Play MORE #64 - Grand Theft Auto: The Trilogy - The Definitive Edition
Jeśli jakieś gry zasługiwały na edycję definitywną, która pozwoliłaby fanom przeżyć nostalgiczny powrót do przeszłości, bez zbytniego narzekania na przestarzałą już grafikę, to właśnie kultowe edycje od Rockstar Games. Niestety, remastery produkcji często bardziej rozczarowują niż zachwycają.
Gdy wydawca umieszcza etykietę "edycji ostatecznej" lub "definitywnej" na nowo zmodyfikowanych wersjach trzech przełomowych gier z otwartym światem, które stanowią trzon gier wideo, można oczekiwać, że otrzymamy coś więcej niż niestabilne reedycje z ulepszoną grafiką.
Niestety, wydana trylogia nie spełnia w pełni kryteriów edycji definitywnej. Gra w takim stanie to więcej niż rozczarowanie, zwłaszcza że trzecia edycja Grand Theft Auto wprowadziła mechanikę otwartego świata zdefiniowaną na akcję, która do dziś dominuje w większości gier; Vice City wprowadziło ironiczną wrażliwość lat 80. i pokazało, że ścieżka dźwiękowa także odgrywa istotną rolę w kwestii odbioru tytułu; natomiast San Andreas dopracowało wszystkie te elementy, prezentując ciekawą opowieść skupioną na początku lat 90.
Mimo sporych problemów w dniu premiery, warto zauważyć kilka pozytywów. Edycja definitywna znacznie zmniejszyła czas ekranów ładowania. Trzecia część otrzymała kilka ciekawych usprawnień - nie tylko automatyczne zapisy, ale także punkty kontrolne, dzięki którym można powtórzyć nieudane misje bez konieczności powracania do szpitala. Mechanika koła broni z GTA V została zaimplementowana we wszystkich kultowych produkcjach, co jest prawdopodobnie największą zaletą tej edycji. Zazwyczaj dostosowanie gier do współczesnych standardów sprawia, że zabawa z każdym tytułem jest znacznie przyjemniejsza. Ttrudno jednak powiedzieć to samo o projekcie Grove Street Games, który mimo wszystko pozostawia wiele do życzenia.
Odnośnie do Grand Theft Auto III, warto zwrócić uwagę na styl graficzny, który prezentuje się nieco inaczej w swoim kreskówkowym artystycznym modelu. Rzecz jasna, ma to swój urok, i z czasem można się do tego przyzwyczaić, ponieważ modele postaci nie wyglądają aż tak źle, jak w kolejnych częściach serii. Nowy system oświetlenia opracowany na potrzeby trylogii w niektórych momentach całkiem nieźle sobie radzi i wprowadza znaczącą poprawę. Ulepszona grafika obejmuje także bardziej dopracowane dynamiczne cienie, niezależnie od tego, czy są one rzucane przez uliczne latarnie, reflektory czy zupełnie inne obiekty.
Miłym dodatkiem w porównaniu do oryginału jest mapa, którą można uruchomić w głównym menu gry. Pozwala ona na ustawienie punktu konkretnego celu i oszczędza przy tym trochę czasu, zanim gracz zapozna się z światem gry. Mechanika strzelania otrzymała nowoczesne swobodne celowanie oraz możliwość korzystania z trybu blokady. Niestety, funkcja ta nie działa tak dobrze, jak w piątej odsłonie gry. Wrogowie po prostu stoją w bezruchu, nie reagując na otrzymywane obrażenia, co niestety wpływa na immersję produkcji. Sterowanie pojazdami również uległo zmianom, gdzie spusty kontrolera odpowiadają za gaz oraz hamulec, co znacznie ułatwia rozgrywkę. Mimo to, jazda samochodem nadal może być mało intuicyjna w porównaniu do innych współczesnych gier.
Niestety, warunki atmosferyczne, zwłaszcza deszcz, wygląda bardzo słabo, a efekty wizualne są bardzo przeciętne i kłują w oczy. Widoczny jest również tzw. "pop-up" czyli granica zanikania obiektów i postaci niezależnych. Choć efekt ten nie jest aż tak rażący, z pewnością dało się go wykonać lepiej przy obecnej mocy urządzeń.
Sama fabuła pozostaje niezmieniona i niestety jest dość słaba w porównaniu z nowszymi edycjami gry. Misje zbyt często opierają się na frustrującym i powtarzającym się schemacie i brakuje w nich świeżości. Jednak biorąc pod uwagę datę premiery trzeciej odsłony cyklu, ten fakt jest zrozumiały i do wybaczenia.
Legendarne już Vice City w kwestii oświetlenia prawdopodobnie wypada najlepiej spośród wszystkich trzech części, jednak i tutaj zdarzają się dziwne wpadki. Słońce miejscami świeci zbyt jasno, w taki sposób, który kompletnie nie pasuje do świata gry. Co więcej, wiele obszarów i miejsc jest mocno przyciemnionych, co skutecznie wybija gracza z atmosfery tytułu. Sporym minusem jest również brak wielu licencjonowanych utworów, które pojawiały się na świetnie przygotowanych stacjach radiowych. Zdecydowanie boli brak takich kawałków jak "Billie Jean" autorstwa Michaela Jacksona czy "WOW" Kate Bush. Trzeba przyznać, że pełna tracklista dodawała niesamowitego klimatu grze, który niestety gubi tą jakże ważną tożsamość produkcji w edycji definitywnej. Rockstar mógł zadbać chociażby o nowe utwory i zastąpić te brakujące, ale niestety ten pomysł nie był brany pod uwagę w ogóle, a szkoda.
Nowa wersja także otrzymała znane koło broni dostępne w piątej odsłonie serii i trzeba przyznać, że jest to bardzo przydatna i funkcjonalna mechanika. Zamiast spamować przyciski odpowiedzialne za zmianę broni, jak w oryginalnym wydaniu, gracz teraz może szybko i w łatwy sposób otworzyć wspomnianą funkcję, czas wówczas zostaje spowolniony, aby na spokojnie wybrać interesującą opcję.
Podobnie jak w trzeciej odsłonie edycji definitywnej, również tutaj mamy możliwość ponownego uruchomienia misji, co może okazać się bardzo przydatne przy powtarzaniu tego samego zadania. W wersji z 2006 roku każda nieudana próba przenosiła gracza z powrotem do znacznika misji przy miejskim szpitalu. Wszelkie odbicia zarówno na karoserii aut, jak i w bardziej szklanych pomieszczeniach prezentują się bardzo ładnie. Ten element został naprawdę dobrze wykonany i podczas zabawy powoduje przyjemny uśmiech na twarzy. Choć można byłoby się pokusić o wsparcie technologii śledzenia promieni, to i tak efekt końcowy jest bardzo dobry.
San Andreas to gra z całej trylogii, która potrzebowała najmniej zmian, a niestety okazała się najbardziej zepsutą wersją. Oświetlenie w grze ma swoje mocne i słabe strony. Podczas pierwszej poważnej podróży do bardziej naturalnych miejsc w grze, wyraźnie widać poprawę jakości oświetlenia, ale nadal część elementów jest mało widoczna z powodu zbyt dużego kontrastu. Ten problem szczególnie jest widoczny podczas wstawek fabularnych.
Ogromną różnicę robi również brak charakterystycznej mgły, która miała ukrywać mankamenty rysowania się obiektów otoczenia. Wejście na szczyt wieżowca pozwala graczom zobaczyć całe miasto, które nie wygląda najlepiej i ukazuje swoją prawdziwą wielkość. Brak tego efektu w pewnej formie pozbawia tytuł klimatu i niestety nowy efekty pod tym względem prezentują się dość słabo.
Wcale nie lepiej jest w kwestii warunków pogodowych, podobnie jak w przypadku trzeciej odsłony, ulewy są szczególnie problematyczne, ponieważ nowe tekstury zasłaniają ekran i w dużej mierze ograniczają widoczność, jak i przyjemność z rozgrywki. Co prawda pojawiła się już aktualizacja, która poprawia te błędy, jednak w dniu premiery było to bardzo problematyczne. O samych postaciach lepiej w ogóle nie wspominać, ponieważ można by było stworzyć o tym osobny materiał. Dość istotne osoby w fabule wyglądają koszmarnie i są po prostu popsute. Jest to na tyle zły stan rzeczy, że można by stworzyć osobny materiał na ten temat. Dodatkowo, logo cukierni Tuff Nut Donuts jest jeszcze bardziej kłopotliwe, ponieważ nowa wersja sześciobocznych nakrętek na śrubki jest niemal idealnie okrągła. To jasno pokazuje, jak niedbale potraktowano ten remaster.
Na plus zaliczyć można strukturę środowiska i bujną roślinność, która nie jest już zwykłą płaską teksturą. Niektóre domy otrzymały własne wyposażenie i mimo że nie jest to bogata jakość w detale, to z dalszej odległości wygląda całkiem nieźle. Patrząc na całość z innej perspektywy, deweloper zaktualizował oprawę graficzną przy użyciu nowoczesnych narzędzi branżowych i na papierze wszystko wygląda dobrze. Rozdzielczość została podniesiona do 4K, postrzępione krawędzie zostały wygładzone, główni bohaterowie i postacie niezależne otrzymały nowe lub zaktualizowane modele twarzy, dodano dynamiczny system oświetlenia, całkowicie przeprojektowano roślinność, czy wprowadzono lepsze odbicia. Niestety, samo wykonanie pozostawia wiele do życzenia, ponieważ zastosowane ulepszenia zostały wprowadzone kosztem pierwotnego klimatu, wyglądu postaci oraz charakteru miasta.
Mimo wszystko z całej trójki najlepiej prezentuje się Vice City – być może, że jego oryginalna estetyka jest najbardziej „zgodna” z nowym wyglądem Definitive Edition. Istnieje wiele podobieństw przynajmniej w schematach kolorystycznych, więc często irytujący wygląd poprawionego GTA III oraz San Andreas nie jest aż tak irytujący. Decyzja o przejściu na silnik Unreal 4 i sposób, w jaki to zrobiono, nadal stwarza te same nieodłączne problemy: skalowanie przez sztuczną inteligencję często wygląda niezgrabnie, a fizyczne materiały wytwarzają szalenie niespójny wygląd i dziwną plastyczną estetykę, gdzie przykładowo piasek na plażach wygląda jak błyszcząca, sztuczna powierzchnia. W trakcie rozgrywki pojawia się cała gama błędów, niedociągnięć, a nawet lenistwa ze strony twórców. Trudno zrozumieć, jak ta edycja przeszła jakiekolwiek testy techniczne, ponieważ tytuły wykazują problemy na każdej płaszczyźnie. Wydaje się, że całość została wykonana w pośpiechu, co jeszcze bardziej uwypukla brak zaangażowania ze strony twórców.
Wszystkie trzy części posiadają polskie napisy, co jest godne docenienia, szczególnie biorąc pod uwagę, że oryginalna trylogia nie oferowała oficjalnie języka polskiego. Polonizacja została wykonana poprawnie i nie zawiera niezrozumiałych zdań ani niespójnych zwrotów. Ogólnie rzecz biorąc, tekst jest dobrze i profesjonalnie przygotowany. Oprawa dźwiękowa, a zwłaszcza jakość dialogów, mogłaby być lepsza, ponieważ obecnie prezentują się ubogo i wyraźnie to słychać. Całe szczęście, ogólna muzyka oraz stacje radiowe to przyzwoity poziom dźwięku. Niestety wspomniane przed chwilą rozmowy zaburzają ogólny odbiór i aż proszą się o ich ulepszenie.
Grand Theft Auto: The Trilogy - The Definitive Edition cierpi na brak doświadczenia oraz mierne umiejętności w odświeżaniu jednej z najbardziej kultowych gier wszech czasów. Obecnie zakup tej edycji jest zupełnie nieuzasadniony i lepszym rozwiązaniem jest poczekać na bardziej korzystną promocję produkcji.