Konferencja CD Projekt, Wiedźmin i rozlane piwo.
Wyjazd do Wawy jak zwykle był męczący, ale przyzwyczaiłam się już do kolein, wyprzedzających się tirów, ograniczeń do 70km/h, dziesiątków radarów i głosu Hołka w GPS-ie, szczególnie - "jak znajdę, to Ci powiem".
Wyjazd do Wawy jak zwykle był męczący, ale przyzwyczaiłam się już do kolein, wyprzedzających się tirów, ograniczeń do 70km/h, dziesiątków radarów i głosu Hołka w GPS-ie, szczególnie - "jak znajdę, to Ci powiem".
Na samą konferencję CD Projektu dotarliśmy przed czasem (niesamowite jak na Warszawę), niestety, przez cały czas jej trwania miałam przed sobą trzech Panów kamerzystów, którzy swoim sprzętem bardzo precyzyjnie zasłonili cały widok na ekran (dzięki).Po co komu oglądać Wiedźmina, przecież po powrocie do domu można włączyć kompa i obejrzeć sobie nakręconą relację. Tylko po co zapraszać dziennikarzy?
Sam Wiedźmin pomimo zmienionej twarzy, to całkiem fajny chłop, miejscówki i ich kolorystyka tez mi się podobały. Przypominają mi starego Baldura (PC), którego zaciekle męczył mój mąż próbując, jak to on, generować najróżniejsze nieprzewidywalne sytuacje (ma takie zboczenie na tym punkcie), ale odbiegam od tematu. Pokazywany fragment wydawał się zbyt "korytarzowy", ale Zax uspokajał - "na mapie widać, że można iść w różnych kierunkach". Mimo wszystko trochę liniowy wydawał się kawałek zaprezentowanego gameplayu. A może po prostu developerzy tak zaplanowali pokaz. Jak na grę, która ma wyjść za rok, całkiem nieźle.
Po konferencji udaliśmy się do klubu "Maszynownia", w którym odbyła się "burza mózgów", poniżej fotka jak to "Chłopcy z ferajny" obradowali:
Następnego dnia przed wieczorną imprezą CD Projektu poszliśmy z całą ekipą PE na piwo do Bierhalle i tam mój szalony mąż wylał na moją nową spódniczkę część swojego trunku, no i była afera. Na jego szczęście, skapnął się w porę, czyli dwa dni po tym wydarzeniu, i mnie przeprosił - równy z niego chłop. Do klubu dotarliśmy juz w lepszych nastrojach, ale na miejscu Przemek zaczął marudzić na piwo, że mu "nieprzyjemnie pachnie", więc wsiedliśmy w samochód i podjechaliśmy na najbliższą stację benzynową po butelkowego Żywca. Po więcej informacji na temat piwa, jego jakości, świeżości i innych obserwacji odsyłam na blog męża. On ostatnio zrobił się strasznie wybredny i wyczuwa smaki, których inni nie wyczuwają. Mówi, że "za dużo już tego wypił, żeby się nabrać".
Impreza przebiegła bez żadnych extremalnych sytuacji, nawet Myszaq był spokojny, klub opuściliśmy przed godz. 2.00, a następnego dnia śmigaliśmy już z powrotem do domu przy towarzyszącym nam znajomym głosie "jak znajdę, to Ci powiem".