Men Of Valor: Vietnam
Historia
Gracz wciela się w rolę Deana Sheparda, czarnoskórego żołnierza trzeciego batalionu trzeciej jednostki piechoty morskiej USA. I to jest mocnym plusem gry bo pokazano w przeciągu całej gry jakie było podejście do kolorowych w Armi USA podczas tej wojny, traktowanie ich jako mięsa armatniego, docinki białych przełożonych, ale i pomaganie im i poświęcanie sie dla nich.
Nasz bohater
Wraz z grupą innych marines, młody i dzielny żołnierz walczy na najważniejszych frontach wojny wietnamskiej. Między innymi jesteśmy aktywnym uczestnikiem słynnej Ofensywy Tet z 1968 roku, kiedy to w święto noworoczne siły komunistyczne złamały nieoficjalny pakt o nieagresji atakując strategiczne bazy USA (w grze zostało to bardzo dobrze odwzorowane). Bierzemy udział w walkach o cesarskie miasto Hue, gdzie siły amerykańskie wespół z armią Republiki Wietnamu (ARVN) stawiały opór całym setkom żołnierzy regularnej, komunistycznej armii. Jest też cała reszta misji (łącznie z krótkim samouczkiem jest ich trzynaście) w różnych regionach Wietnamu, począwszy na obszarach leśnych (dżungla – choć stosunkowo niewielkich rozmiarów – robi wrażenie), skończywszy na zabitych deskami wioskach i terenach bardziej zurbanizowanych.
Co jak co, ale klimat Men of Valor posiada. Trzeba to twórcom oddać, że przechodząc przez kolejne etapy człowiek z zaciekawieniem spogląda w monitor. Każda z misji przerywana jest krótką (czasem też odrobinę dłuższą) scenką, w której obserwujemy poczynania partnerów. Widzimy, jak odbieramy rozkazy od przełożonych, tracimy bliskiego przyjaciela, czy też w końcu obserwujemy małe sprzeczki i uszczypliwości (wojna wietnamska była pierwszą, gdzie czarni i biali walczyli ramię w ramię).
Kampania została podzielona na 13 misji dziejących sie podczas 4 kampanii. Pomiędzy nimi odgrywane sa kroniki filmowe na temat danej kampani ( rewelacyjny smaczek ), a ekrany ładowania to listy do naszego Sheparda
Przyjdzie nam walczyć wśród takich operacji jak :
Da Nag
a w niej genialne misje wzorowane na Czasie Apokalipsy
i Prawdziwej operacji USA ARMY - Operacja Starlite
Operacja Starlite (znana również w Wietnamie, jako Bitwa o Van Tuong ) była pierwszą dużą ofensywą i poprowadzoną akcją przez amerykańskie jednostki wojskowe(pułk) w czasie wojny wietnamskiej . Operacja rozpoczęła się na podstawie zebranych danych wywiadu dostarczonych przez gen. Nguyen Chanh Thi , dowódcy Wietnamu Południowego sił w północnej części I Korpusu. Generał Lewis W. Walt opracował plan uderzenia przeciw pułkowi Viet congu który miał,zniweczyć zagrożenie w Chu Lai .
Operacja została przeprowadzona w połączeniu sił z jednostek powietrznych areomobilnych i pływających. Główny desant był z powietrza i poprowadzili go Marines
Operacja miała się nazywać pierwotnie Satellite ale urzędnik wojskowy się pomylił i wpisał .”Starlite ”
Rozpoczęcie
operacji
18.08.1965 roku
godzina. 6.30
Czas trwania operacji
120h
Miejsce rozpoczęcia
Półwysep Phuoc Thuan
Zadanie główne
Zniszczyć siły Viet Cong’u stacjonujące w Van Tuong,
zanim zdąża one zaatakować Chu Lai
Jednostki biorące
udział w operacji
Siły USA
2 Batalion 4 Piechoty Morskiej
3 Batalion 3 Piechoty Morskiej
Viet Cong
1 Pułk Viet Cong
60 Batalion Viet Cong
52 i 45 batalion
Zabici
45 US
614 VC
Narodowy Front Wyzwolenia twierdził również zwycięstwo, ogłaszając, że zniszczył 900 żołnierzy, 22 czołgów i strącil 13 śmigłowce. W rzeczywistości, VC 1 Pułk został całkowicie zniszczony, a VC nadal miał kontrolę nad niektórych wioskach na półwyspie
Wnioski wyciągnięte z tej bitwy obejmują wiedzę, że dzienny przydział z 2 litrów wody na człowieka był niewystarczający w walce i że M14 Karabin był zbyt nieporęczny dla wojska w małych transporterów.
W tej Kampani ginie równiez nasz dowódca wzorowany na COWBOYu z Full Metal Jacket
Iron Triangle
czyli na terenie Twierdzy Vietcongu zajmującym 310 km kwadratowych znajdowały sie podziemne bunkry i magazyny amunicji i broni VC. Amerykanie trzy razy atakowali ten rejon i nigdy nie odnieśli ostatecznego zwycięstwa, aż do końca wojny.
Khe Sahn Hill Fights
Czyli sławetna Bitwa o wzgórze 881
Amerykańska piechota morska w I Strefie Taktycznej (ICTZ), na południe od strefy zdemitaliryzowanej (DMZ) stopniowo rozciągała kontrolę nad obszarem 1600 mil kw. głównie wzdłuż skraju wybrzeża. Okazało się to jednak niewystarczające. Jeśli zamierzano utrzymać północne obszary Wietnamu Południowego, należało zablokować inflirtację Amrii Północnowietnamskiej przez drogę nr 9 z Laosu.
Kluczowy obszar rozciągał się wokół wioski Khe Sanh - porośniętych dżunglą wzgórz w pobliżu granicy laotańskiej. Rozmieszczono tam oddziały Marines wspierane przez 175 mm działa z obsługą piechoty zlokalizowane w dwóch bazach ogniowych - obozie J.J.Caroll i Rockpile. Piechota morska częściowo przejęła bazę sił specjalnych na północny wschód od wsi Khe Sanh.
Zbudowana na niskiej wyżynie wokół pasa startowego baza bojowa Khe Sanh została szybko uznana przez obie strony za pozycję newralgiczną. Dla armii północnowietnamskiej zdobycie Khe Sanh oznaczałoby nie tylko zwycięstwo propagandowe, lecz także otwarcie prowadzącej na wybrzeże drogi nr 9. Marines traktowali ją jak skałę na drodze komunikacyjnej ekspansji. Baza ta miała pomóc utrzymać dotychczasowe zdobycze amerykańskie i była tajnym punktem wypadowym do rajdów oddziałów sił specjalnych na terytorium Laosu i Wietnamu Północnego. Dowództwo amerykańskie uważało, że jeśliby udało się wciągnąć armię północnowietnamską w regularną bitwę na terenie wybranym przez Amerykanów, można by ją zniszczyć w połączonym szturmie artyleryjskim i lotniczym. Aby te plany się jednak powiodły, Marines musieli zająć większe obszary niż wyżyna Khe Sanh - konieczne stało się rozszerzenie kontroli nad wzgórzami na zachód i północ od bazy. Najważniejsze było wzgórze 881 północne, 881 południowe i 861 (cyfry oznaczają wysokość w metrach), widoczne z wyżyny i górujące nad rzeką Rao Quan, skąd z płn.-zach. mógłby nadejść atak północnowietnamski. Gdyby komuniści zajęli te wzniesienia, znaleźliby się w idealnej pozycji do ostrzału Khe Sanh, uniemożliwiając tym samym dostarczenie posiłków i zaopatrzenie drogą powietrzną. Wiosną 1967 roku podczas walk o te wzgórza Marines udało się wedrzeć na nie wyprzedzając wojska północnowietnamskie. Khe Sanh wyglądała na bezpieczną.
Ponieważ wojska amerykańskie potrzebne były również na innym terenie, a bytności wojsk nieprzyjaciela nie stwierdzono, zmniejszono liczebność garnizonu, pozostawiając tylko liczbę żołnierzy w sile mniej więcej kompanii, na 881 południowym i 861.
Mimo braku bytności nieprzyjaciela, Marines pracowali przy robotach fortyfikacyjnych: zbudowano bunkry i okopy, wzmocniono pozycje artyleryjskie i zmodernizowano pas startowy w Khe Sanh, aby mógł przyjmować samoloty transportowe. Jednak wywiad donosił o zwiększonej ruchliwości nieprzyjaciela, który koncentrować się zaczął za granicą z Laosem. Oznaczać to mogło tylko jedno - zamierzony atak na Khe Sanh. W styczniu 1968 garnizon otrzymał posiłki: trzy bataliony płk Dawida Lowndsa z 26 pułku piechoty morskiej. Zwiększono też liczbę patroli. Ustanowiono też dodatkowe placówki, które miały kontrolować dolinę rzeki Rao Quan. Przygotowywano się do oblężenia.
Amerykanie nie musieli długo czekać. 17 stycznia patrol odpowiadający za obronę wzgórza 881 południowego, wpadł w zasadzkę i został ostrzelany, a patrol który w dwa dni później udał się w to miejsce również został zaatakowany. Nieprzyjaciel wykorzystując mgły i monsunowe deszcze zajął 881 północne stwarzając zagrożenie dla pozostałych pozycji piechoty morskiej.
Dowódca płk. Dabney zaatakował siły nieprzyjaciela trzema plutonami, jednak szybko zostały przygniecione ogniem; mimo to jeden z plutonów zdołał wedrzeć się na wzgórze. Mimo to walki trwały aż do wieczora. Gdy samoloty Marines zrzucały napalm i bomby na pozycje nieprzyjaciela, Dabney poprosił o posiłki. Zamiast tego otrzymał rozkaz wycofania się na wzgórze 881 południowe. Wyglądało to na decyzje co najmniej dziwną.
Jednak jak się później okazało płk. Lownds miał trochę szersze spojrzenie na sytuację, którego dostarczył mu dezerter z armii Wietnamu Północnego. Według jego informacji dwie dywizje Wietnamu Płn. właśnie szykowały atak na właściwą bazę Khe Sanh, a atak na wzgórza był tylko manewrem mającym za zadanie odwrócenie uwagi od sedna operacji. Oczywiście Lownds mógł podejrzewać, że celowo zostaje wprowadzony w błąd, jednak nie miał czasu zwerfikowac tych informacji. Wszelkie wątpliwości rozwiały się jednak w nocy 21 stycznia. Tuż po północy około 300 wietnamczyków zaatakowało wzgórze 861, przechodząc przez obronę Marines i zajmując lądowisko dla śmigłowców. Ludzie z Kompanii K szybko przeszli do kontrataku, aby odzyskać utracone pozycje, jednak kontratak stracił na znaczeniu, gdy nagle setki rakiet, i pocisków wszelkiego rodzaju zwaliło się na bazę bojową.
Jeden z pocisków spadł na skład amunicji wzniecając olbrzymią eksplozję 1500 bomb, pocisków, granatów i nabojów. Śmigłowce stojące na pasie zostały zmiecione z powierzchni, poległo lub zostało rannych mnóstwo żołnierzy a wszędzie zapanował niebywały chaos. Pomniejsze wybuchy trwały jeszcze przez dwie doby.
Lownds znalazł się w sytuacji podbramkowej, gdyż przyszły również informacje, że nieprzyjaciel zaatakował również wioskę Khe Sanh, od południa. Amerykanie byli odcięci. Wojska północnowietnamskie zwarły siły i przystąpili do oblężenia, które miało trwać przez 77 dni. Pamiętać należy o tym, że w tym czasie trwała ogólnokrajowa ofensywa Tet, która miała wzniecić powstanie w całym kraju. Oblężeni nie mogli więc liczyć na szybkie wsparcie czy odsiecz.
"Oblężenie" - może być tutaj nawet niezbyt właściwym słowem, Amerykanie bowiem nie stracili możliwości dostawania zaopatrzenia i cały czas utrzymywali najważniejsze pozycje na wzgórzach na zachodzie i północy. Co więcej, było przez cały czas prowadzone regularne patrolowanie terenów poza obwodem obrony, dlatego oblężenie polegało głównie na nękającym ostrzale prowadzonym przez Wietnamczyków. Skutki tego bombardowania powinny być zastraszające - na bazę spadało średnio 2500 pocisków tygodniowo - na obszar dł. 1800 na 900 m. To, ze Amerykanie masowo nie ginęli od tej lawiny pocisków zawdzięczali siedzeniu w głębokich schronach i bunkrach. Wypracowano pewną taktykę: wraz z poranną mgłą rozprowadzano zaopatrzenie, gdy mgła opadła wchodzono do schronów, natomiast wieczorem wychodzono na patrole. Nie było to życie komfortowe, ale pozwalało przetrwać.
Mimo rozbieżności zdań o cel ataku na bazę Khe Sanh, nasuwa się pytanie, dlaczego Wietnamczycy mając na okolicznych wzgórzach 20 000 żołnierzy, nie przypuścili generalnego szturmu, którego Amerykanie się spodziewali. Odpowiedź stoi po właściwej reakcji wojsk amerykańskich. Prezydent Johnson za wszelką cenę starał się nie dopuścić aby Khe Sanh stało się drugim Dien Bien Phu. Cały czas działało zaopatrzenie: wywożono rannych i dostarczano nowych żołnierzy, mimo ostrzału wietnamskiego. Samolot musiał lądować zostać wyładowany i wystartować w ciągu 3!! MINUT. Cudów odwagi dokonywały załogi helikopterów dostarczających zaopatrzenie. Gdy wzrastała liczba ofiar wymyślono nowe techniki, z których najbardziej skuteczna okazała się "Super Gaggle" z wykorzystaniem lotnictwa do osłony lądującego zaopatrzenia.
Oblęzenie kosztowało Amerykanów przynajmniej 205 zabitych i 852 rannych. Na miejscu starcia naliczono ponad 1600 ciał wroga. Liczba ta nie obejmuje ofiar nalotów którą szacuje się na ok. 10 000. Wojska północnowietnamskie poniosły tak olbrzymie straty, że skłoniło to USA do uznania Khe Sanh za jedno z większych zwycięstw wojny wietnamskiej.
Tet Offensive
Czwarta i zarazem ostatnia kampania polegająca na odparciu ofensywy podczas święta Tet, odbicia miasta Hue, i obrony Khe Sanh przed kolejnym oblężeniem, które opisałem wyżej.
Bitwa o Huế
W styczniu 1968 r. Huế – ważne strategicznie miasto dla Armi republiki Wietnamu, stało się celem ataku sił komunistycznych z północy. Nocą 31 stycznia dwa bataliony Vietcongu ostrzelały miasto, zajmując pozycje i oczekując na siły Wietnamskiej Armii Ludowej podążające w rejon Huế. Próby ataków na bramy miasta zakończyły się niepowodzeniem i wysokimi stratami wśród atakujących. Pomimo tego amerykańscy żołnierze piechoty morskiej nie byli w stanie powstrzymać naporu wroga, który zajmował poszczególne rejony miasta. Po 2 godzinach walk miasto wraz ze znajdującą się w nim cytadelą zostało zdobyte przez siły północy.
Na wieść o trudnej sytuacji Amerykanów w Huế, na pomoc z bazy wojskowej Phú Bài wyruszyły dwa plutony Marines kompanii A w asyście 4 czołgów M48 Patton. Po ciężkich walkach grupa ta przedarła się przez pozycje Wietkongu a następnie rozpoczęła ostrzał z czołgów tych budynków, w których znajdowały się stanowiska nieprzyjaciela. W odpowiedzi obrońcy zarzucili Amerykanów salwami z granatników przeciwpancernych. Dowodzący grupą kapitan Gordon Batcheller wezwał posiłki. Do poważnie przetrzebionej Kompanii A, dołączyła wkrótce Kompania Golf podpułkownika Marcusa Gravela. Amerykanie unieszkodliwili stanowisko karabinu maszynowego, dzięki czemu przedarli się do bazy Armii Wietnamu - MACV (Military Assistance Command Vietnam). Stąd kompania Golf poprowadziła atak na drugi brzeg Rzeki Perfumowej. W międzyczasie śmigłowce dostarczały do bazy posiłki oraz zabierały rannych. Atak komunistów został przerwany, pomimo tego posiadali oni znaczną przewagę w ludziach oraz dysponowali dużymi zapasami amunicji.
Drugiego dnia walk (1 lutego), siedem kompanii Marines rozpoczęło działania w południowej części miasta. Równocześnie trwały walki sil ARW z Wietkongiem w rejonie cytadeli. Po kilku dniach krwawych walk o każdy dom, 12 lutego Amerykanie rozpoczęli atak na zajętą przez wroga cytadelę. Przy wspaciu sił ARW zajęto większość jej obszaru. Wykorzystane do ataku w wąskich uliczkach cytadeli czołgi były łatwym celem dla Wietkongu. Sytuację poprawiło nieznacznie użycie gazu łzawiącego. Walki trwały jednak nadal. W dniach 13-20 lutego Amerykanie stracili 47 zabitych i 240 rannych. Dnia 21 lutego Amerykanom udało się przerwać linie zaopatrzenia do Huế. Dzień później wraz z ARW, Amerykanie przypuścili decydujący atak na pozbawionego dostaw i osłabionego walkami przeciwnika.
Bitwa o Huế trwała 26 dni. Straty po stronie ARW wyniosły 452 zabitych i 2123 rannych, Amerykanie stracili 221 ludzi a 1584 odniosło rany, w tym Marines: 142 zabitych, 857 rannych. Straty Wietkongu szacowane są na 5000 zabitych i 98 jeńców. Zginęło także 5800 cywilów a piękne niegdyś miasto zamieniło się w ruinę.
Sorry za mały off topic, ale skoro wydarzenia w grze były naprawdę należy je opisac, ale wracając do samej gry.
Grafika
Grę napędzał silnik Unreal Engine 2.0, pod względem grafiki gra odstawała do takiego Half Life 2 czy Far Cry, W grze znajdziemy dobrej jakości tekstury, solidnie wykonane i animowane modele postaci oraz całą gamę efektów specjalnych, dzięki którym eksplozje i inne efekty wyglądają należycie. Warto wspomnieć też o efekcie rozmycia ekranu podczas wybuchów, falowaniu powietrza w pobliżu źródła ognia czy dynamicznych cieniach.( podmuch ciepła po wystrzale z działa, granatnika bądź czołgu robił wow w tamtym okresie ) Największe wrażenie w grze zdecydowanie robi dżungla. Jeszcze nigdy nie widziałem tak gęstego lasu. Naprawde pod tym względem gra biła Vietcong na głowę, ale niestety tylko pod tym.
Dżungla nawet dziś może sie podobać pomimo liniowej budowy
Efekt wybuchu i ciepła jemu towarzyszącemu robi na mnie wrażenie do dziś. Chyba w żadnej innej grze go nie spotkałem.
No to co położyło tę grę zapytacie, a no cała reszta poza grafiką i klimatem.
Dźwięk
Sam soundtrack stworzył nie kto inny jak Inon Zur i wyszedł mu on super ( Icewind Dale II, Fallout 3, Fallout New Vegas, Dragon Age, Syberia ). Dodatkowo smaczku daja utwory The Mamas and the Papas i Strawberry Alarm Clock. Ale cała reszta to jakaś tragedia. Odgłosy broni o Matko Boskado vietcongu to miliony lat świetlnych. Dla mnie odgłosy broni są 4. dwa na pistolety Vietcongu i US Army i 2 na karabiny. Nie wiem jak można było to spieprzyć. W VIETCONG-u nie widząc wroga po odgłsie wiedzieliśmy mniej więcej skąd strzela i z czego tu tutaj jakby ktoś napieprzał kamieniem w blachę. A same kwestie Wietnamców i naszych towarzyszy są ok. warto sie wsłuchać w rozmowy bo przekazują one dużo o podejściu do czarnego żołnierza podczas wojny w Wietnamie.
Bronie
Wygląd broni VC jak i Armi US oddano wręcz idealnie jak na tamte czasy ale i tu nie obyło się bez zgrzytów. Po pierwsze precyzyjne celowanie z muszki wygląda tak
I po drugie bronie nie posiadają zmiany trybu ognia jak we Vietcongu i ogólnie balistyki z gry Czechów też tu nie uświadczymy.
Mechanika, AI i cała reszta
Przed premierą chwalono się realistycznymi obrażeniami iz postrzał w rękę miał wpływac na celność iż musieliśmy. poozostało tylko przytrzymywanie klawisza abytamować krwawienie, co uniemożliwiało nam strzelanie a przy katastrofalnie rozwiązany system automatycznego zachowywania stanu gry i trudnemu poziomowi gry gineło się tu często.
Całkowicie niezrozumiała jest niemożność skakania. Tak, tak – dobrze widzicie. Główny bohater po prostu nie potrafi podnieść nogi na wysokość nawet 30 centymetrów, co w konfrontacji z najmniejszą chociażby kłodą drewna oznacza przeszkodzę nie do przebycia. Trzeba przyznać, że jest to sprawa bardzo irytująca. Przecież wiadomo, że w dżungli czy małych wioskach tego typu niedogodności jest cała masa.
Przeciwnik zazwyczaj bezmyślnie wbiega na linię ognia, rzadko kiedy kwapi się o zastosowanie jakiejkolwiek zasadzki. Jedynie w zielonej, gęstej dżungli potrafi się posłużyć umiejętnością kamuflażu. Tutaj wróg potrafi zaskoczyć.
Brakiem szarych komórek wykazują się też członkowie własnego zespołu. Nie chodzi już o to, że wrogie jednostki nie potrafią takiego delikwenta zabić (nasi kompani umierają dopiero w miejscach, w których chcą tego panowie z 2015), ale najzwyczajniej w świecie wirtualni partnerzy nie wykazują woli walki, nie mówiąc już o umiejętnościach. Strzelają niby do przeciwnika, atakują go, ale w gruncie rzeczy tylko i wyłącznie od zdolności gracza zależy powodzenie danej operacji.
Men of Valor pomimo swoich wad jest grą, którą powinien ograć każdy grcz lubiący konflikt, że względu na klimat, genialnie odwzorowaną dżunglę i najlepeij odwzorowane odbijanie miasta Hue w dziejach cyfrowej rozgrywki.