Far Cry 2 - recenzja (PC) - Brzydkie kaczątko, które pozostało brzydkie
Afrykańska dzikość, palące słońce i ołowiany zapach amunicji, witają nas w kontynuacji Far Cry, która wraz ze zmianą gospodarza nabrała całkowicie nowego, nie do końca przyjaznego charakteru. Bądźcie gotowi na długie przejażdżki rozległymi sawannami, częste i gęste konserwowanie swojej broni oraz umilanie czasu nudnymi do bólu misjami.
Niech Was nie zwiodą znalezione w Internecie pochwały odnośnie ambitności i nietuzinkowości tej produkcji. Koncepcyjnie być może było świeżo i oryginalnie, ale efekt końcowy jest niestety dalece niesatysfakcjonujący. Problem nie w tym, że Ubisoft nie zaproponował niczego nowego. Sęk w tym, że to co zaproponował, jest albo nudne, albo irytujące, albo jedno i drugie. Nie wszystko jednak jest tu spartolone, co mam nadzieję uda mi się przekazać Wam w niniejszej recenzji.
Tytułowa brzydota paradoksalnie nie dotyczy oprawy graficznej. Ta pomimo upływu lat jest jedną z mocniejszych stron produkcji. Zaprojektowany świat, choć można mu zarzucić nieudolną pseudo-otwartość (tak naprawdę cała mapa jest pajęczyną korytarzowych dróg z nielicznymi wyjątkami), jest oryginalnym i wyjątkowym miejscem, w którym mieszanka afrykańskiej dzikości, niebezpieczeństwa i egzotycznej różnorodności, tworzy fantastyczny klimat, który moim zdaniem, niczym nie ustępuje tropikalnym wyspom z pierwszego Far Cry’a. Wszechobecna fauna i flora świetnie przeplata się z wysypiskami brudnej stali i oleistym odorem broni palnej. Zniszczone budynki, pordzawiałe, opuszczone bunkry, tony śmieci i wszechobecny brud i bieda na uliczkach malutkich mieścin. Wszystko to tworzy realistyczny obraz stareotypowego, biednego, afrykańskiego kraju ogarniętego wojną domową. Właśnie tak wyobrażałem sobie niegdyś wojnę domową w Somalii.
Istotą wspomnianej wyżej „brzydoty” jest szereg nietrafionych pomysłów, które nie przyjęły się nie tylko w serii Far Cry, ale w gatunku pierwszoosobowych strzelanek w ogóle. Zacinająca się broń robi super wrażenie przy pierwszych kilku razach. Gdy po 20h gry, po raz 117 na samym początku walki zatną nam się zarówno karabin, jak i pistolet, zmuszając nas po raz kolejny do ucieczki za pobliskie drzewa – mamy tej mechaniki po dziurki w nosie.
Podobnie z respawnującymi się posterunkami, które mijamy w ogromnej ilości na całej mapie. Wystarczy odjechać od wyczyszczonego checkpoint’a na odległość pozwalającą nam stracić to miejsce na moment z oczu, aby nastąpiło momentalne odświeżenie wszystkiego co poza kadrem. Clou problemu siedzi w tym, że podróżowanie po mapie i użeranie się z owymi posterunkami to 80-90% czasu jaki spędzamy w Far Cry 2. Odbieram to jako sztuczne wydłużanie czasu gry i wystarczający argument do tego, aby nawet najbardziej zatwardziali eksploratorzy, zaczęli korzystać z punktów szybkiej podróży.
Chwalone przez niektórych typowo fps’owe aspekty, jak feeling strzelania, czy obsługa i różnorodność broni, nie są wg mnie niczym szczególnym. W dniu premiery gry, na rynku były już takie strzelanki jak Battlefield: Bad Company, czy Call of Duty 4: Modern Warfare i uważam że produkcja Ubisoftu niczym szczególnym na ich tle się nie wybija. No chyba że irytującymi mechanikami niszczonej i zawieszającej się broni… Pochwalić z kolei mogę dosyć oryginalny „system rozwoju”, który polega na kupowaniu za zarobione diamenty nowych typów broni i upgrade’ów, które na stałe będą w zaopatrzeniu naszej zbrojowni już do końca gry.
Głównym i w zasadzie jedynym celem gry, jest zabicie niejakiego Szakala – dostawcy broni, który zaopatruje w sprzęt obie strony konfliktu (organizacje znane pod skrótami APR i UFLL). Niestety wątek ten jest ukazany jedynie na samym początku gry, później jest ledwie liźnięty mniej więcej w połowie i wraca na parę minut przed samym zakończeniem. Powoduje to że Far Cry 2 nawet jak na standardy FPSów, jest grą wybitnie ubogą w treść fabularną. Kolejne zadania główne które prowadzą nas do finału, nie mają z Szakalem nic wspólnego i w większości wyglądają bardzo podobnie. Przejedź z punktu A do B i wykonaj jakąś czynność (zabicie kogoś, bądź zniszczenie jakiegoś obiektu). Powtórz około 30 razy. Największą bolączka przy tym jest oczywiście dotarcie do miejsca zadania, które jak już pisałem, po kilku godzinach gry staje się nudną do bólu drogą przez mękę. Niestety owej drogi nie rekompensuje zakończenie, które jest ze wszech miar rozczarowujące.
