Play MORE #1 - Mass Effect Andromeda
Po świetnych przygodach Sheparda, oczekiwania wobec nowego Mass Effect były bardzo wysokie. Kolejna gra musiała być dopracowana pod względem fabuły oraz nowej szaty graficznej, zwłaszcza że czekaliśmy na nią aż pięć lat. Niestety, nie wszystko poszło zgodnie z planem.
Duże oczekiwania nie zawsze się spełniają w stu procentach, niestety w przypadku Mass Effect: Andromeda jest podobnie. Marketing produkcji sugerował, że to interesujący produkt, ale ostatecznie okazał się on dość przeciętnym tytułem z dużym niewykorzystanym potencjałem. Niemniej jednak gra ma kilka fajnych pomysłów.
Fabuła gry rozkręca się dość powoli i jej prawdziwe zalety poznajemy dopiero po kilkunastu godzinach spędzonych przed monitorem. Ważne jest również, że jak w poprzednich częściach, tak i tutaj na samym początku mamy możliwość wyboru naszego alter-ego w postaci Scotta lub Sary Ryder. Niezależnie od wyboru, druga postać nadal odgrywa istotną rolę w grze, co jest fajnym rozwiązaniem. Wcielamy się ponownie w niedoświadczonego bohatera, który zostaje wybudzony po 600 latach podróży na Hyperionie - galaktycznej arce transportującej dwadzieścia tysięcy ludzi w poszukiwaniu nowej planety do osiedlenia.
ZOBACZ W YOUTUBE
Początek gry jest trochę nużący i zawiera zbyt dużo dłużyzn. Mimo że cała fabuła jest intrygująca i zawiera kilka zwrotów akcji, to nie jest tak porywająca jak pierwsze trzy części tej produkcji. Oprócz naszego głównego bohatera, będziemy również rekrutować własną drużynę, z którą przemierzamy kilka planet i skończymy całą historię. Spośród postaci dostępnych dla gracza, najbardziej wyróżniają się narzekający na wszystko kroganin Drack oraz turiańska najemnicza Vetra Nyx. Z kolei najbardziej irytującą osobą w załodze (o ile można ją tak nazwać) jest sztuczna inteligencja zaprojektowana przez Aleca Rydera - SAM. Często powtarza te same porady i teksty, co może męczyć gracza. Pozostała część drużyny jest dość sztampowa i nie wyróżnia się zbytnio, nawet w porównaniu z niektórymi pobocznymi postaciami.
Rozgrywka jest najmocniejszym punktem nowego efektu masy. Strzelanie jest naprawdę przyjemne, a każda broń daje odczucie mocy. Asortyment broni jest całkiem zróżnicowany i choć może nie ma tu ton różnych rodzajów broni do wykorzystania, to te, które przygotowali twórcy, są wystarczające do dobrej zabawy. Niestety, jeśli chodzi o walkę, to nasi towarzysze nie grzeszą inteligencją i czasem potrafią irytować swoją głupotą. Często kończy się to niepotrzebną brawurą, która prowadzi do śmierci postaci i osłabia drużynę. Co ciekawe, wrogowie potrafią czasem zaskoczyć i schować się za osłoną, aby wykorzystać przewagę terenu, ale to nic nadzwyczajnego, czego nie widzieliśmy wcześniej. Tak czy inaczej, przeciwnicy myślą nieco więcej niż nasi dodatkowi towarzysze w drużynie.
Nie brakuje również elementów rozwoju naszego głównego bohatera. Tutaj sprawa jest dość prosta, ponieważ nie różni się zbytnio od poprzednich części. Nadal mamy trzy drzewka rozwoju do wyboru: walkę, biotykę oraz technologię. Zdobyte punkty wydajemy na odblokowanie nowych umiejętności lub profili. Innymi słowy, to stara śpiewka. W grze występuje również crafting, który jest słabo przemyślany. Wymaga od gracza żmudnego wydobywania surowców, a jest ich potrzebna duża ilość, aby wyprodukować dobrą jakość pancerza czy broni. Jest to irytujący element Andromedy, tym bardziej że bez tej funkcji gra nie straciłaby na jakości, a wręcz przeciwnie - uniknięcie tej mechaniki pozwoliłoby na skrócenie czasu spędzonego przy grze i niepotrzebnego jej wydłużania.
BioWare obiecywało, że w Andromedzie zostanie położony duży nacisk na eksplorację, jednak ta nie jest tak interesująca i dobrze zaprojektowana, jak sugerowano. Większość czasu spędzamy na jeździe Nomadem z punktu A do B w trakcie wykonywania głównych lub pobocznych misji na siedmiu grywalnych planetach, które, poza atmosferycznymi warunkami, są bardzo podobne do siebie. Co gorsze, większość istot żyjących na różnych planetach wygląda identycznie, a różnią się jedynie kolorem. To bardzo słaby element gry, szczególnie że planety są od siebie oddalone lata świetlne. Można odnieść wrażenie, że twórcom zależało jedynie na szybkim rozwiązaniu i skopiowaniu elementów z innych planet. To prowadzi do powtarzalności i psuje imersję z gry. Zadania poboczne na ogół polegają na znalezieniu, zeskanowaniu i przyniesieniu przedmiotów, z dodatkowym zadaniem zabiciu kilku przeciwników po drodze. Mogą one powodować nudę i zniechęcenie do gry.
Całe szczęście, zadania lojalnościowe potrafią dać kopa i są naprawdę w porządku. Oczywiście główny wątek fabularny nadal pozostaje najciekawszy i oferuje najlepsze zadania do wykonania - ilość tych zadań jest spora, co jest godne pochwały. Ogólnie rzecz biorąc, jest co robić, o ile wcześniej nie znudzimy się mało rozwiniętymi pobocznymi zadaniami i oszczędnymi dialogami.
Pod względem graficznym gra utrzymuje dobry poziom, chociaż nie powoduje oszałamiającego wrażenia. Należy jednak zauważyć, że podczas eksploracji widoczne są niskiej jakości tekstury, szczególnie wewnątrz małych budynków. Niemniej jednak, efekt ten zostaje zrekompensowany przez niektóre piękne planety, które prezentują się bardzo dobrze. Po zainstalowaniu wszystkich łatek, efekt wizualny jest na dobrym poziomie i nie przeszkadza w grze.
Mass Effect Andromeda to zabawa na około 60 godzin rozgrywki i jakby nie spojrzeć jest to solidny kawałek czasu. Z perspektywy całości nowy efekt masy to zjadliwy tytuł, biorąc jednak pod uwagę całe uniwersum daleku mu do przygód Sheparda - na szczęscie nadrabia intensywnością i dynamiką walk, które są tutaj po prostu lepsze.