Jak tam moje PS2
Czasem trzeba jakoś odetchnąć od tego co mamy na co dzień. Moim pomysłem na relaks było odświeżenie pamięci o poprzedniczce PS3. Po ujrzeniu zakurzonej, małej konsolki na moje usta wkradł się uśmiech. Zalew wspomnień i emocji z przeszłości dał się we znaki. Wyjąłem ją i podłączyłem do telewizora. To było największym problemem, bo od dłuższego czasu miałem problem z gniazdem wyjściowym. Po dłuższej chwili udało mi się idealnie nachylić kabel, aby móc ujrzeć piękne intro konsoli. Tego dźwięku się nie zapomina. Ile to już razy słyszałem? Za każdym razem odbierałem to pozytywnie.
Nadszedł czas by odpalić, którąś z gier. Co my tu mamy na tej półce? Na pierwszy rzut wziąłem chyba Final Fantasy X. To była pierwsza odsłona serii na tej platformie i za razem prymarna ostatnia fantazja w jaką ja grałem.
Takie gry się chyba nie starzeją. Pierwszy filmik rozpoczynający grę zachwycił mnie tak jak pewnie nie zrobił tego za pierwszym razem. Wyglądał pięknie, a fizyka i efekty wybuchów stały na najwyższym poziomie! Oczywiście był renderowany, ale mimo to nie zmieniam o nim zdania.
Słyszeliście kiedyś soundtrack z tej gry? Zaraża klimatem i jest najzwyczajniej w świecie cudowny i świetnie wykonany. Jeden z lepiej zapamiętanych prze ze mnie i za pewne nie tylko mnie.
Różnorodny świat to to czego brakuje w wielu dzisiejszych grach. Przechodząc główną linią fabularną jakieś 49 godzin trudno się znudzić widokami. W każdym terytorium panowały różne od siebie monstra, czy przeciwnicy.
System walki jest turowy, a w Finalach prawie nigdy taki nie występuje. Czy sprawuje się on dobrze? Nad wyraz. Do naszej kampanii możemy również zabrać przyjaciół napotkanych w rozległym świecie gry.
Fabuła jest różnorodna jak sama kraina. Jest to rzecz jasna RPG, a z tego co mi wiadomo, niektóre poziomy można przechodzić w zupełnie inny sposób. Dlatego, że to gra Role Play, naszą postać możemy rozwijać za pomocą drzewka umiejętności.
Jedną z moich ulubionych gier tamtej generacji był Shreck 2. Pewnie się teraz dziwicie. Rzadko wychodzą dobre gry na licencji filmu, a zwłaszcza animowanego. Tu jest inaczej.
Po pierwsze gra nie ma nic wspólnego z wersją na PC. Są to zupełnie inne gry. Właściwie nawet fabuła nie jest związana. Podróżujemy po świecie zielonego Ogra wykonując różne misje.
W naszej przygodzie pomagają nam przyjaciele Shrecka. Są to postaci, w które możemy się zamienić. Każda z nich ma unikalne umiejętności, które pozwolą nam przejść dalej. Mogą też posłużyć w walce, której tutaj jest dużo, a dobrze, bo to bardzo dobrze wykonany aspekt gry.
Oprócz walk występują tu również elementy platformowe, QTE i inne takie jak np. lot na smoku.
Zaimplementowane zadania powinny długo cieszyć, a jeśli to nie wystarczy, jest jeszcze od groma misji pobocznych częściej w formie mini gierek. One też są na wysokim poziomie.
Najlepszą rzeczą, o której jeszcze nie wspomniałem, to coop, który „wymiata”. Czysta przyjemność płynąca z rozgrywki z kolegą obok. Przyjemnie się razem walczy i nie dajcie się zwieść słodkiej oprawie! Gra potrafi być naprawdę trudna nawet w 2 osoby.
Zawsze w dzieciństwie lubiłem grać z kolegą na coop w Killzone. Niedawno dostałem ją od tego samego kolesia. Dzięki niemu mogłem sobie odświeżyć tą perłę. Pierwsza część kultowej sagi przypisanej jedynie marce Playstation.
Panuje tutaj szarość i brud wojny. Mimo, ze dzieję się w przeszłości to przypomina to peryferie Drugiej Wojny Światowej. Fabuła napisana jest w atrakcyjny sposób i wydaje się być całkowicie słuszna, a sam zawsze stawiałem się po stronie antagonistów, aczkolwiek musiałem ich unieszkodliwiać. Misje często odbywamy z resztą naszego oddziału przeciwko Helghastom. Nie rzadko spotka nas widok umierającego kolegi, a zdarzy się, że odgrywał kluczową rolę, więc musimy ją przejąć. Klimat wylewa się z ekranu.
Żadna strzelanka nie może się obejść bez dobrych mechanik, a najlepiej zróżnicowane. W Killzone znajdziemy ich wiele. Jest tu przemieszczanie się po korytarzach czuwając z bronią tuż przy twarzy, ukrywanie się i strzelanie do dalekich wrogów ze snajperki, niszczenie wrogich czołgów z potężnych broni i najzwyklejsze batalie przeciwko większej ilości wrogów, gdzie trzeba przeszukać najpierw mapę, zobaczyć skąd nadchodzą oponenci, znaleźć kryjówki itp. Jak widać każdy znajdzie tu coś dla siebie.
Jak wspomniałem na początku, wielbiłem tryb kooperacji. Można się domyśleć, że mógł to być też multiplayer. Najbardziej upodobałem sobie Team Deathmatch. Z kumplem rozwalaliśmy armię nieprzyjaciół na sporawych mapach. Trzeba było się ukrywać w budynkach, czy za wzgórzami. Stworzone też były mapy bardziej zamknięte takie jak kanały. Inne rodzaje rozgrywki też są warte ogrania, a grając z towarzyszem zabawa jest gwarantowana.
Niedawno bylem u znajomego na takim retro games party, gdzie przypominaliśmy sobie gry z czarnulki. Warto wspomnieć o Ratchet Gladiator. Miałem kiedyś nawet u siebie, ale biedny gdzieś zapodziałem, a wiele nie pamiętałem. Podobno pozycja nie była jakoś dobrze oceniana. Nie wiem czemu, gdyż grało się na prawdę miodnie.
Tytuł został stworzony pod Coopa i wtedy pokazuje swój potencjał. Jest wiele rozmaitych mechanik, które wzbogacają przeżycia z gry. Oprócz zwykłej "nawalanki" i platformowych akcji pokierujemy tu także wielkim robotem i będziemy się ścigać ścigaczami, a jest tego o wiele więcej! Wszystko dopasowano do współpracy, nawet sterowanie. Czasem nawet trzeba myśleć taktycznie np. Jedna osoba odwraca uwagę, a druga atakuje. Jednak jest to wciąż Ratchet i ma on też wspólne elementy z oryginałami. Protagonista ma w swoim arsenale mnóstwo ciekawych, acz dziwnych broni charakteryzujących się zabawnymi pomysłami twórców.
Trudno coś tu jeszcze powiedzieć. Wiem, ze jeszcze są areny gdzie kooperacja zamienia się w walkę o przetrwanie, a my jesteśmy niczym tytułowi gladiatorzy. Po segmentach platformowych możemy się płynnie poruszać dzięki linie, która jest jednym z gadżetów, które urozmaicają rozgrywkę. Produkcje warto sprawdzić, ale tylko z kumplem, bo wtedy cały klimat znika, a idea się rozpada i zostaje "pusta gra".
Jako, że uwielbiam Naruto, to nie mogło go zabraknąć na mojej konsolce. Został on prze ze mnie zakupiony jakieś 2-3 lata temu. Naruto Ultimate Ninja 3, bo tak jest pełna nazwa to kolorowa bijatyka na podstawie znanego anime. wszystko oczywiście jest utrzymane w jego klimacie, również grafika z dodanym cell shading.
Mamy ponad 40 znanych postaci, które odblokowujemy wraz z przechodzeniem fabularnych misji. Jest ich dość niewiele, a specyfikują się tym, że zawierają przerywniki filmowe i odgrywamy walki, które miały miejsce w historii. Jak wspomniałem jest ich mało, a szkoda. Przyjemnie się je przechodziło. Jest też inny tryb fabuły, który był dla mnie nie do końca zrozumiały. Mamy otwartą wioskę, po której penetrujemy w poszukiwaniu misji, zazwyczaj potyczek z innymi shinobi. Jednak czasem polega to na szukaniu kogoś, pytania go o problem i zdobycia dla niego potrzebnych rzeczy. Ten rodzaj zabawy mniej mi się podobał, ale wystarczyło go nie uruchamiać.
Na koniec zostawiłem najlepszą cześć gry - walki. Każdy bohater charakteryzuje się odmiennym stylem walki, prędkością ataków i specjalnymi jutsu. Do dyspozycji mamy dwie techniki na walkę, a jest ich więcej do wyboru. Używa się ich do mniejszych combosów. Tak zwane Ultimate Jutsu to potężny atak, ale trudniejszy w wykonaniu. Po pierwsze musimy uruchomić większy przepływ czakry, która jest chwilowa. Przez ten krótki moment musimy zaatakować przeciwnika tak, by nie mógł się obronić. Wtedy jest krótkie QTE, a od niego zależy jak mocny będzie nasz atak i czy w ogóle się uda, bo przeciwnik może skontrować jeśli nie zdążymy wciskać odpowiednio przycisków. Jednak gdy będziemy dość szybcy, ukaże się nam krótka i niesamowicie efektowna wstawka filmowa jak nasz ninja atakuje przeciwnika. Po Jutsu następuje tak zwane uwolnienie, gdzie nasza postać ma więcej czakry i jest silniejsza. Ultimate Jutsu i cała efektywność to jest rzecz, dla której warto zagrać.
Ponownie dodam, że najlepiej gra się ze znajomym.
SSX było dla mnie szokiem. Dostałem je już nie pamiętam nawet z jakiej okazji i byłem sceptycznie nastawiony. Nigdy nie lubiłem gier sportowych, ale no cóż, trzeba spróbować. Jak się okazało wszystkie obawy były bez sensu, bo gra okazała się świetna.
Na ekranie czuć cały pęd i prędkość. Każdy nasz ruch przy takiej szybkości jest bardzo gwałtowny, dzięki czemu gra wydaje się prawdziwsza. Zgodzę się nawet z opinią jednego z yuotuberów, że gra jest bardziej wyścigowa niż sportowa.
Zjeżdżając ze stoku musimy omijać nie tylko przeszkody takie jak drzewa, ale także relaksujących się ludzi.
Rzecz, którą sobie najbardziej upodobałem to dopracowanie mapy. Nieważne jak skręcimy, zawsze wylądujemy na jakiejś trasie. Możemy więc szusować po wielu różnorodnych ścieżkach i tunelach na jednym zjeździe.
Gra szczyci się sztuczkami, które potrafi zrobić nasz narciarz. Po wyskoczeniu z wysokiej góry, nasza postać wykonuje akrobacje o jakich nie miałem pojęcia, że da się zrobić. Na poręczach jest podobna sytuacja, gdzie sportowiec prawie "tańczy" ze swoim sprzętem.
Pooglądamy też jego wspaniałą jazdę np. po ścianach gdzie ustawiony jest poziomo do ziemi.
Po za zwykłymi zjazdami są też inne opcje gry takie jak zawody, czy tryby zręcznościowe, które oczekują wysokiego poziomu kierowania snowboarderem.
I tak, gra również jest na więcej niż jedną osobę i ponownie, sprawdza się w tym genialnie. Czegóż więcej chcieć od gry "sportowej"?
O SSX wspominam na końcu, bo chciałbym teraz poruszyć sprawę kupna gier. Wyżej wymienioną grę miałem, ale jak wiele wtedy, zgubiłem. Na nowo zagrałem w nią po ponownym kupnie. Tak, cały czas można kupić gry na PS2, a czasem nawet jeszcze nowe w sklepie. Ja kupiłem akurat używaną kopie, bo takowe kosztowała mnie jakieś 10 zł. Tak niska cena za pełny produkt, że głupio by było bawet nie kupić. To nie jest wyjątek. Oglądając allegro zauważyłem, że cena dobrych produkcji wynosi jakieś 15-20 zł. W sklepie kupimy drożej, ale z tego właśnie znane są polskie sklepy-saturny, że zawyżają cenę. Jest wiele tytułów, które mam zamiar w najbliższym czasie nabyć takie jak Gran Turismo 4, czy Star Wars Unleashed. Wielkim zaskoczeniem okazała się Fifa 14, która wygląda na prawdę nieźle, a szczególnie animacje i fizyka. Są trochę mniej żywe kolory i sylwetki mniej realistyczne, ale to błahostki. Oryginalne wersje gry i na dodatek nowe możecie nabyć za najwyżej 50 zł pamiętając, ze to nowa gra, wręcz jeszcze ciepła.
Czemu w ogóle napisałem tego bloga? Bo bardzo niedawno poszło mi gniazdo. Nie mogłem już zagrać w żadną grę z PS2, a na nią miałem najwięcej gier kooperacyjnych, których brakowało następczyni. Dopiero jak coś tracimy to to doceniamy. Tak właśnie było ze mną i moją konsolą. Zacząłem przeczesywać internet w poszukiwaniu serwisu, lecz prawie wszystkie oferowały naprawę od PS3 w górę. Na szczęście znalazłem miejsce, gdzie chcieli mi pomóc. Było to PlayZone jakby ktoś chciał wiedzieć. Ale znowu się przestraszyłem, bo serwisanci siedzieli przy tym znacznie dłużej niż oczekiwali. Jednak się udało. Byłem niezmiernie zadowolony, bo naprawa nie kosztowała nawet całe 50 zł. Więc jeśli Ty zapomniałeś o swoim PS2 to śmiało! Wyjmij je z szafy, a jak nie zadziała to idź do fachowców! Uwierz, że warto, bo magia tej konsoli na nowo zagości w Twoim sercu!