Wyniki konkursu na najlepszą recenzję gry z oferty PS Plus [listopad]
Drodzy Czytelnicy, nadszedł czas na nagrodzenie kolejnych czterech osób, które zgarnęły kody PS Plus i prenumeraty PSX Extreme. Tym razem recenzowaliście gry z listopadowej oferty PlayStation Plus.
Najlepszą recenzję, zdaniem redakcji PSX Extreme i przedstawicieli PlayStation Polska, popełnił Roger "Guile" Waszkiewicz, który ze swoim tekstem (recenzje Yakuza Kiwami) trafił do aktualnego wydania PSX Extreme. Autor otrzymał w nagrodę roczny abonament PS Plus i półroczną prenumeratę PSX Extreme.
Autorzy trzech wyróżnionych prac, które prezentujemy poniżej, zgarnęli kwartalne subskrypcje Plusa i kwartalne prenumeraty PSX Extreme (z autorami skontaktujemy się drogą mailową, tak że prosimy wypatrywać maila).
Yakuza Kiwami - Anna
Czasami sobie myślę, że za serię Yakuza odpowiada jakiś japoński spec od PR, tej okrytej cieniem organizacji sprawującej cichą władzę w Japonii. Romantyczny wizerunek z gry nijak nie pasuje do faktycznych działań japońskiej mafii, ale kto by się tam przejmował, skoro tak dobrze się gra?
Choć wydawałoby się, że seria Yakuza skierowana jest do naprawdę niszowego gracza, rozkochanego w japońskiej stylistyce, to okazało się, że ten niecodzienny tytuł trafił do serc i pod strzechy bardzo wielu europejskich graczy na co dzień ignorujących japońszczyznę. Nie dziwi więc fakt, że po tak ciepło przyjętej części 0, trafiają do nas kolejne produkcje w odświeżonej wersji. Yakuza Kiwami to chronologiczna "jedynka" w opowieści.
W przypadku tej szczególnej serii fabułę warto znać, a próba przechodzenia jej w dowolnej kolejności, może się skończyć mętlikiem i zniechęceniem do kolejnych odsłon. Akcja Kiwami rozpoczyna się kilka lat po wydarzeniach z Yakuzy 0. Dzielnicą Kamurocho zarządza w głównej mierze klan Tojo, który ma pod sobą kilkadziesiąt gangsterskich rodzin. W tym Dojimę z naszym głównym bohaterem Kazumą Kiryu. Ten prostoduszny młodzieniec nie potrafi trzymać się z dala od kłopotów i tym razem bierze na siebie winę przyjaciela, który nie dość, że zabił swojego szefa, to dopuścił się próby gwałtu. Kiryu trafia do więzienia na 10 lat i gdy wychodzi w 2005 roku, trafia do zupełnie nowego Kamurocho. Oto przyjaciel, którego ocalił od odsiadki – Akira „Nishiki” Nishikawa, stoi na czele własnej rodziny, a jego bezwzględność w drodze do celu budzi postrach. Jak to często w grach z tej serii bywa, osią fabuły jest bohaterski odwet, miłość i oczyszczenie z win, a pomóc może w tym jedynie... dziewczyna. Bardzo młoda dziewczynka imieniem Haruka, która może pomóc w odkryciu tajemnicy zniknięcia ogromnej sumy pieniędzy...
Nie będziecie się nudzić – to pewne. Akcji nie zabraknie, nawet jeśli poruszamy się po dość zamkniętym terenie, to twórcy starali się wpakować grę dużą ilością zawartości. Odświeżoną wersja gry oferuje nie tylko prostą przesiadkę na lepszą oprawę graficzną. Jeśli mieliście okazję zagrać w odświeżoną odsłonę „0”, to Kiwami będzie dla Was miłym przedłużeniem tego, co bawiło Was w poprzedniej odsłonie. Skorzystano ze znanego stylu walki. Ponownie mamy do wyboru cztery style, z czego każdy jest nieco inny. Do wyboru mamy styl smoka, Brawler, Beast oraz Rush, który wybierałam najczęściej.
