Final Fantasy VII Remake — krytyka i porównanie z oryginałem

WIDEOBLOG
917V
user-88238 main blog image
Qstom92 | 28.04.2023, 11:38
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Final Fantasy VII to dla mnie jedna z najlepszych gier. Jak wypada na jej tle remake?

Wracam z kolejnym filmem krytycznym. Krótszy niż poprzednie, ale również poświęciłem na niego masę pracy.

Trochę zaspoileruję swój film mówiąc od razu, że Final Fantasy VII Remake jest bardzo dobrą grą. Mimo wszystko z wielu powodów jestem zawiedziony. Zawiedziony, bo jest tu ukryta gra wybitna. Może nawet jedna z najlepszych, jakie powstały. W niejednym punkcie przebijająca swoje oryginalne źródło, które właśnie dalej uważam za ścisłą czołówkę gier wideo.

Walka w oryginale nie należy do głębokich i szczególnie emocjonujących. Cały Midgar, z wyjątkiem ostatnich bossów, możemy przejść, trzymając po prostu kółko na komendzie ataku i przyglądając się, jak powoli eliminujemy wszystkich wrogów. Ich obrażenia, jakie nam zadają rzędu pięć, dziesięć, są komiczne. Nawet jeżeli przeciwnicy w końcu dobiją nas do stanu krytycznego, to jednym Cure-All, mamy problem z głowy na najbliższe tury, a koszt tego jest praktycznie zerowy.

Remake zastępuje nudne czekanie, aż będziemy mogli użyć podstawowej komendy ataku, wręcz zmuszaniem nas do ciągłego atakowania, żeby móc wyprowadzić jakiekolwiek zaawansowane polecenia. Doprowadza to do bardzo ciekawych sytuacji, gdzie w momencie krytycznym nie możemy tak bezproblemowo wszystkich wyleczyć. Mimo braku zdrowia trzeba ryzykować atakami, żeby w ogóle dostać możliwość się podleczenia. A czasem wrogowie będą się skupiać na kontrach, co już w ogóle bardzo zagęszcza atmosferę w takich sytuacjach, bo utrudnia to napełnienie paska ATB.

Przechodzenie do kolejnych lokacji w oryginale i poznawanie nowych przeciwników nie wnosi za bardzo nic nowego w walkach. Mają inny model, animacje ataku będą miały inny wygląd, ale na tym się kończą zmiany. Co najwyżej otrzymamy odrobinę większe obrażenia. Remake każdej istocie dorzuca jakieś unikatowe ciekawostki. Czasem są gdzieś poza mapą lub latają i musi się nimi zająć Barret. Mogą być wyjątkowo podatni na wytrącanie z równowagi po użyciu jakiejś magii. Strażnicy z tarczą wymagają od nas obejścia, żeby mieć możliwość im zadać obrażenia, i tak dalej. Ogromny progres względem oryginału.

Również wykorzystanie pełni kontroli w sterowaniu naszej postaci podczas walki jest sensowne. Ataki wrogów będą tworzyć pola zagrożenia, mieć różne czasy ładowania, inne zasięgi. Znowu porównując to do oryginału, to tam mamy po prostu pokaz jakiejś fancy animacyjki i obrażenia nad głową. Mechanicznie mogłyby nawet od razu pojawiać nam się cyferki nad głową, bo i tak nie można tych ataków uniknąć czy zrobić cokolwiek. Chodzi mi o to, że nieważne jak dopieszczoną animację ataku wyślę na nas wróg, efekt i tak zawsze będzie ten sam.

Najważniejsze, że Final Fantasy VII Remake, nie jest prostym slasherem, tylko pełnoprawnym, taktycznym RPG. Proste atakowanie tutaj jest tylko pretekstem, żeby móc odpalić jakieś porządniejsze komendy, przy okazji spowalniając czas i dając pełną swobodę do namysłu.

To, co ekipa zrobiła tutaj z bossami, zasługuje na najwyższe uznanie. Starcia są wielofazowe, każdy kolejny boss wymaga innej strategii, przygotowania, nauczenia się ich ataków i reagowania na nie. Są też przede wszystkim niewiarygodnym spektaklem. W oryginale niestety dalej pasuje to, co powiedziałem wcześniej, czyli pojawienie się bossa to najczęściej ten sam typ starcia, który robiliśmy ciągle wcześniej, tylko teraz będą pojawiać się nam nad głową odrobinę większe cyferki. Najbardziej wyróżniający się atak Abzu, czyli Ściekowe Tsunami, daje pokaz animatorów i po chwili możemy obserwować efekt w postaci cyferek. W remaku widzimy informację, jaki atak przygotowuje oponent i możemy faktycznie, fizycznie go uniknąć przechodząc na stronę niezalewaną falą tsunami.

Oceń bloga:
11

Komentarze (23)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper