Piątkowa GROmada #293 - Zwyczajna przygoda, czyli recenzja Lara Croft and the Temple of Osiris
Często spotykam się z tytułami, które nawet jeśli nie są najwyższej próby, tak mają w sobie to coś co do nich przyciąga i to mocno (ot chociażby Postal 2). Dzisiaj jednak nie będzie o takiej grze, a produkcji, która choć technicznie wypada nieźle, tak mam wrażenie, że jest na jeden raz, bo nijak do siebie nie przyciąga. Przygotujmy więc pochodnie/latarnie i wyruszmy grabić grobowce, tylko z innej perspektywy.
Witam was w ramach kolejnego odcinka Piątkowej GROmady, gdzie tym razem przedstawię Lara Croft and the Temple of Osiris. Jest to spin-off popularnej serii gier przygodowych w jaką zagrywał się pewien ankietowany pytany o Sylwester. Bo choć wciąż mamy do czynienia z Larą Croft i grabieżą grobowców, to zamiast perspektywy zza pleców mamy rzut izometryczny. I z tej perspektywy przyjdzie strzelać, skakać czy rozwiązywać zagadki środowiskowego. Sprawdźmy więc, jak się ma ta przygoda i skąd moje stwierdzenie, że jest to „zwyczajna przygoda”.
Zacznijmy jednak od problemu, czyli braku polskiej wersji językowej gry wydanej oficjalnie w Polsce. Podwójnie boli, zwłaszcza jak się spojrzy na historię lokalizacji odsłon serii Tomb Raider – pierwsza część miała w końcu polskie napisy (i to w 1996/1997 roku), a odsłony z okolicy premiery spin-offa także polski dubbing. No i gdyby była polska lokalizajca mógłbym pochwalić system zmiany wersji językowej osobno w kwestii dźwięku oraz napisów, który to powinien być standardem (a często niestety nie jest).
Na początku dwie noty:
- Ogrywałem wyłącznie tryb dla pojedynczego gracza. Pewnie kooperacja coś by poprawiła ocenę, o ile kod sieciowy nie został jakoś zepsuty. Bo kooperacja prawie zawsze poprawia ocenę.
- Tytuł prawdopodobnie otrzymałem za darmo. Rozdawali kiedyś, to przygarnąłem - swoją drogą, strach pomyśleć ile przygarniętych grach nie ograłem (nie mówiąc o kupionych :P).
Zwyczajna przygoda
Lara Croft and the Temple of Osiris takes place deep in the deserts of Egypt. In her new adventure, Lara must join forces with rival treasure hunter Carter Bell and imprisoned gods Horus and Isis, to defeat the evil god Set. As Lara and her companions fight the elements of nature across the sands and through ancient tombs, they will battle legendary deities and creatures of myth. With the fate of the world at stake, Lara must recover the fragments of Osiris to stop Set from enslaving all mankind.
Akcja gry Lara Croft i Świątynia Ozyrysa rozgrywa się głęboko na pustyniach Egiptu. W swojej nowej przygodzie Lara musi połączyć siły z rywalizującym z nią poszukiwaczem skarbów Carterem Bellem oraz uwięzionymi bogami Horusem i Izydą, aby pokonać złego boga Seta. Gdy Lara i jej towarzysze będą walczyć z żywiołami natury, przemierzając piaski i starożytne grobowce, staną do walki z legendarnymi bóstwami i stworzeniami z mitu. Mając na szali losy świata, Lara musi odzyskać fragmenty Ozyrysa, aby powstrzymać Seta przed zniewoleniem całej ludzkości.
Opis fabuły ze Steam. Nawet nie pokuszono się o polską lokalizację opisu, więc zrobiłem takowy.
Fabularnie tytuł jest, no cóż, tak standardowy, że jakoś ciężko byłoby mi potraktować przygodę tą jako jakoś nadzwyczajną. Zarówno pod względem samej intrygi jak i postaci, które nie zachęcają do siebie - licząc w tym główną bohaterkę. Ogólnie sprawia ona wrażenie nawet sensownego wytłumaczenia grabieży grobowców i niczego więcej. Po prostu ciężko do niej inaczej podejść, nawet mając w tyle głowy tytułową bohaterkę.
Całość jest w domyślnej cenie około 70 złotych (Steam), sam zalecałbym czekać na promocję na co najmniej 50%. Zwłaszcza, że mówimy o grze, którą spokojnie można ukończyć w 5 godzin, co nie jest zbyt wygórowanym wynikiem. Ewentualnie podejście do calaka powinno jakoś wydłużyć, niemniej ja odpuściłem. Nawet nie ze względu na niektóre osiągnięcia z kategorii "irytujące do zdobycia", a czynnik przez który nie oceniam tej gry wysoko, a tak jak Blood II: The Chosen. Coś, co pokrótce określam jako "zwyczajność" - w dużym skrócie chodzi o grę, która może nawet robi wiele rzeczy dobrze, ale nie ma tego czegoś co sprawia, że do siebie przyciąga. Efektem czego, nawet jeśli można powtórzyć jakiś poziom celem poprawy wyniku (drobna rzecz, a może niektórych ucieszy), tak nie widzę potrzeby po co.
