Rustler - średniowieczni gangsterzy od Polaków
Powiem wam szczerze, że z perspektywy czasu dojrzałem do myśli, że nie jestem wielkim fanem trójwymiarowych GTA - ba! Nawet nie szczególnie za nimi przepadam, za to zawsze, bardzo przyjemnie mi się wraca do dwóch pierwszych części czy Chinatown Wars, czyli tych mniej popularnych części z widokiem "z lotu ptaka". Nie zrozumcie mnie źle, nie uważam oczywiście głównej serii Wielkich Złodziei Samochodów za jakieś totalnie crapiszcza, po prostu...
Powiem wam szczerze, że z perspektywy czasu dojrzałem do myśli, że nie jestem wielkim fanem trójwymiarowych GTA - ba! Nawet nie szczególnie za nimi przepadam, za to zawsze, bardzo przyjemnie mi się wraca do dwóch pierwszych części czy Chinatown Wars, czyli tych mniej popularnych części z widokiem "z lotu ptaka". Nie zrozumcie mnie źle, nie uważam oczywiście głównej serii Wielkich Złodziei Samochodów za jakieś totalnie crapiszcza, po prostu nie są to gry dla mnie i się przy nich nudzę - może wynika to z tego, że seria, przechodząc do w pełni trójwymiarowego środowiska musiała zmierzyć się z tym, że świat stanie się optycznie dużo większy i niewykonalne jest wypełnienie całej mapy nowymi atrakcjami i trzeba niestety nierzadko opierać się na recyklingu i podobnej zabudowie przy tak ogromnych światach, jakie serwowało nam Vice City czy San Andreas. Nie widzę sensu tworzenia tak ogromnych map, w których jest może z 4-5 fajnych lokacji, do których warto się udać i 10 powtarzających się minigierek, zdecydowanie bardziej wolę mniejsze, bardziej skondensowane światy jak np. ten zaserwowany w Deus Ex Human Revolution czy pierwszym Wiedźminie.
A, może to tylko wymówki w głowie i szukam usprawiedliwienia dla jakiejś utajonej traumy z dzieństwa, przez którą czerpię większą satysfakcję z GTA 2, niż GTA 5, które to wyłączyłem po 2h rozgrywki uznając zgodnie ze swoimi przeczuciami, że nie jest to gra dla mnie. Do czego prowadzi tak właściwie ten jak zawsze sporządzony przeze mnie trochę za długi wstęp? Nie wiem. No dobra, trochę wiem - lubię, jak Czytelnik (czyli Ty) przed właściwą recenzją pozna, z jakiego stanowiska startuję i czy może się ze mną utożsamić na tyle, że będzie w stanie mi zaufać przy ocenie danej gry.
Tak właściwie twórcy gry i dział odpowiedzialny za marketing tytułu zrobił już robotę za recenzentów, trochę prześmiewczo nazywając swój tytuł Grand Theft Horse podkreślając, że Rustler jest sandboxową grą w rzucie izometrycznym czerpiącą wiele inspiracji ze stajni Rockstara. Ale co najważniejsze - polskie studio zdecydowało się na totalną zmianę klimatu z gangsterski na bycie średniowiecznym chłopkiem... no w sumie, który trochę jest "gangsterem" albo w sumie zostaję nim w trakcie gry no, ale "interesy" załatwia za pomocą miecza czy kuszy więc mamy tu do czynienia z grą jednocześnie mocno odtwórczą, a zarazem jedyną w swoim rodzaju.
Chociaż moim zdaniem nasi rodacy tworzący Rustler, mimo iż reklamowali się trochę na plecach serii GTA, to grze zdecydowanie bliżej, szczególnie pod względem serwowanego humoru do bardziej kontrowersyjnego Postala 2 tak znienawidzonego przez recenzentów, jak i kochanego przez zwykłych graczy, szczególnie tych z polski, którzy darzą grę małym kultem. Już odpalając grę wita nas na wstępie sympatyczny filmik w konwencji live-action, w którym występują twórcy - niebezpieczny zabieg, bo nietrudno w tym miejscu o porównania do fanowskiej produkcji jakiejś grupy 16-letnich LARPowników, ale w tym wypadku na szczęście wyszło to bardzo sympatycznie i bez przesadnego silenia się na śmieszność. Zresztą absurdalny, prześmiewczy styl prowadzenia opowieści utrzymywany jest przez cały czas trwania gry i wspominam o nim na początku, gdyż jest to nie jedyny, ale zdecydowanie najjaśniejszy punkt pozycji i silnik napędowy, dzięki któremu skończyłem każdy quest poboczny dostępny w grze. Pierwszy raz uśmiechnąłem się od dawna z leciwego już mema i zdecydowanie za gęsto stosowanego o " niespodziewaniu się hiszpańskiej inkwizycji" który w przeciwieństwie do mnie widocznie nadal bawi scenarzystów gry i bardzo dobrze nie ma co się przejmować ludźmi z kijami w tyłku mojego typu. Humor objawia się nie tylko w dialogach czy postaciach, ale również w samym wystroju średniowiecznych miast pełnych średniowiecznego graffiti podważającego hetero seksualność władcy czy pasy na ulicach wykonane z desek niczym we współczesnej metropolii.
Dobra, ale Panie Mięsna Pando jak w to się właściwie gra? No całkiem podobnie jak we wcześniej wspomniane Grand Theft Auto 2, zamiast różnorodnych pojazdów mamy kilka typów koni różniących się wytrzymałością, sterownością czy szybkością - model jazdy, chociaż z początku wymaga chwili przyzwyczajenia to ogólnie wypada zdecydowanie na plus - najlepszym tego dowodem jest to, że z przyjemnością rozegrałem wszystkie wyścigi konne dostępne na mapie świata. Na mapie świata dostępne są nie tylko główne czy poboczne misje, ale również inne dodatkowe aktywności jak na porządnego sandboxa przystało - niestety te nie są zbyt ciekawe, głównie z uwagi na małą różnorodność, gdyż taka poczta konna czy jeżdżenie wozem-karetką są do siebie zbyt podobne i polegają praktycznie na tym samym. Oprócz tego na mapie świata standardowo porozstawiane są klasycznie znajdźki w postaci podków czy nutek do zbierania, jeśli tych pierwszych zbierzemy dostatecznie dużo, dostajemy dodatkowe punkty umiejętności, za które możemy kupować nowe skille. Tak, dobrze usłyszeliście - jak przystało na każdą współczesną produkcję, w grze możemy rozwijać swoją postać za pomocą punktów umiejętności, które dostajemy głównie za wykonywanie misji. Większość biernie wzmacnia naszego protagonistę, dając mu większą regenerację zdrowia czy możliwość noszenia większej ilości bełtów do kuszy przy sobie, ale są też takie po prostu uprzyjemniające rozgrywkę - możliwość podnoszenia rzeczy bez schodzenia z konia albo przyzywania "pojazdu" za pomocą jednego przycisku.
Podsumowując to, co trzymało przy grze i sprawiło, że ukończyłem cały główny wątek i questy poboczne w zaledwie 2 dni to przede wszystkim humor i liczne, umiejętnie wplecione popkulturowe nawiązania, przyjemna jazda konna i fajne drzewko umiejętności. No dobra było o zaletach pora na wady - zespojleruje, że tych jest nie mało jak przystało na ambitną grę wywodzącą się z steamowego Early Accesu. Zacznijmy od tego co zazwyczaj kuleję w pozycjach produkowanych przez niewielkie studia - warstwy techniczne. Początkowo, dzięki temu, że zaczynamy w małej wiosce, otoczonej głównie polami czy kilkoma drzewkami gra działa dobrze, nie racząc gracza spadkami animacji. Większe problemy z płynnością zaczynają się po wjeździe do pierwszego, większego miasta w grze, gdzie spędzamy praktycznie połowę czasu gry, nie jest to jakiś zastraszający poziom, który odbiera całkowicie radość z eksploracji, ale sprawia, że zdecydowanie wolimy jeździć koniem z pełną szybkością już poza murami metropolii. Drugim poważniejszym problemem są bugi - czasami jakiś nie zostanie wyświetlony, innym razem postać, którą eskortujemy, zatnie się na kilka minut na geometrii, aczkolwiek uczciwie muszę przyznać, że nie przypominam sobie, żadnej sytuacji kiedy jakiś bug zmusiłby mnie do zrestartowania gry czy powtórzenia misji.
Pewnie myślicie sobie, że skoro średniowiecze to miecze, a skoro miecze to zadajecie sobie na pewno pytanie, czy da się stworzyć dobry system walki bronią białą w grze z rzutem izometrycznym? No ja nie wiem, pewnie w jakiejś grze to wyszło fajnie, ale teraz sobie nie przypomnę - szczególnie, że ostatnią pozycją, w którą grałem był właśnie Rustler, gdzie mieczem macha się okropnie. Jeszcze pół biedy jak sobie okładamy bezbronnych cywilów kosą czy halabardą, gorzej jak nasza ofiara zaczyna się bronić - niby istnieje jakiś system kontr, ale grafika, mimo że czytelna w czasie eksploracji to nie sposób zareagować z odpowiednią szybkością w walce z kilkoma przeciwnikami z uwagi na ich nieduże sylwetki. W związku, z czym większość potyczek bronią białą zmienia się w chaotyczne turlanie po całej planszy i wyczekiwania idealnego momentu kiedy pojedynczy wróg będzie chwilowo odseparowany od reszty swoich towarzyszy. Rozgrywkę ratuję to, że bardzo przyjemnie używa się kuszy czy broni miotanych np. własnych odchodów, spowalniających wrogów przy trafieniu.
"Średniowieczne GTA" okazało się bardzo przyjemną pozycją, pod sam koniec co prawda zaczyna być trochę nużąca z uwagi na powtarzające się mechaniki, ale porządne wykonanie, przyzwoita grafika czy przede wszystkim zabawna fabuła sprawiają, że trudno oderwać się od pozycji chcąc sprawdzić, kogo tym razem wyśmieją twórcy, nie chcę za dużo spojlerować, ale naprawdę twórcy nie zawodzą w tym temacie i polecam każdemu własnoręcznie sprawdzić - szczególnie, że z uwagi na trochę za mało zawartości jak na grę tego typu nie jest to przesadnie długa przygoda.