W co gracie w weekend? #158
Witajcie. Tym razem mam długi weekend, więc wreszcie sobie w coś pogram. W planach mam Final Fantasy VI oraz Until Dawn. W tą drugą produkcję gram dzięki uprzejmości Alexego 78.
Final Fantasy VI (PSone, Squaresoft, 2002r.)
Minęło pięć lat odkąd skończyłem swoją ostatnią grę z nazwą Final Fantasy w tytule. Wcześniej ukończyłem piętnaście gier z tej serii w osiem lat. To były piękne czasy. Choć o jednej z tych gier, Dirge of Cerberus, chciałbym zapomnieć, to dopiero Final Fantasy XIII zabił we mnie całą miłość do serii mojego życia.
Nie zrozumcie mnie źle, nie uważam Trzynastki za grę złą, uważam ją po prostu za znacznie słabszą w stosunku do moich ulubionych odsłon jednej z najdłuższych serii jrpgów i nie cierpię jej za to.
Jednak teraz, po skończeniu jednej z najwspanialszych gier, w jakie przyszło mi kiedykolwiek grać, czyli Chrono Triggera, pokochałem Squaresoft na nowo. Daję sobie ostatnią szansę na przejście kolejnej, szesnastej już gry z nazwą Final Fantasy w tytule. Wiem, że jeśli teraz mi się nie powiedzie, to separacja, w której jesteśmy potrwa do końca moich dni. Nie mogę sobie na to pozwolić.
Final Fantasy VI jest jrpgiem turowym, który debiutował na SNESie w 1994r. Później gra została przeniesiona na pierwszą konsolę Sony. Do portu dodano fachowy render, który pokazuje pierwszą kobiecą główną bohaterkę w serii, Terrę, dosiadającą MagiTek'a, czyli opancerzoną jednostkę kroczącą używającą magii. W filmiku wprowadzającym zobaczymy również innych członków drużyny oraz Kefkę, głównego antagonistę FFVI, który wygląda jak klaun.
Historia zaś dotyczy wojny pomiędzy maszynami i magią, co z kolei zostało wykorzystane również przy okazji Final Fantasy X, tyle, że tam po stronie 'magii' walczyli przywoływacze aeonów. Jakby się nad tym zastanowić, to nawet rewolucja magiczno-przemysłowa z Lost Odyssey czerpie garściami z Szóstki.
Nie jest to moje pierwsze spotkanie z Szóstką, która debiutowała kiedyś jako Final Fantasy III a dopiero później zaczęto nazywać ją Final Fantasy VI. Grę zakupiłem w cyfrze parę lat temu, ale odstawiłem na bok po kilku godzinach gry. Czy teraz będzie tak samo? Hmm. Już wiem, posłucham sobie jednej z najpiękniejszych melodii skomponowanych przez Nobuo Uematsu i odpowiem sobie na to pytanie w najbliższych dniach.
Przed Wami cudowna Terra's Theme.
Until Dawn (PS4, Supermassive Games, 2015r.)
Dziwne rzeczy działy się na niedawnym zlocie u Szyszki. Pojechałem spotkać się tam z ludźmi z ppe. Wpadam, goły Maniek wylatuje z tortu (no, powiedzmy), część osób próbuje grać w Pokkena na dwa pady a pozostali w Fifę. Potem przywieźli jeszcze DriveCluba. Ok, patrzę na stolik a tam leżą jakieś gry na PS4. Nie mam pojęcia czyje były, więc pytam. Dowiaduję się, że to wszystko Alexa. W ten sposób udało mi się zobaczyć nawet Uncharted 4 przez chwilę. Jednak najbardziej ze wszystkiego chciałem przetestować Until Dawn. Problem w tym, że Maniek, Alex i Muminek jak siedli przy PS4, tak siedzieli, siedzieli i siedzieli.
Pytam więc właściciela, czy mogę zobaczyć grę wzorowaną na Krzyku, Haloween, Piątku Trzynastego i innych slasherach, na co on odpowiada, że może mi ją pozyczyć i wtedy sam się o wszystkim przekonam. Byłem lekko zszokowany, ale przyjąłem propozycję od osoby, o której nie zawsze wypowiadałem się w pochlebny sposób. Dziś napiszę, że rzadko który człowiek ma taki gest jak Alex.
Nie pożyczyłem Until Dawn, żeby pudełko z grą zbierało kurz. Z początku nie byłem przekonany do tej pozycji, ale moje podejście zmieniło się dosyć szybko.
Scenariusz tego interaktywnego survival horroru opowiada o grupce znajomych, która wybrała się do domku w góry, aby dobrze się zabawić. Część z nich postanowiła zrobić kawał jednej z nich, co nie skończyło się zbyt dobrze.
Grupa postawia jednak spotkać się w owym domku rok później i dopiero wtedy zaczyna się właściwa rozgrywka. Bohaterami gramy naprzemiennie, stopniowo ich poznając i decydując o ich losie. W świecie gry porozrzucane są podpowiedzi dotyczące samej historii i tego co się tak naprawdę wydarzyło.
Przyznam się, że jestem zachwycony produkcją nieznanego mi wcześniej studia. Ciężki klimat, budująca nastrój grozy muzyka, totemy ukazujące to, co się może, ale nie musi wydarzyć oraz przede wszystkim towarzystwo, któremu miłostki w głowie, nieświadome błędu, który popełniło, wracając do tego przeklętego miejsca.
Z samego tytułu gry łatwo wywnioskować, że chodzi w nim o przetrwanie do ranka. Nie posiadamy praktycznie żadnej broni poza zwinnymi nogami skorymi do ucieczki w razie zagrożenia, choć doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że nie wszyscy dożyją wschodu słońca.
Zwątpiłem trochę w gatunek filmów interaktywnych po nie do końca udanym Beyond: Two Souls, w którym panował chaos chronologiczny wydarzeń oraz chaos atmosfery gry, która raz chciała być głęboką historią poruszającą kontrowersyjne tematy, innym razem chciała być tanim romansidłem a jeszcze innym razem chciała być horrorem.
Opisywany przeze mnie tytuł ekskluzywny PS4 nigdy nie rościł sobie praw do bycia czymś wyjątkowym. To zalotne oko puszczone do ludzi, którzy wychowali się na filmach o psychopatycznych mordercach, którzy polują na niewinne ofiary. Tak to bywa, że wystarczy komuś zrobić konkurencję i od razu dostrzegasz wyraźniej ograniczenia i błędy pioniera w jakiejś dziedzinie. Ten hołd oddany slasherom świetnie oddaje klimat zaszczucia. Grając pierwszy raz nigdy nie wiadomo, co czai się za pobliskim drzewem lub oknem. I oto chodzi.
Jeśli chcecie zobaczyć jak wygląda gra, to zapraszam do filmiku.
Dodam jeszcze tylko jako wielki fan Resident Evil (do piątej części włącznie), że gra, którą pożyczył mi Alex wciąga jak bagno. Dominuje w niej mrok, są seanse spirtystyczne, gorące cizie (w filmach z tego gatunku prędzej czy później zawsze jakaś ginie) i choć straszy w bardzo tani sposób, to przynajmniej to robi, więc przed jej ukończeniem powiem tak: Nie czekam na Resident Evil 7. Wolałbym kiedyś zagrać w Until Dawn 2. Miałeś jedną robotę, Capcom, i dałeś ciała a ja nie jestem niewolnikiem pustych słów, które przez dwadzieścia lat straciły na znaczeniu. Kiedyś nazwa Resident Evil była synonimem najwyższej jakości. Dziś pierwszy lepszy survival horror, nawet taki z ograniczoną swobodą działania, potrafi lepiej straszyć niż wasz zgiły trup, którego staracie się wciskać komu popadnie.
Napisałbym coś jeszcze, ale grać mi się chce. Życzę Wam wszystkim udanego weekendu i całej masy wolnego czasu. Do przeczytania następnym razem.