Co mnie wkurza w grach?

Gry powinny sprawiać radość, dawać satysfakcję czy doznania, których nie uświadczymy w żadnej innej formie rozrywki. O tym, ile dobrego gry wnoszą do naszego życia można pisać w nieskończoność, jednak w tym blogu skupimy się na czymś zupełnie odwrotnym – na tych małych bądź dużych rzeczach, które wkurzają mnie w grach.
Jest to mój pierwszy blog, dlatego chciałem podjąć temat, który dotyczy wszystkich i pozwoli połączyć ludzi, a nic tak nie łączy jak wspólna niechęć do tych samych rzeczy! Przecież prawie każdy porzucił jakąś grę, bo nie mógł już jej znieść, ewentualnie zmuszał się do przejścia danego tytułu do końca. Temat dość oklepany i pewnie sporo osób pisało już na ten temat bloga, dlatego oprę wszystko o swoje osobiste doświadczenia z jakimś tytułem :) Dlatego nie chcąc przedłużać od razu przedstawię wam listę rzeczy, które wkurzały, zniechęcały lub irytowały mnie w jakiejś grze. Zacznę od tematu chyba najbardziej „na czasie”, czyli:
Miliony znaczników na mapie.
Twórcy gier chcą, żebyśmy bawili się jak najdłużej przy ich produkcji, chwaląc się przy tym, że dana gra starczy na ponad 100 godzin! Szkoda tylko, że zdecydowana większość czasu to cholerne, monotonne i nudne aktywności, które często ograniczają się do trzech, może czterech czynności (czasami trafi się coś fajnego, ale to mniejszość). Tutaj oczywiście mam na myśli głównie gry z otwartym światem, szczególnie takie jak assassin’s creed czy chociażby nasz rodzimy Wiedźmin 3, tak wiem, blog miał łączyć nie dzielić, ale jest to jeden z tych czynników, przez które nie mogę skończyć tej gry. Eksploracja tej gry strasznie mnie wymęczyła, oczywiście chodziłem jak głupek od punktu do punktu, tylko po to, żeby zniszczyć gniazdo ghuli, bądź zabić bandytów. No okej, takie rzeczy są potrzebne, ale ile można. Czyszczenie mapy ze znaczników to zmora współczesnych sandboxów, które na szczęście powoli od tego odchodzą.
Gdy gra nie jest fair
Mieliście kiedyś moment, w którym pocisk minął waszą postać, a ona i tak umarła? Gdy strażnicy wykryli waszą obecność, chociaż nie ma opcji, żeby was zobaczyli? Tego typu sytuację potrafią doprowadzić do szału. W moim przypadku apogeum zdenerwowania nastąpił przy grze Dark Souls II. Hitboxy w tej grze były okropne, szczególne przy atakach, które powinny nas wgnieść w ziemię lub nabić na ostrze. O ile dobrze pamiętam to demon z kuźni podnosił swoją broń i dużym zamachem próbował przygwoździć naszą postać do podłoża – ja oczywiście przeturlałem się na bok, broń mnie nie trafiła, za to dostałem obrażenia, a moja postać leżała plackiem na ziemi metr od broni demona. Takich sytuacji miałem wiele, a w grze, która opiera się na takich walkach jest to nie do pomyślenia.
Gdy gra się po prostu rozsypie
Ciągłe crashe czy misje, których nigdy nie będziemy mogli skończyć, bo gra postanowiła odmówić posłuszeństwa. Tego typu akcje zdarzają się coraz rzadziej lub są w miarę szybko naprawiane łatkami, dlatego ten typ problemu dotyczy głównie starszych tytułów. Niedawno przechodziłem pierwszego Gothica, zarzutów do tej gry mam naprawdę sporo, ale oczywiście skupię się na jednym rodzaju problemów. Zacznę od tego, że gdyby nie „kody” to nie mógłbym skończyć tej gry. Brama, która powinna się otworzyć kompletnie się nie rusza? Użyj kodu, żeby się teleportować za nią! Npc, który powinien się ruszyć i aktywować/powiedzieć mi coś ważnego? Użyj kodu, który go naprawi, ewentualnie wyłączaj i włączaj grę, może kiedyś zadziała! Zapisałeś grę podczas cutscenki? Sorry, ale save już Ci nie zadziała...
Po prostu ludzie.
Z jednej strony krytykuję brak jakiejkolwiek komunikacji na konsolach Nintendo, ale z drugiej jednak trochę to rozumiem… Ile razy dostawało się wiadomości z wyzwiskami, no tego nawet nie da się zliczyć. Oczywiście nie bardzo mnie to rusza, jednakże psuje to trochę klimat grania. Oczywiście wyzwiska to nie jedyne przewinienie graczy. Ile razy trafiliśmy na osobę, która po prostu psuła nam rozgrywkę? Celowo zabijała nas w Rainbow Six: Siege. Niektóre osoby czasami po prostu pójdą i zginą z rąk przeciwnika, oddadzą mu wygraną i złoto za darmoszkę, tylko po to, żeby nam dopiec. Często też zamiast wypełniać cel drużyny zajmują się sobą i swoimi statystykami. Nie można zapomnieć też o osobach, które wchodzą do gry, tylko po to, żeby minutę później ją opuścić. Według mnie ludzie to najgorsza rzecz na tej liście, dlaczego? Bo to aspekt, który może zepsuć nawet najlepszą w swoich założeniach grę.
Sztuczne przedłużanie rozgrywki
Wyobraźcie sobie sytuację, w której fabuła zmierza już do wielce wyczekiwanego finału, przygotowaliście się mentalnie na ostatniego bossa, zbieracie mikstury, jedzenie i zioła. Idziecie do npc, z którym oczywiście trzeba pogadać, żeby wyczekiwana, finałowa misja się zaczęła i… No właśnie co? Okazuje się, że musimy najpierw zebrać jakiś głupi legendarny kamień, o którym pierwszy raz słyszycie, rzekomo ma nam pomóc w pokonaniu bossa. Specjalnie graliście do późna, żeby już doprowadzić fabułę do końca i wtedy się zaczyna wielogodzinny quest o zbieractwie jakiś „artefaktów”. W takich sytuacjach widzę, że deweloper po prostu chciał ciągnąć to dłużej i dłużej, chociaż nie jest to specjalnie ciekawa rzecz. Szczególnie, że większość mapy mamy odblokowaną i te questy ostatecznie wyglądają na zasadzie – teleport do tego miejsca, 30 sekundowe przejście do jaskini, w której zabijam stworki, które zabijałem całą grę, zabieram skarb i teleportuje się do kolejnego miejsca. Co najśmieszniejsze, ja już nawet nie pamiętam po co była mi ta rzecz. Tutaj niestety znowu przywołam przykład naszego Wiedźmina 3, gdzie po prostu skaczę po mapie jak debil, bo przecież trzeba się wielce przygotować na spotkanie z dzikim gonem. Gra poza dialogami nie ma mi już praktycznie nic do zaoferowania, mimo, że robię zadania fabularne i czarodziejki wysyłają mnie to tu to tam, to czuję, że fabuła praktycznie stoi w miejscu, nic się nie zmienia, poza wskazówkami na zegarku…
Gry stają się coraz większym biznesem, jest ich coraz więcej, a my jako gracze mamy większy wybór, dzięki temu łatwiej przychodzi nam narzekanie. Oczywiście to często wynika z większej ilości tytułów, które możemy porównywać ze sobą, czy nawet wybierać alternatywy dla danych gier. Gdy jakaś gra ma coś wkurzającego, to łatwiej nam ją porzucić (i łatwiej obsmarować ją w internecie >:( ). Zdarzyło wam się kiedyś porzucić jakiś tytuł, bo po prostu było w niej coś tak bardzo irytującego, że nie dalibyście rady się przemęczyć do końca? Albo może było takich czynników znacznie więcej? Chętnie poznam wasze historie z różnymi tytułami.
PS. Oczywiście można mi tutaj zarzucić, że przecież przesadzam i nie muszę robić tego i tamtego, żeby się dobrze bawić, ale nie o tym chciałem pisać (szczególnie, że i tak wyszło dość chaotycznie :) ).