Piątkowa GROmada #357 - Totalna Definitywna Rozwałka, czyli kilka słów o Worms Ultimate Mayhem
Motywem przewodnim dzisiejszego odcinka będzie przygoda z odsłoną pewnej zarobaczonej marki – i nie chodzi tu niestety o Hollow Knight: Silksong (kiedy to wyjdzie, nie wiem). Mowa bowiem o serii, gdzie w poszukiwaniu za nowością twórcy skręcili w nawet dobrą uliczkę, tylko chyba nie wiedzieli jak. Przygotujmy więc masę wędek i wyruszmy nad jeziorko, by zbadać Worms: Ultimate Mayhem.
Witam was w ramach kolejnego odcinka cyklu, gdzie tym razem pokrótce przedstawię swoje wrażenia z ogrywania Worms: Ultimate Mayhem w wersji na Windowsa (poza nią tytuł wyszedł także na Xbox 360 oraz PlayStation 3). Jest to przedstawiciel gatunku strategii turowej w 3D, gdzie gracz kontroluje grupę robaków i wyrzuca je na mapę, gdzie mają albo coś znaleźć/gdzieś dojść albo kogoś zniszczyć. Korzystając przy tym oczywiście z dość rozbudowanego oręża jak Święty Granat Ręczny czy Karabin wyborowy. W momencie premiery pakiet ten spotkał się ze względnie ciepłym odbiorem, zwłaszcza na tle nieśmiertelnego Worms: Armageddon. Sprawdźmy więc, czy to narzekanie dla narzekania czy z marką faktycznie jest coś nie tak.
Na początek głos bardzo krytyczny, bo dotyczący lokalizacji. Worms: Ultimate Mayhem będący połączonym odświeżeniem dwóch zlokalizowanych na PL gier (Worms 3D, Worms 4: Totalna Rozwałka) nie ma wersji PL. Serio?
Totalna Definitywna Rozwałka
Worms 4: Ultimate Mayhem ma, ku zaskoczeniu chyba każdego, fabułę. W jej ramach gracz towarzyszy profesorowi Worminklowi oraz grupie jego towarzyszy w walce najpierw o przetrwanie, a później powrocie po wpadnięciu w pętlę czasową w coraz nowszych epokach historycznych. I jak przejdzie się przez tą historię, można m. in. spędzić mapkę na jednym z wielu dodatkowych trybów rozgrywki (poza standardowym „deathmatchem” jest także niszczenie budowli. I jak się ma z kim ograć, to jest to nawet ciekawa opcja, bo z SI można spokojnie przejść to raz i po tym zapomnieć. Stworzenie pełnoprawnej i jednej fabuły do gry z serii Worms to unikat w przypadku Totalnej Rozwałki i to ten z kategorii lepszych. Bo nawet jeśli intryga nie wypada jakoś oryginalnie, to jest ona na swój sposób urocza za sprawą jej głównych bohaterów. Robaki, bo o nich mowa, zyskały na przejściu w 3D, jeśli chodzi o ich „słodkość”. Grymasy, patrzenie spode łba, rozpacz w obliczu wroga z dynamitem czy machanie rączkami to tylko cząstką tego, na co je stać.
Poza tym twórcy przenieśli mapki z kampanii Worms 3D* do ogrania osobno względem głównego wątku fabularnego. Te nie mają głównego wątku, a bardziej wyglądają na luźne scenariusze z określonymi celami. Choć i tak miło, że je przenieśli do odpalenia na uboczu historii z W4. W końcu mogę powtórzyć swoje ulubione misje jak związana ze spadaniem z fasoli ostrzał wrogich samolotów z balonu za pomocą Bazooki. Szkoda tylko, że nie przenieśli filmików z Worms 3D, a zamiast tego podsumowanie to ekran z tekstem i jakimś ruchem chmur w tle. Jak dla mnie wygląda to blado na tle chociażby bijącego w bęben szamana czy wali dwóch robaków ze starą babcią. Ale przynajmniej przenieśli klarowny system „złotych map” z Worms 4, gdzie wcześniej wymagało to albo spełnienia jakichś warunków (Worms 3D) albo przejścia bez jakichkolwiek błędów lub ich wielokrotne powtarzanie
(Worms: Armageddon).
* - Dodane w późniejszej aktualizacji, pierwotnie bez.
Worms: Ultimate Mayhem to przedstawiciel gatunku strategii turowych z tymi samymi założeniami, co poprzednik. Gracz dostaje więc pod kontrolę ekipę robaków podlegającą wcześniej modyfikacji (czapki można dodać, ale w sumie po co?) z własnym specifycznym orężem (również pytanie, po co skoro i tak rzadko się z tego korzysta). A następnie ładuje się we wrogów przy pomocy zmyślnego oręża zarówno starego (Bazooka, Święty Granat Ręczny) jak i nowego (Nalot Krów). I pod tym względem dalej sprawia to nieskrępowaną radochę, zwłaszcza ze względu na większą interaktywność między robakami, wprowadzoną w Worms 3D.
