Ewidentny skok na kasę, a miało być tak pięknie. Oddworld: Soulstorm [Recenzja]
Bardzo długo zabierałem się za tę produkcję. Wspominając rok 1997, nie mogłem przejść obojętnie wobec obiecującej platformówki z elementami logicznymi, jaką niewątpliwie był Oddworld: Abe's Oddysee. Już wtedy zostałem zauroczony pomysłową otoczką wizualną, wpadającymi w uszy materiałami dźwiękowymi, oraz oczywiście - świetnie napisaną historią. Od czasu premiery pierwszej odsłony, co jakiś czas pojawiały się ulepszone wersje gry, nowe odsłony lub serie zahaczające o ten jakże ciekawy świat. Po dość sporym, siedmioletnim od czasów ostatniej części przeskoku, pojawiła się długooczekiwana produkcja, tytułowy Oddworld: Soulstorm. Nowa odsłona serii miała przede wszystkim zbudować niezapomniane przeżycia, dodać ciekawe mechaniki oraz znacząco unowocześnić gameplay. Niewielu spodziewało się sukcesu produkcji i ostatecznie okazało się, że studiu Oddworld Inhabitants zależało jedynie na szybkim skoku na kasę.
Nowa odsłona serii opowiada historię Abe'a, mudokona, którego heroiczne czyny wybawiły jego pobratymców ze straszliwego ciemiężycielstwa. Czczony niczym mesjasz, główny bohater wciąż nie jest pewny swojego przeznaczenia i za wszelką cenę chce zyskać spokój. Prozaiczną sielankę przerywa nagły atak dobrze znanych oprawców, zmuszając mudokonów do ucieczki a Abe'a do ponownej walki ze swoim losem i przeznaczeniem. Tutaj także rozpoczyna się główna kampania fabularna, która dzięki krótkim, aczkolwiek treściwym przerywnikom filmowym, nada grze odpowiedniego tonu i płynności. Przynajmniej tak tłumaczyli to sobie twórcy, gdyż od samego początku spotykamy się z bardzo dziwnym zjawiskiem, jakim jest monotonna akcja.
Pierwsze minuty właściwej rozgrywki można więc potraktować jako swoisty samouczek. Abe stara się uciec z atakowanego obszaru, unikać ataków przeciwnika, a także używać przedmiotów na otoczeniu. Tutaj także dowiadujemy się, jak działa sterowanie, za co odpowiada dany klawisz oraz jakie ma możliwości w terenie. W tym momencie przejżałem na oczy, widząć jak nieprzemyślanie twórcy podeszli do tematu sterowania postacią / wyboru jej umiejętności. Grałem głównie na klawiaturze PC, ale po kilku minutach męczarni przerzuciłem się na pada. Problem pozostał, a ze mną tragiczne sterowanie.
Świat gry Oddworld: Soulstorm jest oryginalny oraz mocno intrygujący. Widzimy tutaj jak industrialny steampunk przeplata się z mistycyzmem, a także z duchowością, którą Abe wykorzystuje m.in do kontroli. Tym samym rozgrywka opiera się na takich samych schematach jak w ostatnich odsłonach - na ucieczce, skradaniu się i rozmowach z ocalałymi, których ostatecznie trzeba będzie wybawić z opresji. Tutaj również spotykamy się z nielada problemem - SI to jakieś nieporozumienie. Boty w postaci Mudokonów, których musimy uratować, są dosłownymi wydmuszkami, unoszonymi przez wiatry przypadku. Mają oni w zwyczaju dosłownie pchać się na pułapki i w lubieżne łapska przeciwników, co w stosunku do wcześniejszych odsłon, jest jakimś nieporozumieniem. W związku z tym, iż jest to element losowy, sfrustrowany gracz będzie zmuszony po prostu często wczytywać zapis zabawy - a jak wiadomo, jest to czynność tylko dla hardkorów.
Lokacje, które przyjdzie nam odwiedzić robią naprawdę niezłe wrażenie - są ogromne, trójwymiarowe, pełne dynamicznych wydarzeń oraz w dużej mierze interakcyjne. Konstrukcja map i ich przemyślenie także stoi na wysokim poziomie. Zagadki oraz znajdźki wymagać będą od nas sprytu, chwili zastanowienia oraz wyćwiczonych palców do wykonania odpowiednich piruetów. W kwestii wykonawczej nie mam im nic do zarzucenia, ale w kwestii rozlokowania zagadek środowiskowych oraz miejsc interaktywnych, mam wrażenie, że twórcy lecieli na ilość, a nie na jakość.
Zaostawiając w tyle dość ubogi gameplay oraz drobne elementy rozgrywki, trzeba wręcz napisać co nieco o absurdalnej ilości błędów. Gra wyszła w 2021 roku, a po dziś dzień mierzy się z tymi samymi problemami. Abe ma skłonności wchodzenia w tekstury, pociski nie zawsze trafiają w cel, a zatrzymują się w powietrzu, są momenty, że gra potrafi się zablokować lub zapis gry nie zawsze obejmuje daną lokację. Ja do Soulstorm miałem ostatecznie trzy podejścia. Za pierwszym razem musiałem zrezygnować, gdyż duża ilość błędów zniechęciła mnie do zabawy. Drugie podejście zblokowało mi grę na 5 mapie, nie dając innego manewru jak deinstalacja gry. Za trzecim razem grę przeszedłem, ale tylko z chęci zobaczenia napisów końcowych, gdyż kompletnie nie wsiąknąłem w nowe pomysły twórców. Grę zakończyłem oburzony, zawiedziony i ostatecznie spragniony poziomu pierwszej części. No i ten arcadeowy styl - "Na co to komu?" xD
By jednak nie kończyć wpisu ze smutną miną, pora przypomnieć sobie pewną klasykę: