Rozliczenie z Uncharted 4 - Recenzja (PS4)
Moja historia z Uncharted 4 jest skomplilowana. Najpierw uznawałem ją za świetną grę, potem za chłam, następnie znowu za dobrą grę, a ostatnio stało się moim Guilty Pleassure. Ostatecznie postanowiłem po raz kolejny sprawdzić, co tak naprawdę myślę o ostatniej przygodzie Nathana Drake'a. Jaki jest werdykt ?
Nie będzie to coś w stylu recenzji, gdyż w przypadku tej gry byłoby to dla mnie ciężkie. To raczej zbiór przemyśleń długoletniego fana Naughty Dog. Grałem w każdego Crasha, Jaka i Daxtera, Uncharted (poza Lost Legacy) oraz The Last of Us. Kolejne podejście do Kresu Złodzieja związane jest z zamieszaniem wokół kontynuacji przygód Ellie i Joela. Przeczytałem wyciek, który wyglądał mi na chłam i z ciekawości postanowiłem sprawdzić, jak przedtem Naughty Dog radziło sobie z tworzeniem gier. Szczerze powiedziawszy trzymali wysoki poziom - z kilkoma wyjątkami, jak Jak 3 ze sporą ilością nietrafionych pomysłów - ale od Uncharted 3 coś poszło nie tak. Wielkie The Last of Us było dla mnie grą na raz, a po każdym ukończeniu wydawała się mieć jeszcze więcej problemów. Bałem się po raz kolejny usiąść do ostatniej przygody Nathana Drake'a ...i proszę. Moje obawy okazały się poniekąd słuszne.
Wiem, że ta odsłona najbardziej ze wszystkich stoi fabułą, więc teoretycznie od niej powinienem zacząć, ale dużo bardziej wolę rozpocząć od omawiania samej rozgrywki. Dużo graczy i recenzentów (chyba, bo z recenzji kojarzę mniej więcej Quaza) wspominało, że Uncharted 4 czerpie mnóstwo elementów z poprzedniej gry Naughty Dog, The Last of Us. Mianowicie chodzi o mnóstwo „pustego” chodzenia i powolną eksplorację. Sformułowanie puste odnosi się do momentu w grze w którym to nic nie robimy - nie skradamy się, nie strzelamy, nie wspinamy się, tylko słuchamy dialogów. I gra serwuje nas tym całkiem sporo, a w każdym razie na początku gry, przez co pierwszą kulę (poza prologiem) wystrzelimy gdzieś po godzinie (może półtora). Dodatkowo nie w faktycznej strzelaninie, a we wspomnieniu, co jest trochę słabe. Można to trochę usprawiedliwić tym, że gra skupiona na fabule musi mieć takie elementy, by nie skończyła jak Metal Gear Solid z przydługimi przerywnikami filmowymi, ale w takiej grze? Uncharted to nie jest The Last of Us, a dodatkowo takie poruszanie się w U4 jest wolne i trwa niemiłosiernie długo. W przypadku codziennego życia Nathana staram się to zrozumieć, ale dlaczego to trwa i trwa? I powolna eksploracja- mamy wspinanie się, które zostało wzbogacone o linkę z hakiem. Dodatkowo jest wbijanie kołka w kamień, co jest jakimś tam powiewem świeżości, mamy chodzenie, od czasu do czasu przeniesiemy coś i to w sumie tyle. Idealnym takim przykładem są wyspy, gdzie po opuszczeniu łódki jedyne co robimy, to wspinamy się, chodzimy i słuchamy dialogów Nate'a z Samem.
