Life is Strange 2 - Z plecakiem przez USA. Recenzja gry
Niejednokrotnie zdarza się, że kończąc daną grę, czujemy niedosyt i chciałoby się spędzić w niej jeszcze przynajmniej kilka godzin. Nie musi to być przywiązanie do samej rozgrywki, może to historia kończy się zbyt szybko? A może będzie wam brakować określonych postaci? Niestety nie zawsze przyjdzie nam wcielać się ponownie w skórę tego, kogo chcemy. Nie znaczy to jednak, że inna fabuła musi być zła.
Life is Strange 2 to przygodówka stworzona przez Dontnod Entertainment i wydana przez Square Enix. Tak jak poprzednio, zdecydowano się na wypuszczanie kolejnych epizodów w większych odstępach czasowych, przez co dopiero po wielu miesiącach można było ukończyć grę na raz. Tytuł wydano na PC, PS4 oraz Xbox One i patrząc na ogólne przyjęcie, nie powinniśmy spodziewać się kolejnych portów.
Muszę przyznać, że przez ogromną ilość czasu sam byłem bardzo negatywnie nastawiony do gry. Oddzielna historia, tylko szczegółami powiązana z pierwszą częścią i jej spinoffem była przeze mnie odbierana jako zwyczajne żerowanie na marce. Wiem też, że podobne odczucia do mnie, ma naprawdę wiele osób. Tymczasem okazało się, że można w tym IP stworzyć coś nowego i interesującego na tyle, że już na początku podważyłem swoje uwielbienie do produkcji z 2015 roku. Przygoda Max i Chloe jest zakończona i trzeba się z tym pogodzić. Mamy jednak możliwość poznania nowych postaci, które są równie ciekawe i myślę, że bezproblemowo zainteresujecie się ich historią.
Tym razem wcielimy się w Seana Diaza, szesnastoletniego chłopaka, który z powodu tragicznego wypadku będzie musiał uciekać ze swojego domu, przez całe USA chcąc dostać się do bezpiecznego miejsca w Meksyku, jakim jest Puerto Lobos. Pod swoją opiekę weźmie też młodszego brata, Daniela, a my w ciągu około dwudziestogodzinnej przygody będziemy obserwować ich wzloty i upadki. W przeciwieństwie do jedynki fabuła jest prowadzona na dużo większą skalę, zarówno pod względem lokalizacji, jak i czasu trwania opowieści. Wydarzenia między kolejnymi epizodami potrafią dzielić miesiące przerwy, a całość jest dłuższa i dojrzalsza od wydarzeń w Arcadia Bay. Każdy odcinek to właściwie osobna część wielkiej podróży, pokazująca nowe wydarzenia w kolejnych Stanach odwiedzanych przez chłopaków. Doświadczamy, więc bardzo różnorodnych przygód, w kompletnie innych klimatach. Deweloperzy w ten sposób mieli więcej możliwości i rozwinęli każdy epizod, na tyle ile się da, więc co chwila poznajemy nowe postacie i miejscówki. Dotarcie do napisów przy każdym z rozdziałów potrafi zająć nawet cztery godziny. Nie jest więc to materiał na jedno posiedzenie. Mimo tego prawie przy każdym rozdziale udawało mi się dotrwać do końca bez jakiegoś znużenia. To dobra historia, z wieloma ciekawymi momentami, więc nie tak łatwo o nudę. Mimo że jest to bardzo kontrowersyjna opinia, to również w tym miejscu dwójka wygra z pierwowzorem, bo ciężko ukryć, że tam cokolwiek to może zaczęło się dziać pod koniec drugiego odcinka, albo nawet i dalej? Ja wsiąknąłem na dłużej dopiero po trzecim.
Nie zamierzam się skupiać na dokładnym opisywaniu historii, bo przecież to właśnie ona jest rdzeniem rozgrywki w grach tego typu. Gameplay w gatunku, jest chyba każdemu znany. Kamera z trzeciej osoby i poruszanie się po małej wielkości lokacjach, wypchane po brzegi elementami, z którymi możemy wejść w interakcję. Między tym zostaje już tylko podejmowanie decyzji i obserwowanie jak to wszystko się potoczy. To oczywiste, że takie granie nie pasuje każdemu, stąd wzięło się prześmiewcze nazywanie gier Telltale, Dontnod i temu podobnych jako „gry-seriale”. Dobrze jest sprawdzić, czy damy radę zagrać, bo może okazać się, że wsiąkniemy na długo, niechętnie czekając na zakończenie.