Lara Croft and the Temple of Osiris to przedstawiciel gier akcji, gdzie gracz obserwuje rozgrywkę z rzutu izometrycznego (nie podlega to modyfikacji, co by było problemem w przypadku bardziej zaawansowanych elementów platformowych). Gracz ma do wyboru broń mitologiczną oraz dwie bardziej tradycyjne, artefakty poprawiające pewne cechy, bo w końcu grobowce są pełne nieumarłych czy skarabeuszy. Ogólnie pod tym względem tytuł wypada standardowo, ale bez jakieś szczególnej rewelacji - wszystko jest w miarę sprawne i przyjemne w wykorzystaniu. Jeśli coś się tu wyróżnia, to walki z większymi przeciwnikami wymagająca czegoś więcej niż zwykłego wciskania przycisku na kontrolerze. Tylko nie ma co czekać na jakieś zaawansowane patenty w walce, no i sama gra do przesadnie trudnych nie należy. Ot takie relaksujące doświadczenie.
Pod względem warstwy graficznej tytuł prezentuje się, jak na swój pułap cenowy, dość przyzwoicie i na tyle różnorodnie, na ile pozwala umiejscowienie w grobowej scenerii - z późniejszym dość interesującym patentem na drobną modyfikację. To samo mogę powiedzieć o klimatycznej i w miarę przyzwoitej ścieżce dźwiękowej z kategorii "umilacza czasu" i niczego więcej. Ogólnie te elementy budują najważniejszą zaletę tytułu, czyli klimat opuszczonego grobowca gdzie walczy się z nieumarłymi mieszkańcami/zwierzętami, a nie ludźmi w ilościach hurtowych (co pewnie było dla niejednego problemem w najnowszej trylogii TR). I to pewnie jeden z tych elementów, który trzymał mnie przez te kilka godzin.
I to było na tyle, jeśli chodzi o Lara Croft and the Temple of Osiris, zwyczajną przygodę w niezwyczajnym świecie. Przygoda warta ogrania, o ile zdobyta za darmo lub z widoczną obniżką. Bo jest to tytuł dobry i niestety nic poza tym. Warto się nim zainteresować, ale raczej jako wypełniacz niż przygoda w jaką warto wsiąknąć na dłużej.
Ankieta
Wyniki zeszłotygodniowej ankiety:
Ankieta dotycząca nie następnego, a następująco po nim recenzenckiego odcinka. Tak jak zapowiadałem, dane zbieram do następnego odcinka Piątkowej GROmady. Jeśli macie sugestię co do tytułu, jaki warto ograć, dajcie znać (w wersji na Windowsa).
- Znamię Chaosu, czyli recenzja Warhammer: Mark of Chaos
Kilka słów o Praetorians, ale w uniwersum Warhammer Fantasy Battle, czyli strategii z minimalną ekonomią i maksymalną walką. Z dodatkiem w formie brutalności, klimatu oraz KRWI.
- Era cudów, czyli recenzja Age of Wonders III
Czyli kilka słów o pewnej strategii turowej osadzonej w świecie fantasy. Nie mowa o Heroes III
- Droga do zemsty usłana trupami i krwią, czyli recenzja Blood: Fresh Supply
Kilka słów o najlepszej odsłonie serii Blood (co nie oszukujmy się, że jest jakimś wyczynem :P) – w formie technicznej reedycji od Nightdive Studios. Gdzie Caleb najpierw wstaje z grobu, a po wygłoszeniu kultowej frazy wyrusza celem zemsty. Gdzie istotnym elementem jest kopanie głów zombie i mierzenie z dwururki do kultystów.
- Syberyjska masakra na uboczu walki o przetrwanie, czyli recenzja Serious Sam: Syberian Mayhem
Kto lubi strzelać do dużej liczby niezbyt ogarniętych istot, pewnie czeka na opinię o tym tytule. Bo w końcu mówimy o grze, nie liczy się jakość przeciwników, a ich ilość – a ta przyćmiewa takie legendy jak DOOM, Quake czy HALO.
- Gdy do Elasto Manii dodasz „syndrom jeszcze jednej tury”, czyli recenzja Trails: Rising
Czyli kilka słów o symulatorze przyjemnego zdenerwowania, gdzie bohater porusza się na dwóch kółkach. A przy okazji ma tyle kontuzji, że stał się chyba stałym gościem wszelkich miejsc, gdzie składają szaleńców w całość.
- Spacer z czerwoną poświatą na horyzoncie, czyli recenzja Aporia: Beyond the Valley
Krótka recenzja krótkiej, ale pięknej gry o spacerowaniu i zwiedzaniu opuszczonego świata. Która to gwarantuje coś więcej niż piękne widoczki o poranku.