Gurumin: A Monstrous Adventure - sympatyczna przygoda od twórców Ys i The Legend of Heroes [Recenzja][PC]
Nihon Falcom, to ciekawy developer i to z paru powodów. Aktualnie, znani są najbardziej ze swoich dwóch serii, Ys oraz The Legend of Heroes, ale wiedzieć musicie, że historia tej firmy sięga aż do 1981. Zaczęli zajmować się grami wideo na kilka lat przed Square czy Enix i są odpowiedzialni za jedne z najbardziej wplywowych jRPG w historii Japonii.
W 2004 roku jednak, wydali Gurumin, niepozorną grę na PCty z systemem Windows. Nie był to ich największy hit, czy najbardziej popularna marka, ale parę lat później zapoczątkowała ona wielkie zmiany w firmie. Nihon Falcom od swojego założenia w latach 80 do drugiej połowy lat 2000 idąc na przekór wszystkiemu, tworzył swoje gry nie z myślą o konsolach, a PCtach. Port Gurumin na PSP wydany w 2007 był właśnie początkiem zmiany w działaniu tej firmy, gdy zamiast tworzyć pod PCty, które w tamtym okresie przestały być już opłacalne dla płatnych gier (to były początki internetu, platformą coraz bardziej dominowały MMORPG i inne gry F2P). Jednak ja tutaj nie chciałem opowiadać o zawiłej historii producenta, a o samym produkcie:
Fabuła:
Gurumin: A Monstrous Adventure, to tytuł wyprodukowany przez Nihon Falcom, a wydany na zachodzie przez Mastiff w 2015 roku na Steamie (2007 na PSP i 2016 na 3DSie). Opowiada on o małej dziewczynce Parin* (*domyślna nazwa, gra pozwola ją ustawiać), która to ze względu na wyprawę swoich rodziców, musiała udać się do swojego dziadka, który to rezyduje w mieście zamieszkałym w dużej mierze przez samych górników. A co najgorsze, brak tam jakichkolwiek dzieci, co dla małej dziewczynki oznacza jedno, nudę.
Szybko okazuje się jednak, że w mieście tym przebywają również inne istoty... potwory. Nie taki jednak diabeł straszny, jak go malują. Szybko te potworne istoty, okazują się być całkiem miłymi ziomkami, z którymi Parin natychmiastowo się zaprzyjaźnia, jednak, miłe chwile nie trwają długo, gdyż jeden z jej przyjaciół zostaje uprowadzony przez tajemnicze "fantomy", Parin musi go teraz uratować... Gdy jednak ona wyrusza mu na pomoc, miasto potworów zostaje zaatakowane przez wroga i doszczętnie zniszczone, a większość mieszkańców porwana, jak można się domyślić, Parin musi ich uratować, a także odnaleźć kilka legendarnych przedmiotów... to znaczy ich meble.
W tej grze wyruszamy w podróż, aby znaleźć ich meble. I tu trochę mi przeszkadzało, za każdym razem, gdy taki mebel znajdziemy, musimy go sami odnieść osobie, do której należy. I tak za każdym razem idziemy z jednego końca mapy do miasta (mapa gry, to taka mapa z wyborem lokacji, jaką znaleźć można w wielu platformówkach jak np. Mario World), wtedy to dajemy to postaci, odpala się krótka scenka, gdzie pokazuje nam, którą nową część mapy nam odblokowało i zazwyczaj musimy znowu popindzialać tam skąd przyszliśmy, bo w tamtej okolicy odblokował się nam nowy level.
Fabuła jest dosyć prosta, a większość postaci raczej jednowymiarowych, aczkolwiek znalazło się tu miejsce na całkiem zaskakujący plottwist (mnie zaskczył). Gra wypełniona jest takim słodkim i lekkim humorem, aczkolwiek niepokoi mnie, że jeden z NPC, taki sporej wielkości grubas z gęstą brodą, bardzo chce się umówić na randkę z małą Parin. Wracając, gra bawi małymi głupstwami, jak choćby poszukiwaniem kreta, idioty z upośledzeniem kierunkowym czy innym, dosyć prostym slapstickiem.
Gameplay:
Pod względem rozgrywki, gra przypominała mi starsze odsłony Ys, te z lat 2000 (Ys VI, Origin itd.), ale w pełnym 3D (dosyć prostym do tego) i zmienionym rzutem kamery. Tak więc w grze przemierzać będziemy dosyć proste i liniowe poziomy, zabijać tam wrogów, a czasem też skakać po platformach czy rozwiązywać proste zagadki logiczne, w stylu pchania wielkich skrzyń na guziki. Do tego gra zawiera "bonusowe poziomy" (co jest bujdą, bo tak naprawdę są wymagane, aby dotrzeć do napisów końcowych, bez nich gra po prostu po ostatnim bossie nam powie, że to nie koniec i wywali nas do menu), a aby się do nich dostać, musimy rozwiązać jakąś prostą zagadkę daną nam przez gadający szkielet. Znaleźć sposób na zapalenie wszystkich pochodni bez ich niszczenia, a także... no, jeden bardzo lubi patrzeć, jak Parin coś je, a drugi każe jej, aby swoimi stopami dotknęła jego głowy. Ciekawe.
Same bonusowe etapy, to w sumie dokładnie to samo co te standardowe, ale idziemy od ich końca, do początku, a dodatkowo trochę zmieniono zagadki i rozstaw przeciwników. Porę dnia czasem też. Etapy w tej grze są na tyle krótkie, coś koło 8-10minut na każdy, z paroma wyjątkami, ale ogólnie przechodzi się je wyjątkowo przyjemnie.
System walki wyróżnia się jednak pewnym ciekawym bajerem. Otóż, u góry ekranu wyświetlają nam się symbole, atakując przeciwników, gdy są one na środku paska tzn. uderzając w rytm muzyki, zadajemy obrażenia krytyczne. Brzmi trochę, jak Hi-Fi Rush, ale jest mały problem... to niezbyt dobrze działa, ja nie zwracałem na niego zbytnio uwagi, można bez tego przejść grę i to bez większych problemów.
Sama walka jest właśnie dosyć prosta, ale wciąż przyjemna. Mamy jeden guzik do atakowania, ale za to nasze ataki różnią się w zależności czy postać stoi czy się porusza, do tego możemy atak naładować do pełna, aby, nazwijmy to, zaszarżować lub tylko chwilę przytrzymać, aby wiertło jej... wiertła się zakręciło. Te "naładowane" ataki służą w głównej mierze do niszczenia osłon niektórych przeciwników, ale także elementów otoczenia. Skacząc i atakując "sfokusowanego" wroga Parin wykona coś na wzór Homing Attacku z serii gier o Sonicu, a wraz z rozgrywką, będziemy mogli zakupić jej nowe umiejętności. Te natomiast aktywuje się np. poprzez zakręcenie myszką w okół postaci czy używając lewego analoga. I powiem tak, to nie był dobry pomysł. Grając na padzie i odblokowując umiejętność, która wymagała "skok, potem kręć analogiem, potem atak" trochę popsuło mi rozgrywkę, bo wielokrotnie aktywowałem tę umiejętność, kiedy tego nie chciałem.
Podczas walki na ziemi, to jeszcze aż tak nie denerwuje, ale kiedy chciałem skoczyć i zaatakować w powietrzu, wielokrotnie przypadkiem używałem umiejętności, która to wyglądała tak, że Parin zaczynała się kręcić i spadać, a ja chciałem zrobić dokładnie odwrotnie, być dalej w powietrzu i zaatakować. O no właśnie, w grze mamy segmenty trochę, jak w Sonicu, gdzie mamy przed sobą parę latających wrogów i przy użyciu "homing attacku" musimy przedostać się na drugą stronę.
Do tego w grze są jeszcze bossowie. Cóż, są oni, nazwijmy to, zjadliwi. Twoi typowi bossowie z platformówki, posiadający parę ataków, które będą w kółko powtarzać, aż nie uda nam się ich pokonać. Tragedii nie ma, ale nie nazwałbym tych starć zbyt dobrymi. Szczególnie nie spodobał mi się boss bonusowy (nie trzeba go pokonać do odblokowania zakończenia gry), w pewnym momencie zaczyna on się klonować i momentami dzieje się tam taki chaos, że trudno cokolwiek zrobić, bo ciągle on nas powala.