Na pewno dobrą zachętą będzie fakt, że postarano się, aby nasze decyzje miały większe znaczenie niż ostatnim razem, i poza główną linią fabularną często mamy szansę zmienić szczegóły, odróżniając tym samym grę od tego, jak postępowali nasi znajomi. Bardziej przyłożono się nawet, by zakończenie nie było jako wybór A/B. Już teraz mogę wam powiedzieć, że w teorii tak właśnie jest, jednak w obu z nich, w zależności od decyzji otrzymujemy kolejne dwie odnogi, otrzymując w ten sposób cztery całkowicie różne zakończenia. Jedne lepsze, drugie już mniej. Tak czy siak, miło się patrzy, że jednak zrobiono coś z chyba najbardziej negatywnym elementem jedynki.
Wiem, że od czasu ogłoszenia Tell Me Why, ogromna ilość ludzi definitywnie skreśliła całe studio, jednocześnie słuchając internetowych gadań, jakoby w drugiej części Life is Strange było podobnie. Myślę, że mogę was uspokoić, nie ma powodów, by zrezygnować z gry przez wątki LGBT, te oczywiście są w dosyć niewielkiej ilości. Sami zadecydujecie jakiej orientacji będzie Sean a oprócz tego, jeszcze może dwukrotnie coś było, co też można dowolnie pominąć.
Nie można jednak powiedzieć, by studio uciekało od kontrowersji, bo podjęli się bardzo głośnego, politycznego problemu, czyli tematu nielegalnych prób dostania się Meksykanów do USA, oraz całego tematu budowy muru. Nie ukrywam, że taka tematyka w ogóle mi nie przeszkadza, ale jeżeli dla was jest inaczej, to może być już twardy orzech do zgryzienia, ogólna linia fabularna jest inna, i przez pierwsze cztery odcinki, temat nie jest znacząco podejmowany, jednak w piątym jest tego już całkiem sporo. Tak czy siak, pamiętajmy, że wszystko jest wystarczająco wytłumaczone, i zrozumiałe by nie musiało stanowić problemu. Przynajmniej dla mnie.
W tym momencie może już warto skupić się na warstwie audiowizualnej i powiem, że jestem zachwycony. Jak dobrze wiemy, Life is Strange to seria z odgórnie ustalonym stylem artystycznym, ale i tak gra, jest zwyczajnie bardzo ładna. Jedyne, do czego mógłbym się na siłę czepiać to wygląd postaci, ale i on mi zbytnio nie przeszkadzał, bo dostałem, to czego oczekiwałem, a i tak mam wrażenie, że jest o wiele lepiej. Otoczenia to duży plus, oprócz tego, że są różnorodne, to zwyczajnie wygląda to ładnie, nie mogłem się powstrzymać od robienia screenów, i co chwila pstrykałem kolejną fotkę.
Jeżeli chodzi o muzykę, to mówimy o bardzo wysokim poziomie. Kawałów na licencji jest wiele i są one na tyle przyjemne do słuchania i ciekawe, że wciąż odpalam je codziennie. Poważnie, D.A.N.C.E, Natalie, I Found the Way i On Melancholy Hill to tylko wierzchołek góry lodowej tego wszystkiego, co znalazłem i zwyczajnie musiałem dodać do playlisty. Znając mnie, to już teraz mogę powiedzieć, że będę słuchał tego bardzo długo. Nie tylko zewnętrzne kawałki są dobre, bo i cała reszta, stworzona właśnie pod grę jest świetna i aż żałuję, że nie ma możliwości zakupu muzyki na płycie, moja jedyna możliwość był winyl, a to i tak wyprzedane.
Szczerze nie spodziewałem się tego, jak bardzo zadowolony i jednocześnie smutny będę, kończąc Life is Strange 2. Ta gra, z miejsca, gdy jej nie znosiłem, wskoczyła, do mojej topki całej generacji. Na pewno jest to jedno z największych, pozytywnych zaskoczeń, jakie doświadczyłem, i pomimo tego, że bardzo chciałbym więcej Seana, Daniela i całej reszty, to nie pozwolę, by sytuacja się powtórzyła. Ich historia się zakończyła, a ja czekam na trójkę, wiedząc, że otrzyma nowych bohaterów, i nie wątpię, że Dontnod da radę zachwycić kolejny raz, bo teraz dostają ode mnie solidne 9/10.