Assassin's Creed Unity - rzut narządem wzroku
Rozprawa o gierce takiej co za darmo była
Unity było, myślę, ostatnim Asasynem, na którego faktycznie czekałem. W czasopiśmie mojego wyboru dostał siedem punktów na dziesięć możliwych i w sumie to nie pamiętam, co o tym sądziłem. W każdym razie nie miałem sprzętu, aby te rewelacje sprawdzić samemu. Wraz z Unity wyszedł Rogue i jego akurat jakiś czas później przeszedłem z zadowoleniem, bynajmniej nie wynikającym z tego, że gra była zła i że się w końcu skończyła. Potem jednak jakoś się z ową serią rozminąłem i ostatnim (jeżeli mówimy o dacie premiery) moim Asasynem był właśnie Rogue.
Ubisoftowa akcja z darmowym Unity skłoniła mnie do ponownego nawiązania przyjaźni z francuskim cyklem gier. Co prawda przez te lata zdarzało mi się grać w jakieś odsłony, ale nie na tyle, żeby je kończyć. Wszak taka "dwójka", ongiś zasypana gradem dziesiątek i dziewiątek (no, Destructoid wyłamał się za sprawą Sterlinga, który wystawił 4+), dzisiaj jest raczej reliktem przeszłości - nie twierdzę, że nie może teraz sprawiać radości, ale kto, kto nie przeleżał ostatniej dekady pod kamieniem, wystawiłby temu czemuś w dniu dzisiejszym maksymalną notę?
Ja raczej nie i już wiele lat temu (uch) nie byłem tą produkcją specjalnie zachwycony. No... tak jakby. Na pewnej podstawie wywnioskowałem, że te wieki temu (uch 2) miałem tendencje do częstego zmieniania zdania i wypowiadania się na tematy, o których nie mam pojęcia, i to zbytnio się z tym nie kryjąc (już wtedy ciągnęło mnie do dziennikarstwa, jak widać). Z tej podstawy udało mi się jednak wynieść tyle, że gra mi się podobała, ale na początku, bo potem mi się znudziła. Bywa.
To jest co prawda bullshot, ale tłumy to naprawdę tłumy
Najwyraźniej Ubiki mają niekłamany sentyment do drugiej odsłony, wszak opisując Unity można się pokusić o użycie zbitki słów, jaką jest "remake Assassin's Creed II".
Sami spójrzcie - podobny bohater, podobna motywacja, podobne do Monteriggioni Café-Théâtre, cholera, nawet jest czarna zbroja w podziemiach do odblokowania! Jak tu nie dojść do takiego wniosku?
Zacznijmy od fabuły. Arno Dorian, bo tak zwie się sam zainteresowany, w wieku lat ośmiu stracił ojca z rąk nieznanego (czy może raczej "nieznanego") sprawcy. No bo to jakoś tak wyszło, że ów ojciec był Asasynem, a ten co go zabił to nie był, więc sami wiecie, nieszczęśliwa sytuacja. Pomocną dłoń wyciąga (dosłownie) niejaki François de la Serre, który całkowicie przypadkiem okazuje być się Wielkim Mistrzem Templariuszy.
No właśnie. Seria już w trzeciej numerowanej odsłonie odeszła od zero-jedynkowego sposobu na przedstawienie konfliktu, to jest "Asasyni - dobrzy, Templariusze - źli". Tutaj ten trend jest kontynuowany i doszło do rzeczy wręcz niesłychanej - w obu frakcjach da się znaleźć zwolenników (i przeciwników, rzecz jasna) rozejmu z tą drugą. Nie mają oni jednak szczęścia, że tak to ujmę.
no i siema
Wróćmy do naszego protagonisty. Kieruje nim bardzo oryginalna motywacja, której jeszcze w tej serii nie było, czyli żądza zemsty. Wstępuje on do bractwa Asasynów tylko dlatego, że może mu to pomóc się zemścić, i ogółem ma pewne problemy z myśleniem. Ktoś napisał list, w którym ostrzega przed zdradą sojuszników (więc na logikę musi do ich organizacji należeć) osobę, której zabójców ściga Arno, a do tego jego imię zaczyna się na "L"? Hmm, w takim razie chyba należy ukrócić człowieka, do którego ten opis idealnie pasuje. Aha, i naszego młodego Asasyna łączy jedna cecha z Edwardem, czyli chyba najbardziej wyrazistym bohaterem, jakiego Ubikom udało się wykreować - alkoholizm. Dość powiedzieć, że w jednym momencie Arno pijany w sztok nawala się z jakimiś łachmytami, a w drugim momencie zakrada się (o ile zakradaniem można nazwać wparowanie do budynku i wyrżnięcie stacjonujących tam adwersarzy) do baru w celu podwędzenia beczułki Frugo. Tak, to na pewno było Frugo.
Ach, i główny bohater ma bardzo przyjemny głos, przynajmniej w przypadku rosyjskiego dubbingu (tak, przeszedłem w zasadzie całą grę z rosyjskimi głosami).
Skoro już napomknąłem o Edwardzie - cieszy to, że miast brać system walki z "czwórki" Ubiki zdecydowały się na nowe rozwiązanie. Walka z Black Flaga przy tej z Unity wygląda jak paraolimpiada przedszkolaków (co musi wyglądać w sumie dość smutno). Zamiast upośledzonego do granic możliwości klikania dwóch przycisków na zmianę mamy tutaj swego rodzaju, cóż, rewolucję - wywalono zabójcze kontry i możność likwidowania wrogów serią, jeżeli tylko ubijemy jednego i będziemy kierować bohatera w odpowiednim kierunku. Na próżno też szukać opcji wzięcia przeciwnika w charakterze żywej tarczy, a jako, iż adwersarze z lubością używają pistoletów, poziom trudności jest zdecydowanie wyższy aniżeli w poprzedniczkach. Przejście całej gry tylko z podstawowym wyposażeniem z pewnością nie należy do łatwych.
Powrócono też do nieodnawiającego się zdrowia, co paradoksalnie grę ułatwia - dzieje się tak dlatego, że wróciły również lekarstwa, dzięki którym za jednym naciśnięciem przycisku odnawia nam się zdrowie. Z samoodnawialnym paskiem hapeków gra byłaby absurdalnie trudna, bo co i rusz trzeba by było uciekać, a wrogowie strzelaliby nam wtedy w plecy.
thank you sekiro
Ano właśnie, wyposażenie. Wybierać możemy spośród najróżniejszych kapturów, karwaszy, spodni i tak dalej. Każda część ubioru, poza tym, że zmienia nasz wizerunek, wpływa na statystyki. Te są cztery - niewidzialność, zdrowie oraz dwie dotyczące walki na dystans i bezpośredniej. Większość można kupić (także za walutę kupowaną za prawdziwe pieniądze, tfu), część dostaje się za wykonanie rozmaitych misji. Niektóre konfiguracje wyglądają tak absurdalnie, że jestem wdzięczny Ubikom za stroje, czyli skórki nieoddziałujące na statystyki. Żeby tak jeszcze dali przycisk do zakładania i zdejmowania kaptura, to już w ogóle.
Dalej mamy broń, również z czterema statystykami - obrażeniami, parowaniem, szybkością oraz zasięgiem. Do wyboru dostajemy broń jednoręczną, ciężką, drzewcową, muszkiety, którymi można walczyć i na dystans, i bezpośrednio, oraz broń gilotynową, czyli połączenie topora i moździerza, które zostało dodane w dodatku Dead Kings... który zresztą w rzeczywistości jest po prostu trzynastą sekwencją (mówiłem, że to remake "dwójki"!).
A skoro już jesteśmy przy sekwencjach, to pozwolę sobie na małą dygresję. Tych jest dwanaście, ale wszystkie liczą sobie zaledwie od dwóch do trzech wspomnień, z jedynym wyjątkiem, bo siódma ma wspomnień cztery. Jeżeli postanowicie nie robić zadań pobocznych ani ganiać za skrzynkami, to gra specjalnie długa nie jest (robiąc te aktywności w zasadzie też nie). Ale na pewno będzie trudniejsza, wszak robienie poboczniaków = więcej grosiwa.
Kontynuując - do użytku oddano nam również pistolety, bomby dymne oraz trujące, petardy czy też wihajster zwany Widmowym Ostrzem. Nie jest to nic innego jak broń miotająca neurobalistyczna na tyle mała, że mieści się w karwaszu. A po ludzku - miniaturowa kusza, którą można załadować normalnymi strzałkami oraz takimi, które wywołują szał u postrzelonego.
Poza tym, niesamowita nowość - da się poruszać w kucki! Wcześniej dało się, co prawda, kucnąć (przycisk wysokiego profilu + przycisk skoku, oba przytrzymane), ale nie dało tak się ruszyć z miejsca. A tutaj, proszę bardzo! I do osłon też da się przyklejać. Aha, i dodano znaną z Conviction sylwetkę bohatera w miejscu, w którym wrogowie po raz ostatni go ujrzeli. Nie powiem, przydatne. Wzrok Orła zaś ma ograniczony zasięg i okres odnowienia, ale w zamian pozwala widzieć przez ściany.
jak powiedział tak zrobił
Warto wspomnieć, że każda misja ma poziom trudności (od 1 do 5). To, czy nasze wyposażenie jest odpowiednie, pokazuje wskaźnik u góry ekranu (obok jest też ranga, która nie znaczy w zasadzie nic). Jeżeli nie jest, gra poinstruuje nas, że dobrze byłoby zaopatrzyć się w lepsze kubraczki czy umiejętności.
Właśnie, umiejętności. Te nabywamy za specjalne punkty zdobywane za kończenie zadań. Dzielą się na cztery rodzaje - te same, jak w przypadku ubrań. Wymienić można między innymi wydłużenie paska zdrowia, podwójne zabójstwa, atak oszałamiający, silne ciosy dla poszczególnych rodzai broni, podzielone na trzy poziomy umiejętności ślusarskie (co ciekawe, można spróbować się z zamkiem o wyższym poziomie - po prostu będzie to trudniejszy niż gdybyśmy mieli wykupioną zdolność) czy też przebranie, czyli nie mające wiele sensu przybranie wyglądu postaci, na którą skierowaliśmy celownik. Jest to przydatne, ale często ma focha i twierdzi, że nie można go użyć, bo...? Niby nie można tego używać w pobliżu wrogów, ale to raczej po prostu działa jak chce - raz zaskoczy, raz nie.
Do tego są jeszcze punkty Kreda, które dostajemy za byle pierdnięcie - idealne parowania (czyli takie, kiedy pasek nad wrogiem rozbłyśnie na złoto), uszkadzanie dzwonów, wykończenia przeciwników i tak dalej. Służą one do ulepszania naszego wyposażenia... ale do tego samego służą też punkty Helix, czyli wspomniana wcześniej waluta premium. Da się co prawda uzyskać pewną ją ilość nie płacąc, ale i tak tfu.
grupa sportowców atakuje policjantów, dawno temu
Reformy doczekał się tryb wieloosobowy. Nie jest on już kompetytywny, a kooperacyjny. Udało mi się raz odpalić rozgrywkę sieciową, i jeny (liwry?)...
Misja - odbić jakiegoś babsztyla i później na jego zlecenie ubić szereg niemilców. No dobra, to idę. Mój kompan, którego dobrała mi gra, jakoś się nie pali do pomocy. Wystrzeliłem we wroga strzałkę powodującą szał i obserwuję, jak radzi sobie z niedawnymi sojusznikami. Współgracz coś tam próbuje swych sił w walce, ale że był wyraźnie gorzej wyekwipowany niźli ja, ten ambitny plan spalił na panewce (i to nie raz...). Bądź co bądź jakoś brnęliśmy naprzód, aż do momentu, kiedy musiałem na pewien czas odejść od komputera. Nie było to, myślę, zbyt długo, ale kiedy wróciłem, zastał mnie cokolwiek niespodziewany widok. Nie wiem, czy to misja była powtarzalna, czy po prostu wróciła nas do punktu kontrolnego z powodu ubicia obu Asasynów, no ale właśnie - gra się wróciła do momentu, który przed odejściem sprzed monitora mieliśmy już za sobą.
Szliśmy jednak dalej i udało się misję ukończyć. Tak jakby. Gra wymaga tego, aby obaj grający opuścili zaznaczoną na mapie strefę. Nic prostszego - pobiegłem i opuściłem. Towarzysz niedoli chyba jednak też musiał na chwilę poafczyć, bo nie ruszył się nawet na centymetr. Dość długo. Aż zminimalizowałem grę, później spojrzałem, jak sprawy się mają - i nic. W końcu straciłem cierpliwość i wyłączyłem program. Nie chcę nikogo posądzać o złą wolę - może faktycznie ktoś musiał na dłuższą chwilę zejść z komputera, sam zresztą sobie poszedłem na parę minut - ale czy Ubiki naprawdę nie wpadły na to, że to świetna okazja dla rozmaitych trolli?
Parę - konkretnie trzy, licząc z prologiem cztery - razy zdarzy nam się udać w inne okresy historyczne.
Mamy naturalnie zadania poboczne. Łupienie skrzynek, które jest z serią niemal od początku i nie zanosi się na to, żeby kiedykolwiek miało z niej zniknąć. Generyczne questy pokroju "obroń tego, ubij tamtego". Zbieranie kartek. Cholera, zbieranie kokardek, które praktycznie nie różni się od zbierania piórek czy innych flag. Są jednak też rzeczy z większym napracowaniem, jak Paryskie Opowieści, czyli fabularyzowane zadanka, w których poznajemy różne postacie historyczne. A skoro już o nich mowa, to w wątku głównym nie ma ich jakoś od zatrzęsienia. Na myśl przychodzą mi tylko Obywatel Kapet, Robespierre, de Sade i pan Włoch, co to za niedługo miał zostać cesarzem.
Dalej są śledztwa - w kampanii mamy takie jedno, ale miałem zamiar spróbować jakiegoś oddzielnego. Niestety, przyznaję się do porażki - w gąszczu znaczków na mapie nie mogłem doszukać się lupy oznaczającej śledztwo. Doprawdy, lupa to by się tu przydała...
Są również Zagadki Nostradamusa, czyli poszukiwania znaczków na podstawie jakiegoś tekstu. Po ich wykonaniu dostajemy wspomnianą czarną zbroję.
Na mapie doszukać się możemy też Szczelin - podczas gry trzy razy jesteśmy wyganiani z XVIII-wiecznej Francji w celu zapoznania się z nią w innych epokach. Po ich ukończeniu da się do nich wrócić w celu ganiania za jakimiś błyskotkami na punkty. Niesamowite.
Gears of War 1789, coming exclusively to PS4
No tak, miasto! Unity daje nam do dyspozycji Paryż, Wersal, a w dodatku Dead Kings również Franciadę. Paryż jest bardzo ładny.
Co, że zbyt lakonicznie? Ładny jest, a jest też dużo otwartych budynków. Starczy?
W mieście natrafić można na dwa rodzaje wrogów - i nie chodzi mi tu o mocnych, strzelców i tak dalej. Mamy straż, która zaatakuje nas dopiero po popełnieniu przestępstwa lub wkroczeniu na jej teren (zaznaczony na niebiesko), ale występują tu również ekstremiści - ci zaatakują nas jeśli tylko podejdziemy do nich zbyt blisko. No i też mają swoje terytoria, tym razem o kolorze czerwonym.
Bardzo ważna jest reforma systemu parkouru. Wreszcie da się schodzić z budynków bez obawy o złamanie większości kości (chociaż i tak bohaterowie podnosili się jak gdyby nigdy nic) - wprowadzono oddzielne przyciski dla wspinania się i schodzenia. Brawo, Ubisoft, zajęło wam to tylko siedem lat! Lepiej późno niż wcale.
tłum ludzi co zdenerwowani są, autor nieznany
A błędy, z których Unity jest tak znane? Nie przypominam sobie żadnych, nie licząc dziwnych zachowań wrogów podczas walki (zawieszanie się). Ubiki wprowadziły potrzebne zmiany - zmiany na lepsze, ale niestety pogrzebały to stanem technicznym gry na premierę. A szkoda, bo chętnie zagrałbym w nowego Asasyna w takiej formule. Ubisoft - ile można was prosić o remake "jedynki"? Miejcie wy litość.
Screenshoty są mojego autorstwa, bullshoty pochodzą ze strony Nvidii.