W co gracie w weekend? #117
Witam wszystkich. Wzięło mnie ostatnio na słuchanie muzyki z gier, więc dziś możecie posłuchać utworów z Soul Blade, Guilty Gear X2 # Reload i Lost Odyssey, bo te tytuły akurat ogrywam w ten weekend. Mam też ochotę na ściganie się po szutrze, więc odpalę także RalliSport Challenge.
Soul Blade (PlayStation, Project Soul, 1997r.)
Po zobaczeniu intra do Soul Blade'a raz, drugi, trzeci...a potem pięćdziesiąty, zachorowałem na tą produkcję i stwierdziłem, ze w końcu nadszedł czas na zakup jakiejś gry pudełkowej na pierwsze PlayStation, bo od czasu zakupu Tenchu: Stealth Assassins parę lat temu dawno tego nie robiłem.
Nigdy wcześniej nie grałem w tą część, ale musiałem zobaczyć ten wstęp na własnym telewizorze. Kupowałem już gry tylko dlatego, że spodobała mi się okładka. Tym razem wystarczył do tego taki impuls.
Mam już na koncie ponad czterysta ukończonych gier a zszokowało mnie prawie dwudziestoletnie intro. To świadczy o tym, że jeszcze trochę czasu minie zanim gry mnie zupełnie znudzą. Zawsze chciałem poznać protoplastę Soul Calibura. W końcu mi się to udało.
A tak w ogóle to po sprawdzeniu tej legendarnej bijatyki mózg mi się zdrowo przepalił, bo po bliższym przyjrzeniu się pudełku z grą stwierdziłem, że nie ma na nim napisu "PlayStation", więc pomyślałem, że angielski sklep, z którego zamówiłem towar mnie oszukał. Miałem już gotowy komentarz do zatwierdzenia, że ten Soul Blade ma tak prawdziwe pudełko jak Pamela Anderson cycki, ale po schłodzeniu kilku zwojów mózgowych w zimnej wodzie rozsądku zacząłem gorączkowo szukać innych aukcji z tą bijatyką. Okazało się, że pierwsze pudełka z grami z pierwszej konsoli Sony nie miały tego charakterystycznego napisu po lewej stronie pudełka. Dodano je dopiero gdzieś w 1997r. Skąd jednak mógł wiedzieć o tym ktoś tak jak ja, kto widział kiedyś jedynie napis Verbatim na pudełkach z grami z PSone?
Dobrze, że się opanowałem i nie podłożyłem świni uczciwemu sprzedawcy. Wróćmy jednak do samej gry. Może i Soul Blade nie ma zbyt dużej liczby postaci (jedenaście) i potrafi czasem chrupnąć, ale ma świetny tryb Edge Master dla jednego gracza, w którym wybrana przez nas postać podróżuje po całym świecie w poszukiwaniu najlepszej broni, kolekcjonując przy okazji inne. Zdobywany oręż różni się statystykami od pierwszej, podstawowej broni. Każda z nich ma inną wytrzymałość, obronę, zasięg, siłę ataku a nawet potrafi dawać takie profity jak stopniowa regeneracja zdrowia. Może i Soul Calibur jest lepszą i kompletną bijatyką niż Soul Blade, ale motyw zdobywania dodatkowych broni został praktycznie usunięty przy części obecnej na ostatniej konsoli Segi. Wrócił on do serii dopiero przy okazji Soul Calibura II.
Przeszedłem niedawno najlepszy tryb w grze Sophitią Alexandrą, więc postanowiłem co nieco o niej napisać, a właściwie, to jedynie przetłumaczyć co sądzi o niej sama gra Namco.
Wiek: 18 lat
Urodziny: 12 marzec
Wzrost: 168 cm
Waga: Nie chciała powiedzieć.
Grupa krwi: B
Rodzina: ojciec Ataros, matka Nieke, siostra Kathandra (od Soul Calibura II jako Cassandra), brat Ruches
Broń: Miecz Omega
Styl walki: ateński.
