Odgrzewane szpiegowanie
Czy mieliście kiedykolwiek wrażenie, że serial, który oglądacie nie rozwija się? I, że jedyne, czego mu tak naprawdę trzeba to film kinowy?
Cóż, osobiście nigdy nie miałem takich myśli. Choć, przyznaję, filmy DB są całkiem niezłe i stanowią interesujące rozwinięcie tego samego, co w anime. Niestety, w przypadku Spy x Family: Code White nie mogę napisać tego samego.
Znowu z tym szpiegiem?
Nie widzę sensu w przedstawianiu protagonistów, bo robiłem to już poprzednio. I tak jak pisałem wtedy, te postacie nie przechodzą praktycznie żadnych zmian w omawianym filmie. Mam wręcz wrażenie, że lekko cofnęli się w rozwoju.
Skoro o bohaterach nie mam co napisać to może chociaż o antagoniście? Cóż, zgadujcie dalej.... Antagonista Forgerów jest tak sztampowy, że aż zęby bolą. Mam wrażenie, że twórcy nie mieli pomysłu na "wroga", więc stworzyli jego karykaturę. Choć, muszę przyznać, na początku wydaje się całkiem ciekawy - jednak jest to tylko wrażenie.
To może fabuła?
Skoro postacie zawodzą to zawsze można mieć nadzieję na interesującą historię. Ta zaczyna się typowo dla tego serialu- Anya potrzebuje czegoś do szkoły, więc Twilight wpada na pomysł jak to zdobyć. Wspierani przez Yor, ruszają do krainy skutej lodem, przypominającej Szwajcarię. Generalnie, podobał mi się klimat tego kraju: przywodził na myśl sceny z For Your Eyes Only. I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie...
...gdyby nie fakt, że twórcy zaserwowali kolejny raz to samo. Ba, miejscami miałem wrażenie, że autorzy po prostu wzięli fragmenty serialu i wrzucili do filmu z drobnymi zmianami. I to czasem w wyjątkowo prostacki sposób.
Ot, na przykład w filmie pojawia się wątek rozmowy koleżanek z pracy Yor o oznakach zdrady ze strony mężczyzny. Dziwnym trafem Yor zauważa wszystkie te oznaki u Twilighta (czasem w absurdalny sposób, który nie przyszedłby do głowy nikomu zdrowych zmysłach - a już na pewno nikomu, kto tylko udaje związek z drugą osobą). Całość kończy się na uderzeniu Twilighta przez Yor, gdy ten próbuje ją przekonać, że chce, by to udawane małżeństwo trwało... Brzmi znajomo? Oczywiście, bo jest to wątek żywcem wyciągnięty z sezonu 1, odcinków 21 i 24! Różni się drobnymi szczegółami, ale niczym więcej.
Jakieś pozytywy?
Narzekam i narzekam, ale film miał kilka zalet. Przede wszystkim, oglądało mi się go dobrze - nie wiem jak bawiłbym się w kinie, ale w domowym zaciszu było całkiem okej. Fakt, cały czas miałem w głowie opisane wyżej zarzuty, ale podczas seansu nie przeszkadzały mi zbytnio.. No, może poza wspomnianymi powtórzonymi motywami...
Na plus muszę zaliczyć oprawę graficzną - fakt, jest ciągle taka sama, ale miałem miejscami wrażenie, że twórcy nieco bardziej się przyłożyli. Sama fabuła - gdyby odrzeć ją z tych wszystkich wad, które wymieniłem wcześniej - też nie jest jakaś super zła. Może nie jest wybitna, ale wpisuje się w to, co do tej pory było w SxF.