Final Fantasy IX - recenzja

BLOG RECENZJA GRY
1049V
Final Fantasy IX - recenzja
Vince Brooks | 08.04.2021, 00:51
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.
Czego można oczekiwać po tytule, który w pierwszym dziesięcioleciu XXI wieku przeszło się kilkakrotnie? Zaskoczenia? Powiewu świeżości? Wciskającego we fotel fabularnego twistu? Bynajmniej. Nie spodziewając się więc niczego z powyższych, jakże wielkie i przyjemne było moje zaskoczenie, gdy wszystko przeżyłem dokładnie tak jak w roku 2000. Dwadzieścia jeden lat później.

Być może lepiej niż wtedy znam język angielski, być może zagrały we mnie nuty nostalgii. Być może to mieszanka jednego i drugiego. Kiedy przeszło miesiąc temu instalowałem na swojej PS4 Final Fantasy IX zastanawiałem się, czy po tylu latach to wciąż ma sens. Dokładnie to samo czułem, gdy w zeszłym roku przechodziłem oryginalną siódemkę oraz moją ulubioną ósemkę, dla której brakuje skali w każdej branżowej „oceniaczce”. Za każdym razem gdy przechodzę te trzy części zastanawiam się, która z nich jest najlepsza – i choć przygody Zidane’a nie były pierwszymi z jakimi zetknąłem się w serii, a najwięcej czasu poświęciłem części dziesiątej na PS2, to właśnie dziewiątka jest według mnie najdoskonalszą odsłoną w całej serii Final Fantasy.

 

FABUŁA

Lekkoduch Zidane porywa księżniczkę Garnet, która pragnie być porwana. W zasadzie tyle wystarczy napisać, by czytelnik domyślił się, że ten zbieg okoliczności jest jak lont potężnej laski dynamitu. Baśniowy świat spowity Mgłą zaprasza tę dwójkę wraz z ich przyjaciółmi w podróż, w czasie której rozpoznają kim są, dowiedzą się, jakie jest ich przeznaczenie oraz w pomału będą odkrywać sens jak i przyczynę swojego istnienia. Początkowo zabawna i luźna, z czasem poważna i dająca do myślenia – taka właśnie jest fabuła Final Fantasy IX. Nawiązująca do chrześcijaństwa, bytu będącego początkiem i źródłem wszystkiego, opowiadająca o miłości, honorze, przyjaźni, powinności, dziecinności, dorastaniu, dorosłości, zawiści, zazdrości, zemście, pysze, łakomstwie, tęsknocie, bliskości, cieple, nienawiści do siebie, do innych, do świata, o zachłanności, nienasyceniu, przedmiotowym traktowaniu, szacunku, ucząca iż każde życie jest ważne, że pamięć o bliskich jest ważna, że zdradę można wybaczyć. Taka właśnie jest dziewiątka, dojrzała i pewna wdzięku, kształcąca. Być może nie dla każdego, raczej nie dla dzieci mimo fascynującego, baśniowego świata pełnego smoków, magów i bohaterów.

Ponadto fabuła jest bardzo spójna, wydaje mi się wręcz, że jest to najbardziej solidny scenariusz z czasów panowania PSXa. Nie czuć żadnych fabularnych skoków ani dziur, które da się spokojnie zauważyć w przypadku części siódmej bądź ósmej. Świat jest bardzo przekonujący, nie brakuje w nim życia, a kilka wątków gra opowiada nam równolegle, co jest, jak mi się zdaje, nawiązaniem do starszych odsłon, szczególnie części szóstej. To, czego twórcy nie opowiedzieli nam na ekranie, opisują w listach, które Zidane nosi między Mooglesami spełniającymi rolę Save Pointa i bezpiecznej przystani. Dosłownie wszystko w tej części zostało doskonale, drobiazgowo i wystarczająco przemyślane.

 

ROZGRYWKA

Jak na turowe RPG ery pierwszego PlayStation przystało, rozgrywka jest powolna. Przyjdzie nam czekać na kolej patrząc na bezczynne postaci na ekranie. Początkowo gra jest naprawdę wolna, jednak ani przez chwilę – nawet po tylu latach – nie czułem zniechęcenia, ni nudy. Sądzę że przez to, iż Final Fantasy IX to prawdopodobnie najtrudniejsza część serii, w jaką grałem. Czasami wręcz towarzyszył mi stres w oczekiwaniu, aż nadejdzie moja kolej i jedna z postaci zdąży się uleczyć. System jest dosyć prosty – Postaci wyposażamy w ekwipunek mający różne, dosyć oczywiste właściwości, dający możliwość nauki pewnych umiejętności, które możemy przypisać danej postaci w zamian za kryształy zdobywane wraz z kolejnymi poziomami doświadczenia, wraz z którymi rozwijają się podstawowe właściwości jak HP oraz MP. Growi dłubacze znajdą sporą rozrywkę w mini... a raczej w maxi sub queście związanym z rozwojem Chocobo – przerośniętego kurczaka, który dzięki znajdowanym na świecie skarbom odkrywa nowe sposoby zdobywania terenu, zyskując tym samym dostęp do nieoczywistych i ukrytych lokacji. Na plus zasługuje również fakt, że jest to jedna z niewielu części, w których nie da się doprowadzić każdej postaci do takiego samego stadium rozwoju. Mag zadaje duże obrażenia czarami i warto szukać nimi słabych stron przeciwnika, postaci silne fizycznie są w stanie roztrzaskać twardych oponentów a biali magowie 90% swojego czasu spędzają faktycznie na wspieraniu drużyny czarami pomocniczymi. Na plus zasługuje również pewnego rodzaju auto-save i możliwość kontynuacji, co w remake’ach poprzednich części nie było dostępne.

 

PREZENTACJA

Oczywiście po tylu latach oprawa nie robi wielkiego wrażenia. Na dużym telewizorze, w przeciwieństwie do starszych części, po bokach ekranu przez całą grę towarzyszą nam szare paski. Tekstury są nieco wygładzone ale nie ma co się czarować – to po prostu remaster gry z 2000 roku. Pocieszający może być fakt, że z ery pierwszego PlayStation jest to zdecydowanie najładniejsza część serii. Niektóre efekty pojawiające się w trakcie rzucania zaklęć nawet dzisiaj zrobiły na mnie pozytywne wrażenie. Niemniej, remaster Final Fantasy IX nie próbuje oszukać naszej świadomości – oferuje old schoolową, acz porządną oprawę graficzną oraz muzyczną. Nie muszę chyba pisać, że tę ostatnią warstwę odpowiadał legendarny już kompozytor – Nobuo Uematsu.

 

PODSUMOWANIE

Pozostawiając na boku sentymenty uważam, że Final Fantasy IX to najlepsza odsłona całej serii. Najbardziej spójna, mająca najwięcej do przekazania, trudna i fascynująca.Wystarcza na kilkadziesiąt godzin dobrej zabawy. Dla tych, którzy poznali ‘fajnale’ od części nowszej niż dziewiątka – pozycja obowiązkowa. Wątpię bowiem, abyśmy kiedykolwiek doczekali się remake’u najwspanialszej części, jaka powstała.

 

 

Oceń bloga:
13

Atuty

  • Doskonała, spójna fabuła
  • Barwni bohaterowie
  • Baśniowy świat
  • Wystarczająco skomplikowana
  • Historie opowiadane równolegle (Active Time Event)
  • To jest najlepsza część Final Fantasy (nie jest moją pierwszą, w którą grałem)

Wady

  • Nie wiem... może za trudne trofea jak ktoś zbiera

Vince Brooks

Niedościgniona przez absolutnie żadną inną część - 7, 8, 9, w te musisz zagrać.

10,0

Komentarze (13)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper