Okiem fanatyka #2 : Jak mieć i zjeść ciastko, czyli Mortal Kombat 11

BLOG
1698V
Okiem fanatyka #2 : Jak mieć i zjeść ciastko, czyli Mortal Kombat 11
Moonloop | 08.05.2019, 13:49
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Minął ponad rok od mojego ostatniego bloga na temat MK. Trochę przespałem tutaj okres pomiędzy wstępnymi spekulacjami na temat gry (oraz tym jak Ed Boon pokazał wszystkim wała na E3) i jej wydaniem, ale w końcu jest. Mortal Kombat 11.

Ze względu na brak czasu, dopiero kilka dni temu udało mi się skończyć Story Mode i mogę oficjalnie zacząć o Mortal Kombat 11 pisać. Nie jestem jeszcze wystarczająco obyty ze zmianami w mechanice, pełnej zawartości jaką tytuł oferuje, itd, zatem skupię się póki co na fabule. Nie będę pisał recenzji, bo to nie ma sensu. Pociągnę natomiast gawędę o tym, co chodzi po głowie gościowi, który poznał Mortal Kombat kiedy pierwsze automaty z MK1 wjeżdżały do polskich salonów gier.

Na wstępie zaznaczę, że póki co mam dosyć ambiwalentne odczucia w stosunku do nowego Mortala. Generalnie mi się podoba i to ze względu na różne elementy, ale nie czuję tej stuprocentowej satysfakcji, która towarzyszyła mi w trakcie poznawania Mortal Kombat 9. Story Mode pyknął, zatem... (SPOLIERY NA MAKSA) ...
                  

1) Marvel Kombat

... wracam do tego co pisałem w ostatnim blogu, a dokładnie do tego, czego sobie od MK11 życzyłem pod względem fabuły. Przede wszystkim, liczyłem na to, że pisarski segment NetherRealm Studios oleje reanimację wątków znanych z Deadly Alliance, Deception i Armaggedon (czyli sojuszu magów, Shujinko, Tavena, Onagę, itd). Tutaj moje nadzieje się spełniły. Fabuła nawet nie ociera się o tamte wydarzenia. Shang i Quan nadal nie żyją, zresztą Liu Kang de facto również. Pytanie, czy zaproponowana alternatywa ma więcej sensu?

Mój pomysł na MK11 opierał się o niekanoniczne, ladderowe zakończenie Kotala z Mortal Kombat X. Dark Raiden wymusza ustanowienie nowego turnieju Mortal Kombat, który tam razem ma chronić Outworld przed jego tyranią. Dobry myk aby trochę wszystko odświeżyć, przywrócić tytułowy turniej (który po raz kolejny zostaje kompletnie olany po wydarzeniach z MK2) i na tym tle dowalić interesującą historię. Dark Raiden ma duży potencjał, który w częściach z czasów PS2, nie został wykorzystany (podobnie jak potencjał Shinnoka nie został nawet muśnięty w MK4). Tutaj jest jeszcze gorzej, bo mroczna wersja boga piorunów pojawia się może na 10 minut i zostaje unicestwiona. Słabo.

Samo wprowadzenie postaci Kroniki i jej motywów jest dosyć typowym netherrealmowym pseudo-retconem. Nagle się okazuje, że wszystkie wydarzenia były ustawione i to Raidena należy posłać do kąta. Pomysł z połączeniem tajmlajnów jest, jaki jest. Co kto lubi. Ja takiego przenoszenia w czasie i łączenia alternatywnych rzeczywistości nie lubię. Rzadko da się to zrobić tak, żeby miało ręce i nogi. MK11 jest potwornie chaotyczne pod tym względem. Postacie zaczynają się mieszać, jedne giną, drugie zostają. Ostatecznie z tego bajzlu trudno nawet wywnioskować, czy po zakończeniu postacie z przeszłości zostały w przyszłości, czy nie? Czy Sonya zmuszona jest żyć w świecie, w którym jej córka jest jej rówieśniczką, a na nią samą przypada... dwóch Johnnych? Jacqui Briggs ma teraz dwóch ojców? A gdzie jej chłopak z MKX - Takeda? No właśnie. Gdzie Takeda, Kenshi i Kung Jin? Pojechali na majówkę? Wiem, że przewijają się w niektórych ladderowych zakończeniach, ale ich nieobecność w Story Mode MK11, nie jest w żaden sposób wytłumaczona w trakcie trakcie trwania rozgrywki. Skąd nagle romans między Kotalem, a Jade? Skąd to się w ogóle wzięło? :D Tarkatanie przedstawieni nagle jako ucywilizowany lud, który sam z siebie przecież nigdy niczego złego nic. Takie to wszystko po prostu naćkane. Daleko nowemu Mortalowi do spójności i płynności narracji z MK9, czy nawet MKX, który już pod tym względem był słabszy od poprzednika. Sporo tu niekonsekwencji i już nawet nie będę zaczynał pisać o drobiazgach takich jak przywleczone i posadzone na tronie truchło Goro na wyspie Shanga...

Inna sprawa to sama forma przedstawionej opowieści. Od początku miałem wrażenie, że z czymś mi się to wszystko kojarzy i kiedy pojawiła się scena ukazująca niekończące się wersje walki Raidena z Liu Kangiem oraz komentarz Kroniki, że widziała to setki razy, to już wiedziałem czym to wszystko śmierdzi... Marvelem.
Kto obserwuje Eda Boona na Twitterze, ten wie, że facet jest fanatykiem MCU. I ten fanatyzm wyłazi w MK11 na każdym kroku. To są po prostu Avengersi w świecie Mortal Kombat. Szanuję i lubię MCU, ale nigdy nie byłem jakimś olbrzymim fanem tych filmów. Nie do końca pasuje mi to do Mortal Kombat. Nie twierdzę, że jest źle, ale liczyłem na coś bardziej mrocznego, skromnego, mniej super-bohaterskiego, czy po prostu epickiego. Widać jednak, że Injustice to dla NetherRealm Studios za małe poletko do realizacji marveowskich zapędów i dopadło to również smoczą serię. Końcówka to już typowe MCU. MK 11 to jest taki trochę Endgame, bo zakłada niejako klamrę na historię sporu na linii Liu Kang / Raiden, która została zapoczątkowana w MK9 i powoli rozwinięta w MKX (mimo, że w tej części postać Kanga jest tylko tłem, o czym później).

Na szczęście, Story Mode został jak zwykle przygotowany na wysokim poziomie i nadal mamy do czynienia z fajnie opowiedzianą historią. Niewiele zostało jednak z obietnic twórców, że tryb będzie 2, a nawet 3 razy większy od tego w MKX. Zrobiłem go w jeden wieczór i kiedy spojrzałem na zegarek, to byłem zaskoczony, bo odniosłem wrażenie, że poszło to nawet jeszcze szybciej. Gdyby faktycznie dorzucono godzinę lub dwie fabuły, to może całość udałoby się bardziej uporządkować. Nawet teraz kiedy o tym piszę, to zaczynam się motać. Mam zamiar oblecieć Story Mode jeszcze kilka razy (zwłaszcza, że póki co dostałem zakończenie nr 2, z ludzkim Raidenem). Powyżej prezentuję raczej wrażenia na gorąco. Zastanawia mnie jednak, dokąd oni pociągną serię z tego zakończenia (zakładam, że kanoniczne będzie to z Kitaną, lub połączenie obu). Uznaliśmy ze znajomym, że tak naprawdę wszędzie i nigdzie. Moment jest zdupiasty, podchodzi pod srogie fantasy (prawie "Neverending Story") i nie wiem, czy NRS nie zagonili się w podobny kreatywnie kąt, co w przypadku Armaggedon. Nie zdziwię się jeśli kolejne części będą dziać się we wspólnym świecie z Injustice. Trochę teraz żartuję, ale czy aby na pewno? Życie pokazało już, że łatwo stracić kontrolę kiedy prowadzi się fabułę w tak rozbuchany sposób. Wolałbym żeby MK nie zaszedł w rejony, z których ponownie wyciągnie go tylko reboot.

                   

Na koniec tego segmentu, muszę zaznaczyć, ze interesująco wypadł pomysł na zestawienie ze sobą tych samych postaci z różnych czasów. Tego jeszcze w Mortalu nie było i o ile nie do końca jestem przekonany czy zrealizowano to dobrze, to jednak jest to coś nowego. Interakcje takich postaci jak młody/stary Kano, Scorpion, Johnny Cage, Jax, itd. są interesujące i dają ciekawe rezultaty (oraz twisty fabularne). Pomysł ambitny, realizacja, tak jak pisałem, chwiejna, ale i tak plus za ryzyko. No, ale właśnie. Te stare postacie. I postacie w ogóle.

2) Nowe postacie, stare postacie, stare stare postacie...

Jak to jest z tymi postaciami? Trochę się ich przez lata nazbierało (nawet licząc tylko od MK9), a tu są ich aktualne wersje, retro wersje z MK1/2, a do tego jeszcze pojawiają się świeżaki. NetherRealm chwyta w tej części za ogon tyle srok ile się da, o czym napiszę więcej później. Wiadomo było, że fani nie wynudzą kolejnej części z Hanzo Hasashim w miejscu Scorpiona. Zamaskowany oryginał musiał wrócić. Shao odsiedział raptem jedną grę na ławce rezerwowych. Czy naprawdę trzeba było go ponownie angażować tak szybko? Najwyraźniej.
Liu Kang powrócił na pierwszy plan. Po MKX, gdzie był tylko majaczącym gdzieś w tle popychłem Quana, dostajemy dwóch Kangów, którzy pełnią w tej części dosyć istotną rolę. Można wręcz rzec, że Liu w końcu się doczekał swojego, bo począwszy od MK9, jego rola w zbawieniu świata była coraz bardziej marginalizowana przez Raidena. Ostatecznie, chłop odkuł się srogo. Przekonamy się jakie będzie to miało reperkusje w kolejnych częściach. Mamy władającego czasem boga Liu Kanga w parze z władcą Outworld (lub nowej Edenii) Kitaną Kahnem, co daje dosyć wybuchowy zestaw wyjściowy.
Do tego cały bajzel związany z kolażem bohaterów z różnych epok, o którym już pisałem. Wśród powracających postaci jest też Baraka, który w MK11 dostał trochę więcej osobowości niż zwykle oraz Jax, który z gry na grę coraz bardziej nie radzi sobie z rzeczywistością. Bardzo ucieszył mnie powrót Skarlet. To taka postać, którą krąży w serii już od jakiegoś czasu, ale jej potencjał nadal nie został zrealizowany. Liczę na to, że NRS zacznie się bardziej do niej przykładać.

       

Pisałem o tym, że momentami fajnie wygląda zestawienie ze sobą tych różnych wersji postaci, ale np. Erron Black wypada tu blado i momentami miałem problem ze zorientowaniem się, która jego wersja akurat jest na ekranie. No, ale jego głosem jest Troy Baker, więc wiele mogę tu wybaczyć. Kabal również został potraktowany byle jak, a Sheeva to kolejny przypadek w stylu Fujina z MKX.
Dziwi brak niektórych postaci, o które fani srogo jęczeli. Fujin był jednym z najbardziej upragnionych wojowników, dużo hejtu poleciało na NRS kiedy pojawił się w MKX jako niegrywalna postać. Oburzenie fanów nic nie dało, bo w MK11 w ogóle się on nie pojawia. Jedyna szansa w DLC, ale to nie do końca to samo. Mileena zaliczyła zasłużoną ławkę, co oczywiście nie obyło się bez lamentu, bo amatorów tej postaci nie brakuje wśród fanów. Wiadomo, że kiedy żadną postacią się nie da, to bierze się Mileenę...

Ze starymi postaciami zawsze jest ten problem, że część miłośników MK będzie rozczarowana. Oczywiście pewni bohaterowie pojawić się po prostu muszą (Scorpion, Sub-Zero i wiele innych z oryginalnej trylogii), ale na powrót niektórych innych (zwłaszcza z trylogii Deadly Alliance, Deception, Armaggedon) będzie trzeba długo poczekać, o ile w ogóle powrócą. Wyobraża sobie ktoś pojawienie się w kolejnych częściach Kaia lub Kobry?

Staram się podchodzić do udostępnionego rostera na luzie. Moją ulubiona postacią był, jest i zawsze będzie Sub-Zero, zatem znajduję się w komfortowej sytuacji. Mogę liczyć na to, że tego wojownika nigdy nie zabraknie. Być może Johnny Cage mógłby zaliczyć ławkę, ale kiedy facet otwiera gębę w Story Mode (niezależnie od tego, czy jego stara, czy młoda wersja), to nie potrafię sobie wyobrazić żeby go nie było. Może jestem starym dziadem wychowanym na oryginalnej trylogii, ale pojawienie się wojowników z tamtych Mortali, zawsze będzie budziło uśmiech na mojej twarzy.

Warto wspomnieć o wyglądzie postaci. O grafice będę pisał w kolejnym blogu na temat MK11, ale jak już jesteśmy w temacie, to muszę zwrócić uwagę na to, jak zajebiście się prezentują. Owszem, znowu zmieniono większość aktorów (zarówno twarze, jak i głosy), co potrafi trochę namieszać w głowie (to jakby w "Klanie" w każdym odcinku grali inni aktorzy), ale ich wygląd jest naprawdę doskonały. Skok jakości od czasu MKX jest znacznie większy niż między MK9, a MKX. Aż miło popatrzeć. Do wyglądu niektórych trzeba się będzie przyzwyczaić, zwłaszcza mam na myśli nową Kitanę o mocno azjatyckich naleciałościach oraz nową, pyzatą Cassie Cage. Niemniej warto było zrobić ten "reset", bo efekty są naprawdę dobre. Jeśli chodzi o samych aktorów, a dokładniej ich głosy, to przyznam, że będzie mi bardzo brakowało Ashly Burch (Cassie) i Michaela McConnohie (Kano), którzy nadali bohaterom konkretnego charakteru. Nowa Cassie (Erica Lindbeck) jest piskliwa i nie do końca mnie przekonuje, natomiast trudno narzekać na Ronde Rousey w roli Sonii, która wypadła świetnie. Musimy być raczej przygotowani na to, że w MK12, obsada znowu zostanie wywrócona do góry nogami (przynajmniej jeśli chodzi o aparycje), ponieważ gra wyjdzie już na next-geny i nie wyobrażam sobie braku przesiadki na inny silnik (z Unreal 3 już i tak cuda wyciągnęli). Tyle w kwestii weteranów.

Co zatem z nowymi postaciami? Póki co skupię się na walorach wizualnych i charakteru świeżynek, bo jeszcze nie ograłem MK11 wystarczająco aby wypowiedzieć się na temat faktycznej gry nimi. Nowych wojowników nie ma dużo i szczerze mówiąc, dupy nie urywają. Ale tak niestety jest z większością postaci, które zostały wprowadzone do serii po MK4, czyli po odejściu Johna Tobiasa, który był odpowiedzialny za projektowanie większości wojowników. Ostatnim "nowym", który naprawdę zyskał moją stuprocentową sympatię był Kenshi... a kiedy to było. Cassie jest ok, ale to tak naprawdę klon Cage'a i Sonii, tak jak kiedyś Jarek był klonem Kano, a Takeda był zlepkiem Scorpiona i Kenshiego. Brakuje mi naprawdę wyrazistych nowych postaci i pod tym względem MK11 kuleje srogo.

Kronika nie robi jakiegoś wielkiego wrażenia jeśli chodzi o design. Geras wygląda po prostu nudno. Nie chcę popadać w ton "kiedyś to było", ale wystarczy spojrzeć na postacie z choćby oryginalnej trylogii. Każda wygląda unikatowo (może z wyjątkiem Liu Kanga w jedynce, ale to były pierwsze koty za płoty). Pomijam pallet-swapy, żeby nie było. Geras jest tak do bólu randomowy, że wyleciał mi z głowy od razu. Interesująca postać, ale potraktowana po macoszemu (pod każdym względem) przez NRS. Zdecydowanie lepiej wypada Kollector, najlepiej wyglądający i najbardziej intrygujący wojownik z nowych. Fakt, że wypada tak dobrze głównie na tle pozostałych debiutantów, ale ktoś tu ewidentnie posiedział nad postacią dłużej niż 5 minut. Cetrion? No cóż, trochę nie moja bajka. Przypomina może odrobinę dopakowaną wersję Poison Ivy z Batmana, ale to nie ten poziom, ani prezencji, ani charakteru, którego postać z MK11 jest niemal pozbawiona. I to niestety tyle. Mało i raczej słabo. Co by nie mówić, MKX rzucił nam naprawdę konkretną ilość nowych wojowników i wielu z nich, mimo że nie były to wybitne kreacje, naprawdę dało się lubić. Zobaczymy co przyniesie DLC, ale raczej nie będą to nowe postacie, a klasyczni bohaterowie i goście (w stylu Obcego i Predatora w poprzednich częściach). O ile nowi wojownicy raczej spłyną po wieloletnich fanach, to dla nich przygotowano coś innego.



3) Fan service, fan service, fan service...

Zwróciłem uwagę na to, że NetherRealm Studios próbują w MK11 zadowolić wszystkich. Wiadomo, jak to potrafi się skończyć. Chcesz zadowolić wszystkich, a ostatecznie nikt nie jest zadowolony, łącznie z tobą. W tym wypadku, twórcy wychodzą obronną ręką. Fan service w MK11 istnieje. Można wręcz pokusić się o stwierdzenie, że głównym filarem tej produkcji jest granie na uczuciach fanów. Trzeba przyznać, że NRSy wiedzą jak zmiękczyć starszych miłośników. Wystarczyło użyć w trailerze legendarnego Techno Syndrome i już mnie mieli. A to nawet nie była właściwa gra!

Generalnie, jestem dosyć zaskoczony tym jak wiele w nowym Mortalu jest nawiązań do filmu z 1995 r. Już wcześniej widać było konwergencję, jaka zaistniała między grami, a ekranizacją w reżyserii Paula Andersona, np. przerobienie Kano z Amerykanina na Australijczyka (akcent oraz rosnące podobieństwo do aktora Trevora Goddarda, który - gdyby żył - na pewno podkładałby pod niego głos w grze), czy wątki miłosne Kitany i Liu Kanga oraz Sonii i Johnnego. W MK11 jest tego jeszcze więcej. Przede wszystkim, Cary-Hyrouki Tagawa jako Shang Tsung. Dla wielu z nas, to właśnie interpretacja tego aktora będzie najbardziej rigczową wersją czarnoksiężnika (YOUR SOUL IS MINE!!!). Tagawa zaliczył już powrót do roli Tsunga w drugim sezonie serialu Legacy (gdzie był jednym z niewielu plusów), a teraz użyczył wizerunku oraz głosu aby po raz trzeci (być może ostatni) ożywić tego jedynego, unikatowego Shanga w Mortal Kombat 11. Żeby nim zagrać będzie trzeba jednak poczekać do wydania odpowiedniego DLC, a póki co możemy się nim cieszyć jako gospodarzem "krypty" (którą w rzeczywistości jest cała wyspa Shanga). Tagawa-Tsung, to nie jedyne nawiązanie do filmu. Zwiedzając wspomnianą kryptę, będziemy mogli odwiedzić, między innymi, słynną jadalnię Goro, w której shokan rozmawiał z Kano. Jest tego więcej, zakładam że jeszcze dużo odkryję z czasem. Czytałem gdzieś, że w jednej ze skrzyń można znaleźć jaszczurzy spear Scorpiona z filmu, ale to tylko plota. Nawet w Story Mode, pojawiają się nawiązania (np. niszczenie okularów Cage'a). Aż dziwię się, że NRS nie zdecydowali się jeszcze na DLC z Artem Leanem, albo typem, z którym w filmie Liu Kang walczył na kije.

Oprócz puszczania oka fanom filmu, jest masa nawiązań do oryginalnej trylogii. W Story Mode, odwiedzamy po latach wyspę Shang Tsunga, z jedynki. Wśród lokacji, które zobaczymy (w niektórych stoczymy też walki) znajdują się słynne Warrior Shrine, The Courtyard oraz Goro's Lair gdzie, jak już wspomniałem, wywieszono na tronie uschnięte zwłoki samego Goro. Nie spędzimy może na wyspie zbyt dużo czasu i nie zobaczymy The Pit, ale co za dużo to nie zdrowo.
NRS dawkują nam te nostalgiczne wycieczki żeby nie przedobrzyć, a to przecież nie jedyne nawiązanie do pierwszych części. Już samo wciągnięcie w rozgrywkę postaci przeniesionych w czasie, to laurka dla starszych fanów. Pytanie, czy trochę tego nie za dużo? Czasami może się tak wydawać. Czasami można odnieść wrażenie, że pewne odniesienia, postacie, miejsca pojawiają się wyłącznie po to, żeby zyskać sympatię starej gwardii fanów, którzy zawsze (ZAWSZE) z otwartymi ramionami przyjmą takie sentymentalne upominki. Myślę jednak, że przy tym całym nawale nostalgii, NetherRealm Studios nie przegięli pały.

