Bijatykowo - Mortal Kombat
Mortal Kombat to seria mi bliska. Jako że najnowszą odsłonę mam za sobą to chciałbym podzielić się swoimi wrażeniami z każdej głównej odsłony. Zapraszam do kanapki z krwią.
Najgorszy jest wstęp. W przypadku Mortal Kombat to nie mam zielonego pojęcia jak zacząć. Jedyne co mogę powiedzieć na start to....Mortal jest często porównywane do telenoweli z mnóstwem wątków i długą historią. Można to lubić lub nie. Ja to lubię, bo mimo wszystko wydaje mi się fajnie opowiedziana, ciekawa i wciąga. Uwielbiam systemy walki w tych grach, uwielbiam postacie w tej serii, uwielbiam muzykę (która momentami jest słaba), oraz jej przerysowaną brutalność. Część mniej interesującą mamy z głowy, więc przejdźmy do mięska.
Mortal Kombat (1992)
Zaznaczę, to nie była moja pierwsza gra z tej serii. Moją przygodę zacząłem z odsłonami na PS2, a serią zainteresowałem się na serio przy dziewiątej serii. Jednak wypadałoby ograć pierwszą część, która jest dzisiaj kultowa. W końcu to dzięki niej mamy teraz ograniczenia wiekowe w grach, którymi rzadko kiedy się przejmujemy w naszym kraju. Tak więc pierwszy Mortal…...jest dalej dobry. Bardzo się zestarzał, ale da się wykrzesać z niego radość. Grafika, ilość postaci...ok. To początki. Można to tak wyjaśnić, chociaż w grafice robi wrażenie stworzenie postaci w zupełnie inny sposób niż konkurencja. Walka jest bardzo prosta, każda z postaci ma swoje specjalne zdolności itd. Generalnie można by powiedzieć ,,to bijatyka jak każda inna z lat 90, ale ze zeskanowanymi aktorami". I tu wchodzi doskonale nam znana brutalność, która wywraca to zdanie do góry nogami. Może dzisiaj nie robi to tak ogromnego wrażenia, ale krew po ciosach czy wykończenia tzw. ,,Fatality" było czymś ogromnym. Same fatale to klasyki same w sobie. Są brutalne, są charakterystyczne, a dzisiaj mogą być traktowane jak zwykłe wykończenia przeciwnika. W końcu oderwanie głowy nie robi już szumu. Można to wykonać w prawie co drugiej, krwawej grze. Przyjemną odskocznią było Test Your Might, które polegało na rozwaleniu jakiegoś przedmiotu.
Fabuła tej gry jak przypadło w starych grach to tylko pretekst do trzaskania sobie po mordach i nie była jakoś szczególnie rozbudowana. Ot, czarnoksiężnik władający duszami Shang Tsung organizuje coroczny turniej Mortal Kombat, gdzie od setek lat zwycięzcą jest czteroręki Goro. W celu wygrania turnieju przystępuje 7 wojowników: Owiany tajemnicą bóg gromu Raiden, reprezentant Shaolin Liu Kang, agentka sił specjalnych Sonya Blade, członek Czarnego Smoka Kano, aktor Johnny Cage, zabójca z klanu Lin Kuei Sub-Zero i piekielny upiór Scorpion. Każdy występujący ze swoim celem np. Cage chciał udowodnić krytykom, że jego umiejętności nie są tylko efektami specjalnymi. Warto również dodać Reptile'a, który był sekretnym przeciwnikiem i w celu pokonania go trzeba było sporo się nagimnastykować. Sama historia była opowiadana przez opisy postaci i zakończenia. I już w latach 90 Midway robiło coś ciekawego z fabułą. Prosta fabuła, ale wprowadzała różnorakie wątki postaci np. wątek zemsty Scorpiona na Sub-Zero czy pościgu Sonyi za Kano. To było fajne jej wykorzystanie. Gra była również znana przez inne sekrety np. możliwość wbicia przeciwnika na kolce w planszy The Pit czy same Fatality. A także krążyła pewna plotka o jeszcze jednej postaci. Jak myślicie, Ermac jest tylko błędem czy faktycznym sekretem ?
Teraz tak. Moje pierwsze wrażenia z tej gry były całkiem pozytywne. Nie oczekiwałem czegoś pokroju Tekkena czy niespecjalnie przeze mnie lubianego Street Fightera, ale na fajną mordobitkę w stylu lat 90. Dostałem to, czego chciałem. Co prawda nie była jakoś rozbudowana, ale jednak. Gra dawała mi frajdę. Największy mój problem z tą gra był taki, że mało było możliwości, a postacie miały niewiele charakterystycznych ciosów. Spodziewałem się średniaka. Wyszło zupełnie inaczej. Oczywiste jest też, że ogram kontynuację, która była najpóźniej ograną przeze mnie odsłoną z pierwszej trójki. Właśnie trójeczka była pierwsza. Jedynkę zagrałem szmat czasu później i było warto. Nie posiedziałem zbyt długo, gdyż pierwsze Mortal Kombat nie jest jakoś długie. Po prostu skończyłem grę 7-mioma postaciami i tyle, lecz zapewniam o jednym. Będę do tego klasyka wracał częściej.
Mortal Kombat II
Mortal Kombat II to typowe ,,więcej i lepiej". Więcej postaci, więcej nowych aren, więcej wykończeń itd. System walki dalej bazuje na tym z jedynki i dalej mu troszkę brakuje rzeczy, ale jest dużo przyjemniejszy i ma jakieś tam dodatki. Grafika jest przyjemna dla oka. Niby gra jest dużo mroczniejsza od poprzedniczki, ale kontrastuje to z żywymi kolorami. Postacie mają więcej do zaoferowania. Po 2 fatality, które wyglądają dużo lepiej od poprzedniczki, więcej specjalnych ciosów oraz po 1 z nowych wykończeń, gdzie dwójka różni się jedynie kombinacją do wykonania. A także pokazują, że twórcy lubią robić sobie jaja w swoich grach. Pierwszym jest Babality, które zamienia przeciwnika w bobasa. Drugim jest Friendship, w którym postać wykonuje jakiś gest, którego nawet sam komentator nie może zrozumieć. Trzecim wykończeniem jest tylko Fatality arenowe. Nazwa chyba tłumaczy o co chodzi. Pojawia się również Toasty ! Znany nam okrzyk Dana Fordena, będącym jednocześnie nazwą Fatality Scorpiona oraz kluczem do jednego z sekretów. Tak, sekrety wracają i jest ich więcej. Przede wszystkim 3 ukryte postacie: Noob Saibot będący w 100% żartem, Smoke wyglądający jak szary ninja z dymnymi krążkami i czarnoskóra, zielona zabójczyni Jade. Każdy ma swoje wymagania, by się z nimi zmierzyć. Do tego można zagrać w ponga, ale dopiero za 250 walk. Co zabawne, te postacie żartują sobie z fantazji graczy np. Kim jest Ermac ?
Fabularnie jest całkiem spoko. Dale pretekst do bicia się, ale już dużo bardziej rozbudowany. Liu Kang pokonał Shang Tsunga i zwyciężył w turnieju. Pokonany wraca do Pozaświata rządzonego przez Shao Kahna. Znanego również jako komentatora. Znanego również jako Steve Ritchie. Ten jest zawiedziony porażką czarnoksiężnika, gdyż wygrana Ziemi pokrzyżowała jego plany zdobycia jej. Pokonany wymyśla jednak plan, dzięki którego odzyskuje młodość i życie. Postanawia zorganizować turniej w Pozaświecie, a jako że zaproszenie do turnieju nie może zostać odrzucone to daje Kahnowi drugą szansę na zdobycie Ziemi. Żeby zmusić do rewanżu Kanga, wojska Kahna pod przewodnictwem Baraki zabijają mnichów Shaolin. Dzięki temu Liu Kang wraz z Jonnym Cagem i Raidenem przystępują do turnieju. Wraca również Scorpion, gdyż dowiedział się o pojawieniu się Sub-Zero na turnieju, a przecież zabił go w poprzedniczce. Jednak okazuje się być bratem zabitego, więc Scorpion w celu uhonorowania przeciwnika postanawia go chronić. Do turnieju przystępują również nowe postacie: mnich Kung Lao będący potomkiem mistrza Mortal Kombat o tym samym imieniu, Shang Tsung w swojej młodszej wersji, Reptile jako ochroniarz Tsunga, nowy Sub-Zero, Baraka, Major Jax w celu uratowania Sonyi z rąk Shao Kahna i schwytania Kano (będącego również niewolnikiem imperatora), przybrana córka władcy Kitana i jej sklonowana siostra Milena z genami rasy Baraki, czyli Tarkatan. Jak widzicie, dzieje się w tej fabule. Sporo rzeczy opowiedzianych za pomocą tekstu, lecz ujdzie to. W końcu gra wyszła w latach 90-tych. Przynajmniej prezentuje się ciekawie.
Do dziś uważa się Mortala II jako tą najlepszą odsłonę z klasycznej trylogii, a nawet z całej serii. Czy ja twierdzę to samo? Raczej nie. Ba, z pierwszych gier najmniej lubię właśnie dwójkę. Czego sam do końca nie rozumiem, bo sama gra jest naprawdę dobra. Nie potrafię tego wyjaśnić. Coś mi w niej nie pasuje. Definitywnie jest lepsza od jedynki i może nawet od trójki, ale....no właśnie nie wiem. Nie mam parcia do ogrywania tej części kolejny raz. Może to przez wysoki poziom trudności, który w tej grze jest trudny dla samego bycia trudnym. Czyli w chamski sposób. Pojedynki od 3 walki potrafią być męczące a subboss Kintaro (tygrysi czteroręki) to po prostu masakra. Wieki zajmą wam pokonanie tego shokana. Ja go pokonałem po raz pierwszy za.....chyba 30 razem. I nie mam zamiaru użerać się z nim więcej razy. To coś potwornego i męczącego. Na sam koniec jest oczywiście nasz finałowy boss Shao Kahn, który również jest ciężki, ale dużo prostszy od Kintaro. Przy nim walczy się normalnie. Jednak z drugiej strony lubię męczyć się przy trudnych grach, więc nie powinno to odstraszać mnie od tej gry. Nie wiem dlaczego nie lubię tak bardzo tej gry. I to chyba pozostanie dla mnie największą zagadką w historii serii.
