantasy, Diablo, The Elder Scrolls, Fallout itd. Nawet BioWare się tego nie ustrzegł. Wystarczy spojrzeć na to, ile mocy biotycznych ma biotyk w dowolnej części Mass Effecta a ile ma czarów mag w Baldur's Gate. To samo jest w Bloodborne w stosunku do choćby takiego Dark Souls II.

  Dlaczego zatem cieszy mnie niezbyt porywająca oprawa? Bo rpgi nie stawiające na graficzny przepych częstokroć mają wiele do zaoferowania chociażby w samym systemie gry. Przykładowo taka Tales of Vesperia (X360) jest ładniejsza od Symphonii, ale wykorzystanie Pierścienia Czarodzieja (Sorcerer's Ring) różni się diametralnie w obu tych tytułach. W Symphonii praktycznie w każdym nowym lochu mamy do czynienia z nowym pomysłem programistów, gdyż funkcję pierścienia można zmieniać. W pierwszym lochu służy on jedynie do strzelania a później ma moc wody, wiatru poruszającego wiatraki, piorunów, zmniejszania postaci, dłuższy zasięg strzału, możliwość palenia chwastów blokujących dalsze przejście w lesie i wiele innych.

  Wielką zaletą ToS okazała się także muzyka, przy której palce maczał Motoi Sakuraba, a gdy ten człowiek bierze się za muzykę, to czuję się czasem jak osoba bezczeszcząca grób starego bohatera, którego strzeże jego wierny kompan nawet po śmierci swego pana, popadam w rozpacz, gdy widzę jak dwoje przyjaciół umiera  w swoich ramionach w Oceanie Gwiazd albo czuję wielki smutek, który jest jedynym towarzyszem zabaw jednej z bohaterek ToS. Melancholijne kompozycje japońskiego kompozytora są jak zwykle na najwyższym poziomie i dobrze dobrane do wydarzeń rozgrywających się na ekranie telewizora.

  Tak bardzo potrzebowałem drużyny, za którą poszedłbym w ogień. Bezbronny anioł, którego głos chcesz usłyszeć raz jeszcze, nawet jeśli to oczekiwanie ma trwać dwadzieścia godzin, żart i uśmiech na twarzy osoby zawsze pogrążonej w smutku, końskie zaloty zniewieściałego podrywacza, nauczycielka, która wybije Ci z głowy głupoty kopniakami prosto w brzuch, twardziel, dla którego hańbą jest walka ze słabym przeciwnikiem, czy fajtłapowata asasynka, która prędzej sama wpadnie w jakąś pułapkę niż zlikwiduje swój cel. Jedenaście lat czekania. Było warto.

 

Na spełnienie marzeń nigdy nie jest za późno.


 

  Weekend nie byłby udany bez Weekendowych Dziewczyn, więc dziś, starym już zwyczajem, zaśpiewa dla Was Miku, która była weekendową dziewczyną zanim weekendowe dziewczyny stały się modne.

 

Życzę wszystkim udanego weekendu.

Oceń bloga:
32

Komentarze (58)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper