Milo żyje w chmurach...
Zgodnie ze wcześniejszymi obietnicami, po długich spekulacjach i garści plotek co do istnienia projektu, Peter Molyneux ostatecznie pokazał Milo & Kate szerszej publiczności. Oboje żyją i mają się dobrze - ale kierunek ich rozwoju każe wątpić w konsolowy finał...
Zgodnie ze wcześniejszymi obietnicami, po długich spekulacjach i garści plotek co do istnienia projektu, Peter Molyneux ostatecznie pokazał Milo & Kate szerszej publiczności. Oboje żyją i mają się dobrze - ale kierunek ich rozwoju każe wątpić w konsolowy finał...
Pokaz odbył się na konferencji TEDGlobal w Oxford, w części poświęconej "systemom ludzkim" i miał na celu ukazać kierunek rozwoju tej sztucznej inteligencji oraz możliwości interakcji, wpływających na jego postrzeganie świata. Już na wstępie Molyneux zaznaczył, że źródłem Milo jest "cloud computing" - dane nie są odtwarzane z tradycyjnej płyty, a "świadomość" postaci istnieje na serwerze, dzięki czemu może ona ciągle rozwijać się i uczyć, bazując na doświadczeniach i interakcjach z użytkownikami. Innymi słowy: tak właśnie rośnie inteligencja Milo.
Poznaliśmy też pierwsze detale czegoś, co można określić mianem "fabuły" projektu. Milo i Kate przeprowadzili się właśnie z Londynu do Nowej Anglii, a postać na scenie podczas pokazu odgrywała rolę ich nowego przyjaciela w nowym miejscu i nowym domu. Tak jak wiele innych projektów Petera, M&K zawiera system moralnych decyzji i wyborów, które działają w obie strony: nie tylko software uczy się o nas, ale także my kształtujemy poniekąd jego ostateczną "osobowość". Podczas pokazu dano tego przykład w postaci... tropienia ślimaków. W jednym momencie Milo zapytał się, czy może rozdeptać ślimaka - otrzymawszy zgodę uczynił to, co w/g Molyneux było właśnie jednym z momentów definiujących jego osobowość. Hmm... Twórca stwierdził także, że każdy Milo będzie inny, tak unikalny jak każdy użytkownik, który tworzy jego ostateczny "kształt" oraz inteligencję poprzez odpowiednie decyzje.
Demo obejmowało także "puszczanie kaczek" na wodzie oraz sprzątanie domu Milo i przestawianie rzeczy - oczywiście gestami przy pomocy Kinecta. Z technicznego punktu widzenia pokaz był imponujący - wszelkim ruchom i czynnościom towarzyszył niewielki lag, rozpoznawanie głosu działało rewelacyjnie, a Milo żywo reagował na wszelkie dyskusje, aktywnie uczestnicząc w konwersacjach.
Schodząc jednak na ziemię, należy sobie uświadomić kilka rzeczy. To, co mogło robić wrażenie na widzach, było de facto odgrywaniem ustalonego scenariusza - jak to bywa na pokazach - z określonym, odpowiednio przygotowanym kawałkiem kodu. Nie ulega wątpliwości, że Milo & Kate przygotowane dla publiczności na E3, a tym bardziej gotowe na premierę Kinecta - zamiast stosu gierek z awatarami - mogłoby przysporzyć Kinectowi świetnej prasy i diametralnie zmienić postrzeganie kontrolera Microsoftu przez media. Tak się jednak nie stało - co więcej, wątpliwe jest, czy Milo & Kate kiedykolwiek trafi na nasze konsole. Podczas TEDGlobal sam Molyneux nie ukrywał, że siła tego projektu leży w samoistnym rozwoju sztucznej inteligencji, dzięki systemowi podejmowanych decyzji oraz interakcjom z użytkownikiem. Ale to możliwe jest tylko, gdy "mózg" Milo stanowi "cloudowy serwer", umożliwiający odpowiednie zbieranie oraz interpretację napływających danych. Wciśnięcie Milo & Kate na dysk DVD jako zwykłe "danie" przeznaczone dla graczy byłoby... "ogłupieniem" tych postaci.
Jak podaje BBC, sam Molyneux poddaje w wątpliwość komercyjne wydanie swego projektu. Pomijając powyższe ograniczenia, wszystko jest wciąż w fazie dewelopingu, a Microsoft nie ma planów wrzucenia M&K na rynek.
Rodzi się więc pytanie: po co to wszystko? Po co całe zamieszanie i "halo wokół Milo"? Jako swoisty PR? Marketing nowego kontrolera, jego możliwości? Wszystko fajnie i pięknie - ale jeśli nie kończy to finalnie w napędzie naszego Xboksa 360, pozostaje rozgoryczenie, puste słowa i prasowe doniesienia, a gracz ostatecznie czuje się nabity w butelkę. Okazuje się więc, że Greenberg wiedział co mówi - a my wciąż czekamy na GRY, które pokażą moc Kinecta... Pokażą ją nam - a nie naszej rodzinie, siostrom i rodzicom.