Przeżyjmy to jeszcze raz: 198X — nostalgia gracza w obliczu dorastania
Niedawno trafiła w moje ręce dość interesująca, krótka gra. Jej tytuł - 198X nawiązywał bezpośrednio do lat 80 XX wieku, które wręcz kipiały od rozkwitu mody, muzyki oraz gier na automatach. Zapewne tym właśnie wzorowało się Hi-Bit Studios ze Sztokholmu, tworząc swoją pierwszą grę. Twórcy zdecydowali się na przedstawienie rozgrywki w formie przygodowo-zręcznościowej, w której to narrator nakreśla całą ścieżkę fabularną. Opowiada on historię nastolatka, który wchodząc w nieuniknione, dorosłe życie musi zacząć decydować nad kolejnymi krokami, jakie podejmie. W tym wypadku jednak mamy do czynienia z wielkim cierpieniem i niezdecydowaniem młodej osoby, która wręcz zadręcza się tą myślą.
Sytuacja ta zmienia się jednak gdy nasz bohater / bohaterka (ciężko określić, bo jak na chłopaka, za mocno przypomina kreską Kei z mangi Akira) odnajduje się w obleganym jak na tamte czasy, salonie gier. To właśnie w tym magicznym miejscu pełnym kolorowych świateł oraz unikalnego klimatu odnajduje sens swojej egzystencji … w graniu! Wraz z przechodzeniem kolejnych gier wzorowanych na klasykach z naszego dzieciństwa, nasz bohater rośnie w siłę w swojej naturalnej rzeczywistości, jednocześnie będąc gotowym sprostać problemom wieku młodzieńczego.
Musimy mieć jednak świadomość, że główny bohater 198X od samego początku ma problem z zaakceptowaniem obecnego stanu rzeczy, w jakim się znalazł. Usilnie szuka ucieczki z rzeczywistości, przemierzając kolorowe dzielnice miasta Suburia w poszukiwaniu wytchnienia. Krocząc między tętniącym miastem a poszukiwaniem szczęścia z włączonym walkmanem, nareszcie odnajduje spokój. Twórcy idealnie wyważyli główną, aczkolwiek bardzo krótką historię, fenomenalnie wplatając ją między rozgrywkę. Opowiadana fabuła ma tutaj wprowadzić słuchacza w odpowiedni nastrój, wywołać zastanowienie nad własnym życiem i odczuwać w bohaterze te same emocje. Pół biedy, jeśli jako tako kojarzymy przedstawione w 198X tytuły … ja dla przykładu bardzo dobrze pamiętam te czasy i te gry, salony gier, Wrocławskie bazarki z dyskietkami i bogactwo komputerowych skarbów na Świebockim Dworcu. Oczywiście nie można było na żywca skopiować wielu klasyków, usilnie upychając je do gry. Studio zdecydowało się jednak stworzyć każdy z tytułów osobno, opierając się na najbardziej rozchwytywanych tytułach, tamtych czasów.
Tak właśnie w 198X uzyskaliśmy sentymentalny skok po 5 najbardziej kojarzących się z tamtymi latami, mechanik. Zabawę rozpoczynamy od Beating Heart, będącym historycznym spadkobiercą chodzonych bijatyk, by nagle znaleźć się w klasycznej strzelance kosmicznej oraz przenieść się na trasę wyścigów samochodowych. Przeplatając wątki fabularne i wciąż napierając do przodu, będziemy mogli spędzić nieco czasu w platformówce side-scroller oraz dungeon crawler przedstawiony w widoku pierwszoosobowym. Całość oczywiście przeszła odpowiedni lifting graficzny, by idealnie wstrzelić się nie tylko na klasyczne komputery osobiste, ale również na konsole – Nintendo, PlayStation / Xboxa. Ogólnie to chyba nikt się nie spodziewał, że 198X odniesie aż taki sukces, tuż po zbiórce w serwisie Kickstarter. Gra oferuje zaprawdę wspaniałą wycieczkę po sentymencie dorosłego gracza, pozwalając cofnąć czas i przypomnieć sobie tytuły z tamtych lat. Zamysłem twórców było opowiedzenie interesującej historii graczowi, by wraz z nimi mógł odbyć tę jakże piękną wycieczkę do przeszłości. Jedyne, do czego chyba każdy z grających może się przyczepić to maksymalny czas, jaki możemy spędzić podczas zabawy. Grę da się bez problemu skończyć w lekko ponad godzinę, co może znacznie wyszczuplić szeregi zainteresowanych graczy, lecz mi taki stan rzeczy w ogóle nie przeszkadza.
PS: Może i będzie druga część – przynajmniej na to wskazują napisy końcowe :)
PS2 (nie myślić z PlayStation 2): Rocznik 1986 to wybuchowy rocznik atomowy :D
PS 3 (tym razem po spacji): Idealna na piątkowy wieczór ^^