Play MORE #24 - Assassin's Creed Origins
Dodatkowy rok na produkcję kolejnej części popularnej serii Ubisoftu był strzałem w dziesiątkę. Gra dzięki temu stała się bardziej współczesna, poprawiono wiele elementów w mechanice, a przede wszystkim pozbyto się znanych automatyzmów z poprzednich odsłon.
Fabuła gry nie jest zbyt wyjątkowa i w tym aspekcie nie różni się zbytni od poprzedniczek. Kolejny już raz otrzymujemy wątek zemsty, gdzie główną rolę odgrywa postać Bayeka, czyli główny protagonista gry. Asasyn, który właściwie nie jest asasynem, choć o tym nieco później, nie będzie osamotniony w swych działaniach. Od czasu do czasu będziemy mieli okazję wcielić się w drugą grywalną postać, a mianowicie Ayę, żonę Bayeka. Choć nie będą to długie etapy gry, to całkiem przyjemnie urozmaicają rozgrywkę. Obie postacie różnią się względem siebie dość diametralnie, o ile Bayek wydaję się zbawicielem pokrzywdzonych mieszkańców Egiptu, emanując dobrocią, zaufaniem i kierując się zasadami medżaja, tak Aya, jest w pewnym sensie tego zaprzeczeniem. Porywcza, stanowcza i równie irytująca w niektórym momentach co główna postać.
W Origins nie uświadczymy żadnego konfliktu między asasynami a templariuszami, bo tak naprawdę, Bayek nie jest asasynem. Nie kieruję się żadnymi regułami bractwa, a w pewnym stopniu można powiedzieć, że sam je ustala. Co ciekawe, powróci także znana mechanika, która była obecna do początku serii, a mianowicie symbolika pióra maczanego we krwi.
Mapa gry wydaje się ogromna i na pierwszy rzut oka robi wrażenie. Została podzielona na rejony z określonym poziomem trudności i choć gra nie blokuje gracza na samym początku zabawy w żaden sposób, tak zapędzanie się w tereny świata ponad ustalony poziom zazwyczaj kończyć się będzie w ten sam sposób. Eksploracja daje tutaj olbrzymią satysfakcję, na mapie nie brakuje znanych znaków zapytania, które skojarzyć można z trzecią częścią Wiedźmina, pełniących funkcję nagrody, czy wyzwania w potyczkach ze zwierzyną, lub infiltracją wrogiego obozowiska. Tego jest naprawdę sporo i w gruncie rzeczy chyba za dużo. Z ciekawszych elementów eksploracji bardzo dobrze wypadły zagadki papirusów, które stanowią większe wyzwanie niż grobowce. Za ich ukończenie gracz może otrzymać rzadkie bądź legendarne wyposażenie.
Poza głównym wątkiem fabularnym gra oferuje również zadania poboczne. Nie są one jednak tak ciekawe i często powielają schemat wcześniej wykonanego zlecenia. Jednak od czasu do czasu trafimy na aktywności z małym zarysem fabularnym i lekką różnorodnością. Pod tym względem nowy asasyn jest nieco nużący i na przykładzie trzeciego Wiedźmina pozostaje daleko w tyle.
Świetnie natomiast wygląda mechanika walki, gdzie liczy się refleks i dobra taktyka w wprowadzaniu ciosów. Początek może okazać się trudny w jej oswojeniu, ale przy odpowiedniej wprawie grając nawet na najtrudniejszym poziomie trudności, gra nie powinna sprawiać większych kłopotów. Te pojawiają się dopiero w potyczkach z łowcami, bądź w przypadku konfrontacji ze słoniem bojowym. Walczyć w zasadzie jest czym i oprócz standardowej broni białej w postaci różnego rodzaju mieczy, otrzymujemy także: buławy, sztylety, topory, łuki z czterema ich wariantami oraz tarczę do defensywnego stylu walki. Oczywiście także możemy spróbować naszych sił w walce wręcz, choć ten sposób nie jest najciekawszy. Podczas infiltracji wszelakich obozowisk wykorzystam orlicę Senu, posługując się jej zdolnościami namierzania wrogów, a także w późniejszym etapie skrzydlaty przyjacieł będzię mógł w stosowny sposób nękanć oponentów. Mówiąc krótko, walka w nowym asasynie jest znacznie ciekawsza, bywa dynamiczna i może dostarczyć sporo adrenaliny.