Mortal Kombat 3
Trzecia część serii jest moją ulubioną z wielkiej trójcy. To przy niej siedziałem najdłużej i poznawałem każdą postać. Czy najlepsza z pierwszych gier to już zostawię wam. Ja bawiłem i bawię się przednio. Czy coś się zmieniło w porównaniu do dwójki ? Przede wszystkim gra się...agresywniej ? Jest bardziej nastawiona na atakowanie i nacieranie. Dodano bieganie, co naprawdę pomaga w walce (zwłaszcza gdy przeciwnik poleciał kawałek od nas). Wprowadzono również system combosów, ale nie taki sam jak z czwórki i MKvsDC. Każda z postaci ma swoje comba, które ,,można było łączyć w łańcuchy". Te dwie rzeczy wzbudziły mieszane odczucia u graczy, lecz u mnie jak najbardziej pozytywne. Gra pozwalała również na przemieszczanie się między arenami, które polegało na rozwalaniu sufitu przez trafienie w przeciwnika podbródkowym, lecz tylko w kilku arenach. W kwestii wykończeń....poza Fatality, Babality, Stage Fatality i Friendship dodano Mercy i Animality. To pierwsze okazywało przeciwnikowi trochę zdrowia, dzięki czemu można było wykonać to drugie wykończenie polegające na zamianie w zwierzę i...no zabicia przeciwnika. Wracają również sekrety, lecz jeśli mnie pamięć nie myli to ostały się 2. Smoke i Noob Saibot jako przeciwnicy, ale o tym za chwilkę. Mówię z pamięci, mogę coś ominąć. Graficznie jest po prostu ślicznie. Areny wyglądają i są zaprojektowane fantastycznie. Na sam koniec wprowadzono kody do walk dwuosobowych. Każda kombinacja oferuje coś innego np. zaczęcia walki z połową zdrowia, innymi postaciami, wyświetlonymi walkami z bossami itd.
Fabularnie się dzieje. Opowiedziane tak samo jak w poprzedniczce, lecz znowu dostajemy jeszcze więcej rzeczy, ładnie łączy się z drugą częścią i fajnie wprowadza nowe postacie. Liu Kang po raz kolejny wygrywa turniej pokonując Shao Kahna. Niezadowolony tą sytuacją imperator postanawia wprowadzić w życie swój plan awaryjny. Potrzebuje tylko swojej żony, która zostaje wskrzeszona dzięki Shang Tsungowi. Pozwala mu to przekroczyć barierę między światami i dokonać inwazji na Wymiarze Ziemskim. Do walki stają siły dobra, którymi przewodzi Raiden. Niestety sam bóg nie może uczestniczyć w walce osobiście, gdyż jego moc nie działa w świecie kontrolowanym przez moc Shao Kahna. I w sumie na tym polega ogół fabuły. Do gry wprowadzono oczywiście nowe postacie: Policjatna Strykera, szamana plemiennego Nightwolfa, pierwszą grywalną Shokankę Sheevę, byłego członka Czarnego Smoka (klanu Kano) i niemal śmiertelnie poparzonego Kabala, Cesarzową Sindel oraz dwóch cyborgów: Cyraxa i Sektora. Z tymi ostatnimi wypada wyjaśnień, gdyż klan Sub-Zero (Lin Kuei) postanowił postawić krok ku przyszłości i przemienić swych członków w bezmyślne roboty. Młody Kriomanta odszedł z klanu i musiał uciekać przed trzema zabójcami. Trzema ? Właśnie tym ostatnim jest Smoke, który również może być grywalną postacią. Za to subbossem okazał się Motaro. Centaurianin będący odporny na pociski jest wymagający, ale nie tak sk**wysyńsko trudny jak Kintaro. Ostatni boss to Shao Kahn. Rouster postaci jest całkiem spoko i jedyną jego wadą oraz największym problemem gry jest.....brak postaci Ninja. Sub-Zero nie jest przebrany za ninję a Cyrax, Smoke i Sektor to roboty. Noob Saibot to tym razem klon Kano. Nie ma Scorpiona, Reptile'a czy żeńskich ninja. Zniknął też Johnny Cage, ale uzasadniono dlaczego go nie ma w grze. Jedyne starsze postacie to: Liu Kang, Kung Lao, Kano, Sub-Zero, Jax, Sonya i Shang Tsung. W zasadzie to ten sam problem, jaki jest z MK11, gdzie tam sytuacja wygląda trochę inaczej (o nim w dziale dotyczącym MK11). Teraz tak, przerwa z postaciami to nic złego. Brak niektórych postaci w MKX czy MK11 to nie koniec świata. Pewnie, że fani będą kręcić nosem za brak ich ulubionej postaci (ja np. żałowałem, że nie dano Nooba do dziesiątki), lecz twórcy mogą porobić z postaciami coś innego. Tylko że teraz mogą je jeszcze wydać w formie DLC (co pewnie również spotka się z narzekaniem, bo w końcu klasyczne postacie do kupienia), a MK3 tego nie miało. A nie, miało reedycję.
Ten segment jest poświęcony Ultimate Mortal Kombat 3 i Mortal Kombat Trilogy. Zacznijmy od UMK3. W nim najważniejszą zmianą było przywrócenie postaci ninja, umieszczenie nowego wykończenia: Brutality (polega na zmasakrowaniu przeciwnika ciosami i jego wybuchu), wprowadzenie dwóch nowych: Raina i Ermaca (ErroR MacrooO), dodano nagrody po ukończeniu gry oferujące obejrzenie wszystkich fatality czy walkę z sekretnymi postaciami (co mnie trochę smuci, gdyż po skończeniu gry nie dostajemy już zwykłych zakończeń postaci). Osobiście mam zastrzeżenie do Fatality przywróconych postaci. O ile w podstawce wyglądają całkiem nieźle, dalej jest w nich dawka chumoru, momentami są słabe czy beznadziejne, tak postacie ninja zdarzają się mieć fatality oparte na wybuchu przeciwnika czy zwykłej cenzurze. Powtórzę, cenzurze w MORTAL KOMBAT. Zdarzają się wyjątki, które wykorzystują potencjał postaci, lecz momentami są naprawdę dziwaczne. Ogólnie ta edycja jest świetna i gorąco polecam ograć zamiast oryginalnej trójki. Natomiast Trilogy zawierało wszystkie do tej pory postacie (kilka z nich ma alternatywne kostiumy). Łącznie z bossami. Goro, Kintaro, Shao Kahn i Motaro byli wreszcie grywalni. Dano nam również pasek agresji, który w pełni pozwalał nam na zadawanie większej ilości obrażeń. Największy problem z tą wersją był taki, że często się psuła. Tak słyszałem, bo sam nie grałem. W sumie to trochę nieważne w jaką wersję zagracie. Ważne, że zagracie w Mortala 3, którego polecam z całego serduszka. I pisząc to wszystko nabrałem ochoty na kolejne odpalenie trójki.
Mortal Kombat 4
Pierwsza odsłona 3D, która jest bardziej 2D. Zacznę od tego, że do Mortal Kombat 4 siadałem z dużą dozą niepewności. Na screenach i gameplayach nie napawała mnie optymizmem. Po przepięknej trójce dostaliśmy coś brzydkiego. Nawet jak na pierwszą grę w 3D z tej serii. Już Tekken 2 wyglądał dużo lepiej. Niska rozdzielczość, dziwacznie wykonane modele postaci, galaretowata krew, głazy i głowy niskiej jakości, a areny...one wyglądały spoko. Ale zaraz ! Zamiast gadania o mechanikach gry to truję o brzydkiej grafice. Zatem jak się ostatecznie gra ? W sumie nie jest źle. Jest mniej możliwości niż w trójce, ale da się grać. Mamy combosy, ale nie takie jak w poprzedniczce (każda postać wykonuje te same ciosy, czego nie lubię). Mimo tego to chyba najlepszy element pod kątem rozgrywki. Dalej jest przyjemne i da się z tym coś robić. Zostawiono bieganie oraz wprowadzono możliwość rzucania głowami i głazami. Co jest zaletą i wadą. Zadawały spore obrażenia i w sumie wystarczy używać wyłącznie ich w celu pokonania przeciwnika. Przy użyciu niskich ciosów możemy wykonać animacje łamiące wizualnie dłonie, głowy, nogi itp. To było całkiem spoko. Taki pierwowzór chwytów z późniejszych części. Sprawa z wykończeniami nie wygląda za ciekawie. Mamy jedynie Fatality (które są całkiem spoko) i fatality arenowe. Nic nowego, a w dodatku usunięto babality, friendship, brutality, animality i mercy. Nie ma to jak ograniczać możliwości do zabijania przeciwników. Ważnym elementem miało być wprowadzenie uzbrojenia. I to jest zmarnowany potencjał. Wyciąganie ich jest długie, nie możemy wykonywać za ich pomocą combosów, uderzanie nimi jest powolne i najopłacalniejsze jest ich wyrzucanie. Wyrzucone bronie zadają równy damage co głazy i głowy. Game over screen jest fajny. Poruszanie się w trójwymiarze jest, ale bardziej nie ma. Brakuje również sekretów i gagów. Czegoś, co do tej pory było standardem w tych grach.
Ponarzekałem sobie o rozgrywce i trochę ją pochwaliłem, lecz nie wspomniałem o fabule. Do wad sobie jeszcze wrócimy. Jak to zwykle bywa to Liu Kang pokonuje Shao Kahna. Żeby nie było, że narzekam na akurat tą postać. Liu Kang jest jednym z moich ulubionych w MK, ale wygranie trzeci raz z rzędu to wyczyn ciężki do pobicia. Niestety nadeszło kolejne zagrożenie: upadły bóg Shinnok i Quan Chi. Atakują starszych bogów, przejmują władzę nad Edenią i planują zdobyć Ziemski Wymiar. Of course. Po stronie dobra stają: Raiden, Liu Kang, oszukawszy śmierć Johnny Cage, uczeń zwycięzcy turnieju Kai, kumpel Raidena i bóg wiatru Fujin, major Jax, Sonya Blade i Sub-Zero. Po stronie zła są: Boss gry Shinnok, Quan Chi, Reptile, członek Czarnego Smoka Jarek, generał Shao Kahna Reiko, zdrajczyni Edenii Tanya i Scorpion. Sytuacja u żółtego ninja wygląda o tyle ciekawie, że Scorpion chce zabić Sub-Zero, gdyż zamordował jego rodzinę. Tak usłyszał od Quan Chi. Pewnie jak skończy mu się papier do kibla i zrzucimy winę na Sub- Zero to pójdzie go zabić. Fabularnie jest przyzwoity poziom. Kolejny raz. Wprowadzono nawet prerenderowane cutscenki, które były bardzo niskiej jakości. W każdym razie nowe postacie....ssą. To idealny przykład lenistwa deweloperów. Zamiast stworzyć nowe postacie (co nie było pierwotnie w ich planach) to przerobiono starsze. Przykład ? Jarek posiada umiejętności Kano w tym laserowy wzrok. Pomimo tego, że nie posiada implantu ? Inny przykład ? Reiko miał być pierwotnie Noobem Saibotem (którego można odblokować) i różni ich jedynie kostium. Chyba więcej pisać nie muszę. Ostatni boss......uwielbiam postać Shinnoka. Momentami bardziej od Shao Kahna, ale tutaj jest beznadziejny. Jest kopią Shang Tsunga, tylko zamiast wyglądu to kradnie wyłącznie ciosy postaci. Do tego nie wyglądał groźnie i był potwornie słaby. Tak bardzo, że jest grywalną postacią. Dużo groźniejszy jest subboss, czyli Goro. Również grywalny. O wersji Gold tej gry się nie wypowiem, ale słyszałem, że wprowadza jedynie stare postacie i posiada mnóstwo błędów
Jak zatem w mojej opinii wygląda Mortal Kombat 4 ? Jest ok. Najlepszą jego stroną jest wysoka grywalność. W pozostałych miejscach jest po prostu słaby lub co najwyżej średni. Wszędzie widać niedoróbki, recykling animacji, pośpiech z lenistwem Midway na czele i ograniczenia technologiczne. Pokazuje to jak bolesne było przejście Mortala w 3D. Na szczęście seria na niej się nie skończyła. Być może dzięki grywalności. W tym przypadku nie dziwię się, bo grało mi się w czwórkę bardzo dobrze. I gdyby nie popularność tej gry to byśmy już nie dostali dalszych odsłon. To grywalny, niespełniony potencjał, który i tak potrafi dostarczyć sporo zabawy. I myślę, że nawet nowi gracze znajdą w tej części coś dla siebie. Niewiele, ale znajdą.
Mortal Kombat: Deadly Alliance
Powoli zaczynamy przechodzić do odsłon z PS2. Te gry są kontrowersyjne. Jedni je lubią, a inni ich nienawidzą za zabicie ducha poprzednich odsłon. Sam należę do osób, którzy zaakceptowali te wielkie zmiany. Deadly Alliance jest średniawą grą. Zacznijmy od samej rozgrywki, która w żadnym stopniu nie przypomina tego z odsłon automatowych. Teraz walka jest skupiona na 3 stylach walki. Niemal każda postać ma po 2 związane z walką wręcz i jedną broń białą. I tutaj pierwszy plus, bo broń jest wykonana dobrze i nie wylatuje nam z rąk. Style można zmieniać w locie, dzięki czemu można ładnie łączyć combosy. Pojedynki są teraz skupione na ciosach specjalnych i atakach. I tu pojawia się pierwsza rzecz, która mi się nie spodobała. A raczej rzeczy. Część postaci ma style, które do nich by nie pasowały. Same style nie są tak dobrze zrobione jak w późniejszych odsłonach. Przy czym duża część z nich nie ma podbródkowych. Ważnego do tej pory ciosu, który mógł wielu uratować dupę. Najbardziej mnie wnerwił brak biegania. Głównej mierze zdenerwowało mnie przez areny, które są wielgachne a postacie poruszają się baaaardzo wolno. Walka jest strasznie wolna i momentami nudna. Nie dziwię się czemu gracze mogą nie lubić walki i mogli odejść od serii w tamtym momencie. Naprawdę lubię walkę w tej grze i bawię się przy niej dobrze, ale widać również, że twórcy chyba nie do końca wiedzieli co chcą tu zrobić i wyszło im coś dziwnego. Fatality są średnie. To jedyne wykończenie w grze, każda postać ma tylko jedno i nie są jakoś brutalne. Mometami są naprawdę żałosne. Znajdą się wyjątki pokroju wyciągającego cały szkielet Sub-Zero, lecz to niestety wyjątki. Dodatkowo ta gra posiada (nie wliczam MKvsDC) najgorsze fatality w historii. Proszę bardzo:
Skoro walka została omówiona to przejdźmy do innych elementów. Fajnym elementem jest system coinów, które można było wydawać w (nowość) krypcie, gdzie można było odblokować grafiki koncepcyjne, easter-eggi, filmiki, kostiumy itd. To było całkiem spoko i cieszę się, że seria nie zrezygnowała z krypty. Przywrócono również minigierki w postaci Test your Might i wprowadzono grę w 3 kubki o nazwie Test Your Sight. Ostatnim trybem w tej grze jest Konquest, który ma wprowadzać do fabuły graczy. I on jest....meh. Do bani. To po prostu rozszerzony samouczek z opisami dotyczącymi fabuły. Prawie zapomniałbym o grafie. Jak na PS2 jest nieźle. Po prostu nieźle.
Tak więc sama fabuła Deadly Alliance jest chyba najlepszym elementem w tej grze (znaczy moim zdaniem).Co raz bardziej przypomina dobrze nam znaną telenowelę, którą dobrze się ogląda. Liu Kang zabił rzekomo nieśmiertelnego Shinnoka. To nie mogło być możliwe, gdyż Shinnok posiadał amulet czyniący go wszechpotężnym. Okazuje się, że Quan Chi dał mu nic niewartą kopię, a oryginał zachował. Wpadł również na kretyński pomysł. Wyjawił Scorpionowi, że to on zamordował jego rodzinę i klan. I gdy chciał wysłać go z powrotem do Czeluści to dał się złapać zjawie i cały czas przed nim uciekał. Nawet załatwił sobie ochroniarzy w postaci Drachmina i Molocha. Udało mu się uciec z czeluści przez portal, trafiając do grobowca armii Smoczego Króla. Przywrócona do życia dałaby możliwość zdobycia świata. W tym celu sprzymierza się z Shang Tsungiem, gdzie razem zabijają dwie znaczące przeszkody: Zmęczonego wojną Shao Kahna i mistrza turnieju....Liu Kanga. Niestety, to wydarzenie wzbudziło gniew wśród fanów. W tym mnie, ale z czasem spoglądam na to wydarzenie innym okiem. Teraz mogą zrealizować swój plan, jednak nie uwzględniają jeszcze jednej przeszkody. Mianowicie Raidena, który zrzekł się tytułu Starszego Boga i zaczął zbierać pozostałych przy życiu wojowników z zamiarem powstrzymania wroga.
Wśród starych postaci są: Scorpion, obecnie wielki mistrz Lin Kuei Sub-Zero, Raiden, Sonya Blade, Johnny Cage, Jax, Kitana, Shang Tsung, Kung Lao, Quan Chi, Kano, Reptile (swoją drogą co mu się do cholery stało z wyglądem ?!) i Cyrax. Nowe postacie wzbudziły mieszane odczucia. Głownie przez brak klimatu serii. Są to: mistrz sztuk walki i alkocholik Bo' Rai Cho, Li Mei, członkowie klanu Red Dragon Mavado i Hsu Hao, wampirzyca Nitara, ślepiec Kenshi, uczennica Sub-Zero Frost i demon Drachmin (Moloch jest subbossem) oraz dwie ukryte postacie: Mokap i znaczący dla przyszłych części Blaze. Ponownie bossowie są żałośni. To tylko Shang Tsung i Quan Chi. Ponownie grywalni od samego początku i słabi. Jednak nie wszystkie postacie są dostępne od początku i trzeba resztę odblokować. Wtedy spotkało się to ze sporym oburzeniem. Dzisiaj nie wiem jak zostałoby to przyjęte, ale pewnie dużo cieplej niż ogłoszenie ich jako postacie DLC. Ja sam lubię odblokowywać postacie w bijatykach. Nawet te, którymi nie będę grać.
Dobra, dobra. Zanim ktoś mi powie, że przecież to wygląda jakbym lubił tą grę, to jeszcze raz przedstawię co w tej grze mnie wkurzało. System walki lubię, ale potrzebuje sporo szlifów, kilka nowych postaci (głównie Mokap, Hsu Hao, Nitara i Frost), tryb konquest, kilka założeń fabularnych, żałosne Fatality oraz brak wersji na PC. Tak, Mortal Kombat z czasów PS2, XBOX i Gamecube nie zostało wydane na PC. Co jest głupie i kompletnie nie rozumiem dlaczego postanowiono olać rynek PC. Dzisiaj te gry mogłyby być ponaprawiane, pozmieniane graficzne, a tak są w takiej formie, jakie są. To moje największe zarzuty. Nie uważam tej gry za crapa czy dobrą grę. Jest przeciętna do bólu. Niespecjalnie chce mi się wracać do tej gry. Nie jest to najgorsza odsłona z części na 6 generację konsol, ale definitywnie należy do tych słabszych.
Mortal Kombat: Deception
Mortal Kombat Deception poszło dalej i ponaprawiało wiele problemów Deadly Alliance. Nie była to gra, która sprowadziła starszych fanów z powrotem, ale była dużo lepsza od Deadly Alliance. Sam wspominam Deception bardzo ciepło, choć daleko jej do najlepszych. Jak zatem zmieniła się rozgrywka ? Wydaje się szybsza od poprzedniczki. Albo postacie faktycznie poruszają się szybciej, albo to areny są takie małe. Postacie mają troszkę inaczej dobrane style, mają więcej ruchów oraz....każdy z nich posiada podbródkowy. Bez wyjątku. Wreszcie wszystko na swym miejscu. Biegania niestety nie przywrócono, ale wprowadzono breakery, czyli przełamanie combosa przeciwnika. Areny znów stały się wielopoziomowe, a niektóre pozwalają na korzystanie z broni dodatkowej. Szkoda tylko, że rzadko nam się opłaca ich używać. Przywrócono postaciom po 2 Fatality, a także wprowadzono Hara-Kiri polegające na tym, że pokonana postać sama się wykańcza. Wróciły również Stage Fatalities, ale w postaci pułapek. Jak one działają ? Należy wrzucić do nich wroga, by wygrać rundę.
Zanim przejdę do fabuły to wspomnę o kilku rzeczach. Przede wszystkim to pierwsza odsłona Mortala (nie licząc specjalnej wersji UMK3) z możliwością grania po sieci. Niestety nie dane mi było sprawdzenie jak działa, bo przecież nikt w to już nie gra. Do gry dodano dwa nowe tryby rozgrywki, które są niezłe dla grania....najlepiej po pijaku, bo można nieźle z nich żartować. Chess Kombat to po prostu granie w szachy postaciami, ale z walkami o miejsce na polu. Dziwaczne, ale nawet się sprawdza. Drugim i dość komicznym trybem jest Puzzle Kombat, które jest pojedynkiem opartym na Tetrisie. W dolnej części ekranu naparzają się miniaturowe wersje postaci z gry i naszym zadaniem jest nie przekroczenie linii granicznej. Ten, kto ją przekroczy przegrywa. Gra została wydana również na PSP pod nazwą Unchained…..i ta nazwa nie ma sensu. Uwolnienie ? Rozkucie ? Deception pasuje dużo bardziej. Tam wprowadzono kilka postaci z Deadly Alliance, a także tryb Endurance. Graficznie jest ładnie. Prezentuje się o niebo lepiej od poprzedniczki.
Fabularnie ta gra jest dziwaczna. Bardzo sporo miesza z historią. Zacznijmy od tego, co działo się po poprzedniej odsłonie. W tym momencie gra daje w pysk każdemu, kto myślał, że dobro jak zwykle zwycięża. Tym razem Quan Chi i Shang Tsung stawiają opór i wygrywają. Pozostał już tylko Raiden, który i tak przegrał. Wtem dochodzi do typowego konfliktu złych charakterów. W końcu tylko jedna osoba może władać całą armią. Gdy Quan Chi pokonuje Shanga, pojawia się Onaga, pierwszy władca pozaświata i legendarny Smoczy Król. Ma w zasadzie armię gdzieś, bo przybył po....amulet Quan Chi. Nie każcie mi tylko wyjaśniać jakim cudem on wraca, bo sam tego nie rozumiem. Trójka ,,bohaterów" próbuje powstrzymać władcę i nawet samozniszczenie Raidenie nie jest w stanie pokonać Onagi. Przeskoczmy sobie trochę w przeszłość, bo o przeszłości opowiada Deception w trybie Konquest. Ten nie jest już samouczkiem, lecz prostą przygodówką z ewentualnymi walkami. Głównym bohaterem jest uczeń Bo'Rai Cho o imieniu Shujinko. Dostaje zadanie od Damashiego, emisariusza Starszych Bogów. Ma zebrać dla nich 6 Kamidogu. Przez całą swoją podróż poznaje historię 6 krain: Earthrealm, Outworld, Edenia, Netherrealm, Chaosrealm i Orderralm. Każda z tych krain ma swoje momenty. Poza tym przedostatnim, w którym przebywamy w ramach fabuły tylko jeden raz. Troszkę zmarnowany potencjał. Spotyka na swojej drodze każdą postać z MK i znajduje wszystkie artefakty dopiero po skończeniu 65 lat. I tu dochodzimy do zwrotu akcji, czyli tytułowego oszustwa. Damashi to Onaga, a Kamidogu to sposób na przywrócenie jego potęgi i przebudzenie Jednego Istnienia. Shujinko nie pozostaje nic innego jak powstrzymać Smoczego Króla przed zagładą. Sam bohater jest dziwny. Niby można go lubić, ale często się przechwala i wykonuje zadanie w celu zdobycia chwały. Ale to tylko w trybie Konquest. Sama opowieść jest całkiem przyjemna i stanowi duży krok w kwestii narracji.
Ostatni segment to postacie. I tu trzeba zbesztać twórców, bo zwyczajnie im nie wyszło. Spora część nowych postaci jest inspirowana gośćmi z innych bijatyk np. Street Fighter. Idealnym przykładem jest Kobra będący żałosną kopią Kena z SF. Nieklimatyczne nowe postacie to kiepski pomysł. Zdarzały się wyjątki, ale to tylko wyjątki. Stare postacie to: Scorpion (gość zostaje czempionem Starszych Bogów), Sub-Zero, Jade, Tanya, Sindel, Kenshi, Li-Mei, Kabal, Mileena, Ermac, Bo' Rai Cho, Kabal, Nightwold, Baraka, Shao Kahn, Goro Noob/Smoke (będący jedną postacią i jednocześnie subbossem) oraz 2 kontrowersyjne: Liu Kang i Raiden. Raiden po swoim samobójczym ataku zmaterializował się ponownie na Ziemi. Jego ziemska powłoka została skorumpowana. Wściekły na nieudolność ludzi z Ziemskiego Wymiaru (a zwłaszcza na Shujinko) chce ich ocalić przed nimi samymi niczym Shao Kahn. Czyli śmiercią i torturami. Moim zdaniem Mroczny Raiden jest pewnym odświeżeniem i dużo bardziej wolę takiego boga gromu. Przez charakter, historię i wygląd. Kwestia Liu Kanga jest skomplikowana. Teoretycznie jego duch po wydarzeniach z DA pomagał Ermacowi w zadaniu ocalenia wskrzeszonych starych przyjaciół opanowanych przez Onagę, ale w jakiś sposób udaje się Raidenowi znaleźć go i wmusza do powrotu w jego stare ciało przez nekromanckie łańcuchy i magię. Dzięki temu Liu wraca jako Zombie, co mogło się nie spodobać fanom tej postaci. Ciekawym elementem jest Noob Saibot, który dostaje większy rozwój fabularny. To on jest zamordowanym przez Scorpiona Sub-Zero i bratem ówczesnego posiadacza tej nazwy. Wraz z przemienionym w cyberdemona Smoke'iem planuje stworzyć armię cybernetycznych upiorów i...a jakże, przejąć władzę nad światem. Prawie bym zapomniał o nowych postaciach. Są to: Shujinko, Strażnik porządku Hotaru, członkowie ruchu oporu ze świata porządku Dairou i Darrius, członkowie klanu Czarnego Smoka Kobra i Kira (chyba najgorsze postacie), demon Ashrah i jedyny przedstawiciel świata Chaosu Havik (pierwotnie miał być strojem dla Nooba Saibota). Ponownie połowa postaci jest odblokowana, ale zdobywa się je przechodząc konquest. Bossem tej gry jest Onaga i walka z nim jest męcząca oraz satysfakcjonująca. Jest ciężki do pokonania, trzeba przy nim kombinować oraz nie używać specjalnych mocy z powodu jego odporności.
Ogólne moje wrażenia dzisiaj ztej gry są naprawdę pozytywne. Darzę tą odsłonę (a raczej jej wersję na PSP) pewnym sentymentem, gdyż to przy niej najwięcej czasu przesiedziałem. Oczywiście mówiąc o odsłonach z 6 generacji konsol. Jest solidnie zrobioną bijatyką z paroma błędnymi decyzjami czy niepotrzebnymi trybami. Jeśli już tykać Mortale z czasów PS2/XBOX to najlepiej sięgnąć po Deception.
Mortal Kombat: Armageddon
Taaa. Armageddon to dla mnie sprawa skomplikowana. Głównie dlatego, że to była moja pierwsza gra z tej serii. Ale nostalgia a realizm to co innego. Zatem jak prezentuje się Armageddon ? Jest słabo. Wyraźnie widać lenistwo twórców podczas tworzenia gry. Przykładów można znaleźć wiele. Zaczynając od rozgrywki która....zubożała. Może wspomnę o zaletach. Areny są całkiem spoko i oferują mnóstwo pułapek. Wprowadzono tzw. Air Kombat polegające na tworzeniu combosów w powietrzu. To jest całkiem fajna opcja. Szkoda, że nie skorzystano z niej w późniejszych odsłonach. I na tym koniec pozytywów. Postacie posiadają teraz dwa style walki, co jest dość słabe pod kątem możliwości zrobienia wrogowi kuku. Mniej stylów, mało ciosów. Co prawda postarano się dodać im kilka nowych ruchów (mówię o stylach), ale to nie do końca wyszło. Do tego nie pokuszono się o nowe style, spora część postaci była kopiami poprzednich, a w niektórych przypadkach nic nie zmieniono. Fatality to śmieszy żart. Tworzenie do 62 (lub 63) postaci po 2 czy po 1 było zbyt dużym wysiłkiem dla Midway, więc poszli na łatwiznę i dali nam możliwość zrobienia Fatality po swojemu w Kreate a Fatality. Każda postać robiła te same animacje, nie było nic charakterystycznego dla nich i nie były szczególnie pomysłowe.
Jest również tryb Motor Kombat, którego nie sprawdzałem. To po prostu Mario Kart z postaciami z MK. Na pochwałę zasługuje możliwość stworzenia swojej własnej postaci. To jest do tej pory jedyna gra z taką możliwością. Można zrobić go na różne sposoby, dać mu styl i broń, umiejętności itd. Jest co wybierać, szkoda tylko, że Fatality brak.
Na sam koniec fabuła, która ogólnie jest taka sobie, żeby nie powiedzieć słaba. Wszystkie dobre i złe postacie zbierają się na jakiejś pustynii/kanionie, gdzie ma dojść do Bitwy Armageddonu, która ma spowodować koniec świata. Z tego powodu pojawia się Piramida Argusa jako szansa ratunku przed zagładą. Na jej szczycie znajduje się Blaze, którego pokonanie zapewni wielką potęgę. Tylko jeden wojownik może go pokonać. Pozostali zginą. I tu pojawia się zgrzyt. Co zrobić, by umieścić fabularnie wszystkie postacie ? Wyjaśnić to w bardzo leniwy sposób. Klony, wskrzeszenie, przeżycie czegoś w dziwaczny sposób (np. Jarek i Quan Chi). Tylko kilka postaci powracających ma jakieś ciekawe wyjaśnienia. Skoro mowa o fabule to tryb Konquest jest jeszcze lepszy niż w Deception i w sumie mógłby być osobnym produktem. Jest to Action-Adventure. Są w nim również elementy Głównym bohaterem jest syn Argusa, Taven, który wraz z bratem Deagonem zostali uśpieniu do momentu zbliżającej się apokalipsy. Deagon jednak budzi się za wcześnie i zaczyna obmyślać plan mający zniszczenie swego brata. To prezentuje się dużo ciekawiej niż pozostała część historii. Bossem tej gry jest właśnie Blaze, który sam może być grywalną postacią. Jest całkiem spoko, ale jego animacja umierania.....Żywiołak ognia pali się i wybucha. Powtórzę: PALI SIĘ I WYBUCHA.
Armageddon to słaba gra, ale nie najgorsza w serii. Ma parę dobrych elementów, ale to nie ratuje widocznego lenistwa. Pozbycie się normalnych fatality, taka sobie fabuła czy pogorszenie rozgrywki jest niewybaczalne. Jeśli już wypada tą grę przejść, to tylko dla trybu Konquest. On jest prawdopodobnie najlepszym elementem w tej odsłonie. Co do reszty ? Sprawdzić z ciekawości. Kiedy pierwszy raz tknąłem Mortal Kombat, zaczynając od tej właśnie odsłony to pamiętałem ją pozytywnie. Dopóki nie zrobiłem pierwszego "Fatality". Byłem tak przerażony, że bałem się podejść do konsoli w celu jej wyłączenia. Dzisiaj grając w to nieźle się zawiodłem, lecz niestety, dalej mam radochę z grania w Armageddon i nic na to nie poradzę. To takie moje guilty pleasure.
Mortal Kombat vs DC Universe
Tą odsłonę uważam za najgorszą w serii ! Nie Armageddon, tylko MKvsDC. Tak na szybko, bo bardzo nie lubię tej odsłony. Mechanicznie jest ok. Trochę taka mieszanka elementów z odsłon na PS2 i z automatów. Combosy w zasadzie tworzymy jak w czwórce, czyli jedna kombinacja niemal działa u wszystkich postaci, co trochę psuje radochę z poznawania postaci. Ruchy specjalne zostały i wykonane są całkiem nieźle. Wprowadzono również QTE gdy chwytamy przeciwnika i podczas przemieszczania się pomiędzy arenami. Te są wykonane całkiem spoko i potrafią spuścić ostry wpier**l przeciwnikowi. Można by rzec, że za ich pomocą można nawet skończyć walkę nawet nie się starając. Największą wadą tego Mortala jest cenzura. Jest to gra oparta również na komiksach DC, przez co Midway musiało stonować brutalność. Krwi leje się bardzo mała ilość. Natomiast Fatality zostały ocenzurowane. OCENZUROWANE. Wiecie, można było narzekać na Kreate a Fatality, ale były jakkolwiek brutalne (np. można było wyrwać serce czy głowę). Tutaj tego nie ma. Prawie nie ma w nich krwi, najbrutalniejsze polegają na spaleniu przeciwnika czy wybuchu z lodu. Postacie DC mają za to ,,Heroic Brutality", które jedynie obezwładniają przeciwnika. To wypada trochę lepiej, bo fajnie prezentuje umiejętności DC, ale nadal.....są takie sobie. Poniżej prezentuje wam wszystkie ,,Fatality" w tej grze i napiszcie które waszym zdaniem jest najbrutalniejsze.
Fabuła jest dziwna. Łączy ona uniwersum Mortal Kombat i DC tylko jednym wydarzeniem. Połączeniem Shao Kahna i Darkside'a. W wyniku tego obydwa światy zaczynają się scalać ze sobą. I tak bohaterowie ze sobą walczą w naprawdę dziwacznych momentach, czasem walczą ramię w ramię by w końcu stoczyć ze sobą wielką bitwę...która i tak wyszła średnio. Po prostu można historię skrócić w kilku słowach. Światy się scalają, bohaterowie DC i MK ze sobą walczą by ostatecznie zmierzyć się ze sprawcą tego wszystkiego - Dark Khanem. I czy ja jestem jedynym człowiekiem, któremu nie podoba się ten design ? Wygląda jak jakiś żywiołak ziemi z czaszką na mordzie i ognistymi elementami. Nie posiada fatality, jest wymagający w cholerę a jego animacja śmierci jest żałosną kalką poprzednich animacji. Wybór postaci składa się z 11 wojowników DC: Batman, Superman, Catwoman, Deathstroke, Joker, Capitan Marvel (znany dziś jako Shazam), Wonder Woman, Darkseid, Lex Luthor, Flash i Green Lantern oraz z 11 wojowników MK: Raiden, Kitana, Liu Kang, Scorpion, Sub-Zero, Shao Kahn, Kano, Shang Tsung, Sonya Blade, Jax i Baraka.
Co tu mam do powiedzenia....To jest słaba gra. Gdyby Midway nie zawiązałoby umowy z Warner Bros i DC to dostalibyśmy normalnego MK 8. A tak powstało to. Sam koncept gry jest dość dziwny. Jeśli kupuje się Mortala to oczekuje się krwi i flaków. Tego tu nie ma. Easter Eggi czy sekrety ? Nie ma. Dodatkowe postacie ? Nie ma. Tylko Shao Kahn i Darkseid jako nagroda za skończenie historii stronami MK i DC. Sama gra jest nudna. Grając w nią jawnie czułem, że marnuję czas. Ale chciałem skończyć, gdyż wypadałoby skończyć oficjalnie ósmą odsłonę tej serii. Niestety ta gra jest ósmą odsłoną i można to odkryć już po numeracji (MK z 2011 jest nazywane 9, X to inaczej 10 a 11 to 11). Zatem tą odsłonę uważam za najgorszą. To jedyna część, przy której nie chciało mi się grać. Armageddon może i było słabe, ale dawało mi więcej frajdy niż to.
Mortal Kombat (2011)
Dziewiąta odsłona jest wreszcie tym, czego oczekiwano od tej serii. Sam lubię tę grę i uważam ją za naprawdę dobrą, ale z tych nowszych Mortali uważam za najsłabszą. Najpierw rozgrywka. Ta przywróciła Mortala w 2D i to był chyba jeden z najlepszych wyborów. MK 9 ponownie stało się tym, przez co była kochana przez fanów odsłon automatowych. Tylko zamiast ciosów niskich i wysokich mamy atakowanie inną kończyną: lewą nogą, prawą nogą, lewą ręką i prawą ręką. Nie ma już ograniczeń w postaci stylów. Combosy zostały, lecz każda postać ma je inne. Walka została oparta ponownie na mocach specjalnych i właśnie na ciosach służących żonglowaniu przeciwnikiem. Ważnym elementem jest wprowadzony pasek Special, który zapełnia się przez otrzymywanie obrażeń lub wykonywanie ruchów specjalnych. 1/3 pozwala na ulepszenie ruchu specjalnego, 2/3 na breakera, a cały pasek pozwala na użycie X-Raya pokazującego jak nasza postać niszczy zewnętrznie i wewnętrze przeciwnika. Do tego zadaje masę obrażeń. Walka jest wykonana solidnie, lecz....jest powolna. I to jedyne co mogę jej zarzucić. Bieganie naprawdę by się przydało a postacie bardzo powoli się poruszają. Do tego momentami wydaje się drętwy i sztywny, przez co może odrzucić część graczy. Przy wykończeniach można się nieźle pobawić. Po 2 Fatality dla każdego, część wojowników ma nawet klasyczne Fatale, wróciły też Babality, które są całkiem zabawne. Jest brutalnie mrocznie, lecz....nie lubię Fatali z dziewiątki. Głównie dlatego, że były mało kreatywne. Polegały na rozrywaniu, cieciach, wyrywaniu kończyn itd. I to mój jedyny zarzut. To są dobre i brutalne fatality, ale duża część jest mało kreatywna. Graficznie ta gra miażdży konkurencję. Nie potrafię wyobrazić sobie ładniejszej bijatyki na X360/PS3.
Przed nami najsłynniejszy element Mortala 9, czyli kampania. Sama w sobie jest całkiem fajną opowieścią. To po prostu opowiedzenie historii z pierwszych 3 gier na nowo z kilkoma zmianami np. uratowanie smoke'a przed cybernetyzacją czy wprowadzeniem do tej historii Quan Chi. Fabularnie było całkiem spoko. Oczywiście pojawiały się sztuczne dialogi i jakieś idiotyczne nieporozumienia (prawda, Jax i Cage ?), ale to było lepsze niż wszystko, co było w innych bijatykach. Soul Calibur V nie miał kampanii, Tekken 6 niby coś miał, ale to był bardziej tryb Tekken Force z doczepioną fabułą, Marvel vs Capcom nie miał kampanii. Szanuje Netherrealm Studios (w sumie to i tak ci sami goście co w Midway) za nie. Są pewnym wprowadzeniem do rdzenia gry, czyli drabinek, online i innych trybów. Szanuje, że komuś chciało się napisać taką opowieść i postacie, które formalnie służą jedynie do naparzania się. Miały swoje charaktery i miały swoje relacje między sobą. Twierdzę, że każda bijatyka powinna coś takiego dostać zamiast suchego tekstu bez cutscenek czy dania tych wszystkich postaci by gracz sam się z nimi męczył bez żadnego wyjaśnienia. Takie kampanie to podchodzenie do gracza z szacunkiem. Ogólnie Story Mode tego Mortala był bardzo podobny do filmu kinowego. Był kiczowaty, ironiczny, momentami widać było, że twórcy do końca nie wiedzieli co chcą zrobić z postaciami i jak to zacząć, lecz wszystko zostało lepiej zrobione niż film. Sam oglądałem go całkiem niedawno i jest jak na filmy oparte o gry całkiem niezły, ale nie jakoś specjalnie dobry. W grze pojawiają się wszystkie postacie z odsłon 1-3 plus Quan Chi i Cyber Sub-Zero. Jest to również pierwsza gra z postaciami DLC, gdzie z czasem będzie to już normalny element w bijatykach. Skarlet, Kenshi, Rain, Freddy Krueger oraz w wersji na PS3 Kratos. Łącznie 32 postacie. Subbossami są Shang Tsung oraz Goro lub Kintaro. W finale zmierzymy się z Shao Kanhem i tu pojawia się dziwny element gry. Mortal Kombat 9 ma i w Story, i w Arcade skoki poziomu trudności, a Imperator to psychopata nie dający nam odpocząć. Walka jest z nim męcząca, lecz satysfakcjonująca.
Gra wprowadza również wiele elementów, które zniknęły przez te lata. Test Your Might i Test Your Sight ? Są, a dodatkowo dodano jeszcze kolejne 2 minigierki. Test Tour Strike będące czymś w rodzaju Test Your Might, ale z wbiciem się w odpowiedni punkt. Test Your Luck to walka z losowymi modyfikatorami. Wróciły również sekretne walki. Mamy przyjemność zawalczyć z Jade, Noobem, Smoke'iem i Reptilem w ich klasycznych formach. Każdy ze swoimi wymaganiami. Można przechodzić wieże dwoma postaciami. Krypta służy do odblokowywania strojów, fatality, muzyki, grafiki koncepcyjnej itp. Jest również specjalna wieża składająca się z 300 walk. Oferuje różnorakie wyzwania konkretnymi postaciami, raz można zawalczyć jako Goro, finałowa walka jest bardzo wymagająca, a nagroda za nią jest w sumie zależna od tego czy lubimy grać Mileeną. Tryb online pozwala nam zawalczyć rankingowo, zwyczajnie, zmierzyć się w Władcach Igrzysk, tworzyć pokoje itd. Jest mnóstwo rzeczy do roboty.
Mortal Kombat 9 to świetna bijatyka. W momencie premiery była jedną z najlepiej ocenianych nawalanek w historii. Sam zagrywałem się w nią do premiery X. A w zasadzie do moich urodzin, gdyż nie miałem wtedy konsoli PS4/XONE i czekałem na wersję X360/PS3, która ostatecznie została anulowana. Reboot jest i będzie jedną z najważniejszych mordobić w moim życiu. Nawet jeśli ma wady, nie zmienię swego zdania. Troszkę gorsza od następnych części, ale dalej trzyma swój poziom. Będę do tej gry tak często wracał, jak tylko mogę.
Mortal Kombat X
Mortal Kombat X w moim osobistym rankingu walczy z jedenastką o tytuł mojej ulubionej odsłony MK. Uwielbiam dziesiątkę. Pamiętam moment, gdy dostałem wersję XL na urodziny. Była to wtedy najbardziej oczekiwana przeze mnie produkcja. Gra się w to bardzo dobrze. To jest po prostu rozwinięcie elementów poprzednika. Pasek Super został bez zmian. Zapożyczono również kilka elementów z Injustice. Mianowicie interakcję z otoczeniem. Jest możliwość rzucenia jakimś przedmiotem, wybicia się z niego, uderzenia o niego itd. Do gry wróciło bieganie, dzięki czemu znów gra się w to agresywniej, a walka nabrała jeszcze większego tempa. Mówiąc w skrócie: Mortal Kombat X jest bardzo szybką bijatyką. Z mieszanym odbiorem spotkało się podzielenie postaci na 3 warianty. Każdy z nich oferuje inne umiejętności czy combosy. Można zatem pokombinować z nimi wiele rzeczy, są bardzo ważne dla strategicznego podejścia do walk i w zasadzie nie powinny tak bardzo przeszkadzać graczom, choć znajdą się wyjątki. Bohaterowie mają teraz własny ciężar. Duże postacie poruszają się wolniej, mniejsze są dużo szybsze. Ogólnie mówiąc walka stała się bardziej nastawiona na ,,probijatykowca". I tu przechodzimy do Fatality, które są....wow. Definitywnie X bawi się przy Fatality dużo lepiej niż poprzedniczka, dzięki czemu mają teraz swój własny styl. Mianowicie to wymieszana absurdalność z przerysowaną brutalnością i niekiedy elementami humorystycznymi. Takie Fatality lubię najbardziej. Problem ? Tylko to, że nie wszystkie są takie brutalne czy zabawne. Idealnym przykładem jest Erron Black, gdzie jego pierwsze wykończenie jest kreatywne, ale niezbyt brutalne. Albo drugie Kano polegające na wbiciu noża w łeb i gardło, gdzie potem ofiara upada i nabija się na nie jeszcze bardziej. Nie mówiąc o pierwszym Fatality Predatora z DLC. To po prostu żenada. Przywrócono również Brutality. Teraz by je wykonać potrzeba spełnić kilka wymagań. Niekiedy są lepsze od Fatality, a niekiedy gorsze. W wersji XL przywrócono Stage Fatality oraz kilku postaciom klasyczne Finishery. Pojawił się dwa nowe wykończenia związany z innym, nowym elementem.
Przejdźmy do tego nowego elementy, nim rozprawimy się z kampanią. Mianowicie frakcje. Każdy nowy gracz wybiera na start jedną z 5 frakcji, dla których będzie grać. Każda wygrana walka zwiększa doświadczenie w niej, a sama frakcja dzięki nim zdobywa wyższe miejsce na rankingach. Im wyższe miejsce, tym więcej kasy dostaniemy. O niej za momencik. Szczerze powiedziawszy można ją totalnie olać. Z drugiej strony za level frakcyjny dostaniem nowe wykończenia, Faction Kill. To po prostu dużo mniej efektywne Fatality za pomocą elementów charakterystycznych dla frakcji np. śmiertelna kosa z frakcji Bractwa Cienia czy laser śmierci z Czarnego Smoka. Niestety nie ma już wielkiej wieży wyzwań, a za to są żyjące wieże, które różnią się od siebie czasem na przejście i modyfikatorami. Troszkę słabe, ale dalej fajne. W zamian w klasycznych wieżach dostajemy przetrwanie, walkę bez końca i calutką wieżę poświęconą Test Your Might. Są też potyczki Test Your Luck, ale teraz modyfikatory trzeba odblokowywać w krypcie. A krypta jest super. Można w niej za żetony zdobyć ukryte fatale, brutale, grafiki koncepcyjne, kostiumy (które można zdobywać też w inny sposób), muzykę, modyfikatory itd. Przypomina trochę stare RPGi, trzeba zbierać przedmioty by odblokować nowe tereny do eksploracji, a co jakiś czas zaatakuje nas stwór, którego najlepiej załatwić by zdobyć kasę. To wiąże się z pewnym problemem. Mianowicie żetonów zdobywamy w ciągu walk i wież bardzo mało, a ceny w niej są chore. Co niestety wiąże się z mikrotransakcjami, gdzie możemy kupić od razu całą kryptę lub żetony łatwego Fatality. Słabe, ale polecam zacisnąć zęby i samemu wszystko odblokować. Ostatni element to aspekt sieciowy. Co jakiś czas pojawiają się inwazje ze swoimi wieżami i bossami, a także sekretnymi walkami. Przechodzenie ich poprawia ranking frakcji oraz dostarcza nam żetony. Trybów multi jest sporo i można pobawić się w nim na wiele sposobów. Walki zwykłe, rankingowe, tworzenie pokoi w celu znalezienia przeciwnika, władcy igrzysk, hardcorowa wersja władcy igrzysk, kto pierwszy skończy wieżę....jest sporo rzeczy do zrobienia i przeszkodą mogą być okazjonalne problemy z połączeniem.
Graficznie jest przepięknie. Jezu jak ta gra wygląda dobrze. Efekty cząsteczkowe powalają, pioruny Raidena faktycznie wyglądają jak pioruny, ogień powala czy śnieg na arenach. Do tego świetnie wygląda krew. Mam dziwne wrażenie, że MKX momentami wygląda lepiej od MK11, a zwłaszcza przy elementach cząsteczkowych. Modele postaci są bardzo dobrze zaprojektowane....i chciałbym przerwać tą wypowiedź, gdyż głowa Kotal Kahna wydaje się mniejsza od jego całego ciała. Stylistyka gry jest kompletnym przeciwieństwem kolorowej dziewiątki. Tutaj jest szara, zimna, brudna, dużo bardziej postawiono na realizm. Widać to również w arenach, gdzie nie dzieje się tyle rzeczy na ekranie.
Wisienka na krwawym torcie. Fabuła, która może podzielić graczy. Sam ją lubię, ale mam wobec niej trochę zastrzeżeń. Gra wzoruje się na wydarzeniach z czwórki. Po pokonaniu Shao Kahna (przez Raidena) nasz świat zostaje ponownie zaatakowany przez Shinnoka i jego armie Czeluści z upiorami na czele. Są nimi postacie zabite przez Sindel w dziewiątce oraz przypadkowo zabity przez Raidena Liu Kang. Upadły Bóg zostaje pokonany, Scorpion, Sub-Zero i Jax odzyskują swoje ludzkie postacie i przez 20 lat panuje spokój. Po tych latach Quan Chi obmyśla plan powrotu swego pana. Potrzebuje jego amuletu, którego używa Mileena w celu obalenia Kotal Kahna. Do imperatora przybywają nowi rekruci sił specjalnych, nowe pokolenie starszych wojowników: Cassie, Jaqui, Kung Jin i Takeda. Tworzą sojusz do czasu pokonania córki Shao Kahna. Kotal zdradza ich, zachowuje amulet dla siebie, który zostaje ukradziony przez D'Vorah. Cassie i jej paczka uciekają, Kahn szykuje atak na Ziemię, a w międzyczasie Siłom Specjalnym udaje się schwytać Quan Chi. Ten niestety zostaje zabity przez Scorpiona, który dowiedziawszy się kto tak naprawdę zgładził jego klan i zawiązawszy sojusz z Sub-Zero planował zemstę. Shinnok zostaje jednak uwolniony, porywa Johnnego Cage'a (podczas pierwszej inwazji skopał mu dupsko), pokonuje zmęczonego walką z upiorami Raidena i zatruwa esencję Ziemi, stając się Skorumpowanym Shinnokiem. Tego pokonuje Cassie, Raiden ratuje Jinsei (esencję Wymiaru Ziemskiego) i wszystko wraca do normy....poza bogiem gromu, który w wyniku spaczenia staje się zły, przysięga chronić ludzkość śmiercią i torturami, a w wyniku dowodu jego czynów pokazuje nowym władcom Czeluści głowę nieśmiertelnego Shinnoka mówiąc, że są gorsze rzeczy niż śmierć.
Fabuła jest całkiem nieźle napisana, kapitalnie wyreżyserowana, choreografia walk robi wrażenie, pojawiają się starsze postacie, a sama historia jest przerywana walkami (w tym z postaciami niebędącymi grywalnymi) i elementami QTE, które tutaj całkiem nieźle je zrobiono i nie są nudne jak w Injustice. Słaba jest końcówka gry. Brakuje jakiegoś pier***nięcia na koniec, momentami poziom trudności nie wie czy ma nam serwować trudne czy łatwe walki, a fanom nie spodoba się śmierć Baraki i Mileeny. Ja z tym nie mam problemu. Czemu ? Mileeny nigdy nie lubiłem. Od samego początku. Natomiast Baraka.....ma gość fajne umiejętności i walczy się nim w innych grach super, ale fabularnie jest beznadziejną postacią. Gość przegrał wszystkie swoje walki i w służy jako worek treningowy. A mówię o wszystkich liniach czasowych. Jedyne co mu się udało to tylko atak na klasztor Shaolin w dziewiątce i dwójce. Dobrze, że w 11 zrobiono z nim coś ciekawego i naprawił swoją reputację. Ostatnim bossem jest właśnie Skorumpowany Shinnok. Daje w kość, ale poziom Shao Kahna niestety to nie jest. Zdarza się momentami, że walka z nim jest banalnie słaba. Dużym zawodem dla graczy może być ustawienie rodziny Cage-Blade jako głównych bohaterów. Sam z tym nie miałem żadnego problemu, gdyż warto zwrócić uwagę na inne postaci niż tylko Liu Kang. Sporym problemem gry jest niedopowiedzenie w kilku aspektach fabularnych. Chyba najbardziej znanym przypadkiem jest Sub-Zero, który w 9 był cyborgiem, a tutaj jest znów człowiekiem. Widzicie problem jest wtedy, gdy gra pojawia się w innych mediach niż w grach. Przed premierą (lub po, nie jestem pewny) wydana została seria komiksów mająca wprowadzać nas do historii Mortal Kombat X. Tam jest wyjaśnione jak Sub-Zero odzyskał ciało, co działo się z postaciami, czemu Sub-Zero posiada bliznę itd. Ogólnie komiks jest całkiem spoko i robi wiele ciekawych elementów. Wprowadza również na pierwszy/ drugi plan postacie dawno niespotykane w grach, np. Reiko czy ustawiony jako główny przeciwnik Havik. Polecam przeczytać, kreska jest piękna.
Ale czym byłaby bijatyka bez postaci ? Tutaj gracze podzielili się oczywiście na trafione i nietrafione pomysły. Powracające postacie to: Scorpion, Sub-Zero, Johnny Cage, Liu Kang, Kung Lao, Kitana, (w ogóle ona, Liu i Lao mają wygląd, który pokazuje co by było, gdyby przeżyli), Jax, Sonya Blade, Ermac, Kenshi, Kano (z jakiegoś powodu ciągle go pchają), Shinnok (który jest w tej grze świetnym antagonistą i szkodzi mu jedynie krótki czas antenowy), Raiden, Reptile, Quan Chi i Goro (subboss i postać DLC). One zostały zrobione bardzo dobrze (poza posiadającym mało ruchów Kano i niestety z tym samym problemem Shinnok) i są dalej uwielbiane przez graczy.
Mieszanie wypadły nowe postacie: Cassie Cage (córka Johnny'eg i Soni), Takeda Takahashi (syn Kenshi'ego), Kung Jin (kuzyn Kung Lao), Jaqui Briggs (córka Jaxa), władca Pozaświata Kotal Kahn, najemnik Erron Black, para Ferra/Tor, robal....to znaczy D'Vorah. Tu gracze bardzo polubili postacie pochodzące z Zaświatów...z wyjątkiem D'Vorah za zabicie Mileeny i Baraki, chociaż fajnie się nią grą. Za to bardzo nie przypadli im do gustu nowe pokolenie wojowników z sił specjalnych, uważając ich za gorsze wersje swych krewnych oraz za postacie nijakie. I w sumie zgodziłbym się z nimi.....z wyjątkiem Takedy, który na tle tej czwórki wypada chyba najlepiej. Ciekawy moveset (chociaż Cassie też go ma, ale brakuje jej magii rodziców), wygląda na połączenie sił specjalnych z Shirai Ryu (jego drugi strój jest oparty o jego strój z klanu) czy sama historia, która ma swój mały wątek związany nie tylko z Shirai Tyu, ale też z Czerwonym Smokiem i Daegonem. Jak tu go nie lubić ?
Do gry wprowadzono również Kombat Pack 1 i 2. W nich składają się skórki dla postaci oraz postacie DLC. O tym, że to zmora w bijatykach nie trzeba pisać. Kogo tu wprowadzono ? W pierwszym Kombat Packu jest ninja władający ziemią Tremor, Tanya z kampanii (swoją drogą najsłabsza postać DLC), Jason Voorhees z Piątku 13-ego (moja ulubiona postać DLC w tej grze) oraz Predator z serii filmów....Predator oraz Obcy kontra Predator. W drugim Kombat Packu są Bo' Rai Cho (który pod kątem walczenia nim przypomina momentami postacie z Tekkena), Triborg (Cyrax, Smoke, Sektor i Cyber Sub-Zero w jednym ciele), Leatherface z Teksańskiej Masakry Piłą Mechaniczną i Obcy z serii filmów o tym stworze (W ramach tego uniwersum Twarzołap dopadł Tarkatana, przez co posiada ruchy Baraki). Postacie z filmów został dobrze przyjęte przez graczy. Te z Mortala wypadły różnie. Ja lubię każdą postać z wyjątkiem Tany'i.
Mortal Kombat X uważam również za świetną i lepszą od dziewiątki. Najlepsza raczej nie jest, ale jest bardzo wysoko na liście moich ulubionych bijatyk. W sumie ma to samo miejsce co gra poniżej. Jestem świadom jej wad oraz pewnych elementów nielubianych przez graczy, lecz nie odbiera mi radochy grania w nią. W sumie gram w nią cały czas na PC. Na naprawionej wersji oczywiście. Mam jeszcze swój pierwszy egzemplarz na PS4 i do niego również często wracam. Może to już choroba grać w tą samą grę na kilku platformach ? Chociaż w Wieśka sporo osób zagrała na więcej niż jednej platformie, więc to może normalne.
Mortal Kombat 11
Bez zbędnego pier*olenia. Uważam Mortal Kombat 11 za najlepszą odsłonę w serii. Nie jestem pewien tylko, czy osobiście wolę tą grę czy dziesiątkę. Jak jest coś najlepsze to może być i ulubione, ale nie musi. Tutaj mam dylemat. Kiedyś ostatecznie ustalę jaką część wolę dużo bardziej. Rozgrywka nowego Mortala wciąż jest bardzo dobra. Nie jest już tak szybka jak dziesiątka (nie ma też biegania), ale nie tak powolna jak dziewiątka. To jest idealne wyważenie tempa tej gry. Walka dalej polega na tych samych elementach co poprzedniczki i ponownie jest ewolucją tego, co dostaliśmy poprzednio. Pasek special został teraz zmieniony. Sam się wypełnia i został podzielony na wzmacnianie ataków i elementy związane z interaktywnością. Tak, dalej można używać przedmiotów z aren. X-Ray został zastąpiony dwoma nowymi ruchami. Crushing Blow (inaczej miażdżące ciosy), który jest wzmocnioną wersją kontrataku i można go wykonać tylko raz. Ilość tych ciosów zależy od postaci. Drugim ruchem jest Fatal Blow, który działa bardzo podobnie jak X-Ray, lecz jego też można wykonać raz i tylko wtedy, gdy nasz poziom zdrowia wynosi mniej niż 30%. Wyraźnie widać, że gra jest jeszcze bardziej skierowana dla profesjonalistów. Jest mnóstwo ,,menusów" z informacjami na temat ciosów, ile klatek ma konkretny ruch, w którą część ciała atakuje itd. Co tylko jest na plus. Fatality są naprawdę dobre. Ciągle mają swój charakterystyczny styl, są brutalne, momentami zabawne, odrażające i pomysłowe. Ubóstwiam gościa, który wymyślił obydwa Fatality Johnny'ego Cage'a. Idealnie pokazują charakter postaci oraz kreatywność w jego głowie. Bawi nawet szczegół, że każdy żart aktora jest w drugim Fatality inny. Wyraźnie widać jak twórcy się nimi bawią. Wracają Brutality w niezmienionej formie, wraca Quitality, wraca nawet Mercy, które często jest wymagane do jakiegoś Brutala. Naprawdę nic nie mam do zarzucenia walce. Nawet brak biegania jest tu znośny.
