OD ISSa DO PESa czyli Winning Eleven
Dawno, dawno temu na zatłoczonych turniejach, wąskich salonach, domach i piwnicach odbywały się mecze o prym na dzielnicach i osiedlach. Nie było online szpili i nikt nawet wtedy nie poruszał tego wątku aby przypadkiem nie ośmieszyć się niewiedzą na temat przyszłości. Właśnie wtedy w młodziutkich głowach pojawiło się wielkie uczucie do najbardziej grywalnej piłki wirtualnej: International Superstar Soccer Pro.
Nie zamierzam tu nic nikomu wciskać na siłę. Grałem w Fifę (97, 98, 99, Euro 2000, 01, 07, 10, 11, 12, i 13) i uważam, że bardziej przypomina prawdziwą piłkę i ma wiele zalet w stosunku do konkurencji(o licencji nie wspominając). W tym miejscu rodzi się pytanie: Czy to co bliższe symulatorom jest zawsze lepsze niż nacechowane elementami arcade pozycję? Każdy ma pewnie swoje zdanie na ten temat ale ja osobiście wybieram tu nutę japońskości... W piłce od Konami uwielbiam ten feeling i timing. Potrafię dobrze poklepać w grze od elektroników ale nie czuję własnej akcji jak tej, którą bym chciał oglądać wiecznie na powtórkach(mimo iż lecę na full-manual). W Fifie wszystko bardziej płynie i wszystko jest bardziej "klejące", Pes twardo stąpa po ziemi: Jak strzał to strzał jak finezja to finezja - zawsze wiem co robię i w 94% przypadków wiem co stanie się z piłką. To właśnie za to kocham tą serię, którą masteruje od 98 roku i wiem, że byle masher mnie nie pokona. Po prostu jak w życiu - trening czyni mistrza a uczucie gdy trenowane miesiącami rozegrania przynoszą wymierne efekty jest porównywalne do odpalenia najgrubszych combosów z Tekkena. Pes przypomina mi(w tekkenowych realiach pozostając) wymiatanie Kingiem - jak złapie to nie puści... lecz swoje trzeba przesiedzieć by samemu móc tak potem rządzić. Za to kocham tą grę, za resztę zapłacę kartą mastercard...