Tiny Toon Adventures 2 Troubles in Wackyland
Fabuła kontynuacji krąży wokół tajemniczego parku rozrywki, do którego zaproszenie bohaterowie gry otrzymali od tajemniczego fundatora. Kiedy lunapark zaczyna sprawiać grupie animków problemy, postanawiają znaleźć sprawcę swojej niedoli i ukarać go za nikczemność. I... no, cóż, w zasadzie to wszystko.
Po uruchomieniu gry przez chwilę zastanawiałem się, czy w żółtej, gustownej obudowie otrzymałem właściwy kawałek krzemu- otóż okazuje się, że włodarze Konami, zgodnie z samurajskim honorem, przestali żerować na pomyśle Nintendo i tym razem skonstruowali rozgrywkę po swojemu. Nie mamy więc teraz ciągu map, które musimy eksplorować idąc w prawo. Zamiast tego mamy ekran z mapką parku, na której możemy wybrać sobie interesującą nas rozrywkę.
Stąd wybierzemy sobie miejsce naszej (nie)doli
Jednak nie do każdej z rewelacji uzyskujemy dostęp od razu- musimy mieć wymaganą liczbę biletów, które zdobywamy uczestnicząc w konkurencjach do których dostęp mamy. Czekają na nas między innymi przejażdżka na rollercoasteropodobnej platformie, spływ na kłodzie drewna, przebieżka po dachu pociągu czy zabawa w zderzanie miniautkami. Do każdej z konkurencji przypisany jest konkretny bohater, dlatego do czwórki znanej z pierwszej części dołączyła jeszcze dwójka- Babs oraz Hamton.
Niegrywalna w pierwszej części Babs tym razem również postanowiła zakasać rękawy.
Żeby uzyskać dostęp do ostatniego levelu musimy 'wymaksować' wszystkie poprzednie. A zadaniem prostym to na pewno nie jest, zwłaszcza że kilka pierwszych rozgrywek to metoda prób i błędów, bo niestety, nie zawsze wiadomo co może nas skrzywdzić a co nie- czasem niepozorny i niczym niewyróżniający się kawałek muru może okazać się nikczemnym skrytobójcą i muśnięcie go kończy się dla animowanej przez nas postać tragicznie.
Dodatkowo gra cierpi na kilka niedoróbek w kwestii technicznej- ot, chociażby sterowanie- w pierwszej części było prawie doskonałe, tutaj zrobiło się jakieś takie drewniane, nie czuć sterowanej postaci, a do tego naszą wolę przekazywaną za pośrednictwem pada wykonuje ona z opóźnieniem i ospale, przez co również od czasu do czasu przyjdzie nam stracić 'życie'. Pochwalić natomiast muszę grafików- gra wygląda lepiej niż jedynka, ma też znacznie lepsze animacje.
Kot w 'wodnym' etapie? Japończycy nie znają litości...
Największą jednak bolączką gry, w moim odczuciu, jest zmiana charakteru rozgrywki. TTA było naprawdę niezłą platformówką, bez konkretnych udziwnień, za to z całkiem fajnym systemem zmiany postaci. Tutaj nie możemy nic wybrać, z góry mamy wszystko narzucone, a udział w poszczególnych atrakcjach wesołego miasteczka jest po prostu nudny, a czasami wręcz frustrujący. Szkoda, że nie jest to po prostu 'bigger, better, more badass', bo wtedy mielibyśmy do czynienia ze świetnym sikłelem świetnej gry.
Tak powinni wisieć twórcy... I nie za ręce.
Ocena- 4/10