W co gracie w weekend? #154
Byłem w Piekle. Widziałem Diabła. Zaśmiałem mu się w twarz. Chcę zrobić to ponownie. Zanim jednak do tego dojdzie mam tu coś dla małych dzieci, czyli gry. Tym razem wracam do swojej powinności. Co ze mnie za squaresofter, jeśli nie spróbuję zmierzyć się ponownie z pewnym klasykiem? [Wpis zawiera spoilery.]
Chrono Trigger (PSone, Squaresoft, 2001r.)
Wróciłem po bardzo długiej przerwie do protoplasty Chrono Cross z nadzieją, że w końcu go przejdę. Jestem w nastroju na kolejny klasyk Squaresoftu. Ciekawe czy przełknę ponownie koszmarne czasy ładowania w peesjedynkowym porcie tego SNESowego jrpga czy znów go porzucę na jakiś czas?
Za Chrono Trigger odpowiadają ludzie, którzy kiedyś nie mieli sobie równych, jeśli chodzi o gry z gatunku jrpg.
Są to m.in.:
Hironobu Sakaguchi, ojciec serii Final Fantasy, który maczał też palce przy Parasite Eve, Vagrant Story, Lost Odyssey i The Last Story oraz Yoshinori Kitase.
Projektantem postaci i potworów jest Akira Toriyama, człowiek, który ma na koncie Dragon Balla oraz cykl Dragon Quest.
Za muzykę w tym uważanym za jednego z najlepszych jrpgów w historii odpowiadają przede wszystkim dwaj panowie:
- Yasunori Mitsuda, kompozytor, który uczynił Xenogears i Chrono Cross pozycjami ponadczasowymi,
- Nobuo Uematsu, legenda serii Final Fantasy, która współpracowała z panem Sakaguchim także przy Lost Odyssey oraz The Last Story.
Dziś ludzie jarają się Star Wars: Knights of the Old Republic i Mass Effectami, gdyż akcja obu tych serii dzieje się w przyszłości a w rpgach mamy raczej do czynienia ze średniowieczem. Zanim jednak te zachodnie serie ujrzały światło dzienne i uzyskały międzynarodowy rozgłos Japończycy mieli już na koncie Star Ocean oraz serię Chrono Trigger/Cross.
Chrono Trigger zaczyna się co prawda w teraźniejszości, ale bardzo szybko gracz przenosi się w nim razem z głównymi bohaterami do innych epok w czasie. Przeszłość i przyszłości to jedynie przystanki, przy których się na chwilę zatrzyma w swojej długiej podróży.
Niedawno szwendałem się po ruinach, z których podobno nikt żywy nigdy nie wrócił. Co to jednak dla mnie? Nie straszne mi wielkie roboty a i w polowaniu na pierzchające szczury tez radzę sobie całkiem całkiem.
Jest rok 2300. Lucca, mająca smykałkę do urządzeń elektronicznych i mechanicznych podchodzi do komputera i odkrywa cel, do którego musimy się udać.
Jednak dopiero Marle, która przez przypadek naciska jakiś przycisk odkrywa całą prawdę. W roku 1999 świat zostaje zniszczony przez potężnego Lavosa. Ludzie nie mieli szans w starciu z tak przerażającą potęgą. Wiele lat później potomkowie tych ludzi zostali pozbawieni nadziei. Stali się tchórzliwi. Choć nie mają co włożyć do garnka, nie potrafią przeciwstawić się ruinie, która stała się ich codziennością.
Marle jest zdruzgotana. Jednak nie jest to typowa księżniczka, którą chowano pod kloszem. Swoim zachowaniem przypominała raczej zadziornego chłopaka, więc nic dziwnego, że jest pierwszą osobą, która nie ma zamiaru pogodzić się z zaistniałym stanem rzeczy. Skoro Crono przemierzył czas, aby ją uratować, to czemu ona i jej przyjaciele nie mieliby zrobić tak ponownie, tym razem ze światem?
Poruszanie się po różnych epokach w czasie to ogromna zaleta klasyka Squaresoftu.
Jeśli chodzi o system gry, to w Chrono Triggerze mamy do czynienia z jrpgiem turowym. Gdy pasek działania się naładuje, to gracz może zaatakować, użyć przedmiotu lub jakiejś techniki. Techniki zużywają punkty magii. Członkowie drużyny mogą wykonywać także kombinacje tych technik. Przeciwnicy są widoczni w lochach, więc w japońskiej produkcji nie występuje znane z innych turówek przeniesienie do świata walki.
Niemy protagonista używa w walce miecza. Marle doskonale radzi sobie z łukiem a Lucca z pistoletem.
Jednak Chrono Trigger to coś więcej niż próba uratowania świata przed zagładą. Japończycy postarali się również o solidną porcję dobrego humoru.
Podczas eksploracji ścieków natknąłem się na jakąś bandę żab. Jak w każdej bandzie jest jakiś herszt i sługusy, które muszą wykonywać polecenia swojego przełożonego bez żadnych utyskiwań pod jego adresem. Ciężka dola, co nie? A gdzie tam.
Myślałem, że pęknę ze śmiechu, gdy po przedarciu się w dalsze rejony miejscówki pełnej nereid czyhających na moją nieświadomą zagrożenia wesołą kampanię podróżników, zobaczyłem scenkę, w której szef żab kazał nacisnąć przycisk wysuwający mosty. W ten sposób żaby miałyby ułatwione poruszanie się po ściekach. Patrzę, żaba-sługus podskakuje do góry raz za razem, ale jej wysiłek jest daremny, co przełożony skwitował tylko pytaniem: Co z ciebie za żaba, skoro nie umiesz nawet doskoczyć do tego przycisku?
Coś czuję, że tym razem nie porzucę tej gry tak szybko jak poprzednio. Pokusa porównań CT z innym grami o podróżach w czasie takimi jak chociażby Steins;Gate lub The Legend of Zelda: Ocarina of Time oraz Chrono Cross jest zbyt silna.
Na koniec trochę słodkości dla uszów. Mam dla Was trochę muzyki, żebyście mogli sami przekonać się o tym czy panowie Mitsuda i Uematsu dobrze się spisali. Nie jest to absolutnie cała ścieżka dźwiękowa z tego kwadratowego klasyka. Może kiedyś dodam jeszcze do tej playlisty kolejne utwory.
Jestem bardzo ciekaw co jeszcze spotka Crono, Marle i Luccę.
W tym tygodniu jestem strasznymi zwłokami. Nie wiem czy dam radę włączyć jeszcze jakieś gry, bo bardziej mnie interesuje czy na eBayu Sarif Indusries nie sprzedaje jakichś wszczepów w nogi lub cybernetycznych protez? Przydałyby się teraz takie rzeczy, no ale nic, w sobotę lub niedzielę spróbuję odpalić jeszcze Assassin's Creed II na X360.
Nie żartowałem, gdy pisałem niedawno o tym, że chcę przelecieć tego tasiemca aż do Blag Flag, zwymiotować z powodu wałkowania w kółko tego samego i rzucić serię o asasynach w cholerę.
Po calaku w pierwszej części mam wielką ochotę na to samo w części drugiej i muszę przyznać, że jestem bardzo bliski tego celu. Do końca fabuły brakuje mi raptem zaliczyć cztery sekwencje. Wystarczy, że zbiorę wszystkie pióra, co nie będzie zbyt trudne, biorąc pod uwagę, że nie używając do tego żadnego opisu zdobyłem ich 87 na 100 i wbiję drugiego i prawdopodobnie ostatniego calaka w serii. W kolejnych częściach są trofea/osiągnięcia sieciowe, więc prawdopodobnie będę musiał sobie je odpuścić.
Nie zmienia to jednak faktu, że jest to bodajże moja ostatnia zabawa z tą pozycją.
Czy mam ochotę jeszcze w coś pograć? No jasne, szkoda tylko, że tak ciężko będzie mi znaleźć w ten weekend trochę czasu na kolejne spotkanie z Geraltem, Miku i jej znajomymi.
Żarty w Wiedźminie 3 zresztą już się skończyły, szczególnie, że mam czwarty poziom postaci a dostaje zlecenia na potwory na poziomie trzydziestym trzecim a zbliżenie się do pytajnika na mapie kończy się natychmiastowym zgonem z rąk potwora z poziomem o jedenaście wyższym od mojego. Ciekawe kto wpadł na ten pomysł?
W każdym bądź razie bawcie się dobrze w najbliższych dniach. W następny weekend cykl poprowadzi prawdopodobnie ktoś inny, ale nie liczcie na to, że zdradzę jego tożsamość. To moja słodka tajemnica.