Jak Dark Souls zmieniło moje postrzeganie gier
Zacznijmy od początku. Przyznaję się bez bicia, że w czasach kiedy wyszedł pierwszy Dark Souls byłem mocno przesiąknięty trendem ówczesnych gier, które prowadziły gracza za rączkę i były stosunkowo łatwe. Każda trudniejszy etap w grze mnie frustrował i mówiłem wtedy: „Czemu twórcy nie zbalansowali tego i w ogóle jaki d… to tak zaprojektował„ mimo, że wychowałem się na grach z przełomu XX w. i XXI w., to granie cały czas w nowe produkcje sprawiły, że się tak wyrażę skażualizowałem.
Tak się składa, że na port Dark Souls na PC czekałem mocno gdyż uwielbiam klimaty dark fantasy. Więc odpaliłem, pograłem… i się odbiłem, stwierdzając, że jednak to nie gra dla mnie i nie jestem masochistą z Japonii. Minęło parę lat i przy okazji premiery Dark Souls 3, zachęcony pozytywnymi recenzjami na temat tej gry, znowu spróbowałem swoich sił, tym razem z nastawieniem, że przejdę nawet choćbym miał co 10 minut zaglądać do tutoriali na YT. I znowu to samo. Odbiłem się, stwierdzając to samo co kilka lat wcześniej. Tym razem dałem za wygraną na kilka dni. Wróciłem i faktycznie grałem z poradnikiem „na kolanach”. Brnąłem dalej, udało mi się pokonać Gargulce, potem Capra Demona i już zmierzałem w kierunku podziemi. W tym momencie coś mi w głowie zaskoczyło. Nauczony mechanik oraz zachowań wrogów i nieustanna czujność sprawiły, że zacząłem się powoli wciągać w świat Dark Souls. Ba, nawet przestałem zaglądać do poradnika co 5 sekund i starałem się sam wyjść z opresji.
Tak się czułem przez pierwsze 3 godziny
Potem kolejny boss, tym razem wyraźnie znudzony smok padł za 2 razem. To był moment kiedy poczułem, że jednak umiem w te soulsy i wcale nie jest tak trudny jak wiele osób mówi. Następna lokacja czyli Blighttown szybko sprowadziła mnie na ziemie i znowu zaczęła zamiatać mną podłogę. Był to kolejny kryzys, kiedy miałem ochotę rzucić grę w kąt. Gdy wreszcie udało mi się zejść po tych cholernych kładkach i wielu niecenzuralnych słowach potem dotarłem do Quelany po to, żeby zabić ją za pierwszym razem. Od tego momentu już nic nie było w stanie mnie powstrzymać od ukończenia Dark Souls. Nawet pewna dwójka z Anor Londo przy, której straciłem rachubę zgonów oraz nawet to, że w międzyczasie musiałem wymienić PC i odstawić Dark Souls na kilka tygodni (a zazwyczaj po takiej przerwie rzadko mi się zdarza, że wracam do danej gry).
Blighttown - prawdziwy sprawdzian umiejętności gracza
Pewnie teraz większość z was pomyśli, że jest to historia o tym jak przestałem być „casual player” i stałem „hardcore player” (swoją drogą nie przepadam za tymi określeniami) przechodzącym gry na najwyższym poziomie trudności i wbijającym platyny, ale nie.
Podczas grania w Dark Souls doświadczyłem czegoś, czego nie czułem podczas grania od wielu wielu lat. Znowu poczułem się jak dziecko, kiedy utknąłem w jakimś momencie, tylko metody prób i błędów oraz wytrwałość popychały grę dalej. To, że konsekwencje dokonanych wyborów mogą być odczuwane o wiele później. Pierwszy raz też miałem od dłuższego czasu tak, że nawet wychodząc z gry i będąc w pracy myślałem wciąż o grze i o tym jakie następne kroki poczynię gdy wrócę do domu.
Dark Souls jest przykładem gry idealnie zaprojektowanej. Idealnie stopniuje poziom trudności, lokacje, które zwiedzamy łączą się i stopniowo odblokowujemy przeróżne skróty, które pozwalają nam powrócić do danych miejsc bez używania szybkiej podróży. Brak muzyki podczas walki (oprócz bossów oczywiście) wywołuje cały czas poczucie zagrożenia podczas eksploracji. Przeróżne sztuczki pozwalające łatwo przejść dany moment. Mógłbym jeszcze sporo wymieniać.
Mapa Dark Souls w postaci fanartu
Przejdę w końcu do wisienki na torcie czyli klimat. Ahhhh… coś pięknego mroczny świat, mroczne potwory, mroczni ludzie, wszystko mroczne jak w tytule :). Do tego świetna muzyka. Tutaj najbardziej zapadł mi w pamięć kawałek z ostatnim bossem kiedy to nagle twórcy stwierdzili, że użyją smutnej muzyki klasycznej. Idealnie pasowało nie tylko pod kątem fabularnym, ale poruszyło mnie ze względu na to, ponieważ to już koniec tej przygody.
A właśnie fabuła, jaka ona jest? No cóż, ja po przejściu gry coś tam ogarniałem o co mniej więcej chodzi, jednak wychodziłem z założenia iż fabuła tutaj jest poprowadzona w typowy japoński sposób i nikt jej nie zrozumie, ale gdy natrafiłem na filmiki na YT to po prostu mój mózg o mało co nie eksplodował. Jak się okazuje, soulsy mają całkiem bogaty świat i każda lokacja, postać którą napotykamy czy też boss ma swoją historię. Żeby to wszystko odkryć nie wystarczy czytać opisy przedmiotów i wysłuchiwać NPC, ale trzeba zwracać uwagę na otoczenie i łączyć logicznie fakty. Dla tych co nie grali powiem, że fabuła przypomina mitologię, całkiem ciekawą zresztą i oryginalną .
Wszystko co wymieniłem wcześniej uświadomiło mi jak gry wyróżniają się jako medium. To uczucie eksploracji i odkrywania (nawet poza grą) sprawia, że gry zawsze będą się rządzić swoimi prawami i nie powinny iść w stronę interaktywnych filmów. Soulsy są idealnym przykładem jakie narzędzia wykorzystują gry do wywoływania doświadczenia u gracza.
To właśnie dzięki Dark Souls zacząłem coraz częściej powracać do starszych gier retro i przestało to być tak bolesne oraz zacząłem nadrabiać klasyki, które mnie ominęły. Starsze tytuły mają to do siebie, że twórcy mając ograniczone możliwości starali się nadrobić grafikę nietypowymi mechanikami, klimatem oraz muzyką. Każda gra różniła się od siebie i co najważniejsze to była GRA i na każdym kroku dawała mi możliwości, jakie nie są w stanie zaoferować inne media. Jak na przykład Metal Gear Solid, w którym przerywniki filmowe były tak długie, że można by było skleić z nich pełnometrażowy film, jednak poza nimi gra wykorzystywała pełną gamę narzędzi dostępnych tylko dla tego medium jak np. Psychomantis przejmujący kontrolę nad padem, konieczność znalezienia częstotliwości z okładki gry aby poruszyć fabułę dalej i wiele innych mechanik, w tym absurdalnych jak chowanie się pod kartonem przed przeciwnikami.
Dark Souls był dla mnie prawdziwym powiewem świeżości w ubiegłej dekadzie i rozpoczął w moim odczuciu epokę renesansu dla gier. Wpłynął także na mój gust i sprawił, iż jeszcze bardziej zacząłem doceniać gry.