Play MORE #20 - Resident Evil 3
Tytuł, który już w dniu premiery w latach 90-tych wyznaczał nowe trendy w gatunku survival horror, powraca w nowej szacie graficznej i odświeżoną bohaterką.
Nie tylko sama gra zmieniła się w dużym jej stopniu, ale także i główna protagonistka, mowa tutaj oczywiście o Jill Valentine, która tym razem przybrała rysy rosyjskiej modelki Sashy Zotovej. Zmiana jest o tyle ciekawa, iż w klasycznej części gry postawiono na wdzięki dziewczyny z Ameryki Północnej, Julię Voth. Na szczęście nowa Jill w żadnym stopniu nie ustępuje tej klasycznej.
Zresztą, Valentine jest tutaj ciekawą postacią choćby z faktu jej mocnego charakteru. Wynika to głównie z faz projektowania bohaterki gry. Shinji Mikami, chciał uniknąć uprzedmiotowiania kobiet na tle seksualnym, stąd postanowiono stworzyć postać bardziej niezależną i zdecydowaną. Co więcej, producent wykreował protagonistkę, jako wykwalifikowaną byłą członkinię oddziału Delta Force, aby podkreślić jej życiorys, który miał się znacząco różnić od typowych bohaterów gier akcji.
ZOBACZ W YOUTUBE
Z której strony nie spojrzeć, to właśnie obok Leaona, Jill jest najbardziej lubianą postacią w całej marce Resident Evil. Kilka razy została doceniona jako bardzo popularna i wiarygodna bohaterka gier wideo przez wszelkie czasopisma i branżowe dziennikarstwo. Nie dziwi więc informacja japońskiego producenta o "odświeżeniu" również i trzeciej części gry.
Pierwsza istotna zmiana poza oprawą wizualną, która narzuca się od samego początku gry, to kamera. Kilka wstępnych minut obcowania z tytułem rozegramy z widoku pierwszej osoby, co nie do końca może pasować do tej odsłony produkcji. Na szczęście trwa to dosłownie chwilę i stanowi wprowadzenie do fabuły. Pozostałą część gry spędzimy w trzeciej osobie, oglądając plecy Valentine. Jest to trafne posunięcie, patrząc na obecny rynek gier. Statyczne kamery jak w przypadku klasycznego drugiego oraz trzeciego Residenta mogłyby nieco popsuć odbiór tego tytułu.
Fabularnie nie zmieniło się wiele i właściwie zmienić się nie mogło chociaż jest kilka nowinek. Główną bohaterką pozostaje Jill Valentine z małym udziałem najemnika Carlosa Oliveira, który reprezentuje Umbrella Corporation i jest też grywalną postacią w krótkich etapach gry. Swoją drogą całkiem nieźle została to postać wykreowana i zdecydowanie lepiej wygląda niż jego kanciasty odpowiednik. Poznamy również starych znajomych z klasycznej części, ale zupełnie w nowych szatach. Pierwszą z nich będzie Mikhail Victor, dowódca plutonu Delta UBCS (Umbrella Biohazard Countermeasure Service). Były rosyjski rebeliant, który został skazany przez naród za akty terroryzmu. W późniejszym czasie chcąc odzyskać wolność swoich ludzi nie mając większego wyboru został zmuszony do prowadzenia wspomnianej jednostki. Grupa ta składała się głównie ze zbrodniarzy wojennych i wygnanych żołnierzy. Kolejną istotną postacią w fabule jest Nicholai Ginovaef. Tak jak Carlos, jest członkiem oddziału Delta, z tym że Nicholai służy w kompanii B. W późniejszym czasie gry okazuję się, że Ginovaef jest tak naprawdę tajnym agentem UBCS, który za zadanie ma obserwować i gromadzić dane bojowe, gdy jego towarzysze walczą z bronią biologiczną Umbrelli. Do oddziału zalicza się także Tyrell Patrick, były członek francuskiej Legii Cudzoziemskiej, który został skazany na dożywotni wyrok za handel bronią palną. W trakcie jego odsiadki otrzymuje możliwość pracy dla korporacji parasol, jako inspektor plutonu Bravo. Nowa rola wymaga od Tyrella, pozyskiwania danych na temat działania broni ekologicznej. I tutaj ciekawostka, ponieważ w remake'u Patrick nie jest członkiem plutonu Bravo, a dokładnie plutonu Delta. Jego zadanie również odbiega od oryginału i wraz z Carlosem muszą odnaleźć naukowca Umbrelli, który opracował szczepionkę na T wirusa.
Na drodze do finału główna bohaterka spotka jeszcze kilka postaci mniej lub bardziej wyrazistych w całej historii. Dlatego na koniec warto jeszcze wspomnieć o pilocie śmigłowca S.T.A.R.S. - Bradzie Vickersie. Postać Brada występuj zarówno w drugiej, jak i trzeciej klasycznej części Resident Evil. W edycji z 1998 roku pokonanie Brada na posterunku policji wymagało nieco większej ilości amunicji mimo tego, że był tak naprawdę zwykłym zombie. Nagrodą dla gracza za skuteczną walkę był klucz do garderoby, który pozwala na zmianę stroju Leona oraz Clair. Ciekawostką jest fakt, iż na konsoli Nintendo 64 można była znaleźć notatkę, w której Brad opisywał swoje zmagania z potworem Nemesis. W remake'e dwójki ta postać została z pewnych względów pominięta, choć można dostrzec rekrutacyjny plakat na którym znajduję się Vickers.
Nemesis, czyli odgałęzienie projektu Tyrant, wyhodowanego w Paryskim laboratorium w europejskim oddziale Umbrelli. Stwór posiadający nadludzką siłę i niesamowicie szybką regenerację ciała. Obdarzony większą inteligencja niż zwykłe zombie i wspomniany Tyrant. Jak nie trudno się domyślić główny antagonista trzeciej części gry. Coś, co miało być największą zaletą tego tytułu, stało się do bólu oskryptowanym schematem, który pojawia się tylko w określonych momentach. Owszem, gdy musimy się bronić przed atakiem giganta, robi się naprawdę interesująco i jest dreszczyk emocji. Jednak moim zdaniem potencjał Nemesisa został strasznie zmarnowany, bo po kilku takich sekwencjach stwór już tak nie straszy i nie czuć takiego zaszczucia, jakie towarzyszyło w drugiej części remake'u.
Nowy antagonista, jest bardziej zwinny i potrafi czasem zaskoczyć grającego, pojawiając się tuż przed wejściem do nowej lokacji, ale takich momentów w całej grze jest zdecydowanie zbyt mało. Zasadniczo to jak wygląda i zachowuje się nowa wersja T-Type, może się podobać, jednak liczyłem na znacznie więcej fajerwerków. Pierwsza poważna walka na dachu wieżowca, jest banalnie prosta i niczym nie zaskakuje. Nieco później jest odrobinę lepiej, ale to i tak nie ratuje tego elementu gry.
Ścieżka fabularna jest tylko jedna i nieważne co zrobimy, to zakończenie zawsze będzie takie samo. Szkoda, bo zabrakło względem pierwowzoru możliwości wyboru, co mogłoby i urozmaiciłoby rozgrywkę. Gra prowadzi nas za przysłowiową rączkę do samego końca, co może wpływać na znużenie przy kolejnym przejściu tytułu. Jeśli komuś zależy na osiągnięciach i wymaksowaniu trzeciej części Residenta, będzie zmuszony to zrobić, a każde kolejne przejście gry nudzi do bólu.
W nowej wersji gry zaimplementowano unik, tak jak to było w klasycznej części. Przyznaję, że ratuje on niejednokrotnie życie, ale jego użycie wymaga nieco wprawy. Tak jak w przypadku drugiej części gry, tak i tutaj od samego początku dysponujemy nożem, który tym razem stał się jeszcze bardziej pożyteczny z racji jego niezniszczalności. Niestety znikła możliwość uchronienia się przed ugryzieniem z racji, iż białej broni nie możemy wówczas użyć. Jeśli chodzi o ekwipunek, to nie zmienił się on w żaden sposób i nawet mechanika pozostała taka sama. W tej kwestii nie ma większych zastrzeżeń, gdyż forma ta naprawdę się sprawdza. Nadal trzeba uważnie wybierać przedmioty, które zabierzemy ze sobą, a które odłożymy w skrzyni na późniejszą okazję.
Dobrze wypada backtracking, gdzie w miejsca, które już mieliśmy okazję odwiedzić i z pozoru oczyścić może nas zaskoczyć nowy przeciwnik. Dodaje to grze uczucia, że leżące wcześniej martwe ciała mogą nagle stać się naszym celem i tutaj idealnie sprawdza się wspomniany już nóż.
Resident Evil 3 poza zwykłymi zombie może się pochwalić przyzwoitą różnorodnością przeciwników. Tradycyjnie mamy zarażone psy, w kanałach znajdziemy przerośnięte żaby zwane hunter γ, które później praktycznie nie występują (poza jedną lokacją), zombie zarażone pasożytem nemezis alpha, lickery, czy huntery β w ośrodku szpitalnym. Jest w miarę, a trzeba przyznać, że nowa gra stawia na dynamikę i sporą dawkę akcji. Jest więcej strzelania i zdecydowane szybsze tempo gry. Nie jest to jakiś wielki minus, ale osoby, które liczyły na chwilę eksploracji, raczej poczują się zawiedzione.
Bardzo dobrze wypada miasto: Raccoon City. Te pierwsze kroki podczas wędrowania po ulicach kolorowego miasteczka wśród kilku zarażonych zombie naprawdę daje radę. Najlepszy klimat gry to właśnie sam początek fabuły, który z lokacji na lokację gdzieś się po drodze gubi. Szkoda, bo można było te elementy bardziej rozwinąć. Nie wspominam już nawet o lokacjach, które nie znalazły się w remake'u z niewyjaśnionych przyczyn.
Grając w nowego RE3, ma się wrażenie, że gra została za szybko wydana i zabrakło kilku naprawdę fajnych miejsc, które odwiedzaliśmy w klasyku. Nie da się też ukryć, że przez taki zabieg gra jest stosunkowo krótka. Produkcję ukończyć można w blisko 5 godziny dodatkowo zbierając wszystkie poukrywane Charlie Dolls. Nie jest to czas, który imponuje jak na grę w 2020 roku. Co więcej, przechodząc tytuł kolejny raz można się zmiescić w czasie dwóch godziny na najwyższym poziomie trudności, a pewnie można i szybciej.
Mimo wszystko warto przetestować tytuł samemu, bo to naprawdę kawał dobrego kodu z małymi potknięciami. Jeśli ktoś szuka fajnej, filmowej przygody, to będzie jak znalazł.