Kolejnym i moim największym problemem w stosunku do wspinaczki czy całej eksploracji jest postać towarzysząca. To już było w Uncharted 1-3, lecz tutaj jest to bardziej problematyczne, co ilustruje rozdział pierwszy (czy drugi, licząc prolog) w sekwencji młodego Nate'a. Mianowicie agresywne wskazywanie graczowi, co należy w tym momencie zrobić. Przykład: Złap się za tą krawędź, chwyć się tej liny, nie idź w tę stronę, podsadź mnie, pomóż mi to przesunąć itd. Niczego sami nie robimy i nie domyślamy się drogi, a ten problem przeciąga się na niemal całą grę. Dla porównania - Uncharted 2. Są w tym tytule takie momenty, gdzie Chloe czy Sully coś robią i radzą nam szukać drogę, ale nie wskazują, gdzie konkretnie. My sami szukamy wyjścia i miejsc do wspinania się, czego w Uncharted 4 jest niewiele. Są takie momenty, gdzie to my zastanawiamy się nad drogą (co zabawne to wtedy, gdy podróżujemy sami lub jesteśmy z Sullym) w czym to: ruiny w więzieniu, wieża zegarowa z Sullym (swoją drogą moja ulubiona), po rozbiciu się na wyspie ze skarbem, końcówka gry ze statkiem i kilka mniejszych miejsc. A i wracając do eksploracji, to drobna uwaga co do sekcji w Madagaskarze. Po co tu jest? Poza jeżdżeniem po wielgachnym terenie nie robimy nic. W każdym normalnym RPGu taki wielgachny teren byłby obsypany znajdźkami, zadaniami, potworami, a tu tylko jeździmy. Ewentualnie pokonamy jakąś przeszkodę. Znajdźki oczywiście są, ale w Madagaskarze są ukryte blisko miejsc, gdzie gracz musi się znaleźć, a nie w kątach tego ogromnego terenu. Pewnie to miało tak naprawdę służyć za pokazanie, ile Naughty Dog było w stanie wycisnąć z konsoli. Ogólnie sekcje wolnego poruszania się i wspinania się z towarzyszami niezbyt mi przypadły do gustu w przeciwieństwie do pokonywania trasy bez pomocy ,,aniołów stróży" z wyjątkiem Sully'ego.
Skoro o wyciskaniu mocy z konsol mowa, to grzechem byłoby nie wspomnieć o grafice. Ta dzisiaj może raczej nie powalać po takich grach, jak God of War (4), The Last of Us II, Red Dead Redemption II, Spider-Man czy Devil May Cry 5 (nie żartuję, szczegóły w tym slasherze są absurdalne), ale w dniu premiery opadała gęba. Milion szczegółów na zegarku Nate'a, po kontakcie z wodą ubranie mokło, by po chwili mogło wyschnąć, kamienie niebędące zwykłą teksturą, podskakujący kanister w samochodzie itd. To wszystko robiło wrażenie i pewnie dla wielu dalej będzie. Krajobrazy również powalają, zwłaszcza te na Madagaskarze czy na wieży zegarowej. Jedyny problem, jaki z tym mam.... to nawet nie jest problem jakości samej grafiki bo ta jak wspomniałem wcześniej stoi na wysokim poziomie(Naughty Dog chyba bardzo lubi tworzyć lustra wysokiej jakości), ale to, jak bardzo gra chce nam o tym przypominać. Ja wiem, że to piękny świat, ale nie musi mi nagle Sam wspominać ,,Nate, patrz na te piękne widoki, spójrz na te odbijające się skały, CZEMU NA TO NIE PATRZYSZ?!". Naprawdę nie dacie mi w spokoju zachwycać się nad grafiką? Ale to już takie czepianie się na siłę.
Ale czymże jest Uncharted bez strzelania, odrobiny skradania i skryptów? Zacznijmy od tego pierwszego, bo mam o nim trochę do powiedzenia. Same pukawki są jak najbardziej zrobione dobrze, a arsenał jest różnorodny, ale samo strzelanie – można rzec, że choć nie było tragiczne, tak nie do końca mi się podobało (najlepiej pasowałoby określenie „średnie”) Miałem z tego satysfakcję, ale ciężko było mi przyzwyczaić się do tego, jak ono zostało spowolnione (może to efekt tego, że gra działa w 30 klatkach na sekundę?). Może to złe słowo, ale wydawało mi się, że pociski lecą bardzo wolno do przeciwnika, a sami wrogowie zbierają ich mnóstwo. Kule zadają mało obrażenia? Czy najemnicy Rafe'a zwyczajnie mają więcej szczęścia (bo szczęście jest ,,zdrowiem" w tej serii),nie wiem.
Podobne odczucia miałem po krótkim obcowaniu z rozgrywką sieciową – choć tam bardziej była to kwestia małych obrażeń niż powolności. Po prostu strzelało mi się tak sobie. Być może to działa ze mną tak, jak z ludźmi przy Uncharted 3, gdzie tam już coś zostało zmienione i strzelaniny były tragiczne. Sam grałem i (ponownie) nie wiem, co tam było nie tak, gdyż strzelało mi się dobrze, ale może miałem po prostu domyślnie ustawione strzelanie alternatywne (jeśli dobrze pamiętam to były 2 tryby). Jednak stosowanie broni palnej w czwórce jeszcze dawało mi jakąkolwiek frajdę, ale nie jestem w stanie streścić jak. Ono na pewno dobre nie jest, ale jest takie małe coś, przez co chce się strzelać. Ale hej, wciąż jest lepsze niż skradanie, które zostało zniszczone.
Jeśli dobrze sobie przypomnicie recenzje Uncharted 4, część krytyków uznawała elementy skradane za minus. Ewentualnie było spoko, ale ,,pozbawiało nas dobrych strzelanin". No cóż, ja bym z tym zdaniem dyskutował, ale ze stwierdzeniem dotyczącym skradania jak najbardziej się zgadzam. Dlaczego? Ponieważ jest zrobione dużo gorzej od tych z Uncharted 1 i 2. Formalnie tamte elementy były konieczne do przejścia gry, zaś w czwórce są opcjonalne. Zawsze można zrezygnować ze skradania na rzecz strzelania. Ale co tutaj jest problemem? Gra stawia na nią większy nacisk. Naughty Dog miało nadzieję, że gracz będzie się skradał, bo inaczej będzie się z danym fragmentem męczył - dam tutaj mały przykład. W pewnym momencie grający powalił wszystkich z wyjątkiem jednego przeciwnika. Następnie myśli sobie ,,Po co mam się do niego skradać? Przecież został sam i nikt mi raczej nie wyskoczy, jeśli rzucę się na niego". Tak postępuje, żołnierz go zauważył, ale nim dokończył linijkę o znalezieniu Nate'a, dawno pada. I w tym momencie, znienacka pojawiło się stado najemników i wkracza strzelanie. Tak tu działają fragmenty skradane, co jest po prostu głupie. Po co karać gracza za decyzję, która jest w sumie logiczna. Powiedzcie, czy w Batmanach pojawiał się tabun wrogów, jeśli zauważył nas jeden, samotny przeciwnik? Nie. Jak jest w innych skradankach? Jeden koleś może po prostu ogłosić alarm zapalając coś czy bijąc w dzwon i wtedy pojawiają się przeciwnicy. Tu wystarczy, że koleś nawet nie dokończy linijki, pomimo bycia całkiem samym, by zalali nas wrogowie. O AI ludzie często mówili, jak jest głupie, ale dodam od siebie jeszcze jedną rzecz. Jak na stawianie nacisku na ten element, to mamy bardzo mało narzędzi, by cieszyć się skradaniem. Nie możemy gwizdać, nie mamy tłumików, nie możemy w inny sposób odwracać uwagę, nie możemy wydawać poleceń towarzysz, tylko możemy chować się w krzakach/trawie i podduszać. Dość słabe, nie sądzicie? Już konkurencja robi to wszystko lepiej - Assassiny, Deus Exy czy Dishonored to tytuły, gdzie ten element wypadł lepiej. Z tego co wiem, to Lost Legacy ma lepiej zrobione skradanie, więc w przyszłości je sprawdzę, ale nie w najbliższym czasie.
Pewnie myślicie, że ponarzekam sobie teraz na skrypty, co? Otóż nie, gdyż elementy skryptowane (te podobne do tych z CoDów) są genialne. Każda sekwencja z rozpadającymi się budynkami rządzi i wygląda rewelacyjnie. Mogę również pochwalić sceny pościgowe na łodzi i samochodzie, które pokazują, jak skrypty oparte na pościgach powinny wyglądać. Jedyne, co mogę zarzucić to walki z Nadine, które są jakieś takie nijakie - po prostu mi nie podeszły. Finałowa potyczka jest całkiem klimatyczna i oryginalna, chociaż ciężko mi było przyzwyczaić się do animacji przeciwnika. Zagadki nie zostały zepsute. Może nie są na stopniu tych z trójki czy dwójki, ale można przy nich się odprężyć i pomyśleć. Najwyższy czas przejść do fabuły, która w miarę mi się podobała, ale mam z nią mnóstwo problemów. Jak dobrze wiemy, w tej grze pojawia się postać Sama, który chce wraz z Nate'm odszukać zaginiony skarb, aby spłacić dług gościowi, który pomógł mu uciec z więzienia. O ile z samym charakterem Sama nie mam problemu, tak nie podobają mi się w nim dwie rzeczy – pierwszą z nich jest wprowadzenie postaci. Hej, wiedzieliście, że Nate ma brata? Ja też nie, co się łączy z kolejnym problemem, czyli zachęcaniu nas, byśmy go lubili i zależało nam nad nim. W porównaniu do innych gier Naughty Dog, gdzie relacje były między postaciami w miarę naturalne, tutaj Sam cały czas mówi do Nate'a: braciszku, drogi bracie, jedyna rodzino itp. Wiem, że ma mi na tobie zależeć, naprawdę ciebie lubię, ale weź się z tym ogarnij, to wkurza. I żeby było jasne, naprawdę lubię tą postać. Chciałbym zobaczyć go więcej w tej serii i z tego co wiem, to pojawia się w Lost Legacy (nie wiem, czy grywalny), zatem mam kolejny powód do kupna. O ile się orientuję, to mówiło się też o Uncharted z Samem jako głównym bohaterem, ale stworzonym przez inne studio - kupiłbym tą grę, naprawdę. Chciałbym więcej zobaczyć tego gościa, który nie jest tylko głównym powodem wyprawy Drake'a.
Jest też Rafe, nasz główny przeciwnik. Generalnie również polubiłem tą postać, ale znowu coś w nim nie pasuję. Lubię jego ,,obsesję" na punkcie skarbu, oraz to, że chce udowodnić światu, że potrafi samemu zapracować na sukces, ale bardziej mam problem z tym, że wydaje miliony kasy tylko po to, by zdobyć kasę. To kontrastuje z moim największym zawodem Uncharted 4, ale o tym później. To trochę nie ma sensu, że wydajesz miliony na wojsko, na wynajmowanie ziem, na sprzęt, wykopaliska, na wyjazdy za granicę, tylko po to, aby zdobyć pieniądze, które prawdopodobnie nie pokryją kosztów wyprawy. Jest też jego wspólniczka, Nadine, która mi osobiście nie podeszła, ale raczej przez dubbing, bo to w sumie taki stereotypowy złoczyńca. Rafe w sumie też, ale podoba mi się w nim jego desperacja czy obsesja.
O nowych postaciach już powiedziałem, przechodzimy dalej. Bardzo mnie wkurzył powrót wątku kłótni Eleny i Nate'a. DLACZEGO POJAWIA SIĘ ON PO RAZ CZWARTY? Naughty Dog, co wy z tym do cholery macie? Tutaj przynajmniej różni się powodem, bo do tej pory ten wątek był poprowadzony niemal identycznie, ale jest poprowadzony tak kretyńsko (to bardziej wynika z kiepskiego pisania postaci). A propo pojawiających się wątków, brakuje tutaj jednego, dość istotnego. Nie ma żadnego elementu nadnaturalnego, co bardzo mnie zawiodło. Przez wielu Uncharted było porównywane do przygód Indiany Jonesa, który również szukał skarbów, ale były one mistyczne/nie istniejące. I zawsze kryła się za nimi jakaś nadnaturalna moc. Czy to boska, czy pozaziemska to zawsze było w tym coś wyjątkowego. W Uncharted też tak było. El Dorado było obłożone klątwą, w Shambali szukano czegoś na wzór serum super żołnierza, a w trójcie wody kontrolującej umysły. W czwórce tego nie ma. Mamy tylko pieniądze, a utrudnieniem jest mnóstwo środków i beczek wybuchowych, co jest dość rozczarowujące. Można byłoby chociaż dać jakiejś zabezpieczenie pokroju nieumarłej armii piratów, to już byłoby lepiej. Ba, jeśli za skarbem kryłoby się coś więcej niż pieniądze, to byłbym w stanie zrozumieć, czemu Rafe tyle wydaje kasy na znalezienie go. Ale tak nie jest i to mnie naprawdę denerwuje.
Kolejną rzeczą (swoją drogą ostatnią) z jaką mam problem to pisanie postaci. O milionerze/miliarderze szukającym kasy już pisałem, ale nie jeszcze rozumiem kilku rzeczy. Po co ta cała szopka z więzieniem? Rafe wkupuje Nathana, Sama i samego siebie do hiszpańskiego więzienia, lecz to sam Nate szuka wskazówek do skarbu Avery'ego. Teoretycznie to byłby interesujący pomysł, że dostają się do więzienia by szukać skarb, ale musieliby najpierw popełnić jakieś przestępstwa w mieście. Wiecie co tu jest największym problemem? Rafe i jego kasa. To wszystko nie ma sensu, gdyż mógłby po prostu przekupić naczelnika, by wpuścił ich do tej jednej lokacji, bez odgrywania tej szopki z więzieniem. Kolejnym przykładem dziwnego pisania postaci jest cała sprawa z Nathanem wyruszającym na ekspedycję. Elena mówi mu, by powinien wziąć tę robotę oraz zadzwonił do Sully'ego, a na co jej mąż? Nie, nie dzwonię, nie chcę. Co się dzieje, kiedy pojawia się Sam? Dzwoni do Sully'ego... WTF?! Drugie WTF leci również za zdanie Eleny, w którym mówi, że nie widział się z Sullivanem lata po ślubie. Prawie że ojciec i syn, którzy spędzili ze sobą większość życia w podróżach, nie rozmawiali ze sobą od lat. Rozumiem, że Nate nie chce wracać do starego trybu życia, ale sama rozmowa nie sprawi, że znowu się wciągnie w skarby. Głupotą jest też reakcja Eleny. Widzi, że jej mężowi brakuje przygód i mówi mu, by jechał na tą nie do końca legalną ekspedycję, a ten oczywiście odmawia. Potem jedzie na inną, dużo bardziej nielegalną ekspedycję (tak mi się wydaję), a ta co robi? Strzela focha, bo ją okłamał. Chciałaś, by Nathan jechał na jakąś podróż? Chciałaś, więc dlaczego wkurzasz się o to, że jednak na jakąś pojechał? Rozumiem, że ciebie okłamał, ale sama mu mówiłaś, by jechał. A potem jest jak zwykle. Normalnie ta gra to czasami trudne sprawy. Scenarzysta nie mógł się zdecydować na to, jak chciał poprowadzić postacie?
Prawie bym zapomniał. Są w tej grze wybory dialogowe. Jest ich z 3, może 5 i są zrobione słabo. Mamy te wybory, ale wszystkie prowadzą do tej samej sytuacji, nie wynika z nich nic nowego. Idealnym przykładem jest potyczka Nathana z Nadine, gdzie ta go obezwładnia. W tym momencie możemy jej powiedzieć 3 różne rzeczy, ale każdy wybór i tak prowadzi do walki z nią. Po co dawać wybory, z których nic potem nie wynika?
Dobra, dobra. Już dość ponarzekałem. Może powiem wreszcie o innych, dobrych aspektach fabuły, co? Uwielbiam zakończenie gry, które w satysfakcjonujący sposób kończy wątek Nathana i Eleny. Co prawda ma pewną furtkę na kontynuację, gdzie głównym bohaterem jest jego córka, ewentualnie Sam, ale w tym przypadku nic nie szkodzi. Uwielbiam każdą sekundę fanserwisu, gdzie Nathan chodzi po strychu i przegląda zdobyte przedmioty, a potem w innym domku robi to Cassie (jego córka). Jestem wdzięczny ND za wprowadzenie tej ,,minigry" z Crashem, dzięki której gracze przypomnieli sobie o jamraju, co mogło przyczynić się do jego wielkiego powrotu. Koncept szukania pirackiego skarbu i wszystko związane z piratami naprawdę uwielbiam. Przyznaję, że szukanie ich miasta sprawiło mi więcej radochy, niż znalezienie legendarnego El Dorado, lecz smuci mnie brak wątku nadnaturalnego. Lubię sekwencję z odkrywaniem domu braci, którzy dowiadują się szczegółów o swojej matce i wyjaśnia, dlaczego Nathan nosi nazwisko Drake. Kocham polski dubbing, którego ani razu nie zmieniłem na rzecz angielskich głosów... no dobra, Nadine mi tam nie podeszła. Jakoś jej sposób mowy mnie nie przekonał. Cieszyłem się za każdą sekundę Nathana i Sully'ego razem na ekranie czując, że gram w stare Uncharted.
Zatem, jak po tym wszystkim prezentuje się ostatnie (na ten moment) Uncharted? Nie dam wam satysfakcjonującej odpowiedzi. Naprawdę chciałbym lubić tą grę. Są rzeczy, które naprawdę kocham, a niektóre aspekty podobały mi się, mimo bycia nie do końca dobrze zrobionymi ale jest też mnóstwo rzeczy, które mnie wkurzały. Z boku ta gra wygląda świetnie, ale wewnątrz jest momentami naprawdę źle. Nie nazwałbym tej gry słabą, ale nie nazwałbym również arcydziełem. Ta gra jest - nie wiem czym. Grą, oczywiście, ale po ponownym ograniu nawet nie jestem pewny. Najprawdopodobniej będzie i zostanie moim guilty pleasure. To chyba najlepsze, co mogę dla tego tytułu zrobić.
Na sam koniec kilka słów od byłego już fana gier Naughty Dog, po ukończeniu większości ich znanych gier (jak wspominałem, Lost Legacy i TLOU2 nie próbowałem). Ten deweloper potrafił stworzyć dobre gry, gdzie do Uncharted 3 mieli tylko jedną wpadkę w postaci Jaka 3, który posiadał mnóstwo dziwnych rozwiązań i pomysłów, że momentami brakowało mi zwykłego skakania i strzelania. Teraz po prostu nie poznaję twórców, którzy zamiast tworzyć gry, próbują przekazać w swoich tytułach głębię co im nie do końca wychodzi. Może i mieli swoje The Last of Us, które przez wielu jest uznawane za świetną produkcję, ale ona również posiada mnóstwo niedoskonałości. Uncharted 4 oberwało przez odejście Amy Hennig na rzecz Druckmanna, który zaczął raczej pisać brednie, niż normalne scenariusze. The Last of Us 2 wcale mi nie wygląda na tak doskonałe dzieło, jak wszyscy mówią, a bardziej jak,, Shadow the Hedgehog dla Naughty Dog", z tą różnicą, że recenzenci go kochają. Może Lost Legacy jest lepsze od tych gier, tylko ono mi pozostało do ogrania, bo na pewno nie tknę tytułu, którego istnienie chciałem zapomnieć od ujawnienia (zniszczyło to świetne zakończenie jedynki). Może tamta gra jest wreszcie na poziomie Uncharted 1 i 2, ale to raczej nie przekona mnie po następne produkcje tego dewelopera. Czy kiedykolwiek sięgnę po kolejne ? Nie jestem do końca pewny. Może, gdy powrócą do Jaka i Daxtera, ewentualnie ich nowe IP mnie zaciekawi, ale jeśli dalej będą tworzyć swoje dzieła w stylu TLOU2 i Uncharted 4 z Druckmmanem na czele to mogą się wypchać. Oceny 10/10 w ich przypadku nic już nie będą dla mnie znaczyć. Na ten moment Naughty Dog skończyło się dla mnie na Uncharted 2 i naprawdę chciałbym, by kiedyś się podnieśli.