Monochrome Mobius: Rights and Wrongs Forgotten - pełnoprawne jRPG w świecie Utawarerumono [PC, PS4, PS5]
Seria Utawarerumono, to dzieło doprawdy wyjątkowe. Świetna powieść wizualna z domieszką całkiem dobrej walki taktycznej. Tym razem jednak, twórcy postanowili stworzyć pełnoprawnego jRPG osadzonego w tym świecie, ale czy podołali?
Wstęp:
Zacznijmy od tego, że nie rozumiem czemu gra nigdzie w tytule nie ma nazwy "Utawarerumono". No wiecie, mając kultową w pewnych kręgach markę, może lepiej byłoby z tego skorzystać? W każdym razie, grę ogrywałem w wersji PCtowej, sam port jest po prostu poprawny, w przeciwieństwie do tytułów z Utawarerumono w nazwie, mamy dostęp do wyższych rozdzielczości (grałem w 1440p), ale limit FPSów to 60. Gra ogólnie chodzi nieźle.
Jednakże dosyć bardzo zdziwiła mnie jedna rzecz. Otóż, gra w premierę wyszła na PS4, PS5 i PC... ale tylko ta ostatnia od razu była dostępna w wersji angielskiej, czemu? (wersja konsolowa na zachodzie wyszła z jakimś półrocznym opóźnieniem).
Fabuła:
Monochrome Mobius, to interquel, dzieje się pomiędzy wydarzeniami części pierwszej (Prelude to the fallen), a drugiej (Mask of Deception). My zaś, wcielamy się w Oshtora, przed tym jak został jednym ze strażników Yamato. Oczywiście też, przyjdzie nam tu spotkać masę znanych twarzy, od tych mniej istotnych, jak Dekopompo czy wcielenie boga, wielkiego Mikado, ale też drugą najważniejszą osobę w całej serii, Nekone (pierwsza to Aruruu) w tym podróżować będziemy razem z Munechiką i Mikazuchim, a także całkowicie nową postacią, Shunią, która to będzie istotnym elementem tej historii.
Shunia, to córka Pashpakura, ojca Oshtora, który to od wielu lat uznawany był za zmarłego, jednak jak się okazuje nie umarł, ale żył gdzieś w tajemniczej krainie Arva Shulan. I z początku, to jest właśnie nasz cel, wyruszyć do Arva Shulan, aby zjednoczyć rodzeństwo z ich ojcem. Wiadomo oczywiście, że sprawy się pokomplikują i nie będzie tak łatwo. Arva Shulan zamieszkiwany jest przez dosyć tajemniczy lud, odmienny od tego, który żyje w Yamato.
Tak mniej więcej wygląda początek gry, gra w późniejszym etapie (takie odnoszę wrażenie) troszkę się pogubiła pod względem fabularnym, co jakiś czas zmieniając główny wątek, który śledzimy. Choć wciąż dostajemy niezłą i ciekawą historię. Nie ma tu jednak liczyć na coś podobnego do Utawarerumono, z prostego powodu, że ta gra stawia bycie jRPGiem na pierwszym planie i jak na te kilkadziesiąt godzin oryginalnej trylogii 80% to była "Visual Novela", tak tutaj jest właściwie odwrotnie.
Gameplay:
Rozgrywka jest rzeczą podobną, do przeciętnego przedstawiciela gatunku jRPG. Walka jest turowa, z jednym fajnym bajerem w postaci "okręgów", które to symbolizują kolejność ruchów. Każdy uczestnik walki może z czasem wejść na "wyższy poziom okręgu", dzięki czemu jego tura odbędzie się szybciej. Mój problem jest tu taki, że gra ogólnie jest prosta na tyle, że większość walk była zbyt krótka, aby w ogóle z tego skorzystać. Wyjątek, to w zasadzie jedynie bossowie, a tych jest akurat całkiem sporo.
Oczywiście też, świat nie jest w pełni otwarty, a podzielony na jeden spory obszar i kilkanaście pomniejszych (oczywiście, są ekrany ładowania). Tu fajny patent, przeciwnicy chodzą sobie po mapie i, aby wejść z nimi w walkę, to można ich np. walnąć i wtedy dostajemy pierwszeństwo w walce, ale jeżeli mamy wystarczająco wyższy od nich poziom, to w tym wypadku zamiast walki, wróg po prostu zostaje pokonany, drop i exp leci do nas. Fajna sprawa, bo jednak ciągła walka z tym samym jest dosyć uciążliwa.
W grze mamy też zadania poboczne, było ich chyba coś koło 26. I cóż, większość z nich to typowy jRPG, czyli nic nie wnoszące questy, gdzie mamy coś przynieść lub coś zabić, jedynie parę z nich wydało mi się jakkolwiek ciekawym. Zwłaszcza taki jeden, gdy postać losowo coś powiedziała, że ma dziwne uczucie względem miejsca, w którym się znajdowała. I wtedy porozglądałem się tam, i kurcze faktycznie, to było to miejsce, gdzie wydarzyła się dosyć istotna rzecz w trylogii.
I tu chciałbym powiedzieć, gra pomimo tego, że jest prequelem do "Mask of Deception", to jest zbudowana w taki sposób, że w sumie daje nam parę spoilerów, a do tego jest tu sporo scen będących takimi małymi "smaczkami" dla fanów poprzedników, przez co myślę, że gra nie jest odpowiednia dla osób nie zaznajomionych z poprzednimi odsłonami serii.
Grafika, budżet itd.
Zacznę od tego, że na obrazku nie widzicie jakiegoś błędu z teksturami, tak w tej grze wygląda spora część NPC. Dalej nie wiem, czy był to zabieg celowy, czy braki w budżecie, który był niewielki i momentami to naprawdę widać. Gra potrafi wyglądać nieźle, niektóre sceny walk w cutscenkach to naprawdę coś niesamowitego, ale niestety, mamy tu też wiele animacji... nie najlepszych. Momentów, gdzie wypada to bardzo sztywnie i tandetnie, choć jest parę scen, które to wykorzystywały, tak o w celu humorystycznym.
Generalnie, gra momentami wydawała się być trochę niedokończona, było parę fragmentów, gdzie coś się działo, kończył się wątek związany z jednym miejscem i, nie wiem jak to określić, jakby brakowało tych paru dialogów zakończenia, po prostu następnym questem było wrócenie do stolicy Yamato, pomimo, że nikt w sumie o tym nie wspomniał.
Jednakże, jest coś wyjątkowego w zobaczeniu miejsc, znanych przedtem tylko z opisów czy statycznych rysunków, w pełnym 3D. Sama gra ogólnie ma taki dosyć wyjątkowy styl, coś pomiędzy mocno anime, a lekko realistycznym (tu głównie ubrania postaci, i co ciekawe, ubrania te mają jakąś minimalną fizykę, tak więc kiedy naszą drużynę reprezentuje Shunya, to podczas biegu powiewa jej sukienka i widać jej bieliznę. Tak, nosi białe).
A tu tak trochę poza tematem: boli mnie trochę, że w sumie poza pierwszą odsłoną (oryginał/Prelude to the Fallen), to całość Utawarerumono skupia się na Yamato i ogólnie, tych nowszych postaciach. Nie że ich nie lubię czy coś, po prostu chciałbym też zobaczyć coś więcej dziejącego się w Tuskur. Może kiedyś, nie wygląda na to, aby ta gra była ostatnim, co zobaczymy z tej serii.