Teoretycznie są jeszcze warianty, ale to wiąże się z innym elementem. Personalizowanie postaci. Możemy zmieniać ich wygląd strojami, zmieniać ich kolory (samych strojów jest 60), zmieniać charakterystyczne elementy jak maski czy kapelusze, jest możliwość modyfikowania stylów czy tworzenia swoich własnych. Polega to w zasadzie na tworzeniu nazwy, ikony i dodawaniu/usuwaniu ruchów specjalnych. Do dyspozycji mamy ich sporo. I to u każdej postaci. Jest też opcja zmiany głosu komentatora. Może nim być główny boss gry, Johnny Cage, Raiden oraz Shao Kahn. Nie dość, że mamy sporo narzędzi w pojedynkach, to jeszcze Netherrealm oferuje nam mnóstwo możliwości do ,,przebierania" swych postaci bez wpływu na rogrywkę. Same nowe przedmioty odblokowujemy poprzez walkę, wieże i kryptę (o której na koniec). Świetna sprawa.
Graficznie wygląda bardzo ładnie. Kolorystyka jest żywa i ciepła. Dużo bardziej przypomina tą z dziewiątki, choć i ta z dziesiątki się znajdzie. Ma moim zdaniem trochę mniej szczegółów, ale i tak gra wygląda pięknie. Klatkarz jest stabilny. Jest 60 fps w czasie walki, lecz dalej z jakiegoś powodu ma 30 fps w Fatality, Fatal Blow i w Story. Zwiększenie detalów, rozumiem, ale na tym silniku da się zrobić to wszystko w 60 klatkach. Szkoda trochę, że nie pokuszono również o jakieś ślady po walce. W 9 widać było mięśnie, kości czy całe gałki oczne, lecz to było troszkę przesadą. X miała różne ślady po uderzeniach i cięciach. Tutaj niestety tego nie ma, ale to tylko moje czepialstwo. Twarze postaci wyglądają fajnie. Tryb sieciowy ma trochę mniej opcji od dziesiątki, ale dalej jest tego sporo. Rankingi, zwykłe walki, pokoje, Władca Igrzysk, potyczki AI czy Liga Kombat. Można się nieźle pobawić. W trybie jednoosobowym również jest sporo rzeczy. Poza klasycznymi wieżami rodem z X mamy wieże czasu będące rozwinięciem żyjących wież i działają trochę jak multiwersa z Injustice 2. Każda wieża ma swoje wymagania, inne modyfikatory, polega na czymś innym itd. Za ich kończenie można zdobywać wstępy do walk, pozy końcowe, kostiumy, przedmioty, brutality, drwiny....nie nadążam. Mnóstwo rzeczy.
Wraca również kampania. Japończycy powinni uczyć się robienia kampanii od Netherrealm i chyba powoli zaczynają łapać ten trend. Dragon Ball FighterZ oferuje kampanię z zupełnie nową historią i nie posiada linijek tekstu. Tekken 7 posiada również kampanię w stylu MK, ale ten fragment tekstowy niestety został. Soul Calibur VI....no nie. Jakkolwiek lubię historię tej gry, tak dalej jest opowiedziana w ten żałosny sposób. Nie wiem jak wygląda w tym przypadku nowe Smash Bros czy inne niedawno wydane bijatyki na podstawie anime. Mówiąc to mam na myśli One Punch Mana. Fabularnie jedenastka jest zamknięciem historii rozpoczynającej się w dziewiątce oraz nawiązuje do dużo starszych odsłon. Zmiany czasu Raidena zwróciły uwagę Kroniki, która postanawia cofnąć czas do samych początków, by ,,stworzyć nową erę". Do tego planu przyłączają upiory z MK X oraz przywołuje młodsze wersje postaci do teraźniejszości i stara się by ich przyłączyć do siebie. Więcej nie zdradzę, bo spoilery. Kronika jest ciekawym antagonistą, którą jawnie można nienawidzić. To pierwsza kobieta będąca bossem w serii i kolejna ze Starszych Bogów do pokonania. Pojedynek z nią jest pomysłowy i fajnie pokazuje jejJest ciężka, lecz bez przesady.Historia w tej grze może nieźle podzielić graczy i fanów. Nie zmienia to jednak faktu, że jest dobrze napisana, genialnie wyreżyserowana, dobrze zrobiona pod kątem choreografii walk i pracy kamery, sztuczności jest już mniej, fajnie wprowadza nowe postacie, trzyma momentami w napięciu, a czasem rzuci jakimś żarcikiem. Powinna również zadowolić osoby, którym nie spodobało się ustawienie rodziny Cage-Blade jako głównych bohaterów. W kampanii zdarzają się elementy rozczarowujące np. potraktowanie Nooba Saibota czy Mrocznego Raidena. Jest też mnóstwo epickich elementów i ciekawych wątków. Moim ulubionym jest wątek przeszłego Raidena, którego oczywiście nie zdradzę. Samo zakończenie gry jest......dyskusyjne i z tym was pozostawię. Miałem co do historii bardzo pozytywne wrażenia, choć zdarzały się pewne rozczarowania.
Liczba postaci grywalnych wynosi 25, gdzie nowych postaci jest tylko 3. Sługa Kroniki Geras, siostra Shinnoka Cetrion i sześcioręki Collector będący trochę ogarniętą wersją Golluma z większą obsesją na punkcie bierania skarbów. Stare postacie to: Erron Black, Skarlet, Johhny Cage, Kano (ZNOWU), Scorpion, Sub-Zero, Liu Kang, Kung Lao, Kitana, Raiden, Jade, Kotal Kahn, Cassie Cage, Jaqui Briggs, Jax, Frost, Baraka, D'Vorah, Kabal, Noob Saibot, Sonya Blade i Shao Kahn w formie postaci bonusowej za pre-order. Troszkę słabo na polu nowych postaci. Z pewnością pojawiły się jak przy każdej kolejnej grze narzekania na brak postaci pokroju Reptile'a, Mileeny czy Ermaca. Moje zdanie wygląda tak: ten element zawsze pojawia się w bijatykach. Nie dogodzą każdemu. Sam narzekam na brak Smoke'a, mogę zrozumieć brak Ermaca, gdyż już dużo razy się pojawił, Mileeny nie lubię, więc wisi mi czy się pojawi. I tutaj wkracza największy problem tej gry. I chyba jedyny.
Nastawienie na DLC i mikrotransakcje. Nowe postacie DLC do Mortala to niestety standard a dawanie starych postaci jest takie sobie, choć może to zaspokoić część widowni. Ale przynajmniej to nie poziom Tekkena, gdzie dostajemy żywcem wyrwanych z poprzednich części wojowników ze zmienionym strojem. Tutaj są jakieś różnice w stosunku do poprzedniczek. Ale obietnica ciągłego wspierania gry może.....sprawić, że długo poczekamy na edycję kompletną. Mikrotransakcje są niestety i za ich pomocą możemy kupić różne waluty, żetony do pomijania starć i łatwe fatality. Tylko że teraz zbiera się kasę w ogromnych ilościach, więc te mikrotransakcje nie powinny już nikogo odstraszać. W dniu premiery gra była nastawiona na grind, ale teraz przez spatchowanie zbieramy tak dużo monet, że nawet nie mam już na co wydawać. Całą kryptę mam niemal ogołoconą (zostało mi wbijanie głów) i nie wiem co mam dalej z tymi pieniędzmi robić. Zatem te mikrotransakcje są na nic. Nie trzeba z nich korzystać. Tylko polityka DLC jest jedynym problemem tej gry. Drugi kłopot już załatano. Wracając do postaci DLC to ich lista nie jest jakoś ciekawa. Poza Shang Tsungiem granym przez gościa, który wcielił się w czarnoksiężnika w filmowym Mortal Kombat nie ma za bardzo kogo wybierać. Nightwolf mało kogo obchodzi (ale gra się nim zacnie). Sindel…..kogoś Sindel interesowała ? Terminator wypadł całkiem nieźle. Joker jest......co on tu robi do cholery ? Nie lubię tej wymianki postaciami z Injustice Najpierw Scorpion w jedynce, potem w dwójce Raiden i Sub-Zero, a teraz Joker w MK11. Można było dać kogoś innego. Ciekawie zapowiada się Spawn, ale to z tego względu, że od bardzo dawna nie widzieliśmy tej postaci w innych mediach niż w komiksach. A brutalność mu pasuje. Pozostaje mieć nadzieje, że drugi Kombat Pack będzie oferował lepsze postacie. I gdzie są postacie z horrorów ?! Ja tylko czekam na dodanie Michaela Myersa czy Pinheada do Mortala. Do tej pory byli slasherowi mordercy w MK, zatem czemu teraz ich nie dostaliśmy ?!
I w sumie to jedyne co mam do zarzucenia tej grze. Innego poważnego problemu nie widzę. Reszta to czepialstwo lub zawód kilkoma elementami fabularnymi. Gdyby nie aspekt DLC, to byłaby to dla mnie bijatyka idealna. Przesiedziałem już więcej niż 100 godzin, dobiłem platynę, masterowałem każdą interesującą mnie postać oraz poznawałem dobrze zrobioną historię. To naprawdę zabawne, że w grze nastawionej na multi (nie oszukujmy się, bijatyki są często nastawione na grę po sieci) chce im się tworzyć te opowieści z własnymi zakończeniami. Nie wiem czy powstanie Mortal Kombat 12, ale bardzo ciężko mu będzie przebić jedenastkę. Moje ostatnie słowa są co MK11...Jeśli napiszę bloga o mojej topce gier z 2020, ta gra będzie jedyną z 2019 roku, która się tam znajdzie.
Dzięki wszystkim za przeczytanie tego bloga. Mam nadzieję, że nie przeszkadzały wam literówki czy powtórzenia. Mile widziana krytyka. Pragnę dodać jeszcze, że nie brałem pod uwagę spin-offów. A jak kogoś ciekawi to ukończyłem jedynie Shaolin Monks i Mythologies: Sub-Zero
Pierwsza jest całkiem spoko, druga taka sobie. Dajcie również znać jakie są wasze wspomnienia z Mortal Kombat, która część jest najlepsza, a która najgorsza i....po prostu jak wspominacie czas spędzony przy tych grach. Dla mnie ta seria znaczy wiele. Śmieszne, że najwięcej emocji wzbudziła we mnie właśnie ta seria bijatyk. Do zobaczenia w kolejnej kanapce.