Pewnego razu... w Hollywood otrzyma serialową wersję. Pozostało wiele do opowiedzenia
9 film autorstwa Quentina Tarantino był bardzo wyczekiwanym obrazem, i został ciepło przyjęty przez recenzentów na całym świecie, choć pojawiły się także opinie, że sam reżyser jest zwyczajnie już zmęczony wykonywanym od lat zawodem, co przenosi się na jakość produkcji.
Niemniei jednak, film zarobił na całym świecie już ponad 300 milionów dolarów, a zainteresowanie produkcją wciąż utrzymuje się na bardzo wysokim poziomie. Jak się okazuje, reżyserska wersja "Pewnego razu...w Hollywood" trwała aż 4 godziny 20 minut, a ta ostateczna, która trafiła do kin na całym świecie zdecydowanie mniej, bo 2 godziny 40 minut. Fani więc zaczęli zastanawiać się, co też z taką ilością materiału powinno się zrobić.
W przypadku poprzedniego filmu Tarantinto, czyli "Nienawistnej Ósemki" niewykorzystane materiały posłużyły jako podwaliny do mini-serialu wyprodukowanego dla Netfliksa. Jak się okazuje, taki sam plan zostanie prawdopodobnie zastosowany w stosunku do ostatniej produkcji, co w rozmowie z dziennikiem The New York Times sugeruje sam Brad Pitt.
W przypadku serialu, twórcy mogą poświęcić dużo więcej czasu zarówno całej historii, jak i postaciom, także rozwinąć wątki, które w przypadku filmu zostałyby potraktowane mniej szczegółowo. Wszystko po to, by produkcja mogła zmieścić się w pewnych ramach. Właśnie dlatego zabieg zastosowany przez Tarantino przy "Nienawistnej Ósemce" jest tak ciekawy. To zderzenie dwóch światów - filmowego oraz serialowego. Widzowie otrzymują kinowe doświadczenie w bardziej rozbudowanej formie i z większą ilością treści.
A na 100 wyciętych z filmu minutach, możemy być świadkami Margot Robbie pływającej w basenie jako Sharon Tate, Jamesa Mardsena wcielającego się w Burta Reynoldsa i Danny'ego Stronga grającego Deana Martina.
Więcej na temat filmów i seriali na naszym portalu: