Piątkowa GROmada #59
Witamy w pięćdziesiątej dziewiątej GROmadzie! Ale ten czas leci. Jeszcze niedawno obchodziliśmy pierwszy roczek bloga, a już od następnej części piątkę zastąpi szóstka i muszę stwierdzić, że nie wiedziałem czy dam rade co tydzień wypuszczać nowy odcinek cyklu i szczerze mówiąc wciąż nie wiem czy podołam, ale jest to zdecydowanie łatwiejsze niż myślałem, że będzie.
Nowości jak na lekarstwo, a rak pożerający branże (sławne skrzynki) szerzy się nieustannie i pochłania coraz to inne gry, a jako, że nie chce uczestniczyć w dorabianiu tych produkcji tak staram się nie kupować tytułów, które wymuszają kupowanie skrzynek (jak np. nowy Battlefront). Wiem, wiem Cień Wojny też ma skrzynki i prawdopodobnie wymusza ich kupowanie, a próba sprzeciwu sprawia, że będziemy mieli niekończący się grind, ale już kilkanaście godzin przegrałem, kilka fortec podbiłem i na razie wciąż nie widzę konieczności kupowania skrzyń. Być może był to tylko bezzasadny hejt kilku przewrażliwionych na tym punkcie osób? Nie wiem. Jeśli dojdę do momentu, w którym gra wymusi na mnie kupowanie loot-boxów poinformuje o tym, na łamach bloga, ale na pewnie nie będzie to szybko, bo kolejny ex zawitał na Playstation 4. Co prawda to tylko dodatek, ale podstawkę uważam za zdecydowanie najlepsza grę tego roku, dlatego planuje poświecić się całkowicie historii zawartej w DLC.
Ja zająłem się Horizon Zero Dawn: The Frozen Wilds, a wspiera mnie Daaku, który postanowił napisać o Fallout Shelter. Jedziemy!
Główną grafikę zaprojektował niezastąpiony Reinvented.
Horizon Zero Dawn: The Frozen Wilds (PS4)
Uwielbiam sandboxy. Niedawno zdałem sobie z tego sprawę. A Horizon Zero Dawn zdecydowanie był jednym z najlepszych w jakie grałem, a na pewno najlepszą grą tego roku, dlatego cholernie ucieszyłem się, gdy okazało się, że produkcja odniosła spory sukces, bo to znaczyło jedno: na pewno będzie kontynuacja, a być może będzie DLC. No i nadszedł ten szczęśliwy dzień w którym Guerrilla Games ogłosiło rozpoczęcie prac nad fabularnym dodatkiem do gry. Od razu, gdy na PS Store pojawiała się możliwość zakupienia pre-ordera zrobiłem to i czekałem aż podadzą datę premiery i wreszcie jest! Moja Aloy została wybudzona ze snu w jaki zapadła kilka miesięcy temu. Musiała założyć swoją zbroje ze splotem osłony (genialny ubiór) ponownie, jeszcze raz chwycić sprzęt, który używała do polowań na dzikie roboty i wyruszyć na tereny, w których rządzą Banukowie. Tajemniczy lud, z którym mieliśmy okazje zapoznać się już w podstawce, ale za dużo się o nich nie dowiedzieliśmy oprócz tego, że tylko oni potrafią przetrwać w mroźnych górach gdzie najczęściej się osiedlają. Oprócz tego mieliśmy okazje poznać historie pewnego członka Banuckiego plemienia poprzez zbieranie figurek zrobionych przez niego (które były formą znajdziek), ale z nich też za dużo się dowiedzieć nie dało. No, ale teraz przyjdzie nam uzupełnić braki w wiedzy.
Aż trudno uwierzyć, że ten screen został zrobiony podczas gry. Nie jest to wstawka filmowa.
Najlepsze w Horizonie było to, że każdy musiał wykształcić swoje własne techniki polowania ja np. nie wyobrażam sobie łowów bez wyrzutni lin, która była dla mnie podstawą, ale mój kolega nawet nie ma jej w ekwipunku, a używa głównie pułapek (z których ja od początku gry nie skorzystałem ani razu), a z kolei drugi kolega posługuje się potykaczami, które dla mnie są bezużyteczne. To tylko pokazuje wszechstronność gry i że każdy będzie tam polował tak jak chce co jest bardzo fajne, bo często w przypadku takich gier jest tylko jedna skuteczna metoda i to nią należy się posługiwać. Możliwość używania różnych technik myślistwa to wspaniała sprawa, a ja zanim wyruszę stwierdziłem, że muszę je sobie przypomnieć. Zacząłem od zarąbania czujki. Jedna strzała i po temacie, a więc poszedłem na Gromoszczęka. Mechaniczny gad (o ile można go nazwać gadem) bardzo szybko wytłumaczył mi, że jeszcze nie jestem gotowy, aby ponownie z nim rywalizować (gram na bardzo trudnym), ale stwierdziłem, że lepiej będzie przypominać sobie podstawy jak w to grać już u samych Banuków i wyruszyłem za północne pasmo górskie i trafiłem do Kraju (tak Banukowie nazywają swoje ziemie).
Pierwsze co zobaczyłem to dymiący wulkan, góry, śnieg i kozy… Kozy są wszędzie, takie białe i beczące. Chodzą stadami, wszędzie jest ich pełno, gdziekolwiek w Kraju jesteś możesz być pewien, że jest tam też koza...
Banuckie Ziemie zostały doklejone w miejscu gdzie ich wcześniej nie było, aby do nich dotrzeć trzeba się trochę po wspinać po specjalnie do tego zamontowanych elementach, których wcześniej też tam nie było.
Tak prezentuje się Banucki Kraj.
W podstawowej wersji Horizona mieliśmy sporą różnorodność terenów, były tam ośnieżone góry, spalone słońcem pustynie, gęsto zalesione dżungle, bagna lub zwykłe lasy czy łąki. W dodatku są tylko góry i ciągle pada śnieg, a Aloy podczas podróżowania cały czas obejmuje się ramionami drążąc z zimna i zarzuca tekstami typu: „jeśli mrugnę zamarzną mi powieki” czy "wszystko zamarźnięte ziema, powietrze... i ja". Bardzo fajne jest to, że twórcy zadbali o to, aby Aloy co jakiś czas miała przybrudzone śniegiem ubranie, a podczas chodzenia po głębszym śniegu całkowicie inaczej stawiała kroki co pokazuje, że rzeczywiście stopy jej się w nim zapadają do tego zostawia za sobą ślady, które po jakimś czasie zostają zasypane. Nawet uciekający przede mną borsuk pozostawia za sobą ślad.
Pozostawiony przez uciekającego borsuka ślad. Przez takie szczegóły pokochałem tę grę.
Banuckie ziemie bardzo nie lubią obcych i autorom gry udało się stworzyć klimat takich niegościnnych terenów, w których wszędzie czyha zagrożenie. Szczególnie uczucie zaszczucia pogłębia się w nocy, gdy podróżujesz i nagle widzisz gdzieś w oddali jakiś niewyraźny kształt, ale przez padający śnieg nie do końca jesteś pewien czy to kolejna koza czy może jakiś mechaniczny potwór, który chce cie zabić, a tę mieszkające w kraju są szczególnie zajadłe i wytrzymałe. Mimo, że posiadam najlepszy sprzęt jaki dało się zdobyć w podstawce to nawet zbroja ze splotem osłony za dużo tu nie daję. Bydlaki są tak potężne, że zazwyczaj biorą cie na jeden strzał. Dość powiedzieć, że z pierwszym spotkanym przeze mnie nowym potworem męczyłem się przez 50 minut (gram na bardzo wysokim poziomie trudności). Zabił mnie ze 20 razy, a nazywał się Ogniarz.
Ogniarz - pierwszy potężny przeciwnik, którego spotkacie na swojej drodze.
A skoro wspomniałem już o nowych przeciwnikach to twórcy dodali ich dokładnie pięć z tymże jeden rodzaj jest po prostu spaczeniem z podstawki, który u Banuków nazywa się demonicznymi maszynami, ale jestem pewien, że tę spaczone nie były tak potężne jak te demoniczne. Ze spotkanym przeze mnie po raz pierwszy Lodowym Pazurem (taki niedźwiedź) walczyłem bardzo długi czas i mimo, że pokonałem go za pierwszy razem to ilość surowców jakie musiałem zużyć, aby ciągle dorabiać amunicje do wyrzutni lin czy chociażby różne rodzaje strzał była spora, a ich strata bolesna, ale bydlak zginął.
Lodowy Pazur potrafi stawać na dwóch łapach. Jest wtedy wielkości Gromoszczęka. Screen zrobiłem przy użyciu trybu fotograficznego. Wygląda to niesamowicie.
Oczywiście nowe tereny, nowe bronie to i nowe umiejętności i tutaj się trochę zawiodłem, bo mimo, że jest ich całe jedno drzewko to wydają mi się takie trochę dodane na siłę i raczej mało przydatne, bo po co mi możliwość naprawiania zdominowanych maszyn jak za często z nich nie korzystałem (do tego zużywa to surowce) i nowe ataki, z których można korzystać podczas jazdy wierzchem też za bardzo mi się nie przydadzą, bo bardzo rzadko korzystałem z umiejętności jeżdżenia na maszynach. Praktycznie rzecz biorąc tylko rozkładnie modyfikacji surowców, aby uzyskać z nich okruchy metalu mają sens, ale i tak lepiej udać się z tym do kupca.
Nowe drzewko umiejętności „Podróżniczka”.
Fabularnie chodzi o to, że Aloy podczas podróży spotyka kobietę, która ma zostać ambasadorem Kraju u Carja i przy okazji mówi naszej bohaterce o nowych bardzo agresywnych i potężnych typach maszyn, które zostały spaczone przez Demona, Aloy wiedząc co działo się na jej ziemiach, gdy spotykała spaczone potwory postanawia udać się na Banuckie ziemie, aby dowiedzieć się czemu ich maszyny wcześniej wolne od spaczenia nagle stały się jego ofiarami. Mamy tu wątek główny, sporo nowych misji pobocznych, możliwość podniesienia poziomu bohaterki do 60 levelu, nowe tereny łowieckie, posterunek bandytów do oczyszczenia, żyrafa do naprawienia i zdominowania, trzy nowe typy znajdziek, których jest naprawdę dużo, a jedne z nich dodatkową służą jako waluta za, którą możemy kupić nowe potężne bronie (nasza włócznia też doczeka się modyfikacji), jest też teren, który musimy oczyścić z tak zwanych wież sterowania, które są trochę zmienioną wersją spaczonych terenów z podstawowej części gry. Twórcy zapowiedzieli, że dodatek starczy na jakieś piętnaście godzin, ale ja już wykręciłem dziesięć i raczej nie zapowiada się na szybki koniec szczególnie, że ledwie pół mapy oczyściłem z rzeczy do zbierania, a jeszcze pozostała mi masa zadań nie związanych z samym wątkiem fabularnym jak np. wspomniane wieże sterowania. Coś czuje, że spędzę tu sporo czasu, bo naprawdę jest co robić i mimo, że Banuckie ziemie są niegościnne to chce się do nich wracać.
Wieża Sterowania wysyła impuls, który wyłącza pole siłowe w zbroi ze splotem osłony i naprawia wrogie roboty.
Graficznie to wciąż majstersztyk, a tryb fotograficzny pozwala na robienie wręcz fenomenalnych zdjęć, nowa mimika twarzy wygląda obłędnie, dźwiękowo też nie da się nic zarzucić. To po prostu ten sam świetny Horizon, który doczekał się kilkunastu ulepszeń, dlatego jeśli spodobała ci się podstawka to nie ma na co czekać: bierz dodatek i ciesz się grą. Warto.
Fallout Shelter [Mobile, Bethesda Game Studios 2015]
Miałem niedawno drugie podejście do Fallouta 4. Wiem, że nie powinienem tak z niemca zaczynać tekstu o jednej grze odwołaniem o drugiej, ale chciałem, żebyście wiedzieli, że jednego z tych Falloutów na łamach GROmady pochwalę, a drugiego - obsmaruję po całości. Jaki los w związku z tą deklaracją czeka małego Sheltera? Zapraszam do lektury.
Fallout Shelter to taki popularny na smartfonach twór wpisujący się w gatunek gier symulacyjnych. To takie górnolotne określenie na klikacze, których rozgrywka sprowadza się do wejścia do gry, postukania w odpowiednie miejsca ekranu, aby zebrać surowce, coś zbudować, coś zlecić, wyjść z gry i mieć ją z głowy przez najbliższe dwie godziny. Tutaj wcale nie jest inaczej - przyjmując rolę Nadzorcy naszej własnej, numerowanej Krypty (wybrałem numer 013, tak jak w zapomnianym oryginale) musimy zadbać o potrzeby swoich mieszkańców, co wymaga stałej obserwacji paru głównych czynników. Ludzie muszą jeść i pić - trzeba wybudować hydrofornie i stołówki. Hydrofornie i Stołówki coś musi zasilać - budujemy więc generatory. Zarówno dla generatorów, jak i nowych mieszkańców potrzebne jest miejsce - tu z pomocą przychodzą windy na dolne poziomy oraz pomieszczenia mieszkalne. Ludzie muszą się bronić przed atakami bandyckich grup, wypadałoby więc w miarę szybko postawić warsztat rusznikarski. Człowiek wyszkolony to z kolei człowiek wydajny, toteż szereg pokojów do nauki fachu podbije określoną statystykę naszego mieszkańca - osiłki przydadzą się przy generatorach, złotouści przy nadajniku radiowym (albo w sypialni - wrrau!), a zwinni przy przetwórstwie jedzenia. Na wstępnie brzmi to oszałamiająco, ale mając tylko małą grupkę ludzi i dosłownie kilka startowych pomieszczeń idzie to wszystko jakoś ogarnąć.
A to jest mój endgame. Zielone to reaktory, czerwone to warsztaty, niebieskie - sale treningowe, a żółte - laboratoria
Ciekawym mechanizmem wyróżniającym Fallout Shelter na tle innych tytułów z tego gatunku (nie to, żebym w przesadnie wiele z nich grał...) jest Rushing. Przyspieszanie polega na próbie natychmiastowego zakończenia cyklu produkcyjnego dowolnego z naszych pomieszczeń. Korzyści z tego są trojakie - szybciej uzyskamy potrzebne nam surowce, zyskamy zastrzyk gotówki oraz bonusowe doświadczenie dla każdego uczestniczącego w projekcie pracownika. Gorzej, że każda próba rushingu obarczona jest ryzykiem wtopy - wtedy nie dość, że robota staje przez moment w miejscu, to jeszcze dochodzi do wydarzenia losowego, np. nagłej inwazji robactwa albo pożaru. Często są to sytuacje po prostu komiczne w swojej głupocie, bo co, posmarujesz kromkę chleba masłem szybciej niż zwykle i już cały aneks kuchenny w ogniu? Przekręcisz kolanko w generatorze trochę za mocno i już przez ścianę wbija ci się chmara radskorpionów? Wiem, co teraz powiecie: "Przecież wiedziałeś, że jest ryzyko"... Tak, tylko że ryzyko przy wyćwiczonej ekipie wynosi zwykle 16-20%, ale to w języku gry oznacza chyba "zaciskaj zęby, RNG wchodzi dziś na sucho!".
Dobra, niebezpieczeństwa rushingu na bok, nasze codzienne nadzorcze bolączki słodzą nieco zmieniające się ciągle progi wyzwań oraz questy. Wyzwania polegają np. na uzbieraniu 100 jednostek wody w ciągu minuty, rozebranie na złom 15 elementów ekwipunku czy przetrwaniu 5 najazdów bandytów bez strat w ludziach. Te drugie są zwykle "wypadami za miasto", na które wysyłamy do trzech mieszkańców naraz, aby wyczyścić jakiś budynek z przeciwników lub świecidełek. Trzeba jednak przyznać, że kilka linii fabularnych się pisarzom udało, bo na przestrzeni gry możemy np. uratować znanego z F3 Three-Doga, wziąć udział w serii quizów o uniwersum Fallouta, odszukać strój legendarnego baseballisty Rackiego Jobinsona (polecam przestawić pierwsze litery, może wtedy ktoś pozna), załatwić sobie odwiedziny od maskotek Nuka-Coli - Bottliego i Capa czy stanąć twarzą w twarz z nową wizją Czterech Jeźdźców Apokalipsy. Ostatnio z okazji Halloween dzięki misjom mogliśmy zdobyć także przydatne stroje ducha lub kościotrupa oraz nowy, świąteczny wystrój stołówek.
That's a double negative!
Korzystając z okazji wspomnę jeszcze o mikropłatnościach i stopniu, w jakim polega na nich Fallout Shelter - tytuł, nomen omen, free-to-play. Otóż wcale nie jest tak źle! Podstawową "platynową walutą" są tutaj butelki Nuka-Coli Quantum, które pożytkować możemy na różne sposoby - przyspieszając czas podróży z i na miejsca questów, kończąc sesję treningową mieszkańca, produkując broń lub strój w warsztacie bez oczekiwania, odblokować przepis na wystrój pokoju bez konieczności zbierania wszystkich fragmentów planu itp. Jak więc widać - płacimy po prostu za oszczędność czasu, co w pewnych sytuacjach nie jest takie złe. Gra sama stara się nam podrzucać różne płatne dobra (skrzynki ze zwierzakami, automatyczne zbieracze Mr. Handy, wspomniane Quantumy) przy różnych okazjach, głównie questach, więc nie musimy zgrzytać zębami, że czegoś nie mamy czy z że z czymś innym byłoby nam łatwiej. Ja Quantumów używam głównie do przyspieszenia powrotu moich ekip z misji, a i to zwykle nie więcej niż 3 butelki naraz, więc stratny nie jestem.
Podsumowując, jeśli często nudzi Ci się w drodze do pracy, w komunikacji miejskiej albo w kolejkach, a rozdmuchane emulatory już mimo wszystko nudzą - sięgnij po Fallout Shelter. Mało wymagający, nieabsorbujący, idealny na krótkie sesje. I darmowy. Tak jak Wasze emulatory, choć w odróżnieniu od nich legalny ;)
Najazd ghuli na wejście do Krypty. Obstawa z Gatling Laserami już zadba o to, aby nie wyszli poza przedpokój