Piątkowa GROmada #331 - Gdy sterować nie można, a jednak trzeba płacić (Majesty: Symulator Królestwa Fan
Przedmiotem dzisiejszego odcinka będzie gra od firmy, która to kiedyś zajmowała się grami wideo (ale przestała wskutek problemów swojego głównego wydawcy). Tytuł inny niż większość strategii na rynku, a to za sprawą jednego genialnego w swej prostocie rozwiązania. Przygotujmy więc skarbiec pełen gotówki, bo to przyda się podczas opowieści o Majesty: Fantasy Kingdom Sim (w fazie roboczej jako Majesty: Realm or Arcania, u nas wydane jako Majesty: Symulacja Królestwa Fantasy).
Witam was w ramach kolejnego odcinka Piątkowej GROmady, gdzie tym razem przedstawię wrażenia z ogrywania Majesty: Symulator Królestwa. Jest to strategia czasu rzeczywistego wyprodukowana przez niedziałające już w branży studio Cyberlore. Produkcja przedstawia losy pewnego królestwa fantasy, gdzie trzeba sobie poradzić z trollami, niewdzięcznikami, minotaurami i innym nieprzyjaznym elementem. Niestety z jakiegoś powodu podwładni nie chcą słuchać swego władcy bezpośrednio, a jedyne na co są łasi to na kasę i przygodę. Sprawdźmy więc wspólnie, jak produkcja ta wypada to po tak długim czasie od swego wydania w pierwszej połowie 2000 roku.
Nota: Ocenie podlega wydanie poprzez Steam.
Gdy sterować nie można, a trzeba płacić
W ramach fabuły mamy przedstawioną historię osadzoną w jakimś to królestwie fantasy, gdzie to doszło do czegoś złego. Wcielamy się w zarządcę pewnego zamku, który to jest w różnych częściach owej krainy wykonując zadania polegające na wyeliminowaniu pewnych przeciwników lub/i odnalezieniu kogoś/czegoś czasem na drodze destrukcji. Są misje podstawowe, potem odblokowywane misje dodatkowe, a na koniec ostateczne zadanie – druga i trzecia kategoria jest do ukończenia dopiero po przejściu kilku poprzednich misji. A sama ich treść jest przekazywana w menu wyboru przez lektora przedstawiającego sytuację.
I to by było z grubsza tyle, jeśli chodzi o historię w Majesty. Nie jest to ta cząstka za którą gra została zapamiętana, ale ma robić jedno zadanie – dawać pretekst do wydawania rozkazów. I robi to dobrze, co nie oszukujmy się, że jest jakimś szczególnym wyczynem. Ci mniej zaznajomieni z angielskim mogą tu mieć także problem w formie braku lokalizacji, choć oryginalne wydanie od CD Projekt miało napisy. Taka trochę plaga wydań cyfrowych u nas, choć dobrze że na Windows 10 działa bez żadnego problemu.
Majesty to przedstawiciel strategii czasu rzeczywistego na pierwszy rzut oka z kategorii „generycznych tak, że bardziej się nie da”. Mamy bowiem zamek, jeden zasób do wykorzystania, budowle do budynku czy bohaterów do rekrutacji. No właśnie, bo o ile cała reszta to absolutny standard, tak bohaterowie już nimi nie są. Po pierwsze, ich maksymalna liczba nie zależy od generycznych domków (chociażby AoE) czy rozwoju technologicznego (Warhammer 40,000: Dawn of War), a liczby miejsc szkoleniowych – na jedno takie miejsce jest zwykle czterech bohaterów. Dodatkowo gracz nie ma nad nimi jakiejkolwiek kontroli, bo każdy z nich to własny byt robiący w sumie cokolwiek, zarówno walczyć jak i krążyć po arenie. By temu zaradzić, można ich „nakierować na cel” oferując tyle złota, ile się uważa za słuszne (no i ile jest w skarbcu)*. Czasem też można natrafić na odpowiedzialnych za budowę wieśniaków – tych także nie można nakierować na cel - czy osoby pobierające podatki. W tej całości bohaterowie mogą się rozwijać robiąc w sumie cokolwiek (nawet zwykła eksploracja), co poprawia ich statystyki. Tak, w Majesty spacer rozwija bohaterów.
Ogólny motyw przewodni to brak kontroli nad bohaterami, czyli coś co brzmi jak przepis na katastrofę i to grubego kalibru. Szczęśliwie szaleniec odpowiedzialny za pomysł/realizację systemu sterowania jednostek trochę tak, jakby to była symulacja „planistycznego SI z celem” wiedział, co robił. I dobrze opracował system dający osobliwe, w pozytywnym tego słowa znaczeniu, doświadczenie. I nawet jeśli system ten nie należy do szczególnie skomplikowanych, to eksperymentuje z podstawami stając się przy tej okazji świeżym, choć nie tak jak opisywane tydzień temu Shogun: Total War. Chaos na polu walki, ale mimo wszystko bardzo świeży i przyjemny chaos.
* - Choć są wyjątki, że nawet wysoki zarobek ich zniechęca do walki. Trochę tak jakby mówili „Panie, za takie pieniądze to nie opłaca mi się wstawać z krzesła w karczmie”.
Jeśli chodzi o warstwę wizualną, twórcy zaproponowali nam fantasy trochę przypominające wyobrażenia z filmów o rycerzach z domieszką jakiegoś tam zła w formie nieumarłych czy trolli/goblinów.* Wśród budowli mamy „stolicę” w formie zamku ze szpiczastymi wieżami, pomniejsze budowle odpowiedzialne za rekrutację wojaków czy wieżyczki strażnicze. I jak na to wszystko patrzę, to ciężko mi nie spojrzeć na to wszystko jak na coś, co kiedyś widziałem – taki trochę dobrze wykonany standard bez szaleństwa w jedną czy drugą stronę. To samo mogę powiedzieć o audio, gdzie mamy po prostu dobrze wykonaną robotę budującą klimat czegoś średniowiecznego, gdzie jest wszystko poza zarządcą. A gracz to tylko człowiek nieodpowiedzialne rzucający kasą, bo wszyscy to lenie i muszą dostać gotówkę.
Ogólnie rzecz ujmując, ciężko mi chwalić/ganić aspekt graficzny za jakieś rozwiązanie, bo choć twórcy się postarali w tych kwestiach, to zaproponowali coś standardowego. Wprawdzie choć nie ma jakieś szalonej wizji, tak całość została wykonana na tyle solidnie, że zdecydowanie bardziej uprzyjemni niż odtrąci na te kilka wieczorków.
* - Choć wiek tej grafiki widać, nawet jeśli jest w swojej konstrukcji czytelna.
I to by było na tyle, jeśli chodzi o Majesty: Fantasy Kingdom Sim, strategię od studia Cybelore Studios. Grę trochę zapomnianą, ale wartą zainteresowania ze względu na to, że to „osobliwe” doświadczenie w dobrym tego słowa znaczeniu.
Ankieta
Tradycyjnie dane o odcinku zbieram do następnego odcinka, dotyczą one tego który wypadnie za dwa tygodnie od publikacji bloga. Wyniki poprzedniej ankiety, czyli temat za tydzień:
- Spacer z czerwoną poświatą na horyzoncie, czyli recenzja Aporia: Beyond the Valley
Krótka recenzja krótkiej, ale pięknej gry o spacerowaniu i zwiedzaniu opuszczonego świata. Która to gwarantuje coś więcej niż piękne widoczki o poranku.
- Słowiańskie demo przechadzki, czyli wrażenia z The End of the Sun (demo)
Kilka słów o wersji demonstracyjnej The End of The Sun, polskiej przygodówki osadzonej w dość zapomnianym świecie.
- Odświeżenie za późno wydanej gry, czyli recenzja The Original Strife: Veteran Edition
Kilka słów o grze pierwotnie wydanej za późno i przez to wyglądającej na przestarzałą. Choć miała swoje do zaoferowania.
- Na chwałę Imperium, czyli recenzja Praetorians
Kilka słów o strategii od Pyro Studios osadzonej w czasach Starożytności.
- Flashówka z odrobinę za dużą ceną, czyli recenzja Zombotron
Kilka słów o pewnej grze, która to uciekła na Steama. I zabrała ze sobą coś więcej niż osobliwą stylistykę.