Marvel’s Spider-Man: gdy bryczesy za ciasne…
Słów kilka o najnowszej odsłonie przygód Człowieka-Pająka. Bez nawijania pajęczej sieci na uszy.
Pękła, proszę Państwa, platynka w nowym szpajdermanie. Nie była szczególnie trudna. W piątek kupione, w weekend trochę pograne, w poniedziałek krótko po północy było już po wszystkim. Gra ogólnie bardzo spoko, ale spuszczania się nad nią i dawania ocen 11/10 nie będzie. Buuuu! A żeby cię pajonk ugrys, ale tak z dziesięć razy, ty heretyku przebrzydły!
Zacznę może od krótkiego wstępu o samym sobie. Jestem entuzjastą komiksowych superbohaterów. Z bananem na twarzy rozbijałem kolejne hordy zbirów Jokera na ulicach Gotham w znakomitej trylogii Batmana od Rocksteady. Uważam, że gra ta była wykonana w sposób doskonały – nie brakowało jej niczego, jeżeli chodzi o to, jak powinno robić się gry o komiksowych bohaterach. I niestety (a może stety) będę do tej gry porównywał projekt Insomniaków.
Człowiek-Pająk od lat gości w mym sercu. Za młodziaka wiele godzin spędziłem na zabawie figurkami, rysowaniu jego mniej lub bardziej pokracznych podobizn i oglądaniu serialu animowanego, który wtedy emitowała jedna z polskich stacji telewizyjnych. Pomimo tego, że Batman zawsze był bliższy memu sercu, bo nie posiadał żadnych supermocy, Spider-Man zajmował nie mniej ważne drugie miejsce w moim personalnym rankingu. Nie oszukujmy się – gry były słabe. Pierwszym naprawdę dobrze zrobionym szpilem o pająku był Ultimate Spider-Man. Reszta gier na tej licencji była – żeby nie skłamać – słaba. Z tego względu do nowego Spideya podchodziłem z pewną dozą ostrożności.
Fabularnie gra jest bez rewelacji. O tożsamości jednego z głównych adwersarzy Petera Parkera wiedziałem natychmiast, gdy tylko zobaczyłem jego bandytów. Nie trzeba było zdolności dedukcji Watsona i Holmesa, aby to rozgryźć. Niestety nie było dane mi uświadczyć ani jednego wielkiego zwrotu akcji, który totalnie poskładałby krzesełka przed moim telewizorem. Na plus natomiast zaliczyć można ciekawie przemyślaną implementację postaci drugoplanowych, która to przejawia się etapami głównie skradankowymi. Jest to miła odskocznia od trudów codzienności nowojorskiego nastolatka w śmiesznym, ciasnym wdzianku.
Delikatne nawiązanie do kanonicznej chronologii zdarzeń w uniwersum Spider-Mana może się podobać – mam tu na myśli głównie wykorzystanie postaci Milesa Moralesa, który obecnie jest Spider-Manem w komiksowej rzeczywistości uniwersum Stana Lee. Etapy z nim są bardzo fajnie zrobione, ale mam wrażenie, że autorzy mieli troszkę inną koncepcję na rozwinięcie tego elementu, a skończyli na bardzo uproszczonych, niemalże skróconych do granic przyswajalności etapów typu – odwróć uwagę zbira A za pomocą użycia przedmiotu B i dobiegnij na chama do punktu C. Etapy z Mary-Jane Watson były podobne – pół-skradanki, pół-fabularne wypełniacze. Na szczęście etapy te to niewielka część całej opowieści.
Najmocniejszą w mojej ocenie stroną nowych przygód Parkera jest zdecydowanie przemierzanie miasta jako Człowiek-Pająk. Peter wywija w powietrzu takie kosmosy, że opada szczęka. Patrzenie, jak wygięty niczym chińskie osiem czerwony gostek przelatuje pomiędzy wspornikami zbiornika na wodę, po czym nurkuje w stronę asfaltu jak spadochroniarz sprawia niesamowitą frajdę. Spidey swe pajęcze sieci wystrzeliwuje i mocuje o faktyczne elementy świata. Sławetnego strzelania siecią w niebo z pierwszej odsłony Spider-Mana tutaj się nie uświadczy.
System walki to bardzo bezpieczna, uznana i sprawdzona już konstrukcja, którą obserwować można było również w grach z serii Batman, czy też Śródziemie: Cień Mordoru. Spidey dysponuje sporym zakresem ruchów, które można łączyć w efektowne combosy. Uniki również są sygnalizowane spidey-sensem nad głową naszego bohatera, jak w wyżej wspomnianych grach. Nie zauważyłem żadnych niedogodności w tym systemie, a po kilku godzinach treningu spuszczałem przeciwnikom tak srogie baty, że nie wiedzieli, w którą stronę mają się przewracać. Bardzo fajny element rozgrywki.
Miasto – do naszej dyspozycji oddano nowojorski Manhattan. Jest to bardzo fajnie zrobiona i przyzwoitych rozmiarów mapa. W oczy rzuciła mi się bardzo fajna technika robienia wnętrz pomieszczeń w budynkach – nie jest to już płaska bitmapa, a wykorzystano bardzo fajny efekt trójwymiarowej bryły, co powoduje, że budynki mają prawdziwe lokale i biura. Nie zauważyłem bylejakości w wykonaniu mapy i powtarzalności lokacji. Miło przemierzało się kolejne dzielnice tej metropolii zarówno w powietrzu, jak i po chodnikach.
Graficznie gra to absolutny majstersztyk, który mimo świetnej oprawy i otwartego świata utrzymuje przyzwoity framerate. Mimika twarzy zrobiona jest za pomocą facial motion capture, co daje efekt bardzo rzeczywistych reakcji bohaterów. Efekty pogodowe, cząsteczkowe i fizyka otoczenia również bardzo przyjemnie pieści oko. Nie uświadczyłem ani jednego spowolnienia w grze. Strój Petera ma wyraźnie zarysowane, trójwymiarowe czarne linie – nie jest to tylko tekstura. Mo-cap postaci jest rewelacyjny – Spider-Man porusza się zupełnie tak, jak powinien. Jest bardzo wiele charakterystycznej dla niego maniery zarówno podczas walki, jak i przy zwyczajnej eksploracji miasta.
Wspomnieć warto o znakomitym humorze, z którego słynie całe uniwersum, a który udało się idealnie uchwycić w tej grze. Spidey podczas walki rzuca bardzo fajnymi tekstami, które i owszem, czasami są prymitywne i oparte o oklepane i oczywiste puny, ale tak właśnie to powinno wyglądać i zrobiono to rewelacyjnie. Śmiałem się w głos, gdy oglądałem animacje towarzyszące szybkiej podróży pomiędzy punktami na mapie. Spidey korzysta wówczas z metra, co skutkuje świetnymi scenkami, kiedy Peter rozmawia na przykład z gostkiem, który również ubrany jest w strój Spider-Mana, albo pozwala jakiemuś strudzonemu mieszkańcowi przekimać się na swoim ramieniu, samemu siedząc z nosem w smartfonie.
Czas na podsumowanie – Marvel’s Spider-Man to bardzo dobry tytuł. Widać, że gra powstała w oparciu o zasadę hej, zróbmy dobrą grę o pająku!, a nie gra ma być gotowa na premierę filmu w przyszłym roku, żeby odcięło się na tym jak najwięcej kuponów. Kuleje natomiast warstwa fabularna – historia opowiedziana w grze jest krótka, płytka i o mocno stonowanych barwach. Znajdziek jest niewiele, misje poboczne są słabe, a uliczne przestępstwa powtarzalne do bólu i po dwóch dzielnicach były już dość męczące. Mimo wszystko gra godna polecenia, ale niestety ustępuje przygodom Mrocznego Rycerza na każdym kroku i pod każdym względem. Miejmy nadzieję, że Insomniac planuje więcej odsłon tego projektu i będzie stopniowo podnosić poprzeczkę tej produkcji.