Niestety, pewnym problemem tutaj jest chyba największa bolączka chyba wszystkich Wormsów w 3D, czyli kamera: w omawianym jakiś czas temu Worms: Oblężenie była ona fatalna, a w Worms 3D (jak zdobędę, to się zajmę) nawet znośna. Tutaj nastawiłbym ją gdzieś pośrodku, choć z widokiem na 3D ze względu na kilka czynników:
- Możliwość oglądu z lotu ptaka wykonaną lepiej niż w Worms: Obleżenie ze względu na m. in. mniejszą czułość kamery.
- Z lotu ptaka nasze robaki oznaczone są obwódką zamiast symbolami. Tutaj akurat plus, bo dzięki temu chociażby widać kierunek w jaki patrzą robaki.
- Z FPP (First Person Perspective) jakoś to średnio wygląda i mam wrażenie, że jest zbyt czule.
- "Międzt powierzchniami) również są problemy
Niestety, w tej całości pozostaje jeden element wyglądający źle: broń palna, tutaj uzupełniona o karabin wyborowy. W Worms: Oblężenie element ten irytował, tutaj natomiast doprowadzał mnie do białej gorączki swoim złym wykonaniem. Nie dość, że celownik był równie „precyzyjny” co seria z MP-40 w RTCW po 20+ nabojowej kanonadzie, to dodatkowo chwiał się on bardziej niż przypadkowy imprezowicz. I jeśli nie miałeś szczęścia i nie trafiłeś w ciągu sekundy-dwóch po wyciągnięciu broni, prawdopodobnym stawało się kopanie z koniem przez dłuższy czas tylko po to, aby chybić ze względu na tak te 0.005 sekundy za późno. I jak irytowało to w Worms Forts: Oblężenie, tak irytuje to tutaj.
Licząc od Worms 2 twórcy zawsze stawiali na bardziej komiksową stylistykę i zawsze z w miarę dobrym rezultatem - nie inaczej jest w przypadku Definitywnej Rozwałki. Szkoda tylko, że wykorzystali oni przy tym wariant tą z Worms 4 (widoczny chociażby przy eksplozjach) – nie mówię, ze jest ona szczególnie zła, ale efekty w Worms 3D jakoś tak wspominam cieplej. Ale i tak dostaliśmy coś, co starzeje się z wdziękiem, choć nie takim jak Worms: Armageddon. Dodatkowo nie różni się ona aż tak zbytnio ze względu na okres między premierami (znacznie mniej niż 1 generacja konsol). No i wygląda lepiej niż pierwsze Wormst, co nie oszukujmy się, że jest jakimś szczególnym wyczynem. :)
Worms: Ulimate Mayhem to odświeżenie Worms 4: Totalna Rozwałka. Grzebiąc w pamięci z ogrywania Worms 4 ze znajomym, to ciężko powiedzieć tu o rewolucji w kwestii warstwy graficznej, a produkt wypada dla mnie trochę jak „techniczna reedycja”. Trochę dziwna reedycja, bo muszę ogrywać ją w niższej rozdzielczości niż mam na laptopie ze względu na średnio zrozumiałe przesunięcie menu w bok.
Ale ogólnie wypada nieźle i pod tym względem jest to solidna alternatywa do wykorzystania.
I to by było na tyle, jeśli chodzi o Worms: Ultimate Mayhem, czyli odwołanie do momentu gdy były czasy. Mające swój urok, ale niestety blade na tle tego, co było potem czy przed Worms 3D. Można ograć, choć szczerze ciężko mi się odnosić do tej gry inaczej niż do ciekawostki.
Ankieta
Tradycyjnie wyniki ankiety:
Tradycyjnie dane o odcinku zbieram do następnego odcinka, a dotyczy tematu za 2 tygodnie - kto ma sugestię na tytuł, niech daje znać.
- Wyprawa do uszkodzonego umysłu, czyli recenzja American McGee's Alice
Czyli opowieść o tym, jak wygląda wyprawa do umysłu drobnej dziewczynki kosztująca mnie 150 zł.
- Spacer z czerwoną poświatą na horyzoncie, czyli recenzja Aporia: Beyond the Valley
Krótka recenzja krótkiej, ale pięknej gry o spacerowaniu i zwiedzaniu opuszczonego świata. Która to gwarantuje coś więcej niż piękne widoczki o poranku.
- Wyprawa do Giptu, czyli recenzja urlopu w Egipcie
WRGOoG (W Ramach GROmady Opowiadamy o Grach), ale tym razem na 10%, bo miałem koszulkę z logiem PlayStation Move przez którą pomylono mnie kiedyś z Czechem. Dobrze, że nie z przedstawicielem innego kraju ze względu na opaleniznę. :)
- Odświeżenie za późno wydanej gry, czyli recenzja The Original Strife: Veteran Edition
Kilka słów o grze pierwotnie wydanej za późno i przez to wyglądającej na przestarzałą. Choć miała swoje do zaoferowania.
- PC-towy shmup, czyli recenzja Raptor: Call of the Shadow
Klasyk, bo klasyk – ale jaki wyborny. :)