Do tego w grze znajduje się prosty system ekwipunku. Mamy tam akcesoria, na start, całkowicie za darmo, dostaniemy google, które zmniejszą nam obrażenia od wody. Bo oczywiście, postać dostaje tu obrażenia, za każdym razem, gdy zanurkuje. Tu warto zbierać coś takiego, jak "tajemnicze worki", bo z nich można zdobyć nie tylko odnawiające zdrowie jedzenie (są trzy rodzaje i każdego trzymać możemy przy sobie po trzy sztuki), ale i akcesoria. Jednym z nich jest hełm, który po ulepszeniu redukuje obrażenia o 65% i jeszcze zwiększa atak o 1.2x. Wspominam o tym z ważnego powodu... Parin wygląda w nim wyjątkowo słodko.
Do tego w czasie rozgrywki znajdziemy też "części" do naszego wiertła, które to posiadają moce żywiołów. Po wyekwipowaniu przydadzą się one podczas rozwiązywania paru zagadek, czy otwierania drzwi, no i oczywiście do walki, gdyż paru przeciwników dostaje tak dodatkowe obrażenia lub wręcz przeciwnie.
W grze mamy też coś na wzór hubu, małe miasteczko, gdzie mamy aż pięciu NPC z czego dwaj to handlarze. Jeden sprzedaje jedzenie, a drugi akcesoria i potrafi je ulepszać.
Tu jeszcze warto wspomnieć, że przejście gry, z bonusowymi levelami, zajęło mi coś koło 10h, może mniej. Po przejściu gry dostajemy nowe tryby gry i kostiumy, tych jednak nie tykałem.
Grafika i muzyka:
Gra przywodzi mi na myśl tytuły z N64 czy PS1, ten cukierkowy i kanciasty styl, gdzie wszystko jest słodkie, w ogóle jak nasza postać skacze, to wydaje taki głos sprężynki. Słodko. W każdym razie, grafika jaka jest widzicie na screenach, mi bardzo się ona spodobała, ma swój styl. Przeciwnicy wyglądają, jak jakieś proste bryły z nogami i ma to swój urok.
Muzyka zaś, no, powiem tak. W tamtym okresie w sumie każda produkcja Nihon Falcom pod względem muzycznym była po prostu wybitna, i tu nie jest inaczej. Niemal każdy kawałek ma w sobie "to coś" przez co wpada w ucho.
PCtowa wersja:
W grę grałem na PC i tu różne rzeczy o niej słyszałem. Gra oryginalnie pojawiła się na PCtach, ale tylko w Japonii, zachód zaś dostał wydanie... cóż, tu nie jestem pewien, na pewno ma ono parę bonusów jak wsparcie dla rozdzielczości 16:9 czy zawartość z wersji PSP... i no właśnie, prawdopodobnie zamiast zmodyfikować wersję PCtową, wydawca przeportował wersję z PSP. Także więc, gra ma limit 30fps i 1080p. Tą rozdzielczość bym zniósł, ale 30fps, to coś karygodnego. Poza tym mankamentem, gra działała dobrze (jak na 30fps), bugów nie uświadczyłem.
Tu warto też dodać, że cyfrowa wersja jest dostępna tylko w całości po angielsku tzn. nie ma japońskiego dubbingu. Ale tu na ratunek przychodzi internet, okazuje się, że wystarczy pobrać jeden plik z japońskim audio i gotowe, głosy są po japońsku. Sam angielski dublaż jest cóż... nie tak dobry. Parin brzmi momentami bez emocji, ale jak dla mnie przejdzie. O wszystkich innych postaciach nie mogę powiedzieć wiele dobrego. Jest zjadliwie, ale bez szału.
Gra nie kosztuje też wiele, często jest w promocji z ceną w okolicach 10zł. Dostępna jest na Steamie i GOGu.