Play MORE #150 - Kong: Survivor Instinct
Gry oparte na popularnych ekranizacjach filmowych nie zawsze prezentują odpowiednią jakość. Przykładem może być King Kong, który od lat nie doczekał się udanej produkcji. Polskie studio podchodzi do tego tematu zupełnie inaczej, choć to nie oznacza, że efekty są idealne.
Kod do gry otrzymałem od wydawcy, jednak nie wpływa to na moją recenzję. Całość opiera się wyłącznie na moich osobistych doświadczeniach i obiektywnej ocenie gry.
Produkcja jest najnowszym dziełem polskiego studia 7Levels, wydawcy i dewelopera mniejszych tytułów, takich jak Railbound czy Inbento. W porównaniu z ich wcześniejszymi projektami, Kong: Survivor Instinct to prawdopodobnie najbardziej ambitna gra studia, z wyraźnymi odniesieniami do filmowego uniwersum Monsterverse. Co jednak istotne, w przeciwieństwie do Rise of Kong, gdzie wcielamy się w samego Konga, walcząc z różnymi potworami z Wyspy Czaszki i nie tylko, polska produkcja przez większość czasu odsuwa tytułowego giganta na dalszy plan. Zamiast tego, gracz wciela się w Davida Martina, który przemierza ruiny zniszczonego miasta w poszukiwaniu swojej córki.
Fabuła opowiada o pracowniku platformy wiertniczej, który otrzymuje alarm o ataku Tytanów, w tym Konga, na miasto. Zaniepokojony losem swojej córki Stacy, bohater rusza w stronę centrum miasta, lecz w wyniku wypadku jego samochód zostaje unieruchomiony. Zostaje uwięziony między królem małp a innymi zagrożeniami, które niszczą metropolię. Po starciu z nieuczciwą organizacją, znaną jako Hieny, kierowaną przez Alana Jonaha z filmów Monsterverse, David stara się uniknąć zarówno Hien, jak i Konga, aby ocalić Stacy.
RECENZJA W YOUTUBE
Niestety, mocną stroną tej produkcji nie jest historia – opiera się ona na typowym schemacie, dodatkowo obciążonym słabym aktorstwem, które zaczyna razić już po kilku minutach. Dialogi są banalne, zarówno w przypadku głównego bohatera, jak i jego przeciwników, a o oryginalność trudno tu nawet w najmniejszym stopniu. Dotarcie do napisów końcowych zajmuje około sześciu godzin, gdzie samo zakończenie także pozostawia spory niedosyt.
Rozgrywka bazuje jako gra akcji w konwencji platformówki 2,5D, w której gracze przemierzają różnorodne środowiska, stawiając czoła wyzwaniom platformowym, unikając niebezpieczeństw oraz zbierając przedmioty potrzebne do pokonywania przeszkód. Już na początku rozgrywki można zdobyć metalową rurę, która pozwala niszczyć barykady, czy pistolet umożliwiający dotarcie do trudno dostępnych miejsc. Z czasem gracze będą również używać kluczy do otwierania zamkniętych drzwi oraz wykorzystywać różne obiekty w otoczeniu jako prowizoryczne platformy.
Po krótkim samouczku, który wprowadza podstawowe umiejętności, takie jak skakanie, czołganie się i interakcja ze środowiskiem, gra szybko nabiera tempa. Jak w większości gier typu metroidvania, napotkamy miejsca początkowo niedostępne, ale z czasem odblokują się nowe narzędzia, które pozwolą wrócić do wcześniejszych obszarów i eksplorować je dalej z nowym wyposażeniem. W trakcie podróży David spotyka różne postacie, które wzbogacają fabułę, choć większość czasu spędza się na eksploracji zróżnicowanych lokacji, takich jak ulice miasta, wieżowce, szpitale i podziemne kompleksy, w poszukiwaniu wskazówek. Ostatecznie Davis zdobywa urządzenie umożliwiające zbieranie fragmentów nagrań dźwięków bestii. Po zebraniu wszystkich elementów potrzebnych do odtworzenia słynnego ryku Kaiju, może on przywołać stworzenia, by oczyściły drogę do kolejnej części miasta.
Gra nie wprowadza co prawda nic szczególnie przełomowego, ale skutecznie realizuje założone cele. Dokładna eksploracja każdego zakątka mapy pozwala graczowi znaleźć przydatne przedmioty, takie jak apteczki przywracające zdrowie, butelki z wodą zwiększające maksymalny poziom życia, amunicję do pistoletu oraz dodatkowe magazynki, które pozwalają zwiększyć pojemność broni bez potrzeby częstego przeładowywania.
Fragmenty, w których gigantyczne bestie ukazują się w pełnym majestacie, oczywiście są obecne i można je podzielić na dwie główne kategorie. W jednych, swoimi niszczycielskimi działaniami, otwierają drogę do zablokowanych obszarów, w drugich natomiast polują na głównego bohatera. Jak na produkcję z Kongiem w tytule, jest ich jednak zdecydowanie za mało. Sięgając po grę z Monsterverse, oczekuję więcej czasu spędzonego z tytanami, a nie kilkunastu minut w ciągu kilku godzin rozgrywki. Może nieco dłużej, ale nadal to zdecydowanie za mało.
System walki nie jest najlepszy. Tytuł rozczarowuje w starciach z ludzkimi przeciwnikami, gdzie walka wypada nudno i topornie. Produkcja próbuje dodać głębi, kładąc nacisk na wyczucie czasu ataków i manewry obronne, takie jak parowanie ciosów i zmagania z innymi adwersarzami, ale ostatecznie nie daje to satysfakcji. Im dalej w las, tym walka staje się bardziej monotonna, zwłaszcza gdy przeciwnicy są coraz silniejsi i trudniejsi do pokonania. Choć Kong: Survivor Instinct nie jest na tyle wymagająca, by sprawiać graczowi realny problem, trudno nie odczuwać pewnego rozczarowania walką, tym bardziej, gdy inne elementy rozgrywki potrafią dostarczyć przyjemności.
Same konfrontacje nie są skomplikowane – do dyspozycji mamy szybki atak, silny, blok oraz kontratak. Starcia te występują w różnych częściach gry; bywają wymagające, choć rzadko naprawdę trudne. Czasami zdarzają się niespodziewane zgony na niektórych etapach z uwagi na dość toporny system walki, ale ogólnie spełnia on swoje zadanie. David nie jest tutaj wszechmocnym bohaterem – większość czasu spędza na przedzieraniu się przez miasto, a potyczki stanowią jedynie przerywniki, które czasem skutecznie urozmaicają rozgrywkę.
Najtrudniejsze fragmenty gry to jednak te, w których protagonista jest ścigany przez Kaiju. Co jakiś czas jedno z nich zauważa Davida i rozpoczyna pościg. Ze względu na to, że bestie są wielkości wieżowców, ucieczki zazwyczaj polegają na przemieszczaniu się przez częściowo zniszczone budynki, gdy ich pazury i pięści przebijają się przez ściany, próbując dosięgnąć bohatera. Te sekwencje są intensywne, choć mogą być nieco frustrujące, gdyż wymagają dużej precyzji i wyczucia czasu. Wielu graczy zapewne zginie tu niejednokrotnie, ale śmierć nie jest zbyt dotkliwa – odradzamy się zazwyczaj na początku danego etapu, mogąc kontynuować ucieczkę.
Zrujnowany pejzaż miejski bez wątpienia jest gwiazdą tej gry. Deweloperzy wykonali fantastyczną robotę, tworząc środowisko, które wygląda, jakby było na skraju całkowitego upadku. Zwiedzanie miasta potrafi pochłonąć na długie godziny, a niemal zawsze czeka coś nowego do odkrycia. Od szczytów zawalonych wieżowców po podziemne tunele pełne wraków i padlinożerców — każdy obszar snuje swoją własną opowieść o zniszczeniu.
Skala zniszczeń jest ogromna – budynki walą się pod naporem szaleństwa Konga, a spustoszenie po bitwach Tytanów zapiera dech w piersiach. Dbałość o detale w otoczeniu, od wraków po wirujące wszędzie odłamki, sprawia, że ma się wrażenie przebywania w strefie wojny, gdzie ludzie nie są już nawet uczestnikami wydarzeń. Momentami przypomina to The Last of Us dzięki podobnemu połączeniu narracji środowiskowej i poczucia nadciągającej grozy.
Grafika zawiera wiele szczegółów, zwłaszcza w zakresie projektu lokacji, jednak monotonia korytarzy szybko staje się odczuwalna. W większych kompleksach łatwo poczuć, że krążymy w kółko — plusem jest fakt, że autorzy pomyśleli o mapie, która w znaczny sposób ułatwia nawigację. Modele postaci i Tytanów prezentują się przyzwoicie, chociaż przydałyby im się lepsze animacje, bo momentami wyglądają, jakby pochodziły z ery PlayStation 3, co odbiera im nieco autentyczności. W trakcie rozgrywki wyraźnie widać tę niespójność. Gra potrafi wizualnie zachwycić, by zaraz potem rozczarować. Mimo wszystko, patrząc na wcześniejsze produkcje tego studia, można zauważyć wyraźny postęp, który może przełożyć się na jeszcze lepsze gry w przyszłości.
Co istotne wizualnie Kong: Survivor Instinct wykazuje pewne podobieństwa z innymi projektami, które łączą rzekomy realizm z wyrazistymi cechami, a także efektywnym wykorzystaniem systemów kontrastowych i ponurego oświetlenia. Dobrym przykładem referencyjnym jest This War Is Mine, zarówno w kontekście modelu sekcji, podążającego za bohaterem, jak i w odniesieniu do tekstur miejskiej destrukcji. Choć gra 7Levels jest nieco lżejsza w tonie narracyjnym, łatwo dostrzec jej inspiracje. Modelowanie środowiska i zagospodarowanie przestrzeni scenicznej są szczegółowe z zamysłem projektu, co podnosi wartość produkcyjną i wiarygodność całej gry.
W kwestii audio muzyka jest przyzwoita, jednak rzadko pojawiają się momenty na spokojniejsze chwile. Utwory są dość krótkie, co sprawia, że w szybkim czasie można zauważyć powtarzające się motywy. Praca głosowa to prawdopodobnie najsłabszy element tej produkcji, ponieważ całość wypada przeciętnie, a także występują problemy z głośnością i jakością dźwięku. Niektóre kwestie brzmią zbyt głośno, podczas gdy inne są dostarczane w znacznie czystszy sposób. To może wprowadzać chaos w odbiorze dialogów i dźwięków otoczenia. Ten aspekt gry zdecydowanie wymaga znacznej poprawy.
7Levels wykonało godną pochwały pracę nad ich nową produkcją. Miejscami to coś więcej niż przeciętna gra – ma spory potencjał, choć brakuje jej kilku kluczowych elementów, które mogłyby pozwolić jej naprawdę zabłysnąć. Promowanie jej jako realistycznej platformówki jest uzasadnione, jednak niedopracowane elementy w stylu metroidvanii zaburzają spójność całego projektu. Sama obecność Konga i jego rywali jest imponująca i dobrze wyważona, ale wciąż niewystarczająco wykorzystana fabularnie. Dla fanów, którzy interesują się Kaiju i chcą wesprzeć twórców rozwijających Monsterverse, Kong: Survivor Instinct z pewnością zaoferuje kilka ciekawostek do odkrycia.