Wszystko, co warto nadrobić przed Cyberpunkiem 2077 - Kultura Gry #1
BLOG
545V
Ostatnio oglądając pewien film, o którym wspomnę później, wpadłem na pewien pomysł - aby przy okazji premier gier (ale również tych już po debiucie) podzielić się z wami co warto jeszcze nadrobić, aby móc maksymalnie pochłonąć świat i historię, jakie nam serwują twórcy. Od filmów i seriali, przez książki i komiksy, aż po muzykę - to wszystko znajdziecie tutaj, zwarte w jednym tekście.
Ostatnio oglądając pewien film, o którym wspomnę później, wpadłem na pewien pomysł - aby przy okazji premier gier (ale również tych już po debiucie) podzielić się z wami co warto jeszcze nadrobić, aby móc maksymalnie pochłonąć świat i historię, jakie nam serwują twórcy. Od filmów i seriali, przez książki i komiksy, aż po muzykę - to wszystko znajdziecie tutaj, zwarte w jednym tekście.
Ale na początku przedstawię wam szczegóły. Kultura Gry będzie pojawiać się w każdą sobotę, w okolicach godziny 10:00. Jak będą wybierane gry? To proste - skorzystamy z opcji, którą już stosuje nasz portalowy kolega BZImienny, przy okazji Piątkowej Gromady, czyli pod każdym postem odbędzie się głosowanie, a ty - czytelniku, będziesz mógł wybrać jeden z podanych przeze mnie tytułów. Wyjątkiem będą gry które czekają na premierę, wtedy napiszę na końcu bloga, że za tydzień pojawi się - przykładowo - Remake Mafii. Ale to wszystko odbędzie się w swoim czasie, a ja już teraz zakładam swoje cybernetyczne wszczepy i z przyjemnością zapraszam was na pierwszy, historyczny odcinek Kultury Gry!
Cyberpunk 2077 to tytuł, którego raczej nie trzeba nikomu przedstawiać, ale mimo wszystko przypomnę pewne fakty z "dziennikarskiego obowiązku". Jest to oczywiście pierwszoosobowy RPG z elementami shooter'ów, umiejscowiony w fikcyjnym świecie opartym na licencji Cyberpunka 2020, czyli gry fabularnej - papierowego RPGa, stworzonego przez Mike'a Pondsmitha.
CD Projekt RED wprowadza nas do retrofuturystycznego megalopolis Night City, w przygnębiającej wizji przyszłości, w której karty rozdają bezduszne i okrutne megakorporacje. Oczywiście jak to w gatunku Cyberpunk, ludzie mogą modyfikować swoje ciała za pomocą cybernetycznych wszczepów, ludzka świadomość jest przenoszona do SI i mimo wysokiego postępu technologicznego, mamy tam do czynienia z niskim poziomem życia. Night City to przeludnione miasto, charakteryzujące się wysoką przestępczością, dużą różnorodnością kulturową oraz ogromnymi różnicami społecznymi - nie ma problemu aby w centrum tego megalopolis dostrzec na ulicach ludzi bezdomnych, a obok przejeżdżającego swoim wypasionym, luksusowym autem obrzydliwie bogatego człowieka. Niestety, w tym brudnym, dystopijnym świecie, więcej jest tych wiążących koniec z końcem.
My zaś wcielamy się w V, postać będąca najemnikiem lub najemniczką, w zależności od płci jaką wybierzemy w edytorze postaci. Początek historii naszego podmiotu zależy też od tego, jaką zatwierdzimy "ścieżkę kariery", bądź jak kto woli - klasę naszej osobistości. Jednak wszystkie te historie sprowadzają się do jednego zwrotu fabularnego, w którym to wchodzimy w posiadanie czipu gwarantującego nieśmiertelność.
...i to tyle słowem wstępu o fabule. O mechanice nie ma większego sensu rozmawiać, gdyż gra jeszcze nie wyszła i za dużo nie wiemy. Przejdźmy więc do esencji tego tekstu.
Gry
Zaczniemy od czegoś, co jest najbardziej oczywiste na tym portalu, czyli gier. A powstało ich w tym gatunku zaskakująco sporo! Sam gdy zobaczyłem potężną listę zbudowaną z tych tytułów byłem zdziwiony, gdyż do tej pory myślałem, że jest to dosyć niszowy temat w naszej branży. Ja oczywiście wybrałem te - w mojej opinii - najciekawsze i spróbuje krótko (w miarę możliwości) uzasadnić, co mnie w nich tak urzekło.
Deus Ex
Chyba najbardziej oczywisty przykład motywu Cyberpunku występującego w grach. Celowo nie wymieniłem odsłon z 2011 i 2016 roku zatytułowanych Human Revolution i Mankind Divided, gdyż w nie najzwyczajniej w świecie nie grałem. Jednak mam zamiar to niedługo zmienić, na tą pierwszą poluje na Steamie, a drugą mam już przypisaną do konta PlayStation (kiedyś była w usłudze PS Plus).
Deus Ex z 2000 roku to cyberpunkowa gra akcji, z elementami pierwszoosobowych FPSów, skradanki oraz gier RPG, może też się pochwalić nieliniową rozgrywką. Za produkcję tego tytułu odpowiada studio Ion Storm, czyli studio, które oprócz takich hitów jak Thief: Deadly Shadows czy właśnie Deus Ex, stworzyło również troszkę, ale to tak delikatnie mniejszy hit - Daikatane! Co niektórzy już najpewniej, słusznie zresztą, się domyślają, że za te wszystkie gry odpowiada legenda branży gier komputerowych, czyli John Romero. Ale chyba jesteśmy w stanie mu wybaczyć ten ostatni wymieniony przeze mnie tytuł, prawda?
Wróćmy jednak do głównego tematu. Pierwsza część Deusa Exa została osadzona w 2052 roku, w charakterystycznej dla gatunku Cyberpunk wizji dystopijnej przyszłości. Grę zaczynamy na nowojorskiej Liberty Island, gdzie możemy dostrzec Statuę Wolności opanowaną przez terrorystów, Sam pomysł twórców na świat jest świetny - wizja w której w Paryżu i Nowym Jorku panuje stan wojenny jest bardzo interesująca. Jednak o co dokładnie chodzi w grze? Już tłumaczę - na świecie rozprzestrzenia się zaraza (skądś to znamy) zwaną Szarą Śmiercią. Jakby było tego mało - nastąpił
krach finansowy i szerzy się terror.
Jednak udało się uzyskać szczepionkę, niestety jej produkcja jest koszmarnie droga. Spowodowało to, że jest jej zbyt mało aby zaszczepić całą populację, a na jej zakup mogą sobie pozwolić jedynie najbogatsi. Wtedy to narodziła się organizacja terrorystyczna NSF która miała na celu zdobycie jak najwięcej Ambrozji - tak nazywa się jedyny lek i szansa na uratowanie ludzkości. Zaniepokojone tym ONZ tworzy specjalny oddział UNATCO, mający na celu zwalczanie terrorystów. My zaś wcielamy się w JC Dentona - agenta niezwykłego antyterrorystów, wyposażonego w nanowszczepy - czyli implanty dające nadludzkie możliwości. Skończę jednak opowieść o wątku fabularnym w tym miejscu, gdyż chciałbym aby każdy przeżył to na własną rękę. Mogę jednak zapewnić, że pod względem historii tytuł ten jest bardzo dobry i wątek nie raz was zaskoczy swoją niebanalnością podczas ogrywania. Zajawię wam jednak, że Deus Ex posiada 3 różne zakończenia, a to na jakie trafimy zależy od podjętych przez nas decyzji.
Deus Ex ma dziś 20 lat i jest już postrzegany jako klasyka gatunku. Tytuł ten, zebrał rewelacyjne noty u krytyków, którzy przede wszystkim wychwalali sensownie poprowadzony wątek fabularny, klimat i atmosferę, jaką oferowała produkcja Ion Storm oraz swobodę przy rozwiązywaniu zadań, a to na tamte czasy musiało robić robotę. Ja oczywiście zgadzam się z tymi zaletami, od siebie dodam jeszcze całkiem niezłą oprawę graficzną, jak i muzyczną.
Remember Me
Postaram się opowiedzieć o tym tytule troszkę krócej, niż o poprzednim.
Jedni pokochali, inni znienawidzili. Te oto dziecko francuskiego studia Dontnod spolaryzowało graczy na całym świecie, ale ja muszę przyznać, że mi się nawet... podobało! W sensie - absolutnie nie mówię, że Remember Me to mesjasz, czy gra roku, ale jest to bardzo przyjemna gierka, która przede wszystkim ma na siebie pomysł i wyróżnia się na tle konkurencji. A ja zawsze będę w jakimś stopniu premiował odwagę deweloperów, którzy starają się nas zaskakiwać nowymi IP, oczywiście jeśli będą dobre.
Od razu chcę zaznaczyć, że tytuł ten potrafił graficznie zrobić nieliche wrażenie, szczególnie gdy poruszaliśmy się po mieście. Projekt świata zaś jest niezwykle interesujący. To samo można powiedzieć o muzyce, która została skomponowana przez Oliviera Derivere (twórca muzyki do chociażby Alone in the Dark) - są to bardzo przyjemne, wpadające w ucho typowe dla Cyberpunku utwory. Na plus trzeba odnotować również mechanikę walki, choć niektórzy mogą mnie za to skrzyczeć w komentarzach (no cóż, zdarza się). Niestety nie mogę pochwalić elementów manipulacji umysłami bądź pamięcią - okazało się to dla mnie jakoś zwyczajnie mało ciekawe.
Pędzę z omówieniem Remember Me jak na złamanie karku - zupełnie jak wątek fabularny w tej grze.
Ale choć akcja dzieje się szybko, nie sprawiało to dla mnie większego problemu. Podobnie jak duża liniowość - ja raczej wyznaje zasadę, że jeśli historia jest poprowadzona zgrabnie i sensownie, nie mam problemu z tym, że jest krótka lub z tym, że nie mam wielkiego wpływu na rozgrywkę. Ale co człowiek, to inna opinia.
Akcja dzieje się w fikcyjnym Neoparyżu w 2084 roku. Miasto w przeszłości zostało wyniszczone przez wojny, a władze miasta postanowiły odbudować tę miejsce (niewykluczone, że burmistrz miasta był zagorzałym fanem Golec uOrkiestry, co pomogło mu w podjęciu decyzji o rekonstrukcji miasta). Tym samym Neoparyż stał się charakterystycznym dla cyberpunku miastem - ogromne wieżowce, drapacze chmur i bardzo zaawansowana technologia. Jednak szybki rozwój tej ostatniej wymienionej przeze mnie cechy, doprowadził do możliwości usuwania starych i nieprzyjemnych wspomnień, utrwalania tych bardziej aktualnych, czy chociażby pozyskiwanie nowych, których - de facto - nie przeżyliśmy. Opanowanie naszych przeżyć stało się obiektem pożądanym wśród ludzi, co jest poniekąd zrozumiałe, bo kto by nie chciał wymazać z pamięci bardzo przykre dla nas doświadczenia. Oczywiście, jak to zwykle w życiu bywa, coś musiało się popsuć - korporacje, a przede wszystkim organizacja Memorize, postanowiły tę okazję wykorzystać i oprócz pozyskiwania pieniędzy z tego zabiegu, zaczęły interesować się prywatnymi wspomnieniami klientów, do których również mają dostęp. To od razu zwróciło moją uwagę podczas ogrywania - w końcu coś nowego, oryginalnego w grach, bardzo mnie ucieszyło niebanalne i innowacyjne podejście do tego tematu.
My zaś sterujemy Nilin, dziewczyną której całkowicie wymazano pamięć i właśnie rozpoczyna odsiadkę w więzieniu w Bastylii. Tu trochę twórcy polecieli z oklepanymi motywami, bo niedługo potem otrzymujemy pomoc, uciekamy z pierdla, a następnie próbujemy odzyskać pamięć i dowiedzieć się, o co tu chodzi. Całościowo jednak totalnie nie przeszkadza to w poznawaniu historii, gdyż jest ona po prostu bardzo interesująca, a losy Nilin śledzi się z przyjemnością. Jeśli ktoś nie grał, to serdecznie polecam - gra obecnie pewnie kosztuje na Steamie jakieś grosze, a Remember Me jest tego warte, no i nie zajmie wam zbyt dużo czasu.
Eh... miało być krócej...
Observer
Pora na jakiś polski wątek!
Co wyjdzie, jeśli twórcy Layers of Fear wezmą się za cyberpunk? Już odpowiadam - powstanie rewelacyjna i niesamowicie angażująca gra, z dobrze poprowadzoną fabułą i jedną z lepszych wizji artystycznych ostatnich lat. A to wszystko dokonało nasze rodzime studio Bloober Team, więc tym bardziej warto się tytułem zainteresować.
Wcielamy się w Daniela Lazarskiego, który jest policjantem i tytułowym Observerem - postacią dysponującą umiejętnością wnikania do umysłów, w celu bezpośredniego wydobycia z ludzkiego umysłu dowodów, mogących pomóc przy rozwiązywaniu śledztwa. Historia zaczyna się od prośby syna, aby odwiedzić go w jego kamienicy. Tu się na chwilę zatrzymamy, ponieważ akcja gry dzieje się w... Krakowie, a co więcej, budynek do którego zmierzamy istnieje naprawdę. Cieszy taki mini-patriotyzm, bo twórcy nie bali się umiejscowić gry w polskim mieście, które - co oczywiste - jest na świecie mniej znane, niż te z zachodu Europy, czy Ameryki Północnej. Warto też odnotować, że twórcy umieścili parę nawiązań, które mieszkańcy stolicy Małopolski i okolic z pewnością łatwo wyłapią. To ukłon dla polskich graczy, gdyż ci zagraniczni nie zrozumieją wielu smaczków - chociażby momentu, gdy jesteśmy za kierownicą cyberpunkowej wersji Poloneza. Klimat jest chyba najgęściejszy ze wszystkich podanych dziś przeze mnie gier - mroczny, ponury i brudny retrofuturystyczny Kraków robi wrażenie i po prostu wciąga - dość powiedzieć, że skończyłem Observer podczas jednego posiedzenia przy komputerze
Wracając już do wątku fabularnego - po przybyciu do kamienicy w której mieszka nasz syn, zastajemy miejsce zbrodni. Dalej oczywiście próbujemy rozwikłać tę tajemnicę, to jest naszym celem przewodnim naszej gry. Jeśli ktoś na tym etapie tekstu uważa, że wprowadzenie do historii jest dosyć banalne, to cóż, mogę tylko powiedzieć, że warto to przetrwać, gdyż niedługo potem fabuła nabiera rozpędu i jest solidnie napisana - po 5 godzinach, jakie z reguły wystarczają aby ukończyć Observer, mogę wam zagwarantować, że będziecie zadowoleni z zakupu. Zwłaszcza, że produkcja Bloober Team nie jest droga i można ją wyrwać w okolicach 10 złociszy, a to jest wręcz śmieszna cena, jak za taką grę. Nawet jeśli nie jesteście fanami symulatorów chodzenia to uważam, że warto jej dać choć cień szansy.
Ale nie samymi grami człowiek żyje - pora na...
Filmy
Nie chcę tu jednak rzucać oklepanymi seansami pokroju Blade Runner czy Matrix. Bo choć są to wciąż rewelacyjne filmy, dla niektórych nawet zakrawające o miano arcydzieła, to czy chcemy tego czy nie, zna je po prostu każdy. Postanowiłem więc skupić się na troszkę mniej znanych, ale również dobrych filmach.
Upgrade
To podczas oglądania tego film, narodził mi się w głowie pomysł na stworzenie Kultury Gry. Czemu? Otóż - nie wiem i się nie domyślam.
Wiem za to, że jest to jeden z lepszych filmów sci-fi ostatnich lat. Gdyby ktoś mi kazał opisać ten film jednym, krótkim zdaniem, to bym mu odpowiedział, że jest to "Ulepszony Venom w Cyberpunku". Dorzućmy do tego ka-pi-ta-lne ruchy kamery, niezwalniające ani na moment tempo, oraz prostą historię zemsty, która zwyczajnie się tu sprawdza. Dodajmy jeszcze cyberpunkowy klimat, delikatnie polany stylistyką z lat 90. To wszystko zamknięte w oryginalnej i dosyć krótkiej formie jak na film, bo taka przyjemność dla oka trwa półtorej godziny. Więc jeśli ostatnimi czasy brakuje wam dobrego, męskiego kina akcji, to Upgrade spisze się świetnie. A przed premierą Cyberpunka 2077 ten film siada po prostu idealnie.
Upgrade możecie obejrzeć na platformie Netflix
Dredd (2012)
Akcja? Jest. Brutalność? Jest. Fabuła jak z gry komputerowej? No... też jest, ale na dobrą sprawę nie ma to żadnego znaczenia, gdyż ona i tak wciąga, a film wciąż śledzimy z zaciekawieniem. Przedstawiony świat jest po prostu spójny, bohaterowie choć nie mają zbyt dużego zaplecza fabularnego, to wciąż jesteśmy w stanie uwierzyć w ich motywację, ze względu na ich wyrazistość. Sędzia Dredd grany przez Karla Urbana, to po prostu bezkompromisowy skurczybyk, przy którym wszyscy zamienilibyśmy się w Krzysztofa Kononowicza i zaczęlibyśmy donosić na sąsiada nawet za to, że ma nieskoszony trawnik. Taki właśnie z niego gagatek.
Dredd podobnie jak Upgrade - jest trzymającym w napięciu filmem akcji, który cały czas trzyma tempo. Pomaga mu w tym krótki metraż wynoszący zaledwie 85 minut. Osobiście stawiam tę wersję z 2012 roku wyżej niż pierwowzór z 1995 roku, w którym główną rolę grał Sylvester Stallone. Jeśli nie oglądaliście, to sprawdźcie obie wersję i porównajcie sami.
Aby obejrzeć tę produkcję musicie polować na możliwość obejrzenia w TV albo mieć ją w wersji na DVD lub Blu-ray. Możecie też skorzystać z pirackiej zatoczki, ale do tego was absolutnie nie namawiam.
Ja, robot
Przykład ten, nie jest stricte cyberpunkiem, bo brakuje temu światu kilku elementów charakterystycznych, chociażby takiego punkowego sznytu, ulicznej wielokulturowości, czy po prostu wszechobecnego brudnego klimatu miasta, ale ja wciąż mimo wszystko podpiąłbym ten film pod ten gatunek.
Ja, robot jest zdecydowanie, a przynajmniej w założeniach, najbardziej ambitnym filmem z tego zestawienia, ale zarazem najsłabszym. Choć sam zamysł buntu maszyn jest mega interesujący, bo to przecież nie jest jakaś bardzo odległa wizja przyszłości, to historia nie ma jakiejś ciekawej głębi, nawet bym powiedział, że pod tym kątem jest dość płytko. Poza tym, momentami boli schematyczność wątku fabularnego i niestety dziś doskwierają tej produkcji efekty specjalne, które bardzo mocno się postarzały. Mimo tego, ten film da się lubić i wyciągnąć jakąś radość z jego oglądania - aktorsko ten film stoi na dobrym poziomie, szczególnie wyróżnia się dobrze nam wszystkim znany Will Smith. Seans potrafi nas jednak jakoś trzymać w napięciu, ale wciąż szkoda niewykorzystanego potencjału, jaki drzemał w tej produkcji. Tak czy inaczej, warto dać cień szansy i rzucić tym jednym okiem na ten thriller, a nuż wam się spodoba. Osobiście wyceniam Ja, robot na 6/10, co czyni z tego filmu w mojej opinii niezły, godny uwagi seans.
Ja, robot możecie obejrzeć na takie same sposoby jak Dredd. Niestety, żadna platforma streamingowa nie posiada go w swojej bibliotece.
Jednak gdyby wam było za mało biernej rozrywki w świecie Cyberpunka, przedstawiam wam 2 nieco dłuższe seanse, również mniej popularne:
Seriale
Altered Carbon
Netflix tym razem zaserwował nam wizję odległej przyszłości, gdzie możemy przenosić świadomość z jednego ciała do drugiego, a człowiecza postać jest już traktowana jako po prostu "powłoka" Serial nie boi się też podejmować trudnych i kontrowersyjnych sytuacji, takich jak - "Co jeśli 10-latka po wypadku otrzyma ciało 80-latki?". Głównym bohaterem jest tutaj Takeshi Kovacs (grany przez Joela Kinnamana, znany chociażby z roli w w House of Cards), którego świadomość zostaje przeniesiona do innego ciała, tym samym przywraca go do życia. Dzieje się tak, gdyż musi rozstrzygnąć sprawę morderstwa. Tu muszę zaznaczyć, że choć produkcja liczy 2 sezony, ja obejrzałem tylko ten pierwszy. Jednak z czystym sercem mogę polecić te 10 odcinków, bo całość jest po prostu świetnie zagrana, przepiękne scenerie cieszą oko, a i nie brakuje tu intrygujących kwestii humanizmu.
Ta oryginalna produkcja Netflixa była dla mnie kolosalnym zaskoczeniem w roku 2018. Włączyłem pierwszy odcinek trochę niechętnie, z pewną dozą niepewności czym ten serial jest. Ale po pilocie włączyłem epizod drugi, a potem trzeci, czwarty... i tak do finału. Jeśli możecie - nie oglądajcie Altered Carbon na małych odbiornikach jak smartfon czy tablet. Zróbcie to na telewizorze, gdyż wtedy będziecie mogli nacieszyć się tymi fantastycznymi widokami.
Lepsi niż my
Pora na praktycznie nieznaną, ale wciąż rewelacyjną produkcję, jaką jest Lepsi niż my, dostępne na platformie Netflix. Serial opowiada o futurystycznej przyszłości, gdzie pewna będąca w kryzysie rodzina, wchodzi w posiadanie androida zabójcy - szukanego przez korporacje i terrorystów. Produkcja ta jest totalnie niszowa, co nie zmienia faktu, że jest naprawdę godna obejrzenia. Lepsi niż my robi przede wszystkim wrażenie aktorsko - tu przed szereg wysuwa się nam Paulina Andreeva, która fenomenalnie odegrała rolę Arisy, choć trzeba też oddać reszcie aktorów, że dobrze wykonali swoją robotę. Dodatkowo, są to osoby których twarze są nam kompletnie nieznane, a miło raz na jakiś czas poznać na ekranie nowych aktorów. Serial jest intrygujący, główny wątek śledzi się z zainteresowaniem i nie mamy wrażenia naciągania co niektórych aspektów. A to w tym przypadku ważne, gdyż serial ma aż 16 odcinków. Jeśli jednak ta liczba was odstrasza, to mogę wam powiedzieć, że nie potrzebnie - przez tą historię się po prostu płynie, a fani technikaliów na pewno dostrzegą i docenią warstwę realizatorską.
Tytuł jest dostępny na Netflixie.
Wszystko to co wymieniłem powyżej, daje nam razem jakieś kilkadziesiąt, może nawet kilkaset godzin spędzonych przed ekranem monitora bądź telewizora. Sprawdźcie, co warto nadrobić bez posiadania tych urządzeń!
Książki
Gamedec Tom 1
O Gamedecu mogliście ostatnimi czasy wiele usłyszeć, bo aktualnie gra o tym samym tytule znajduje się w produkcji. Nam jednak już starczy na dzisiaj gier i weźmiemy na ruszt książkę o tym samym tytule, autorstwa Marcina Przybyłka.
Gamedec to futurystyczna wizja XXII wieku, w której to ludzie żyją w miastach-klatkach będących odseparowanymi od agresywnego ekosystemu barierami ABB. Tradycyjnie, bo jakby inaczej - w tym cyberpunkowym świecie rządzą złe korporacje. To co jednak różni Gamedec od wielu dzieł popkulturowych jest to, że skupia się na możliwościach działania technologii VR. To tutaj wielu ludzi chcąc odciąć się od okrutnego świata w którym żyje, przenosi się do tego wirtualnego, ale i jednocześnie sensorycznego. Jednak jak dobrze wiemy - ludzie lubią stwarzać problemy, więc należało powołać specjalną jednostkę - tytułowych Gamedec'ów - czyli detektywów przyszłości, działających w tej komputerowej rzeczywistości. My zaś jako czytelnicy śledzimy losy jednego z nich - Torkila Aymore pochodzącego z Warsaw City.
Książka jest naprawdę interesująca, szczególnie dla osób jarających się cyberpunkiem bądź Sci-Fi, jednak i totalni laicy nie powinni się zagubić w tym mrocznym świecie. Lektura ta sprawia przyjemność, klimat jest gęsty i przyciąga nas tak samo jak złożoność świata przedstawionego. Przed Cyberpunkiem 2077, a tym bardziej przed grą Gamedec - ta literatura jest wręcz tytułem obowiązkowym.
Sybirpunk vol.1
To jest chyba moja ulubiona cyberpunkowa książka, jaką czytałem.
Chudy jest gościem od załatwiania interesów i zleceń od szmeranych typów. Podczas jednej z przeprowadzanych przez niego windykacji, sprawa się nieco, choć to jest bardzo delikatne słowo, komplikuje. Podałem wam tylko wstęp, jednak jest to spowodowane konstrukcją fabuły, która leci od początku do końca niczym rollercoaster. No, dobra - może pod koniec lekko, ale to tak leciutko się dłuży, ale nie ma to większego znaczenia w odbiorze całości - to jest po prostu świetna książka, z intrygującą fabułą, bohaterami, przy których autor wykorzystał pełną paletę barw, dzięki czemu są tak charakterystyczni i świetnie rozpisani, interesującą wizją przyszłości, oraz po prostu akcją, która nie pozwala oderwać się od książki. Must-have.
Muzyka
Na koniec zostawiłem coś, co mnie najbardziej jara w Cyberpunku 2077 - utwory muzyczne. Serio, ja nie mogę się doczekać, aż wsiądę w Night City do fury, odpalę radio i posłucham tego co przygotowali nam artyści. CD Projekt RED zajawił nam już, kogo usłyszymy w grze i lista robi niesłychane wrażenie. Dlatego w tym miejscu, nie przedstawię wam może muzyki typowo cyberpunkowej, ale chciałbym was zapoznać z jednym artystą i jednym zespołem, którzy szykują już nowe kawałki do wyczekiwanej przez nas gry, a mnie niesamowicie zajarała informacja o udziale tych osób w produkcji. Chodzi mi o rapera ASAP Rocky i - również rapowy - duet znany szerzej jako Run The Jewels. Krótko mówiąc - mają rozmach skur.....
ASAP Rocky
Choć Rocky to ciekawa postać, ja przede wszystkim skupię się na jego dyskografii. W swoim dorobku posiada trzy płyty, kolejno są to: LONG.LIVE.A$AP, AT.LONG.LAST.A$AP, oraz najnowszy jego krążek, choć pochodzący już z 2018 roku - Testing.
Gdy myślę o Flacko (jeden z jego pseudonimów), to przychodzi mi do głowy wers z kawałka pt. Wassup, a jego treść jest następująca: "I be that pretty moth****cker*". Czemu? Otóż, Rocky jest postrzegany na zagranicznej scenie (chociaż w sumie to i na całym świecie, ze względu na jego popularność) jako ikona mody, ze względu na jego ekstrawagancki ubiór. Czyni to z niego na pewno wyróżniającą się postać, posiadającą własny styl. O jego muzyce można powiedzieć to samo, bo jego stylówa jest do niepodrobienia.
Wezmę za przykład jego debiutancki album, czyli LONG.LIVE.A$AP - ten album nie jest doskonały, bo posiada wiele cienkich wersów czy brakuje tu ciekawych gier słownych. To co jednak wyróżnia ten album, to klimat. To jest jeden z tych ponadczasowych tworów, których data ważności jest bardzo odległa i nie trzeba się martwić o to, czy się zestarzeje. To jest jeden z tych albumów, które idealnie pasują do przechadzki w słuchawkach po amerykańskich aglomeracjach. Jasne, czasem się skrzywimy od niektórych mocno kasztaniarskich linijek, ale to wciąż jest album świetny - posiadający pełną gamę rapowych brzmień - od typowych banger'ów, po wyluzowane nutki. LONG.LIVE.A$AP to swego rodzaju wizytówka Flacko - jeśli chcecie zapoznać się z jego twórczością przed Cyberpunkiem 2077, to zacznijcie od tego. Zresztą - później nic lepszego nie wydał.
Run the Jewels
Tu skupię się na ich najnowszym, jakże rewelacyjnym i przepięknym projekcie, czyli Run The Jewels 4. Wydana na fali oburzenia, mająca pomóc ludziom i dać im choć trochę radości w tych trudnych czasach. Album tak wyjątkowy, inny od reszty i tak bardzo uliczno-cyberpunkowy, że aż nie jestem w stanie opisać mojej ekscytacji tą płytą. Dość powiedzieć, że RTJ4 rozłożyło mnie podczas pierwszego odsłuchu niczym Deontay Wilder mocnymi ciosami Artura Szpilkę, a ja tylko siedziałem w słuchawkach i przez te prawie 40 minut bujałem głową niczym bubblehead.
To co czyni ten zespół tak interesującym jest to, jak dużo chemii widać między tym duetem. Są totalnie różni od siebie, ale świetnie się dopełniają na bicie. Killer Mike rzuca przemyślanymi wersami, linijkami czasem zmuszającymi do pewnych refleksji, zaś El-P lepiej czuje rytm (swoje robi to, że jest też producentem muzycznym) przez co prezentuje w mojej opinii lepsze flow, co nie znaczy, że ten pierwszy jest w tym o wiele słabszy. Artyści w zgrabny i sensowny sposób komentują aktualne w USA wydarzenia - od decyzji podejmowanych przez Trumpa, przez sprawę Georga Floyda, po krytykę rasistowskich i ksenofobicznych zachowań. Bity to również wyższa półka - znajdują się tu zarówno jazzowe sample, inspirowane klasyką wschodniego wybrzeża, jak i typowo funkowe czy trapowe brzmienia.
Zresztą. co wam będę opowiadał - oceńcie sami. Choć na pierwszy rzut oka, czy może raczej - ucha, album może się wydawać nieco chaotyczny, niezrozumiały i na pozór pełny dziwnych brzmień - warto się wsłuchać i spróbować zrozumieć ten klimat.
Co mogę więcej powiedzieć, po przetrawieniu takiej popkulturowej bomby, będziecie absolutnie gotowi na najnowsze dzieło Redów, a wejście do Night City nie sprawi wam bólu głowy. Mogę wam tylko serdecznie podziękować za przetrwanie do końca tego felietonu, a was proszę o zgłaszanie uwag co do tego formatu, bo są one w tym przypadku na wagę złota. Bierzcie też udział w ankiecie, pamiętajcie jednak, że głosy zostaną podsumowane już we wtorek, bo muszę mieć czas aby to wszystko napisać. A więc widzimy się za tydzień!