Może sam pomysł na przenoszenie w czasie postaci z pierwszego (i poniekąd drugiego) turnieju, nie jest najlepszy, ale twórcy wyciągnęli z niego ile się dało. Może to trochę uszczęśliwianie starszych graczy na siłę, aby zminimalizować tarcie związane z wprowadzaniem nowych elementów fabuły i dostosowania serii do gustu młodszych fanów, ale zachowany został na tyle dobry balans, że ani jedna, ani druga ze stron nie powinna mieć zbyt wielu powodów do narzekania. Hardcorowi fani, tacy jak ja, zawsze coś znajdą żeby się przypieprzyć, ale taka uroda serii, która ma na karku ponad ćwierć wieku.

Pozostaje jeszcze kwestia poprawności, którą Warner wmusza NRSom dosyć mocno. Coraz więcej Azjatów (nawet Kitana została przerobiona), panie pozapinane pod szyję (zapomnijcie o cyckach i tyłkach, z których MK tak słynął), czy Jax cofający się w przeszłość aby wymazać niewolnictwo z historii Ameryki, to tylko kilka przykładów tego, co w grach wypada obecnie umieszczać aby nikt nie czuł się dotknięty/ za mało zadowolony. Nie mam na to komentarza, bo gra nie robi się przez te elementy drastycznie gorsza, czy lepsza, ale fakt że morduje się tu ludzi w najbrutalniejszy możliwy sposób, ale wbija Jade w najbardziej zakrywający strój jaki ta seria widziała, wydaje się być trochę zabawny ;) "Mortal Kombat" i "poprawność" to jednak takie elementy, które słabo do siebie pasują, ale takie są czasy. Są dobre i są złe tego strony. Zmniejszenie cycków sprawia, że postacie takie jak Kitana, czy Sonya, przestały wyglądać tak karykaturalnie (jak można swobodnie walczyć mając takie balony jak w MK9?). Z drugiej strony, ta karykaturalność i campowość, stanowiły o charakterystycznym uroku Mortala. Dopóki nie wpływa to bezpośrednio na przyjemność z toczącej się MK11 rozgrywki, to pozostaje mi wzruszyć ramionami.

I to, póki co, tyle ode mnie. Pierwsze dni z nowym Mortalem pokazują, że twórcy chcieli tutaj wiele zrobić. Mieć ciastko i zjeść ciastko. Iść ostro do przodu, jednocześnie kurczowo trzymając się tego co za nimi. Zaszaleć, ale z pokorą. Rozczłonkowywać krwawo postacie, ale żeby czasem którejś sut z bluzki nie wyskoczył. Mieć po kilka wersji jednej postaci żeby nikt nie marudził. Itd, itd.
Sporo tego. Trzeba przyznać, że w porównaniu do wyjątkowo odważnego (z perspektywy czasu) MKX, MK11 jest dosyć zachowawczy. Nawet fakt, że powrócono do barwności dziewiątki (po chłodnym wizualnie, szaro-brunatno-zgniłym MKX) świadczy o tym, że NRS chce trafić w gusta jak największej ilości graczy.

Ok, srogie tldr, a pisałem prawie tylko o fabule i postaciach. Następnym razem poruszę temat samej rozgrywki, trybów i dodatków, ale też grafiki (która jest doskonała), muzyki (która niestety jest słaba) i kontrowersyjnego grindingu. Z każdą partią, Mortal Kombat 11 podoba mi się coraz bardziej. Teraz, z dzisiejszej perspektywy, zupełnie inaczej myśli mi się też o MKX, więc warto będzie spędzić trochę czasu przy grze zanim zacznę rzucać numerkami. O ile zacznę.

Oceń bloga:
28

Komentarze (22)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper