Ale mokro! Niczym z dna mroźnego morza ku rozpalonym chmurkom gnam ... choć gwiździ za oknem :(

BLOG O GRZE
474V
user-77951 main blog image
lordjahu | 13.12.2022, 20:34
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Za oknem temperatura nie rozpieszcza. Większość kraju delektuje się iście skandynawskim klimatem, a gracze opłakują zbyt wolne nagrzewanie się ich jednostek roboczych, konsol oraz smartfonów. Każdy szuka choć kszty słońca oraz możliwości podgrzania organizmu, choćby politycznym węglem. Ja doszedłem do wniosku, że częste prysznice oraz morsowanie w zimnej wodzie będzie jak znalazł, a przy okazji podkręcania wiatraczka w PC, naszła mnie ochota na pewną serię.

Mam na myśli oczywiście znaną i docenioną sagę Bioshock, zapoczątkowaną przez dawne studio Irrational Games (dzisiaj 2K). Bardzo dobrze pamiętam, jak prawie 15 lat temu ogrywałem się w pierwszą odsłonę gry, gubiąc się w ciemnym jak noc klimacie, wszechogarniającym poczuciu schłodzenia zimnym oceanem, podwodnej otchłani. Pomyślałem, że w taki upadł fajnie będzie przypomnieć sobie tę serię, więc chwyciłem za mój ulubiony launcher i zainstalowałem wcześniej zdobyte tytuły. Pobranie ~70 GB plików pozwoliło mi przygotować dzbanek ciepłego latte, po czym zabrałem się za to co cenię w komputerach najbardziej – bezproblemowe granie!

Bioshock (2007)

Do dziś miło wspominam dystopijną krainę, zlokalizowaną głęboko pod taflą oceanu, w której pozornie szczęśliwa społeczność, została spętana zawiścią i przedmiotową zazdrością. To właśnie tam – w Rapture – wybudowano tuż po I wojnie światowej, schron dla najwybitniejszych umysłów świata, by móc razem stworzyć drugą Atlantydę. Rozwój ludzki i technologiczny pchnęła mocno do przodu wiadomość o przełomowym odkryciu nowego gatunku ślimaków morskich, które w połączeniu z ludzkim DNA mogły wytwarzać nieznane wcześniej efekty. Tak powstał więc ADAM – substancja powodująca trwałe mutacje u osoby spożywającej, ale dające w zamian wręcz boskie efekty.

Czynnik ten spowodował, że społeczność została podzielona na dwa obozy – normalnych ludzi i zapatrzonych w siebie pół-bogów. Do tego dochodziły kwestie moralne oraz uzależnienia, które doprowadziły do zachwiania równowagi w Rapture. Zdarzenia te doprowadziły podwodną metropolię na skraj zagłady, a Ci, którzy przeżyli, do dzisiejszego dnia zdają się poszukiwać upragnionej substancji. I jak to bywa z wartkimi akcjami, nagle w obcym miejscu pojawiamy się my.


Doskonale pamiętam jak mocno pierwsza odsłona gry, zryła mi beret. I to nie była tylko kwestia przedstawienia metropolii jako zrujnowanego miejsca, ale właśnie ukazanie czym człowiek musi się kierować, by przeżyć. Ocalali od zagłady mieszkańcy, zmodyfikowani obywatele, nie witają nas chlebem i solą, lecz pragną tylko zabijać i wydobywać z ciał pokonanych wrogów, to co najcenniejsze (gdyż na początku zabawy zostajemy także nosicielami ADAM’a). Do tego dochodzą wybory moralne czy chcemy ratować małe zbieraczki tego alternatywnego surowca, czy może brnąc do negatywnego zakończenia, pragniemy dynamicznych potyczek z ich „opiekunami”.

Nasza funkcja nie ograniczała się tylko i wyłącznie do eksterminacji tego złego, co pociąga za te wszystkie negatywne sznurki, ale element przetrwania oraz zarządzania ekwipunkiem był nadrzędnym celem rozgrywki. I choć to właśnie pierwszy Bioshock wprowadził niezłą rewolucję w mechanice, to właśnie druga odsłona ukazywała produkcję od drugiej – bardziej skomplikowanej strony.

Bioshock 2 (2010)

Nic tak nie uradowało mojego serca, jak kolejna odsłona gry Bioshock. Ta ukazywała nam wydarzenia dziejące się 8 lat po uratowaniu (lub nie – decyzje moralne) błąkających się po głębinach metropolii, siostrzyczek. Po poważnych wydarzeniach z przeszłości, które nasz bohater spotyka w swoich wizjach, budzimy się jako jeden z chroniących dziewczynki … tatuśków. Po burzliwym ocaleniu i ponownym zmartwychwstaniu nasz bohater – tatusiek obiekt Delta, stara się ze wszystkich sił, rozwikłać tajemniczą historię podwodnego miasta.

W przypadku drugiego Bioshocka poznawana i odkrywana podczas zabawy historia, zatacza ogromne koło, wprowadzając masę dodatkowego dialogu. Nasz bohater początkowo nie widzi skali problemu, w którym został ożywiony, ale wraz z postępem głównego wątku fabularnego, odkrywa, że zagmatwanie stron, jak i dążenie do brutalnej władzy, ma swoje dobre, jak i złe strony. Ponownie staramy się stanąć po jednej lub drugiej strony barykady, rozważając także neutralność. Mechanika gry uległa drobnej zmianie, gdyż z szybko poruszającego się szaraczka, wcielamy się w ociężałego kolosa, który i tak - odpowiednio zmodyfikowany - całkiem sprawnie porusza się w podwodnej metropolii. Z jednej strony mamy tutaj do czynienia z kopiuj-wklej poprzedniej odsłony, ale oko cieszą nowe lokacje oraz gęściej przedstawiona główna ścieżka fabularna.

Los naszej postaci jest ostatecznie i tak skazany na porażkę, ale pozwala ocalić tych, na których powinno nam zależeć. W końcu zostaliśmy stworzeni w jednym celu – ku ochronie tych najbardziej podatnych na ataki. 

Bioshock Infinite (2013)

Tym razem historia zatacza koło i otrzymujemy możliwość dostania się do krainy marzeń, nieba dla wybranych, do Kolumbii. Gracz wciela się w byłego detektywa Bookera DwWitt’a, który został zatrudniony przez tajemniczych pracodawców. Jego zadaniem będzie infiltracja tajemniczej Kolumbii, miasta usadowionego w chmurach. Tam poznaje Elizabeth, moim zdaniem drugą po Alyx (Half Life 2) – ludzką namiastką cyfrowej postaci. Z tą, jeszcze zadufaną i nieufną Elą spędzimy nieco czasu, dowiadując się o drugiej stronie pięknie wyglądającego miasta. Tam też okaże się, że teleportacja oraz podróże w czasie są jak najbardziej możliwe, a to, co według nas powinno zmienić przeszłość, może mieć poważne konsekwencje w przyszłości.

Spędzając czas w tym jakże przepięknym miejscu w chmurach, szybko zauważymy, że pod tą lukrowaną warstwą przepychu, kryje się ludzkie cierpienie, skrajne niewolnictwo, piętnowanie oraz żądza krwi. Wraz z Elizabeth starać się będziemy nie tylko rozwikłać zagadki przeszłości, ale również obalić rząd tyrana, samozwańca, boga. Podczas zabawy spotkamy się jednak z rozdarciami materii, wpływającymi m.in. z tajemniczej mocy naszej podopiecznej oraz wydarzeniami, które dopiero będą mieć miejsce. Z trzech części serii Bioshock, ta zrobiła na mniej największe wrażenie pod zględem jakości grafiki i przedstawionych postaci, mieszając przy okazji Amerykański styl Wuja Toma z industrializacją i początkiem ery energetycznej. Wielowątkowość fabularna oraz przeskoki do innych stref czasowych potrafi przytłoczyć, ale daje ostatecznie bardzo fajny efekt - gracz wręcz wsiąka w energetyzujący klimat podniebnego miasta.

Do tej pory wciąż siedzę w Infinite, przypominając sobie tę jakże bogatą w szczegóły historię i ponownie staram się rozwikłać, całkiem zapomnianą historię. W trzech grach stuknęło mi bowiem przed chwilą, łącznie 59 godzin co daje do myślenia osobom lubującym eksplorację oraz trudny do okiełznania klimat. W trzy odsłony gry zaopatrzyłem się na platformie GOG, gdzie ukazały się wersje zremasterowane, przygotowane pod dzisiejsze komputery osobiste. Te uraczyły mnie lepszą jakością, wydajnością oraz naprawieniem pomniejszych błędów, które do tej pory ujawniają się w podstawowej grze na Steam. Osoby chcące zapłacić za pakiet mogą się nieźle zdziwić, gdyż ceny te są naprawdę interesujące - obecnie na promce można złowić za ok ~90 zł kompletną serię remasterów. W tym tryb survivalowy oraz dwa pełnoprawne historie rozgrywające się właśnie w Rapture.

PS: Czekamy na Judas od ojca Bioshocka - Ken Levine:

Oceń bloga:
10

Komentarze (7)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper