Piątkowa GROmada #384 - Pirackie pomrukiwania, czyli Shantae and the Pirate's Curse
Motywem przewodnim dzisiejszej opowieści będzie jeden z tytułów z tzw. backlogu. Momentami osobliwy, zawsze piracki i zdecydowanie jakiś. Przygotujmy więc jakiś tytuł z backlogu, a może akurat będzie to Shantae i legenda pewnej pirackiej klątwy.
Witam was w ramach kolejnego odcinka Piątkowej Gromady, gdzie tym razem przedstawię swoje wrażenia z odgrywania Shantae and the Pirate's Curse w wersji na Windowsa. Jest to przedstawiciel gatunku platformówek od WayForward Technologies. Kolejna odsłona marki mającej swój debiut w 2002 roku na Game Boy Color przedstawia losy strażniczki Shantae i jej konfrontacji z różnymi osobliwościami. Sprawdźmy więc, czy odgrzebanie tego dawno przygarniętego za darmo poprzez GoG tytułu miało sens.
Pirackie pomrukiwania
Embark on an all-new adventure with Shantae, the hair-whipping belly dancing genie. After losing her magic, Shantae teams up with the nefarious pirate Risky Boots in order to save Sequin Land from a curse.
Opis ze strony GoG.com
I tak w dużym skrócie prezentuje się historia w tej odsłonie Shantae, przedstawiana za sprawą dialogów przedstawianych w formie komiksowej - pozy pokazujące zachowanie i dialogi w chmurkach i tak przez kilka godzin (GoG wskazuje mi na 11, system wewnątrz gry na 8, mi się wydawało 5-6) radosnego przemierzenia miasteczka SCuttle. Rozwiązanie skromne, mające swój urok także za sprawą pirackich Pań wraz z masą dziwnych poz w zestawie, osobliwych zadań i zepsute przez udźwiękowienie. Nie mam problemu z uboższą warstwą audio, ale pomrukiwanie czy pojedyncze słowa to coś, co powinno mieć sens w ramach uniwersum jako chociażby Hollow Knight, gdzie można to traktować jako chrząkanie. Tam to wyglądało dla mnie naturalnie, tutaj jakoś średnio mi pasuje. Chyba, że to kolejny tłumacz z jezyka o którego istnieniu nie wiem.
Szkoda, bo ogólnie postacie są dość sympatyczne i parę razy gra nawet zaskakuje w pozytywnym tego słowa znaczeniu z interakcjami między nimi głównie ze względu na naturalność tych relacji (choć wolałbym nieme zamiast tego dziwnego udźwiękowienia). No i całość jak wspomniałem jest do ukończenia w góra 2 wieczory niestety przy zerowym "replatablity" (ukończenie gry odblokowuje tryb ze wszystkimi ulepszeniami od początku, ale ja nie widzę sensu by ją zaczynać w ten sposób). Choć ponowne ogranie może być dla wspomnienia z okresu ogrywania trylogii Dark Souls, czyli wyświetlanie znaku interakcji za pomocą przycisku do pada nawet wtedy, gdy nie jest od podpięty. Nieżyciowe teraz, również nieżyciowe wtedy, bo trzeba wejść i przejrzeć sterowanie i nauczyć się odpowiedniego przycisku na pamięć. Albo próbować wciskać przypadkowe przyciski i coś z tego wyjdzie. :P
No i pozostaje kwestia zakończenia, które to jest wyzwaniem platformówkowym na poziomie przesady. Duży przeskok względem poprzednich wyzwań z wyłączeniem irytującej sekcji z czterema wieżami, czyli dość męczący. A trochę szkoda, bo finałowa konfrontacja jest z kategorii dobrze wykonanych i przede wszystkim pomysłowych.
A właśnie, skoro o tym elemencie mowa, to pora na rozgrywkę. Shantae, to podobnie jak poprzednie i następne odsłony, przedstawiciel gatunku platformówek 2D. Tak więc tytułowa Pani skacze, biega, korzysta z włosów jako broni czy zbiera mapy/wzmocnienia. W międzyczasie zwiedza ona pirackie miejscówki zarówno dla żywych jak i nieżywych w każdym przypadku z własnym zestawem odradzających się przeciwników, zagadkami środowiskowymi lekkiego kalibru. W walce mogą pomóc wzmocnienia obejmujące takie rzeczy jak zgniatanie serduszek na nogach celem zwiększenia żywotność czy szampon na poprawę skuteczności ataku. Poza stałymi modyfikacjami obrażeń są też tymczasowe "power upy" w formie chociażby Bardzo Potwornego Mleka czy Automatycznej Potki (to akurat jest bardzo skuteczne)
Pod względem rozgrywki deweloper zaproponował dobrze wykonany standard w mniej standardowej pod względem wyglądu otoczce. Jest responsywnie, dostępne narzędzia mają moc i każde z nich ma jakąś wartość użytkową, dodatkowo korzystanie z nich jest w większości przyjemne. W większości, a to ze względu ma „tryb szarży” w miejscach do tego raczej średnio przeznaczonych. I jakkolwiek sama umiejętność jest spoko, wygląda ładnie i momentami jest aż za dobra, tak jej aktywowanie jest absolutnie męczące. A oparty o nią finałowy platformówkowy element spowodował u mnie frustrację.
Graficznie mamy tutaj dwie składowe czyli pixel-art oraz „sceny przerywnikowe”. Pierwszy z nich to pixel-art, czytelny mający swój urok widoczny za sprawą różnorodnych miejscówek, zarówno bardzo pirackich jak i tych mniej. Drugi to bardziej komiksowe postacie, rozmawiające ze sobą za sprawą chrząkania, sposoby umiejscowienia na ekranie i rymów. Jest więc prosto, ale całościowo ładnie, czytelnie i jest na czym zawiesić oko, bo walorów turystycznych tu trochę jest. To wszystko w towarzystwie dobrej, ale powtarzającej się muzyki (zwłaszcza, jak stosuje się „backtracking” konieczny w przypadku chęci zebrania wszystkich miejscówek). Umila ona krótki czas podróży w świecie Shantae i dodaje uroku całości projektu, niemniej raczej nie trafi ona na moją listę. A to dlatego, że ze względu na wspomnianą wcześniej skromność mam jej trochę dość.
I to było na tyle, jeśli chodzi o Shantae and the Pirate's Curse w wersji na Windowsa. Przyjemna platformówka z dziwnymi rozwiązaniami, średnią końcówką oraz nienamaclnym urokiem. Warta zainteresowanie, choć nie za domyślną cenę tylko przy pewnej obniżce.
Ankieta
Tradycyjnie dane o odcinku zbieram do następnego odcinka, a dotyczy kolejnego recenzenckiego odcinka - kto ma sugestię na tytuł, niech daje znać. Wyniki ankiety z poprzedniego tygodnia:
- Pełnokrwista przygoda, czyli kilka słów o The Butcher
Czyli opowieść o o pełnokrwistej pixelowej przygodzie na jeden wieczór
- Zgromadzenie pikselowych braci, czyli recenzja Broforce
Kiedyś tam wpadła aktualizacja Broforce, pora więc wrócić do gry. Którą jako jedną z niewielu przeszedłem także na PlayStation 4.
- Wyprawa do Giptu, czyli recenzja urlopu w Egipcie
WRGOoG (W Ramach GROmady Opowiadamy o Grach), ale tym razem na 10%, bo miałem koszulkę z logiem PlayStation Move przez którą pomylono mnie kiedyś z Czechem. Dobrze, że nie z przedstawicielem innego kraju ze względu na opaleniznę. :)
- PC-towy shmup, czyli recenzja Raptor: Call of the Shadow
Klasyk, bo klasyk – ale jaki wyborny. :)
- Filozofia zrodzona ze strzelaniny, czyli kilka słów o The Talos Principle + Droga do Gehenny
Skoro było drugie TTP, to może pora wrócić do pierwszego. Bo to dalej dzieło sztuki.