Guilty Gear X2 #Reload (PS2, Arc Systems Works, 2003r.)
Dawno nie włączałem Guilty Gear, ale tak jak już wspominałem, naszło mnie ostatnio na słuchanie muzyki z gier a metalowe brzmienia w tej japońskiej dwuwymiarowej bijatyce uważam za jedne z najlepszych w branży a mówię to oczywiście jako kompletny dyletant w tym gatunku muzycznym, który woli słuchać muzyki elektronicznej i tanecznej sprzed dwudziestu lat.
Po przejściu ścieżki fabularnej I-No, Dizzy i Johnny'ego gram teraz jedną z moich ulubionych postaci z tej serii, czyli May. Pozbawiono ją co prawda ataku, który bardzo lubiłem w pierwszej części, czyli śmigła, które kręci za pomocą używanej przez siebie kotwicy, ale to na tyle pogodna postać, że nie potrafię przejść obojętnie obok niej i jej umiejętności. Nie ma to jak walnąć przeciwnika delfinem, wielorybem lub latającą kotwicą, która zachowuje się jak koło zębate, które rani wszystko na swej drodze.
May jest członkinią Meduz, czyli powietrznych piratów, a raczej piratek, którym szefuje Johnny. Kumpluje się z Dizzy i nienawidzi łysoli. Jej niszczator (natychmiastowy atak zabijający) polega na przywołaniu członkiń załogi pirackiej, które potem przebiegają się po jej wrogu. Po czymś takim jedyne co pozostaje May to zatańczyć taniec zwycięstwa z jedną ze swoich koleżanek.
Skoro co nieco już o niej napisałem, to teraz zostawię Was z niezwykle przyjemnym kawałkiem z gry. Można powiedzieć, że idealnie oddaje on charakter opisywanej przeze mnie bohaterki.
Lost Odyssey (Xbox 360, Mistwalker, 2008r.)
W Lost Odyssey mam już pięćdziesiąt godzin na liczniku i jestem na trzeciej płycie z grą. Nie śpieszę się z popychaniem fabuły do przodu, gdyż wolę, aby moi nieśmiertelni członkowie drużyny nauczyli się jak najwięcej umiejętności ze znalezionych przeze mnie akcesoriów oraz od śmiertelnych członków drużyny. W ten sposób zwiększam swoje szanse na przeżycie w starciach z bossami a muszę przyznać, że ten z Lodowego Kanionu wcale do najłatwiejszych nie należał, gdyż używał umiejętności, która sprawiała, że członkowie z tylnej formacji mojej drużyny były wyciągani do przodu i praktycznie każde jedno jego uderzenie w takim przypadku kończyło się dla nich śmiercią.
Sam kanion przypomina mi skute lodem Jezioro Macalania z Final Fantasy X, ale gracz szybko zauważy różnice w obu tych miejscówkach. Mam tu na myśli przede wszystkim to, że lód pokrywający kanion w Lost Odyssey jest interaktywny, a co za tym idzie, można się na nim poślizgnąć i zjechać na niższą partię ścieżki, którą się poruszamy, co sprawi, iż będziemy musieli się wygramolić z naszego niekorzystnego położenia w celu dalszej podróży. Jakby tego było mało, to ze szczelni w górze potrafi dmuchnąć silny i porywisty wiatr, który wyrzuci naszą drużynę w powietrze, co skończy się ubytkiem na zdrowiu. Do tego dochodzą jeszcze przeciwnicy, którzy nas okradają i trzeba szukać ich stada, żeby odzyskać utracone fanty.
Muszę teraz sprostować pewną nieprawdziwą informację, którą uporczywie powtarzałem od kilku lat. Mówiłem mianowicie, że każde studio potrafi wykorzystać Unreal Engine 3, wyciskając z niego ile tylko się da poza Japończykami. Rzeczywiście Japończycy ze Square Enix nigdy nie ogarnęli tego silnika. Nie dotyczy to jednak ludzi z Mistwalkera, którzy wykonali kawał dobrej roboty.
Dobrze, że nie dałem się nabrać na coraz gorsze kontynuacje Final Fantasy XIII i ogrywam zamiast nich grę Sakaguchiego, bo obok The Last Story i Xenoblade Chronicles od Takhashiego są to ewidentne prztyczki w nos dla ich dawnych pracodawców. Dodam jeszcze, iż gdyby nie fakt, że nigdy nie szanowali oni swoich największych twórców, to nie zagrałbym w tak dobre gry.
Czas na muzykę. Tym razem utwór, którego początek nagminnie towarzyszy odzyskiwanym wspomnieniom nieśmiertelnych bohaterów z Lost Odyssey. Jego najlepszą częścią jest jednak sam środek.
Uematsu to jednak potrafi zachwycić swoimi kompozycjami. Pozwolicie, że posłucham sobie jeszcze raz tego elektryzującego śpiewu.
RalliSport Challenge (Xbox, Digital Illusions CE, 2002r.)
Jaka jest różnica pomiędzy byciem zniewolonym producentem gier a byciem niezależnym producentem gier? W pierwszym przypadku taki develeper będzie klepał powtarzalne sieciówki, które i tak nigdy nie dorównają Bad Company 2. W drugim przypadku zrobisz coś niemożliwego, a mianowicie wyścigi, które bez wstydu będzie można porównywać z najlepszymi częściami Colina McRae. Jestem w ciężkim szoku, że firma kojarzona od lat ze strzelaninami zrobiła tak grywalny wyścig ponad dekadę temu.
W RalliSport Challenge nie ma co prawda nazw krajów, w których odbywają się wyścigi na szutrze, ani znanych nazwisk, które rozpalały umysły niejednego fana sportów motorowych na początku wieku, ani kamery od wewnątrz pojazdu, ale są znane samochody i dosyć dobry model jazdy.
Do wyboru są m.in.:
- Ford Escort
- Volkswagen Beetle
- Toyota Corolla
- Peugeot 306
- Mitsubishi Lancer
- Subaru Impreza
- Ford Focus
- Peugeot 206
- Citroen Xsara
- Saab
- Opel Astra
- Lancia Delta
- Nissan Skyline
- oraz inne, które są do odblokowania dla wytrwałego i posiadającego nieco umiejetności gracza.
W RC jak nie uważasz na zakrętach, to kończysz wywrotką lub wyrzuci ci tył samochodu spoza trasy, ale wystarczy wsłuchać się w głos siedzącego obok ciebie pilota i już wiesz, że w tym zakręcie są kamienie po prawej stronie zakrętu, w kolejnym trzeba uważać na drzewa itd. Nawet jeśli nie wyszedł nam jeden wyścig, to zawsze można go powtórzyć z nadzieją na lepszy rezultat a trzeba wypaść praktycznie wzorowo w każdym z nich, żeby dostąpić zaszczytu występu w kolejnym etapie kariery kierowcy samochodu rajdowego.
Ech, dawno nie jeździłem Subaru Imprezą. Aż żal patrzeć czasami jak taranuję nim ogłoszenia reklamowe albo tracę szyby po kolejnej wywrotce. No cóż, wszak Kubica jest moim idolem, więc idę tylko w jego ślady.
W grze wyścigowej DICE (ale to dziwnie brzmi) usłyszymy muzykę elektroniczną w tle, ale przyznam się szczerze, że musiałem wypróbować jak się jeździ przy muzyce z Persony 4, jakiegoś Faithless, Prodigy, czy Lady Pank. Nie ma to jak zgrać muzykę ze swoich ulubionych płyt kompaktowych, wcisnąć gaz do dechy i jechać ile fabryka dała.
Życzę wszystkim udanego weekendu.