Minigry to jeden z atutów tego tytułu i na szczęście możemy z nich skorzystać po raz kolejny. W przerwach od fabuły mamy okazję pograć w mahjonga, pokera, kości, rzutki czy pośpiewać karaoke lub pościgać się samochodzikami. Dla żadnych romantycznych wrażeń jest też opcja romansowania z hostessami (niezwykle wciągająca), która nagradza nas po optymistycznym zakończeniu uroczym filmikiem z prawdziwymi japonkami!
Pewną nowością jest zwiększenie roli mojej ulubionej postaci z Yakuzy 0, która w starej wersji "jedynki" miała niewiele do pokazania. Mowa tu o Goro Majimie – największym wojowniku okolic Kamurocho, który w najmniej spodziewanych momentach potrafi wyzwać Kazumę na pojedynek. Jego fantazja i determinacja w tej kwestii nie zna granic. W celu zdybania naszego bohatera Goro potrafi ukryć się w bagażniku, czy przebrać za policjanta lub ... hostessę. W różowym wdzianku!
W odświeżonej wersji dopracowano niemal wszytko. Począwszy od nowego silnika graficznego, przez nagranie zupełnie nowej ścieżki dźwiękowej po udoskonalenie rozgrywki. Można by narzekać, że Haruka jako nasza podopieczna jest wkurzająca i dodano jej więcej opcji na wykorzystywanie bohatera, jako swojego przynieś-wynieś-pozamiataj pomagiera, ale nie psuje to odbioru całości. W Yakuzę Kiwami gra się świetnie i wciąga jak bagno, nawet jeśli mowa tu o japońskiej produkcji przeładowanej tekstem niemal w każdym aspekcie. Cieszę się, że doczekałam czasów, gdy tak świetnie odświeżone gry trafiają do gracza na Zachodzie bez potrzeby kombinowanego importu i śledzenia fabuły ze słownikiem języka japońskiego w dłoni. Chcemy więcej!
Uprzejmie składam ten list na dłonie japońskiego przedstawiciela Public Relations w głównej siedzibie Yakuzy – budynku Segi.
Ocena: 8/10
Bulletstorm: Full Clip Edition - Michał „robal121” Janusz
Dzieło polskiego studia People Can Fly, po kilku latach przerwy, powraca do abonamentu PS+. Jest to powrót całkiem przyjemny, odświeżony i do tego zmontowany na kolejną generację konsol. Czy jednak zremasterowany Grayson Hunt wchodzi z przytupem (a raczej z kopem) na nasze dyski twarde i czy jest to powrót w glorii i chwale?
Oryginalny Bulletstorm z 2011 był powiewem świeżości w gatunku FPS i dla części graczy naszą narodową dumą. Gra zebrała całkiem przyzwoite oceny i było o niej głośno po obu stronach Atlantyku. Niestety nie przełożyło się to na wynik finansowy i tytuł, w ogólnym rozrachunku, sprzedał się dużo poniżej oczekiwań. Tym bardziej szokowała wieść o tworzeniu remastera, który ujrzał światło dzienne w 2017 r. W tym przypadku twórcy mogli jednak być zadowoleni, gdyż rozszedł się on na tyle przyzwoicie, że zapewne produkcja nad pełnoprawną kontynuacją już trwa, a obecność w listopadowym PS+ ma spopularyzować markę.
Odświeżony tytuł oferuje to samo szaleństwo, które mogliśmy skosztować 7 lat temu. Wybijanie mutantów w najbardziej zwariowanych sceneriach, w jak najbardziej kreatywny sposób, który dostarczy nam jak największej liczby punktów. Tym zdaniem zawsze opisuję tę grę osobom niewtajemniczonym. Twórcy dają nam do dyspozycji elektryczne lasso (yeah!), wachlarz bardzo brutalnych gadżetów i tyle slow motion, iiileee duuuszaaaa zapraaaagnieee. Na deser dostajemy tryb hordy w kooperacji z 3 innymi graczami i możliwość powtarzania etapów w celu poprawienia swoich wyników. Dodatkowo do gry włączono swoistą nową grę+ oraz więcej map do wspomnianego trybu multiplayer. Model strzelania nadal sprawia czystą przyjemność, a wszechobecny chaos z pewnością dostarczy fanom Dooma czy Wolfesteina wielu zadziornych uśmiechów na twarzy. Remaster podnosi rozdzielczość, poprawia grafikę i dorzuca wisienkę na torcie w postaci kultowego Księcia z Duke Nukem, którym możemy siać spustoszenie (a niby co innego?). Podmieniona zostaje wtedy skórka naszej postaci, a przy tym także i dialogi!
W grze tak naprawdę najważniejsza jest kreatywność. Jeśli liczyliście na emocjonalną fabułę, pełną zwrotów akcji i zagadek, to szybko odbijecie się od tytułu. Historia jest tu tylko pretekstem do coraz to bardziej wymyślnego wybijania kolejnych grup przeciwników. Kopniętego delikwenta można nabić na wszystko: od metalowych kolców, przez kaktusa, na latarni kończąc. Jeśli będzie on dodatkowo podpalony, kaleki (bo wcześniej już mu coś urwaliście), otruty i porażony prądem, to gra uraczy Was stosowną liczbą punktów i napisem w stylu ROZPIERDUCHA. Nie ma z resztą lepszego słowa na opisanie tego tytułu.
Niestety pozycja cierpi na dwie choroby: małą liczbę zmian w stosunku do oryginału oraz starość. Grafika nadal kłuje w oczy i widać, że poprawiano ją stosunkowo niskim kosztem. Twórcy nie pokusili się także o dodawanie nowej treści czy nawet zmianę bolączek pierwotnego tytułu. Przez te 7 lat wiele się zmieniło w branży i obecnie przeszkadzają takie rzeczy, jak np. słabo zaprojektowane lokacje, które blokują gracza na niewidzialnych ścianach. Mechanika poruszania się także pachnie już lekko starą szynką. Irytują też pewne ograniczenia w przemieszczaniu się i wchodzeniu do niektórych obiektów. Te wszystkie wady, wraz z wygórowaną ceną na premierę i dosyć krótką kampanią (ok. 7h), mogły odstraszać potencjalnych nabywców. Stało się jednak inaczej i osobiście cieszę się, że gra została ciepło przyjęta, a teraz dostępna jest dla szerszego grona posiadaczy konsoli PlayStation 4. Serwery trochę odżyją, a jak wiadomo - z kreatywnością jest tak, że co cztery głowy, to nie jedna. Warto dać grze szansę, tym bardziej że umożliwia ona naprawdę wiele chorych kombinacji mordowania przeciwników, które dają mnóstwo frajdy. Wspominałem, że można kogoś nadziać na kaktus?! Albo porazić prądem i zrzucić z dachu?! Albo…
Ocena: 7/10
Yakuza Kiwami - Tomasz Marciniak
Kiedy słyszysz, że to takie GTA, kiedy pałasz miłością do Japonii, ale niekoniecznie jRPG, i kiedy dostajesz coś takiego, długo się zastanawiasz, o co tu chodzi.
O Yakuzie słyszałem, że kult, że trzeba, że boska, jestem w takim wieku, że nic nie trzeba, a co najwyżej można o ile czas, rodzina i zobowiązania życia codziennego na to pozwolą. Z pewną dozą nieśmiałości kupiłem grę, cena jak za steelbook niska, aż się zacząłem zastanawiać, czy to nie jedna z limitowanych edycji kolekcjonerskich niezawierająca gry.
I przyznam się, że gra po pierwszym uruchomieniu długo poleżała na półce. Dlaczego? Samo wprowadzenie zajmuje naprawdę dużo czasu, musimy poznać historię, bo to trzon tej gry. Kiedy już wchłonęliśmy sporo fabuły, rozpoczyna się właściwa rozgrywka. To nie GTA, nie ma samochodów, które można ukraść, rozgrywka to chodzony beat 'em up, w którym przemieszczamy się pomiędzy misjami w Kamurocho - dzielnica jest mała, ale można wejść do większości sklepów, są minigry, jest jeszcze więcej minigier, nie wszystkie rozmowy mają lektora, jest dziwnie. Jak zapisać grę, a jest pewnie autosave, jutro sprawdzę dalej. Dzień świstaka - grę zapisujesz w budkach telefonicznych i znowu wprowadzenie, i znowu sekwencje, których nie możesz pominąć. Czas na półkę, może kiedyś.
„Kiedyś” zajęło trochę czasu, no ale dajmy szansę i oczyśćmy umysł, rozpoczynamy od nowa.
I tak powinieneś podejść do tej gry, to nie jest kalka w nowych szatach kopiująca inne tytuły, oczyść umysł i zapomnij o wszystkim na wiele godzin.
Historia jest mocna, trzyma w napięciu, opowiadana jest poprzez długie sekwencje filmowe przed i po zakończeniu misji, jest mnóstwo twistów w fabule, o której opowiadać można dużo, ale ciężko to zrobić bez spoilera. Jesteś Kiryu, wychodzisz z więzienia po 10 latach i nic nie jest już takie, jak to zostawiłeś.
Mechanika gry jest wspaniała: chodzony cudownie przerysowany beat 'em up z możliwością płynnej zmiany stylu walki, możliwością wykonywania spektakularnych finiszerów i specjalnych uderzeń po doładowania paska Heat. Okazji do jatki nie brakuje: ratujemy ludzi w opałach, walczymy z wrogimi klanami, fabuła również wprowadza świetne walki. Postać możemy rozwijać, kupując umiejętności (to te elementy RPG, o których wszyscy piszą…) i oczywiście możemy ją przebrać, wszak to Japonia!
Mapa gry jest niewielka, ale żyje. Wiem, że w dobie RDR 2 takie określenie może przyprawić o uśmiech politowania, ale immersja jest ogromna. Neony, sklepy, restauracje, kluby, salony gier, gdzie można spędzić kilka godzin na wyciąganiu zabawek z maszyny (słynny ufo catcher) czy ogrywając kultowe gry Segi. Przepadasz, naprawdę przepadasz na długie godziny. Wyścigi samochodzików RC, oglądanie filmów z hostessami, karaoke, taniec, okazjonalne potyczki z trollującym nas Majimą, który dba o naszą formę - jest tego mnóstwo, część się spodoba, część możesz pominąć, wszystko zależy od ciebie.
Misje poboczne są różne: są fedexy, są ciekawe i rozbudowane historie, nie jest to poziom Wiedźmina 3, ale pozwalają na dłużej zostać i jeszcze bardziej wtopić się neonową dzielnicę. Drażni system dialogów, sam tekst okraszony dźwiękiem informującym o rozpoczęciu nowej kwestii i czasem dziwne pozy postaci prowadzących telepatyczną pogawędkę.
Yakuza jest remakiem i to co zrobiono z 12-letnią grą to majstersztyk. Czasem przytrafią się jakieś gameplayowe archaizmy, ale i tak jest znakomicie. Grafika? No jest! Jest kolorowa, świetnie nawiązuje do epoki lat 90., które naprawdę dobrze pamiętam. Jakość jest na naprawdę wysokim poziomie, nie ma tu graficznych petard jak w ostatnich produkcjach, ale nie o to tu chodzi. Zwrócę jeszcze uwagi na cutscenki, które wyreżyserowaniem i grą wirtualnych aktorów zapewniają wspaniały seans.
Yakuza Kiwami pozwala grać jak chcesz: możesz wtopić się w grę, przechodząc side questy, pogrążyć się w różnych minigrach, możesz również skupić się na samej fabule i przeć do przodu, wtapiając się w naprawdę dobrą historie. Możesz, nie musisz - jak napisałem na początku. Gra zaoferuje ci tyle, ile sam chcesz od niej wziąć. Mnie podarowała ok. 100 godzin świetnej zabawy, a jeżeli bym zechciał, to nawet i drugie tyle.
Ocena: 8/10
Laureatom jeszcze raz gratulujemy, a wszystkim dziękujemy za udział w zabawie!