Gra oferuję również 40 zadań pobocznych i kilka tzw. buddy missions. Niestety ich jakość jest jeszcze gorsza od misji głównych. Zrobiłem raptem kilka i gdy zorientowałem się, że prócz wzrostu statystyki ukończonych misji, nie mam z tego tytułu kompletnie żadnych benefitów (serio - za misje podoczne nie dostajemy żadnej nagrody...) darowałem je sobie już do końca gry. Podobnie zresztą jak z opcjonalnym zakończeniem misji głównych (z udziałem pomocników których możemy w grze rekrutować). Opcja ta wydłuża dwukrotnie czas misji głównej i podobnie jak z side opsami, nie dostajemy nic w zamian (poza nic nie znaczącym „poziomem” naszego przyjaciela).
Choć do modelu jazdy można przyczepić się niemal w każdej odsłonie serii Far Cry, to paradoksalnie korzystanie z pojazdów, było jedną z najprzyjemniejszych rzeczy jakie robiłem w grze. Efekt ten zawdzięczam braku klasycznej mini-mapy, dzięki której w wielu produkcjach jedziemy jak po sznurku, nie patrząc nawet na drogę. Zamiast tego mamy rozwiązanie „tradycyjne” – podjeżdżamy do skrzyżowania, zatrzymujemy samochód, wyciągamy mapę i analizujemy w którą stronę teraz skręcić. Ktoś może stwierdzić że to toporne i niepotrzebne, ale dla mnie to rewelacyjne urozmaicenie w dobie wszechobecnych automap. Tym większa szkoda, że doświadczenie płynące z podróżowania po Afryce, psute jest przez opisane wyżej respawny. Koniec końców, podróż sprowadza się do pokonywania króciutkich odcinków, a po kolejnej strzelaninie i zdobyciu posterunku, prawie zawsze zmuszeni jesteśmy do zmiany pojazdu.
Na pochwałę zasługuje również poziom wykorzystania elementów otoczenia. Rzucony na wypłowiałą trawę koktajl mołotowa sprawia, że ogień momentalnie się rozprzestrzenia i może zarówno odciąć wrogom drogę ucieczki, jak i zamknąć ich w ognistym kręgu śmierci. Poziom realizmu, którego próżno szukać w innych tego typu tytułach.
Stan techniczny gry wymaga wyodrębnienia w osobny akapit. Gra bowiem pomimo posiadania tylu lat na karku, jest w opłakanym stanie. Dawno nie ogrywałem produkcji tak bardzo zabugowanej, glitchującej się i w tak fatalnym stanie technicznym. Wszelkiej maści NPCe zachowują się kuriozalnie, trzęsąc non stop głowami na lewo i prawo, lub w losowych momentach wyskakując na 3 metry do góry. Idąc po kolejne zadanie do siedziby APR, z niewiadomych przyczyn losowy przechodzień potrafi zapaść się pod ziemię (ginąc przy okazji), a całe miasteczko momentalnie wymierza końce luf w moją stronę. Jak gdyby pogrzebanie biedaka żywcem, było moją zasługą. Z grą spędziłem 27h i w tym czasie, wielokrotnie musiałem uciekać przez gradobiciem kul lecących w moją stronę, tylko po to aby miasto „uspokoiło się” i bym mógł podjąć ponowną próbę otrzymania questa.
Dodając do tego okropnie zmontowany dubbing postaci (jakby wszystkie kwestie wygłaszał syntezator), notoryczne problemy z interakcją z przedmiotami i postaciami, niezaliczanie przejęcia posterunków (pomimo iż dawno wszyscy w nim nie żyją) oraz kilka innych problemów, otrzymujemy poziom, jakim pewnego razu zasłynęła Bethesda pamiętną premierą Fallouta 76. Tyle że ekipa Todda Howarda swój produkt względnie naprawiła. Ubisoft niestety nie…
Można nie być wielkim fanem struktury i generyczności późniejszych open-worldów Ubisoftu, ale nie można odmówić im wypracowanych latami schematów, które sprzedają się świetnie. Far Cry 2 tego jeszcze nie ma. Gra na swój sposób eksperymentuje z otwartą formułą rozgrywki i choć część pomysłów okazała się mocno nietrafiona, nie sposób nie oddać tej odsłonie pewnego nowatorstwa. Pod pewnymi względami, gra miała być wręcz pionierska. Niestety w ostatecznym rozrachunku, okazała się jedynie nudnym przeciętniakiem. Z niekrytym rozczarowaniem i zawodem, dopisuję więc własną osobę do listy tych wszystkich, dla których Far Cry 2 jest najgorszą odsłoną serii.
P.S. Wiem że grę na PC ratuje cały zestaw modów, po których wszelkie problemy techniczne są jedynie wspomnieniem. Celowo jednak ograłem wersję niemodowaną, aby móc rzetelnie ocenić stan gry taki, jaki zgotowali nam twórcy.