O tym dlaczego WiiU nie odniesie sukcesu.
Ok, z góry uprzedzam że nie jestem wróżem, szklaną kulę ukradł mi jeden z forumowych troli a o tym czy najnowszy sprzęt Ninny faktycznie odniesie sukces czy nie, dowiemy się nie prędzej jak za jakieś 2-3 lata.
Póki co jest jednak dość krucho zarówno w sensie sprzedaży systemu jak i w sensie jego supportu ze strony wydawców, plus temat jest wałkowany średnio w co drugim niusie związanym z rzeczoną platformą stąd też (i ze względu na nowy system blogów na PPE, a jak) postanowiłem skrobnąć swoje 3 grosze w temacie.
O tym że Wii odniosło ogromny sukces rynkowy przekonywać chyba nie trzeba nikogo. Już sam fakt rewelacyjnej sprzedaży mówi sam za siebie. Owszem, gorzej wypada jeżeli zestawimy line'up z konkurencją, ale to kwestia subiektywna bo zawsze znajdzie się ktoś kto stwierdzi że dla niego jeden Marian jest wart więcej niż trzy części przygód Drake'a albo wszystkie CoD'y i Battlefield'y razem wzięte. Poza tym żeby popatrzeć obiektywnie na ten temat trzeba by się na chwilę wygrzebać z naszego rodzimego, polskiego grajdołka. Nie o tym chciałem.
Przyczyną sukcesu Wii było to że konsola w swoim czasie była przełomowa. Jako pierwsza zaoferowała zupełnie nowe podejście do tematu gier co nawet mimo słabej specyfikacji sprzętowej i braku obsługi hype'owanego wówczas HD, dało Nintendo ogromną przewagę nad konkurentami. Fakt, już PS2 miało Eye Toy'a, ale ten jak i wiele innych pomysłów Sony nie doczekał się wykorzystania drzemiącego w nim potencjału. Nintendowski motion controller okazał się być strzałem w dziesiątkę i największą innowacją od czasów wprowadzenia grafiki 3d, co w świetle braku bezpośredniej konkurencji dla Wii zaowocowało bardzo dobrą sprzedażą. Tyle że to było dobrych kilka lat temu...
WiiU to już zupełnie inna bajka. Mamy HD, nienajgorsze (choć znacznie odstające od docelowej specyfikacji PS4) bebechy i dość pokraczną hybrydę gamepada z tabletem. No i jest oczywiście (a raczej będzie) support w postaci wszystkich słodziakowo-cukierkowych tytułów ze stajni Nintendo. Pytanie tylko czy to jednak nie za mało? Wszystkie mędrce twierdzą że najważniejsze są gry. I zgoda. Absolutnie się z tym zgadzam. Tyle tylko że patrząc przez pryzmat kilku generacji wstecz, te wszystkie typowe dla Big N tytuły jakoś nie były w stanie zapewnić dobrej pozycji na rynku ani Gamecube'owi ani N64. Sukcesy kolejnych generacji handheldów Nintendo pokazują że to co świetnie sprzedaje się na konsolach przenośnych wcale nie zapewnia zbytu konsolom stacjonarnym. I (nad czym osobiście boleję) vice versa - vide PSP, PSV. Co gorsza, na przestrzeni ostatnich tygodni coraz to kolejni developerzy odgrażają się że gier na WiiU robić nie będą. Bo nie ten target, bo się nie sprzeda, bo sprzęt za słaby, bo UE4 nie pójdzie itd., itp. Więc pytanie - co dalej?
Niestety, WiiU nie ma już legitymacji poprzednika którego siłą była niepowtarzalność. Pomysłem Nintendo na WiiU ma być... padlet?
No wybaczcie, ale co to za innowacja? W nawet najbardziej optymistycznym wariancie, będzie to co najwyżej namiastka tego co zaoferować może Sony przy chęci szerokiego wykorzystania combo PS4+PSV bądź MS jeżeli faktycznie zdecydują się na szerszą integrację next-boxa z wszelkiej maści urządzeniami opartymi na Win8. Fakt, dotąd Sony swoje handheldy w odniesieniu do współpracy z konsolą stacjonarną traktowało po macoszemu. Ale rynek jest już obecnie w takim punkcie że nie będą mieli wyboru i nie chcąc narażać się na śmieszność (po raz kolejny zresztą) będą musieli zadbać o ten aspekt. Na dzień dzisiejszy przestają liczyć się pojedyncze urządzenia, a coraz większą rolę odgrywają dumnie zwane - ekosystemy, czyli to co kilka lat temu zapoczątkował znienawidzony w niektórych kręgach Ejpl. Sony zdaje sobie z tego sprawę, stąd już teraz za sprawą PS3 i PSV zaczyna pokazywać w którą stronę chce iść. Funkcje typu cross save/play/controller/buy to nic innego jak rozwinięcia idei tego co znamy z rynku smartfonów i tabletów opartych o iOS bądź Androida. A w tym temacie Nintendo zdaje się być już nawet nie tyle w lesie co w czarnej d...
O niezrozumieniu tematu i idei ekosystemu przez koncern z Kioto, najlepiej świadczyć mogą rozwiązania z Monster Huntera 3U. Gra równolegle wyszła na WiiU i 3DSa i o dziwo - nawet pozwala na przenoszenie save'a między konsolami. To akurat dobrze, ale problem leży gdzie indziej. Wersja z 3DSa wykastrowana została z sieciowego multiplayera. Jest on dostępny na handheldzie jedynie za pośrednictwem WiiU. Pytanie w takim razie po co grać po sieci na 3DSie skoro do tego i tak trzeba mieć WiiU? Mając WiiU równie dobrze można grać właśnie na nim. Zajęty telewizor? Heh, to nie problem. Przecież WiiU ma swój śmieszny padlet który po ostatnim update'cie obsłuży grę w trybie off-tv-play. Po co w takim razie 3DS? A no tak, bo padlet zaoferuje zabawę tylko w obrębie domowego zacisza...
Powyższy przykład pokazuje że to co miało być największym atutem WiiU tak na prawdę staje się zbędne. A skoro sam padlet kosztuje mniej więcej tyle co 3DS, to może lepszym rozwiązaniem było by wykorzystanie 3DSa jako gamepada? No ale o czym mowa, skoro Nintendo dopiero nie dawno doszło do wniosku że należałoby coś więcej podziałać w temacie infrastruktury sieciowej.
Reasumując, czy WiiU odniesie sukces czy nie - tego nie wiem. Jak na razie w kategorii next-gen zawodzi na całej linii. Pewien jestem natomiast tego że najnowsza stacjonarka Ninny nie będzie miała takiego łatwego żywota na rynku jak jej poprzednik. Owszem, Nintendo już nie raz pokazało że potrafi zaskoczyć, ale tym razem wydaje się to po prostu mało prawdopodobne.