Gra nie narzuca żadnego schematu działania i gracz może wybierać pomiędzy bezpośrednią walką lub skradaniem się. Druga opcja wydaje się bardziej właściwa pozwalając wykorzystać elementy otoczenia do chowania się, co daje znacznie lepsze rezultaty niż bezpośredni atak na placówkę, czy wroga.
W przypadku sporej nudy w wątku fabularnym czy podczas eksploracji, grający może sprawdzić się jak gladiator na specjalnie przygotowanej arenie, choć pojedynków jest ściśle określona liczba, to jest to ciekawa forma alternatywnej rozrywki. W grze istnieje także możliwość wyścigu rydwanów, ale niestety nie oferuje on zbyt dużej róznorodności.
Architektura świata to chyba jeden z największych plusów gry. Lokacje są różnorodne i bogate w szczegóły. Duże miasta takie jak Aleksandria czy Memfis robią niesamowite wrażenie. Tętni w nich życie, czuć niebywały klimat tej epoki. Nie gorzej jest z mniejszymi wioskami, które nie są tak obszerne w detale, ale znacząco się od siebie różnią, co nie powoduje efektu znudzenia. Etapy pustynne zachowują utrzymany wysoki poziom, a podczas takich wędrówek doświadczymy od czasu do czasu kilku zjawisk optycznych, co tylko buduje imersję. Całość uzupełnia dobra projekcja piramid (te w Gizie są świetne), które skrywają w sobie kilka niespodzianek oraz oczywiście sam Sfinks, pełniący nie mniej tajemniczą rolę co wspomniane piramidy. Świat gry bez wątpienia wyszedł Ubisoft najlepiej zachowując klimat, a także sprawiając wrażenie idealnie odwzorowanej epoki Egiptu.
Graficznie jest naprawdę nieźle, choć miejscami da się zauważyć znacznie gorszej jakości tekstury, jednak podczas ciągłej gry nie rzuca się to tak bardzo w oczy. Miasta zawierają mnóstwo ciekawych budowli, pomników oraz oczywiście sporej ilości mieszkańców. Całość dobrze ozdobiona detalami, które z łatwością sympatycy Egiptu zauważą. Niestety oberwało się zwierzętom, które wyglądają bardzo słabo. Widać, że dość mocno zostały one oszczędzone, co również tyczy się niektórych postaci.
Tytuł zawiera popularne ostatnio lootboxy. Całe szczęście gracz nie musi się nimi kompletnie przejmować. Jeśli gramy spokojnie bez przesadzonego pośpiechu nie będzie problemów z ukończeniem gry nawet poziomie koszmaru. Sklep oferuje wszelkiego rodzaju skórki dla głównego bohatera, oręż, czy dodatkowe złoto, lub surowce w celu szybszego rozwoju postaci. Poza jednym, jedynym momentem w całej głównej kampanii fabularnej, gra nie narzuca konieczności wykupowania lepszej zawartości.
Skoro już jesteśmy przy negatywnej stronie tytułu, warto odnotować fakt, ciągłego wykorzystywanie orlicy. Praktycznie każde nowe zadanie, główne, czy pobocznie wymusza od gracza uruchomienie towarzyszkę Bayeka. O ile na samym początku jest to fajna ciekawostka, tak przy końcowej fazie gry zaczyna nudzić i irytować. Do mniej udanych aspektów gry należy dorzucić jeszcze warstwę dialogową w misjach pobocznych, które kompletnie nie zachęcają, a stanowią całkiem spory kawałek gry. Następnie mapa, mimo że jest obfita w aktywność poboczną, nie oferuje zbyt dużego zróżnicowania, a co najgorsze nie otrzymujemy zbyt wartościowych nagród za swój trud. Ten element gry często pojawia się w grach Ubisoftu i zazwyczaj jest słabo dopracowany.
Assassin Creed Origins jak gotowy produkt, to dobry i przemyślany tytuł. Zawierający obiecaną nową jakość w marce zarówno w mechanice walki, jak i wspinaczce. Jak każda gra nie jest wolna od błędów, ale mimo wszystko warto dać jej szansę.